Minęło parę wschodów od epizodu z kocimiętką i Lśniącą Łapą, a ta gówniara trafiła do żłobka. Kocur nie spodziewał się, że ktokolwiek zechce przelecieć to coś, ale najwidoczniej znalazła jakiegoś amanta. Wolał nie wnikać w spaczony gust tego kocura. Kierował właśnie łapy w jej stronę, w końcu czyż to nie była idealna sytuacja do podokuczania tej głupiej kupie futra? Siedziała osamotniona na skraju obozu, więc idealnie, by nikt im nie wparował w rozmowę.
— Co to za farciarz, co Lśniąca Łapo? Musisz koniecznie przyprowadzić go do klanu, Pstrągowy Pysk marzy by poznać zięcia — rzucił ironicznie, zerkając na kotkę.
Jej grobowa mina podpowiadała mu, że jednak tak jej nie wkurzy.
— No co się wstydzisz, Lśniąca Łapo, przecież tylko złamałaś kodeks wojownika, więc chyba nie ma się o co martwić — poszedł inną ścieżką, jednak kotka uparcie milczała. — No weź, zdradź kto to — zaczął już wypytywać z czystej ciekawości. — Pstrągowy Pysk na pewno da mu pięć sekund forów na ucieczkę nim rozszarpie mu gardło.
Kotka spojrzała na niego. Z niebieskich ślip aż bił chłód. Kotka wstała i zrobiła krok przed siebie. Ciężarny brzuch coraz lepiej się rysował na jej potężnej sylwetce.
— Znasz go, Aroniowy Podmuchu — rzuciła ostro. — To ty i nie sądzę, by Pstrągowy Pysk dała ci jakiekolwiek fory, ale możemy zaraz się dowiedzieć.
Pierwszą reakcją kocura było jedno stanowcze "nie". Nie było opcji by dotknął jakkolwiek to lisie łajno nawet jeśli miał zostać za to liderem. Jednak uczennica Bobrowej Kłody nie wyglądała jakby żartowała. Zaczął analizować ostatnie wschody słońca, wciąż nie wierząc ani trochę w słowa kotki. Był przekonany, że ta mała gówniara tylko mu to wmawia, żeby chronić swego kochanka. Jednak nagle w jego łbie pojawił się obraz, którego tak bardzo pragnął nie pamiętać.
— Kocimiętka — szepnął bardziej do siebie.
Wbił pazury w ziemię.
Nie.
To nie mogła być prawda.
Spojrzał na Lśniącą Łapę, która nawet nie zaprzeczała i nagle zrozumiał jak w czarnej jest dupie. Nie co, że złamali kodeks wojownika to jeszcze na dodatek był to bachor Pstrągowe Pyska. Jego ulubionej kotki w całym klanie. Serce biło mu jak szalone, a we łbie pojawiały się przeróżne wizje. Niezbyt pozytywne.
— Nie możesz jej powiedzieć — warknął groźnie, podbiegając do Lśniącej Łapy.
Kotka podniosła zaciekawiona brew.
— Ah, tak? Bo co? Myślisz, że mi zależy na twoim marnym życiu? — zapytała, próbując odejść od wojownika.
Kocur jednak znów zastąpił jej drogę. Wiedział, że nie może jej teraz puścić. Inaczej mógł już się pożegnać z rodzimym klanem, a nawet i życiem. Musiał znaleźć haka na tą gówniarę. Do łba wpadł mu pomysł. Niezbyt szlachecki, ale nadający się.
— Proszę bardzo idź — zaszedł jej z drogi, puszczając szylkretkę wolno. — Ale jeśli komuś zdradzisz lub ktoś się "domyśli", że to moje kocięta, przyrzekam ci, zabije te bachory i zakopię tak, żebyś nigdy nie mogła znaleźć ich malutkich ciałek — wysyczał, wbijąc przenikliwe spojrzenie w kotkę.
Pomimo że zmyślał Lśniąca Łapa chyba mu uwierzyła, ponieważ w parę uderzeń serca jej niebieskie ślipia zapełniły się łzami. Nawet zaczęła coś mamrotać pod nosem, ale Aronia zignorował to.
Główny cel został osiągnięty.
Pomimo że zmyślał Lśniąca Łapa chyba mu uwierzyła, ponieważ w parę uderzeń serca jej niebieskie ślipia zapełniły się łzami. Nawet zaczęła coś mamrotać pod nosem, ale Aronia zignorował to.
Główny cel został osiągnięty.
* * *
Poród gówniaków tego gówniaka przyszedł szybciej niż mógł się spodziewać. Słodki Język zamartwiała się o wcześniaki, które raczej nie miały łatwego startu, patrząc na ich słabe i wątłe ciałka. Jednak z opowieści Owczego Futerka wynikało, że wcale nie są takie mizerne skoro ciągle napierdalały się w walce o mleko. Kocur pomimo tego że jego kociaki były już jakiś czas na świecie, nadal nie odwiedził młodej karmicielki. Bo po co, nawet nie uważał tego gówniarstwa za swoje. Rozejrzał się znudzony po obozie, większość współklanowiczów albo właśnie odwiedzała Lśniącą Łapę, albo gawędziła o jej jakże cudnych kociakach. Na horyzoncie nieoczekiwanie pojawiła się Słodka Łapa, która tylko na widok przyjaciela, podbiegła do niego. W swoim płaskim pyszczku trzymała całą kupę ziół zapewne przeznaczonych dla młodej matki.
— Aroniowy Podmuchu, pójdziesz ze mną odwiedzić Lśniącą Łapę? — zapytała Słodki Język, kładąc zioła na ziemi. — Wiesz, że jeden kociak jest dość podobny do ciebie? — rzuciła niby niewinnie, spoglądając na przyjaciela z zaciekawieniem.
Aronia zmarszczył się. Właśnie tego mu było trzeba. Podobnego do niego gówniaka. Durna Lśniąca Łapa nawet urodzić kociaki dobrze nie potrafi.
— Najwidoczniej amant Lśniącej Łapy nie jest taki paskudny jak myślałem — mruknął, przysiadając koło przyjaciółki. — Wiesz, że nie lubię gówniaków, już mi starczy kontaktów z kociakami Oblodzonej Sadzawki i tego gejucha — dodał pod nosem.
Dziwnopyska uśmiechnęła się.
— Oj nie będzie tak źle — stwierdziła pozytywnie kotka. — Poza tym sama nie dam rady tyle unieść — dodała, zerkając a to na zioła, a to na kocura.
Aronia westchnął i wywrócił oczami.
Głupia baba.
Chwycił w pysk zioła i pomaszerował wraz z kotką do żłobka.
<Słodki Języku? albo ktokolwiek?>
W sumie to mogę odpisać, w jednym odpisie zamieszczę opis do dwóch opek uwu.
OdpowiedzUsuń