- Kim jest Niebiański Lot?
Zachodzący Promyk zastanawiała się, dlaczego córka Sroczego Żaru miała w oczach lekką panikę, gdy patrzyła na jej poharataną łapę. Bura nabrała powietrza w płuca i otworzyła pysk, jednak do głowy nie przyszła jej żadna sensowna odpowiedź.
- Wojownikiem Klanu Klifu i twoim ojcem – wypaliła głupio, patrząc na swoje łapy. – Ekhm… Macie podobne futra. I ociupinkę różne charaktery, ale i tak masz spore szczęście. - dodała niechętnym tonem, odwracając wzrok.
- Sz-szczęście? – spytała niepewnie cynamonowa koteczka, posyłając królowej zaskoczone spojrzenie. Zachodzący Promyk wykrzywiła pysk i odwróciła się. Nie miała zamiaru okazywać żalu przed małą gówniarą, ale jednak coś ukłuło ją w miejscu, w którym chyba powinno być serce. Bura potwornie tęskniła za swoją matką, a ojca nigdy nie widziała na oczy. Czasem czuła, że powinien z nią być i ją wspierać. Ją i jej mamę. Skrycie wyobrażała go sobie jako przystojnego, doświadczonego wojownika, jednakże wiedziała, że coś takiego nigdy nie mogło się ziścić. Pewnie był jakimś zapuszczonym samotnikiem albo kocurem z innego klanu, wszystko było jej jedno.
- No, bo masz ojca w klanie.
Pójdźka zgarbiła się i spojrzała na Zachodzący Promyk tymi swoimi wielgachnymi oczami, po czym lekko pokręciła główką.
- O-on jest moim tatą? Ale on się z nami nie bawi… I-i był z kociarni tylko raz…
Zachód wzruszyła obojętnie ramionami i oplotła drobną Pójdźkę ogonem, aby następnie przysunąć ją do siebie. Mała lekko się spięła, ale nie zaprotestowała głośno.
- Kocury czasami tak mają – tłumaczyła chudej kotce z miną ekspertki – że mają w poważaniu swoje potomstwo. Ale nie przejmuj się. Jak już zostaniesz uczennicą, to może ten ślepak zobaczy, że jesteś coś warta.
Odpowiedź nie nadeszła, a Zachodzący Promyk zastanawiała się, co też dzieje się w głowie córki Sroczego Żaru.
***
Zachodzący Promyk ziewnęła potężnie, po czym wstała i przeciągnęła się, aż coś przyjemnie chrupnęła w jej kręgosłupie. Zamruczała głośno. Tego dnia wyjątkowo nie wstała lewą łapą, a pozostałymi trzema nie miała zamiaru deptać jeszcze śpiących pobratymców. Od zawitania na nowych terenach minęło kilkanaście wschodów i zachodów słońca, a ona nie miała do roboty zbyt wiele poza przedrzeźnianiem innych klanowiczów. Z zapałem wykonywała zleconą jej robotę. No, co prawda Lisia Gwiazda zarządził jakieś naprawy obozu, ale ona nie była już uczennicą. Nie musiała brać w czymś takim udziału, to się nie godziło wojownikom. Ona miała dużo większe ambicje, na przykład znalezienie sobie jakiegoś kota do zaczepiania i irytowania.
Przeleciała wzrokiem po polance i otworzyła pyszczek w zachwycie. Jednego nie można było jej odmówić: od czasu mianowania jej kociąt zrobiła się jeszcze bardziej upierdliwa. Dźwignęła się na łapy i wesołym truchtem pobiegła do Pójdźkowej Łapy, chcąc znaleźć z uczennicą jakiś wspólny punkt zaczepienia. Koteczka siedziała na uboczu, uważnym spojrzeniem pary żółtych ślepi obserwując obozowe życie. Drgnęła, gdy kątem oka dostrzegła podchodzącą do niej burą kocicę.
- Ładna dzisiaj pogoda, czyż nie, skarbie? – zapytała mocno sztucznym, wesołym głosem. Pójdźkowa Łapa odwróciła główkę w jej stronę i delikatnie nią skinęła, zaś Zachodzący Promyk miała ochotę splunąć, czując aż tyle słodyczy w swoim głosie.
- Myślałaś już o tym, co ci wtedy mówiłam? – zagadała już swoim typowym, normalnym, nieprzyjaznym tonem głosu. Bo przecież bardzo przejmowała się tym, że może cynamonową koteczkę jeszcze mocniej do siebie zrazić. Bardzo.
<Pójdźkowa Łapo?>
Zachodzący Promyk zastanawiała się, dlaczego córka Sroczego Żaru miała w oczach lekką panikę, gdy patrzyła na jej poharataną łapę. Bura nabrała powietrza w płuca i otworzyła pysk, jednak do głowy nie przyszła jej żadna sensowna odpowiedź.
- Wojownikiem Klanu Klifu i twoim ojcem – wypaliła głupio, patrząc na swoje łapy. – Ekhm… Macie podobne futra. I ociupinkę różne charaktery, ale i tak masz spore szczęście. - dodała niechętnym tonem, odwracając wzrok.
- Sz-szczęście? – spytała niepewnie cynamonowa koteczka, posyłając królowej zaskoczone spojrzenie. Zachodzący Promyk wykrzywiła pysk i odwróciła się. Nie miała zamiaru okazywać żalu przed małą gówniarą, ale jednak coś ukłuło ją w miejscu, w którym chyba powinno być serce. Bura potwornie tęskniła za swoją matką, a ojca nigdy nie widziała na oczy. Czasem czuła, że powinien z nią być i ją wspierać. Ją i jej mamę. Skrycie wyobrażała go sobie jako przystojnego, doświadczonego wojownika, jednakże wiedziała, że coś takiego nigdy nie mogło się ziścić. Pewnie był jakimś zapuszczonym samotnikiem albo kocurem z innego klanu, wszystko było jej jedno.
- No, bo masz ojca w klanie.
Pójdźka zgarbiła się i spojrzała na Zachodzący Promyk tymi swoimi wielgachnymi oczami, po czym lekko pokręciła główką.
- O-on jest moim tatą? Ale on się z nami nie bawi… I-i był z kociarni tylko raz…
Zachód wzruszyła obojętnie ramionami i oplotła drobną Pójdźkę ogonem, aby następnie przysunąć ją do siebie. Mała lekko się spięła, ale nie zaprotestowała głośno.
- Kocury czasami tak mają – tłumaczyła chudej kotce z miną ekspertki – że mają w poważaniu swoje potomstwo. Ale nie przejmuj się. Jak już zostaniesz uczennicą, to może ten ślepak zobaczy, że jesteś coś warta.
Odpowiedź nie nadeszła, a Zachodzący Promyk zastanawiała się, co też dzieje się w głowie córki Sroczego Żaru.
***
Zachodzący Promyk ziewnęła potężnie, po czym wstała i przeciągnęła się, aż coś przyjemnie chrupnęła w jej kręgosłupie. Zamruczała głośno. Tego dnia wyjątkowo nie wstała lewą łapą, a pozostałymi trzema nie miała zamiaru deptać jeszcze śpiących pobratymców. Od zawitania na nowych terenach minęło kilkanaście wschodów i zachodów słońca, a ona nie miała do roboty zbyt wiele poza przedrzeźnianiem innych klanowiczów. Z zapałem wykonywała zleconą jej robotę. No, co prawda Lisia Gwiazda zarządził jakieś naprawy obozu, ale ona nie była już uczennicą. Nie musiała brać w czymś takim udziału, to się nie godziło wojownikom. Ona miała dużo większe ambicje, na przykład znalezienie sobie jakiegoś kota do zaczepiania i irytowania.
Przeleciała wzrokiem po polance i otworzyła pyszczek w zachwycie. Jednego nie można było jej odmówić: od czasu mianowania jej kociąt zrobiła się jeszcze bardziej upierdliwa. Dźwignęła się na łapy i wesołym truchtem pobiegła do Pójdźkowej Łapy, chcąc znaleźć z uczennicą jakiś wspólny punkt zaczepienia. Koteczka siedziała na uboczu, uważnym spojrzeniem pary żółtych ślepi obserwując obozowe życie. Drgnęła, gdy kątem oka dostrzegła podchodzącą do niej burą kocicę.
- Ładna dzisiaj pogoda, czyż nie, skarbie? – zapytała mocno sztucznym, wesołym głosem. Pójdźkowa Łapa odwróciła główkę w jej stronę i delikatnie nią skinęła, zaś Zachodzący Promyk miała ochotę splunąć, czując aż tyle słodyczy w swoim głosie.
- Myślałaś już o tym, co ci wtedy mówiłam? – zagadała już swoim typowym, normalnym, nieprzyjaznym tonem głosu. Bo przecież bardzo przejmowała się tym, że może cynamonową koteczkę jeszcze mocniej do siebie zrazić. Bardzo.
<Pójdźkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz