*naprawiamy czaso bo Hachi zjebała*
Stał osłupiały nad strumykiem, spoglądając w swe odbicie w tafli wody. Oczy miał zamglone, pysk lekko uchylony. Lisia Gwiazda sprawiał wrażenie wpadnięcia w swego rodzaju trans, amok... Sam kocur nie wiedział co się z nim dzieje, jakby jakaś niewidzialna siła trzymała mu łeb w jednym miejscu i kazała się patrzeć w swoje odbicie.
- Co do... - warknął, gdy przez moment dostrzegł w tafli wody czerwoną ciecz cieknącą z jego pyska. Machinalnie oblizał się, jednak wręcz intensywna czerwień nie zniknęła. Jednym silnym uderzeniem łapy sprawił, że jego odbicie zniknęło, zaś jego futro zostało trochę zmoczone. Wiatr z północy przyniósł obrzydliwy zapach wilczaków, przyprawiając rudzielca o wymioty, a także o chęć mordu. Wysunął pazury, skrobiąc nimi po jednym z nielicznych kamieni.
- L-lisia...
- Czego? - sarknął, słysząc tak dobrze znany mu głos. Łabędzi Plusk. Największa pierdoła w klanie klifu, jaka tylko chodziła po ziemi. Jednakże lojalności nie mógł mu odmówić - wszak wyszkolił ucznia, co z tego, że ten cholerny Barwinek dostał od niego po mordzie? Przecież to nie wina pointa, że ta czarna wywłoka miała równie skretyniałego ojca co on. Ta... Koza. Lis nadal nie wiedział, jakim cudem nie rozszarpał go na drobne kawałeczki, przy okazji nie wywlekając jego flaków na sam środek obozu, jednak wiedział jedno - ta ochota rosła w nim z każdą chwilą, gdy tylko widział jego krzywą mordę.
- S-sprawozdanie z-z p-pat-trolu... - miauknął Łabędź, dygocząc na całym ciele niczym galareta. Kocur uniósł łeb, przyglądając się uważnie wojownikowi - M-mogę? - szepnął, odwracając łeb w bok. Pręgowany skrzywił pysk, łapiąc syjama za pysk.
- Kiedy mówisz do mnie, masz mi patrzeć prosto w pysk, zrozumiano? - sarknął. W odpowiedzi otrzymał nieśmiałe skinięcie łbem. Korzystając jednak z faktu, że kocur nie ma na tyle odwagi, by wyrwać pysk ze swojego uścisku, jakby znudzony zaczął mu się przyglądać - Strasznie schudłeś. Zacznij więcej jeść - w jego głosie nie dało się usłyszeć żadnej prośby, czy też troski. Był to sowity rozkaz, wypowiedziany jakby od niechcenia. Kolejne skinięcie głową i tym razem Łabędzi Plusk, a raczej jego pysk, został uwolniony z uścisku.
- W-więc... Z-zwierzyny jest d-d-u-użo... J-jak p-p-rzyjdzie zima m-moż-żemy s-spróbo-ować p-polować na k-kury... - odparł, starając się patrzeć Lisowi prosto w oczy, które aż niebezpiecznie błysnęły na wieść o nowym źródle pożywienia - N-nied-daleko j-jest f-farma... Ż-żadnych ś-śl-ladów w-wroga - dodał zaraz, prostując się. Lis czuł na sobie jego wzrok, gdy podczas wywodów przybłędy spoglądał na swe pazury.
- Prowadź - zażądał bez żadnych ogródek. Słońce było w zenicie, więc jeśli dotrą na wcześniej wspomnianą farmę w miarę szybko, to o ile nic ich tam nie zatrzyma, wrócą jeszcze przed zachodem słońca. Wiedział, że od kiedy Berberys jest jego cudowną zastępczynią może sobie na takie wyprawy pozwolić.
- Co?
- To, co słyszałeś. Prowadź, chyba, że mam twoje wnętrzności rozrzucić ptakom na pożarcie - syknął, pusząc całe futro na swym ciele.
< Łabędzi Plusku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz