Siedziała, wpatrując się w swoje łapy. Przynajmniej tutaj
deszcz nie moczył jej futra, więc minus jeden do nędznego nastroju.
Kocur obok niej chrząknął, drapiąc się za uchem.
- Pomóc ci?
Przez chwilę Słodka nie rozumiała, o co chodziło jej
przyjacielowi. Dopiero kiedy ujrzała jego zawstydzony pysk, zorientowała się,
iż kocur chce jej pomóc w… Pielęgnacji.
- Pe-ewnie… Czemu nie? - O ile propozycję przyjęła
normalnie, to w jej głosie wciąż była wyczuwalna nić trwogi.
Wojownik niepewnie, a tak naprawdę próbując ukryć
poirytowanie, wziął się za gładzenie jej futra swoim ciepłym językiem. W
niektórych miejscach woda spływała po jej ciemnym futrze tak intensywnie, że
zastanawiał się, czy na pewno sam to przeżyje.
- Dziękuję… - Wyszeptała, przerywając ciszę.
Aronia wczuł się w wykonywanie tamtej czynności tak bardzo,
że nie potrafił przetworzyć w mózgu słów kotki.
- Hm? - Popatrzył na nią zdziwiony.
Płaskopyska utkwiła swój wzrok w ziemi.
- Dziękuję za to, co powiedziałeś.
***
Słodki Języku! - Wykrzyczała o dziwo zawsze milcząca Cichy
Potok. - Zaczęło się!
Cały klan się zdziwił, kiedy Lśniąca Łapa trafiła do
kociarni. Nikt nic nie wiedział, nie było wiadome, kto jest ojcem kociąt, czy
pochodzi on z Klanu Nocy i jakim cudem do tego doszło. Trzy pytania, odpowiedzi
żadnej, ale z tego, co wywnioskowała Medyczka podczas rozmowy z Pstrągowym
Pyskiem, zastępczyni lidera nie spocznie, póki delikwent nie otrzyma
sprawiedliwie (bądź też nie) wymierzonej kary.
- Jestem, już jestem! - Wbiegła do legowiska z zapasem
patyków. Wsadziła je do pyska Lśniącej, nakazując z całej siły je przygryźć. -
Spokojnie, nie panikuj, to najważniejsze. Jesteś w bezpiecznym miejscu, to nie
mój pierwszy odbierany poród. - Pogładziła uczennicę, by ta się uspokoiła.
W końcu co innego miała jej powiedzieć? Żeby przestała się
wiercić, bo kociaki się uduszą? Pierwszą cechą każdego Medyka powinien być
spokój i umiejętność rozmowy z kotami.
- Musisz przeć, bardzo mocno. – Słodka dawała pacjentce instrukcje,
aby wszystko udało się bez żadnych przeszkód.
Zawsze odważna, liliowa szylkretka tym razem siała
największy zamęt. W końcu, kiedy na świecie pojawiła się główka pierwszego
malucha, trochę się uspokoiła zauważając, iż to wcale nie takie straszne.
Bolesne, ale piękne.
***
Perska w zadumie rozmyślała nad nierzeczywistym
podobieństwem dwójki kociąt do Aronii. Nie śmiała snuć żadnych teorii przeciw
niemu, aczkolwiek Pigwa i Poziomka wyglądały jak jego istne kopie. Te rysy
pyska, umaszczenie, a nawet uszy… Dwójka pozostałych kruszynek wpadała już bardziej
w kanon piękna matki. Coś tutaj było definitywnie podejrzane.
- Zostań z nimi, dobrze? - Otarła swój ogon o asystentkę. -
Wychodzę po koper.
Nie minęła chwila, a już zaopatrzyła się we wszystko, co
chciała. Właśnie miała wejść ponownie do środka, ale zauważyła Aronie. A jak
już go zauważyła, to również go zaczepiła.
- Aroniowy Podmuchu, pójdziesz ze mną odwiedzić Lśniącą Łapę? - Odłożyła zioła na ziemie, w końcu nie wypadało mówić z pełnym pyskiem. -
Wiesz, że jeden kociak jest dość podobny do ciebie? - Zerknęła na niego,
wyczekując reakcji.
- Najwidoczniej amant Lśniącej Łapy nie jest taki paskudny,
jak myślałem. – Mruknął z przekąsem, po czym przysiadł się do kotki. - Wiesz,
że nie lubię gówniaków, już mi starczy kontaktów z kociakami Oblodzonej
Sadzawki i tego gejucha…
Słodki Język zachichotała, po czym odetchnęła z ogromną
ulgą. A więc to nie jego kociaki, zresztą, to było oczywiste! Jak mogła go o to
podejrzewać… Poczuła się aż głupio. Jednak kocur mógł jej przynajmniej pomóc.
- Oj nie będzie tak źle. - Zachęciła samca. - Poza tym, sama
nie dam rady tle unieść. - Przeszyła ślepia Aronii błagalnym wzrokiem, tak by
kocur nie mógł jej odmówić.
Jak zwykle jej niezawodny urok dał radę i już po przebyciu
długości drzewa znaleźli się wśród nowo narodzonych.
Wojownik stanął jak najbliżej wyjścia, jego prawa powieka
drgała.
Czarna kotka najpierw podeszła do nowej karmicielki, a
następnie młodych Oblodzonej Sadzawki. Skarżyły się ciągle na bóle brzucha i
wymioty, biedactwa.
- Już nigdy nie tknę ryby… - Gruszka dygotał z powodu zimna.
Słodka zmarszczyła czoło.
- Ryby? - Powtórzyła za czekoladowym.
Syn Kaczego Pląsu wskazał łapką na Aroniowy Podmuch, który
wciąż stał zniecierpliwiony w tym samym miejscu. Czyżby zaszło tutaj coś, o
czym Medyczka nie miała pojęcia? Jakim cudem kociaki dostały rybę jako
pożywienie, przecież chyba na nowych terenach nie ma żadnych latających
gatunków. Oj, trzeba było przeprowadzić dochodzenie.
Upewniła się, że wszyscy zjedli zioła, a następnie
skierowała się w stronę swojego przyjaciela.
- Musimy porozmawiać. - Skwitowała, wychodząc.
Czarno-biały poczuł ogromny niepokój. Czyżby dziwnopyska
dowiedziała się prawdy dotyczącej prawdziwego ojca kociąt? Dygotał się bardziej
niż Gruszka, jego łapy drżały, stał jak głupi, zastanawiając się, czy wyjść czy
ich wszystkich wyrżnąć, zanim cokolwiek mu zrobią.
<Arońko skarbie? xD Tylko tam spokojnie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz