- Wracajmy, nudne zdechlaki! - Zaczął na nowo, a Barwinkowa Łapa przewrócił oczami. - Pic mi się chce! Gorąco mi!
- Już niedługo - odparła jego matka.
Nocek, wcale nie przekonany w pewnej chwili usiadł w miejscu, zarządzając swój własny, mały protest.
- Nie! Nogi mnie bolą, wy kupy futra. - Powiedział głośno.
- A co mnie to, dzieciaku? - Zapytał go Barwinkowa Łapa, trzepiąc ogonem. - Księciem jesteś?
- Tak! - Mruknął dumnie Nocek.
Barwinkowa Łapa obejrzał teren dookoła. Byli już na miejscu. Uśmiechnął się przebiegle, odwracając głowę w stronę małego.
- W takim razie, mój drogi książę - zaczął, idąc za plecy młodego. - idź przodem.
- Mówiłem, że nie chcę już! - Kłócił się.
Barwinkowa Łapa widział, jak jego matka przewraca oczami. Czarny kocur westchnął cicho, biorąc młodego w zęby. Zaniósł go ostrożnie, mimo jego głośnych protestów aż pod jamę lisa. Sam doskonale wiedział, że żadnego tam nie było, nie słyszał żadnych dźwięków, które by wskazywały na coś innego.
Położył kociaka przed wejściem, a ostry odór lisa dosięgnął ich nozdrzy. Barwinkowa Łapa mimowolnie spiął się, po chwili zostawiając osłupiałego Nocka samego. Odszedł parę kroków, a ten wielce waleczny malec zaczął tracić na humorze.
- Sądzisz, że to coś da? - Zachodzący Promyk zadała mu to pytanie nieco znudzona. Było gorąco, a kotka na pewno chciała już wrócić do klanu i położyć się w cieniu.
- Nie wiem - odparł.
Po kilku uderzeniach serca usłyszeli głośny pisk Nocka, a po chwili zobaczyli czarną kulkę biegnącą w ich stronę.
Barwinkowa Łapa uśmiechnął się pod nosem. Kociak zaczął ujadać nad swoim losem, oskarżając ich (w szczególności ucznia Łabędziego Plusku) o swoje nerwy.
Zachodzący Promyk starała się go uspokoić, raz po raz posyłając nie odgadnione spojrzenia uczniowi.
Wrócili do obozu, a kilka godzin później wznowili podróż. Po długim czasie dotarli w końcu na tereny, które miały być ich nowym domem. Wszystkie koty ciężko pracowały, by jakoś to wyglądało.
W tym też czasie Barwinkowa Łapa został mianowany na Barwinkowy Podmuch, dostając od Lisiej Gwiazdy spory łomot. Zatrzymal jednak głowę, więc nie było tak źle. Siedział na skraju legowiska medyków, a jego mocno obite i podrapane kończyny wciąż bolały. Zaburzało mu w brzuchu, więc rozejrzał się, dostrzegając matkę Nocka.
- Heeej, Zachodzący Promyku! - Zawołał ją, mając nadzieję, że kotka spełni jego marzenie o posiłku. W końcu on ledwo mógł się ruszać!
<Zachodzący Promyku? Barwinek nie jest umierający, więc możesz odmówić dania mu myszki XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz