Lodowatka bawiła się z Bystrą Wodą, jakby znali się całe życie, Rozkwit włączała się do ich rozmowy od czasu do czasu. Mleczyk jak zwykle trzymał się pół kroku za Jastrząb, obserwując niepewnie otoczenie. Wojowniczka uśmiechnęła się smutno. Tak mogłoby od zawsze wyglądać ich życie. Mogłoby.
Cieszyła się, że przynajmniej na tę parę chwil stawali się normalną rodziną. Kocięta powinny mieć ojca. A Bystra Woda w końcu był jej partnerem.
- Lodowatko, nie męcz taty - miauknęła z uśmiechem, widząc jak kotka wdrapuje się na plecy vana. Dawno nie widziała go takiego szczęśliwego.
- Jest okej - odparł, unosząc się nieporadnie na przednich łapach. - Co nie?
Liliowa energicznie pokiwała głową. Była już uczennicą, ale ciągle zachowywała się jak kociak. Nagle kotka się zatrzymała i zaczęła kaszleć.
- W porządku? - Jastrząb była już przy córce. - Znowu kaszlesz, zabiorę cię do medyka.
Lodowatka pokręciła łebkiem.
- Wszystko w porządku mamo, mech mi wszedł do nosa.
Niebieska zmierzyła ją niedowierzającym spojrzeniem, ale widząc uśmiech na pyszczku córki i błyszczące ślepia Bystrej Wody nie miała serca przerywać im zabawy.
- Niech ci będzie - miauknęła w końcu. - Ale jeśli znowu zaczniesz kaszleć, idziemy do medyka!
Liliowa już nie słuchała, zajęta zabawą. Westchnęła, uśmiechając się smutno do wpatrzonego w nią Mleczyka.
Naprawdę je kochała.
Patrzyła zszokowana na krew, którą jej córka wykaszlała razem ze śliną.
- M-mamo? - miauknęła słabo liliowa. - To chyba źle, prawda?
Parę uderzeń serca później były już u medyka. Potrójny Krok wyrzucił wojowniczkę z legowiska, każąc jej czekać na zewnątrz.
Tak bardzo się bała.
Nie musiała znać się na chorobach, żeby wiedzieć, co to oznaczało. Lodowatka mogła umrzeć.
Kaszel.
Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała?
Serce kocicy biło jak po szalonym biegu. Wszystkie elementy wskoczyły na swoje miejsca.
Zadrżała, choć nie było wiatru.
Dlaczego tego nie zauważyła?
Po jej głowie krążyła setka myśli. Bezwiednie wysuwała i chowała pazury, wpatrzona w wejście do legowiska medyka. Chciała tam wbiec i zażądać informacji, ale nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Dopóki nikt nie powiedział tego głośno, nie musiała się z tym mierzyć.
Jej córka umierała. Przez kaszel, którego wcześniej nie zauważyła.
- Jastrząb?
Odwróciła się, słysząc znajomy głos. Siostra usiadła obok niej i otarła się o nią delikatnie. Pocieszająco.
- Nie pilnujesz dzieci?
- Są z Gepardem. Słyszałam, co się stało. - Spojrzała siostrze w oczy. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Jastrząb nerwowo pokiwała głową. Tak, musiało być dobrze. To pewnie przesilenie po treningu, coś, co Potrójny Krok bez trudu wyleczy. Posłała siostrze słaby uśmiech, który bardziej przypominał grymas.
- Wiaterek i Wróbelek zostaną jutro mianowani, prawda?
Zmiana tematu podziałała. Pyszczek jej siostry rozjaśnił uśmiech.
- Tak. Jestem z nich taka dumna! No i w końcu będę mogła wrócić do obowiązków wojowniczki. Swoją drogą, wiesz kto wprowadził się dzisiaj do żłobka? Różana Słodycz. Starają się z Puszczykiem o dzieci i tym razem chcą być tak ostrożni jak to tylko możliwe.
Zamilkła. Obie wiedziały, jak mocno para przeżyła stratę pierwszego miotu. Jastrzębi Podmuch machnęła ogonem. Zadrżała, wciąż nie potrafiąc przestać się martwić.
- Będzie dobrze, zobaczysz - miauknęła Słoneczna Myśl, przytulając się do niej.
- Wróblowa Łapa! Wietrzna Łapa!
Stały w tłumie kotów, wykrzykując nowe imiona dzieci Słonecznej Myśli. Niebieska dostrzegła łzy wzruszenia w oczach siostry i przypomniała sobie, jak dumna była podczas mianowania własnych dzieci. Coś ścisnęło ją w środku. Lodowatka została na noc u medyka. Potrójny Krok wciąż nie chciał jej powiedzieć, co dolegało jej córce.
- Wróblowa Łapa! Wietrzna Łapa!
Nagle pyszczek Słonecznej Myśli wykrzywił grymas. Zgięła się w pół i zaczęła kaszleć, zostawiając na ziemi ślady krwi.
Serce Jastrzębiego Podmuchu na moment przestało bić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz