Siedział z boku, starając się nie wychylać. Łapał łapczywe oddechy, kuląc się, bo wierzył naiwnie w głębi serca w moc własnego futra. Bury idealnie zlewa się z ziemią, nieprawdaż? Kamuflaż zapewni anonimowość, anonimowość brak uwagi, a to zapewni spokój.
Przynajmniej tak mu się zdawało.
Usłyszał ciche powitanie Sroczej Łapy i od razu podskoczył, wyglądając jak napompowana piłka w ciemniejszym kolorze. Sierść Droździej Łapy napuszyła się niesamowicie, serce zaczęło szybciej bić, a kolory otoczenia stały się jedną, wielką plamą, bez żadnych detali czy konturów przedmiotów.
- T-ty... N-nie za-za---bijajajaj... mnieeeeeeeeeee, nie zrobiłem nic z-złego - miauknął panicznie, unosząc ogon ku górze. Cofał się. - Ja... Muszę... iść... do.... krzaczków... - powiedział to, co pierwsze przyszło mu do głowy i zwiał.
Bury wziął głęboki wdech, gdy skrył się w bezpiecznej odległości od Sroczej Łapy. Ufff, w końcu był bezpieczny. Przynajmniej przez kilka uderzeń serca.
Stał przed legowiskiem medyka, bo usłyszał o omdleniach Sroczego Pióra i poczuł drobne fale współczucia wobec współklanowicza. Do uszu syna Łabędziego Plusku doszła jedna wielka paplanina Bursztynowego Pyłu. Droździ Trel nie wytrzymałby minuty treningu na medyka z takim kremowym gadułą. Umarłby na miejscu z nudów. Tak, z nudów. Ile można paplać i paplać, i paplać, i.... zgadnijcie co. Tak! Paplać! Bez wzięcia żadnego głębszego oddechu, bez żadnej przerwy, bez niczego. Bluszczowa Łapa musiał mieć nerwy ze stali (albo okazać się masochistą), że wytrzymywał obecność tego osobnika dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Westchnął ciężko, zauważając wychodzącego Srocze Pióro z legowiska medyków.
Jak miał go zagadać? Jak rozpoczynać rozmowy bez zapowiedzi? Pobawić się w koci stand up? Zgrywać głupa? Wpaść na niego, udając, że chwilę wcześniej szukał wśród chmur inspiracji?
Oj, oj, najbliższe chwile nie zapowiadały się ciekawie.
- Hej...h-hej... - przywitał się, podchodząc nieśmiale. Nie śmiał spojrzeć w oczy Sroczego Pióra, za bardzo się wstydził, totalnie. Żółty kolor przyciągał owady, więc pewnie podobnie działa to na złą opinię u kotów. - Chcesz.... iść na grzyby? Zna-zna-znaczy-y na zioła! Nie na ćpanie! Nie, nie, nie.... Źle... Inaczej - odchrząknął, czując drżenie poduszeczek łap i czubków uszu. Wyszedł na kretyna, totalnego kretyna! Nikogo innego. Oh, przodkowie, jak to się mogło stać? - Chceszpopatrzećnakociakiwżłobku? - wypalił Droździ Trel.
Przynajmniej tak mu się zdawało.
Usłyszał ciche powitanie Sroczej Łapy i od razu podskoczył, wyglądając jak napompowana piłka w ciemniejszym kolorze. Sierść Droździej Łapy napuszyła się niesamowicie, serce zaczęło szybciej bić, a kolory otoczenia stały się jedną, wielką plamą, bez żadnych detali czy konturów przedmiotów.
- T-ty... N-nie za-za---bijajajaj... mnieeeeeeeeeee, nie zrobiłem nic z-złego - miauknął panicznie, unosząc ogon ku górze. Cofał się. - Ja... Muszę... iść... do.... krzaczków... - powiedział to, co pierwsze przyszło mu do głowy i zwiał.
Bury wziął głęboki wdech, gdy skrył się w bezpiecznej odległości od Sroczej Łapy. Ufff, w końcu był bezpieczny. Przynajmniej przez kilka uderzeń serca.
teraz
Westchnął ciężko, zauważając wychodzącego Srocze Pióro z legowiska medyków.
Jak miał go zagadać? Jak rozpoczynać rozmowy bez zapowiedzi? Pobawić się w koci stand up? Zgrywać głupa? Wpaść na niego, udając, że chwilę wcześniej szukał wśród chmur inspiracji?
Oj, oj, najbliższe chwile nie zapowiadały się ciekawie.
- Hej...h-hej... - przywitał się, podchodząc nieśmiale. Nie śmiał spojrzeć w oczy Sroczego Pióra, za bardzo się wstydził, totalnie. Żółty kolor przyciągał owady, więc pewnie podobnie działa to na złą opinię u kotów. - Chcesz.... iść na grzyby? Zna-zna-znaczy-y na zioła! Nie na ćpanie! Nie, nie, nie.... Źle... Inaczej - odchrząknął, czując drżenie poduszeczek łap i czubków uszu. Wyszedł na kretyna, totalnego kretyna! Nikogo innego. Oh, przodkowie, jak to się mogło stać? - Chceszpopatrzećnakociakiwżłobku? - wypalił Droździ Trel.
<Sroczku?>
Wyleczony: Srocze Pióro
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz