BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

28 czerwca 2025

Od Rudzik

Bardzo mała, ruda kuleczka kręciła się w brzuchu swojej matki, aby jak najszybciej wydostać się na wolność. Czuła dodatkowo, jak coś nią poruszało od zewnątrz, tak, jakby chciało jej pomóc ustawić się w odpowiedniej do tego pozycji. Nie minęło nawet kilka uderzeń serca, a kotka leżała już na legowisku. Uderzył w nią zapach innych zwierząt, który nie był odpowiednio natężony. Zdawało się bowiem, że nie oddycha. Nie piszczała i nie poruszała się, tak jakby jeszcze nie była na nią pora. A może właśnie była, lecz coś po prostu było nie tak? Jej drogi oddechowe były jeszcze nie dotlenione, co wpływało na stworzenia, które czuła jak za mgłą. Tak, jakby odchodziła z tego świata. Musiała się z tego wyrwać! Jak mogłaby nie przeżyć, przecież czeka na nią tyle ekscytujących momentów! Jak mogłaby to wszystko przegapić? Już po chwili zaczęła głośno piszczeć. Ktoś jej zdążył pomóc na czas. Teraz czuła zapachy znacznie dokładniej. Zapach wiatru, swojego rodzeństwa, a także mamy Sójki i jej, a może raczej jej kociąt, mleka.
— Masz dwie kotki i kocurka — miauknęła medyczka, uśmiechając się do Sójki.
Matka kociąt skinęła głową rozpromieniona, ale też zmęczonai przyjrzała się swoim maluchom.
— Są wspaniałe — miauknęła, liżąc każde ze swojego umytego już dokładnie potomostwa.
Kociaki już od początku czuły ciepło i matczyną miłość. Ruda kuleczka zacisnęła powieki, wysysając mleko, a jej drobne łapki poruszały się słabo na brzuchu matki. Czekał na nią świat do zbadania i wspaniałe chwile. Jednak jeszcze nie teraz. Do tego trzeba czasu. Póki co, maluchy nie były nawet w stanie słyszeć, widzieć, a co dopiero jakkolwiek się poruszać, nie licząc i tak bardzo beznadziejnego pełzania.

27 czerwca 2025

Od Świergotka CD. Postrzępionego Mrozu

Od feralnego wypadku minął już nieco ponad księżyc, a Świergotek zadomowił się w nowym miejscu, jakby nigdy nie mieszkał nigdzie indziej. W końcu jego rodzice od zawsze o tym mówili. Uczyli ich tego, że każdy kociak będzie musiał kiedyś odejść, że każdy z nich będzie miał swój nowy dom i nowe obyczaje. Owszem, klan był o wiele bardziej zatłoczony i hałaśliwy niż się spodziewał, a nowe zapachy niemal zwaliły rudzielca z łapek, ale to tylko wzmagało jego fascynację. Świat przestał ograniczać się do zaledwie kilku pokoi, dywany zmieniły się w mech i trawę, a kuchnia nie była już miejscem zakazanym, tym bardziej dla młodych, które lubiły wskakiwać na blaty i badać nowe smaki. Jego łapy również stawały się coraz mocniejsze, niosły go dalej i wyżej niż kiedykolwiek wcześniej, a on chciał tę energię spożytkować. Od teraz mógł on badać niemal cały teren jaskiń, chociaż i za to dostawał krzywe spojrzenia oraz częste reprymendy ze strony innych kotów. Dzisiaj jednak Świergotek pozostawał w żłobku, męcząc wszystkich wokół swoim gadaniem, nieograniczoną energią oraz ciekawością. Wielka ściana wody, która odgradzała go od reszty świata, z każdym dniem kusiła go coraz bardziej, a wszyscy wokół zaczynali powoli męczyć się jego gadaniną. Udało mu się też podsłuchać, że nie każdy klan skrywa się za wodospadem i skrycie zazdrościł tym, których okna nie były ukryte za ogromną, głośną i mokrą firanką. Jemu bowiem pozostawały jedynie zimne tunele i podrzucane od czasu do czasu kłębki mchu, na których mógł się wyżyć.
W tych właśnie momentach cały jego świat kurczył się do małej kuleczki, którą starannie odbijał między swoimi łapami. Bez pazurów. Pazury zawsze niefortunnie zahaczały się o mech, psując całą zabawę, i chociaż instynkt kazał mieć mu je w gotowości, tak młody szybko nauczył się ograniczać ich ruchy. Zamiast tego pacał kulkę na zmianę w lewo i w prawo, czasem czając się na nią zza przeszkód, czasem zaś atakując prosto i bezpośrednio, nawet jeśli niejednokrotnie kończył przez to w ścianie. Tym razem jednak jego niekontrolowana prędkość sprawiła, że zamiast wpaść w twardy kamień, wylądował on w puchatym futrze nieznanej mu kotki.
— Przepraszam, naprawdę nie chciałem… — wybąkał, chociaż jego usprawiedliwianie się było raczej wynikiem nawyku i pośpiechu, niż faktycznego żalu za grzechy.
Od słowa do słowa, koty przedstawiły się sobie nawzajem, a Świergotek szybko przekonał się do nowego towarzysza, ochoczo go obwąchując. Znaczna część klanu regularnie wychodziła z obozu, przynosząc do niego mnóstwo nowych zapachów i zdobyczy, które wciąż były dla kociaka niczym prezenty pod choinką. Co prawda Świergotek sam nie był pewien, co to znaczy, ale rodzice zawsze powtarzali im te słowa, szczególnie gdy mówili o ich miocie.
— W klanie? W klanie jest strasznie fajnie. I nudno — powiedział, specjalnie przeciągając ostatnie słowa. — Muszę cały czas siedzieć w żłobku, gdy wszyscy inni są starsi i chodzą, gdzie chcą! Czemu nie mogę już być uczniem?
Kotka zaśmiała się na jego odpowiedź i owinęła ogon wokół łap.
— Cóż, uczniostwo funkcjonuje właśnie w taki sposób. Musisz osiągnąć wiek sześciu księżyców, dopiero wtedy jesteś gotowy na szkolenie. Ma to zapewnić, że będziesz w stanie fizycznie podjąć się szkolenia. Gdy sama je zaczynałam, nawet mając sześć księżyców, miałam wiele problemów! Choć to bardziej kwestia mojego wzrostu. — odpowiedziała młodszemu na pytanie.
— A jakbym był dużo, dużo wyższy? To wtedy przecież, bym sobie poradził, prawda? — spytał, wtulając się w nogi kotki i starając się wyglądać jeszcze bardziej uroczo i pogodnie. Na rodziców działało i na Mróz może też by zadziałało, gdyby skupienie Świergotka trwało dłużej niż kilka sekund. — Właśnie! Ty możesz wychodzić z obozu. Nie mogłabyś mnie zabrać na zewnątrz? Tylko na chwilkę? Chwilkę, chwilkę? Mogę się zawsze schować pod Tobą i nikt nie zauważy! — obiecał z uśmiechem.

<Postrzępiony Mrozie?>

Od Drzemlika CD. Postrzępionego Mrozu

W ciągu ostatnich paru dni wydarzyło się po prostu zbyt wiele. Niesamowicie szanował swojego brata, Świergotka, który bez cienia wątpliwości zaakceptował ich nowy dom i nową rodzinę. Drzemlikowi natomiast przychodziło to z trudem. Tyle nowych pysków, tyle nowych zapachów, tyle nowych słów, stwierdzeń i historii, a to wszystko w jakiś sposób gryzło mu się z tym, co wiedział o świecie do tej pory. Klany, granice, patrole, Pięć Wąsów? Choć to nieaktualne, bo kiedyś było ich pięć, potem była trójka, a teraz Wąsów nie ma wcale? Zbyt chaotyczne, zbyt dużo sprzecznych informacji pochodzących z wielu źródeł. I czemu tam była mowa o jego bracie? Czemu Karecie, Stritowi i jemu zostały nadane nowe imiona, a Trójka został zaakceptowany? Przytłoczony, wycofał się i schował jeszcze bardziej, niż miał to kiedyś w zwyczaju. Nigdy nie przeszkadzało mu bycie obok i przyglądanie się innym, robił to świadomie, z własnej woli. Tutaj jednak czuł, jakby nie miał innego wyboru, jakby — mimo bycia otoczonym przez swoje rodzeństwo — nie miał z kim rozmawiać.
Spośród kakofonii wszystkich kotów, które przewijały się w ciągu tych dni przez żłobek, jedna kotka zwróciła jego uwagę. W teorii nie robiła niczego konkretnego — po prostu przychodziła od czasu do czasu i bawiła się z jego rodzeństwem, przynosiła im kulki mchu, opowiadała o Klanie, czyli rodzinie, do której należą i naprawdę chciała poznać wszystkich nowych mieszkańców żłobka. Naprawdę doceniał chęć zaaklimatyzowania ich, więc gdy zobaczył Postrzępioną Mróz wchodzącą do żłobka z mchem w pysku, szybko podbiegł do niej, korzystając z faktu, że całe jego rodzeństwo było obecnie zajęte, a on mógł porozmawiać z nią sam na sam. Gdy dostał do wyboru zabawę kulką, a opowieści kotki, bez namysłu wybrał opcję drugą.
— Opowieści, opowieści! — krzyknął, ciesząc się, że może w końcu usłyszeć więcej informacji o tym miejscu.
— No dobrze, dobrze! — Postrzępiony Mróz zaśmiała się, widząc entuzjazm kociaka — Więc, jakich opowieści sobie życzysz, Drzemliku? O czym Ci poopowiadać?
Młody kocur zmarszczył swoje czółko i zaczął powoli rozmyślać. No właśnie… czego chciał się dowiedzieć? Było przecież tyle rzeczy, których jeszcze nie rozumiał! Rozglądnął się dookoła. Wodospad przykuł jego uwagę i już miał o niego zapytać, ale zorientował się, że przecież to tylko woda, nie będzie z nią żadnych ciekawych opowieści. Mógł za to spróbować dowiedzieć się, co znajduje się za tą wodą. Szybko spróbował przypomnieć sobie rzeczy, o których słyszał w ciągu swojego krótkiego pobytu tutaj i znalazł coś, co go ciągle zastanawiało.
— O co chodzi z Klanami? Ile ich jest? Czy są tam inne koty? Czy są takie jak my, czy inne? Czy można z nimi rozmawiać? Jakie są? Czy jest coś poza Klanami? Byłaś tam kiedyś? A w innych Klanach? — Tama ciekawości pękła, a z Drzemlika wylała się kaskada pytań. Gdy zobaczył zalaną nimi po uszy Postrzępioną Mróz, zawstydził się i wycofał, chowając się w zakłopotaną kulkę rudego futerka, której było jednocześnie głupio, a zarazem nie mogła doczekać się odpowiedzi na zadane pytania.

<Postrzępiony Mrozie?>

Od Postrzępionego Mrozu Do Drzemlika

Patrol poranny był dla niej kiedyś odskocznią od ciągłego polowania, tymczasem teraz był jak kara. Kotka wlokła się za bratem, sprawdzając granice razem z Astrową Łapą oraz Mysim Postrachem. Widziała, że jej uczennica wydaje się być roztargniona.
— Wszystko w porządku? — spytała czule kotkę. Ta natomiast wyrwała się z letargu i skinęła łebkiem.
— Tak, po prostu chyba się nie wyspałam… — odpowiedziała. Cóż, nie ona jedyna, Postrzępiony Mróz ledwo mogła zmrużyć oko. Zatrzymała się na chwilę przy granicy z Klanem Wilka pod pretekstem sprawdzenia kotki i jej umiejętności.
— Co czujesz? — spytała wojowniczka, na co Astrowa Łapa zaczęła węszyć w powietrzu.
— Klan Wilka, to na pewno. Chyba niedawno przebiegł tędy zając, no i mysz… — stwierdziła, nastawiając jeszcze uszy, próbując wyłapać jakieś dźwięki. — Chyba tyle…
— Brawo, masz rację! — pochwaliła ją mentorka. Sama spojrzała na granicę Klanu Wilka, przy której tej nocy oglądała gwiazdy z Kosaćcową Grzywą. Naprawdę nie potrafiła sobie go wybić z głowy, co? Otrząsnęła się i spojrzała na Mysi Postrach. — Chyba możemy wracać, prawda?
— Tak, wydaję mi się, że już wystarczy na dziś. — odpowiedział. Akurat przed sobą spotkali drugi patrol, który sprawdzał granicę od drugiej strony. Przywitała się skinieniem głowy ze Złotą Drogą, po czym podążyła za własnym patrolem. Wracając, znalazła na ziemi trochę mchu, przyczepionego do drzewa. Po chwili namysłu schyliła się i pozrywała go trochę.
— Co robisz? — spytał ją brat.
— Zbieram mech, zrobię z niego kulkę do zabawy dla kociąt ze żłobka — odpowiedziała z pełnym pyszczkiem. Brat jedynie skinął do niej, po czym razem znów ruszyli w drogę. Dotarli do obozu po wcale nie długim czasie. Mysi Postrach poszedł zameldować patrol, więc kotka stwierdziła, że ma w końcu chwilę na odwiedzenie kociąt. Weszła do żłobka, widząc, jak Trójka i Płomykówka rozmawiają razem, a Świergotek drzemie u boku matki. Tylko Drzemlik wydawał się obserwować wszystkich innych. Gdy zobaczył Postrzępiony Mróz, ruszył w jej stronę.
— Postrzępiony Mrozie! Jak ci poszedł poranny patrol? — spytał, siadając przed nią, owijając łapy wokół ogona. Pomimo tego, że na ogół trzymał się z daleka od innych kotów i zdecydowanie wolał się im przyglądać i przysłuchiwać, to kotce udało się wkraść w jego łaski. Nie była pewna dlaczego, ale była z siebie zadowolona za opanowywanie się przy małym kocurze i sprawianiu, by czuł się komfortowo. Położyła przed nim kłębek mchu.
— Bardzo dobrze! Przyniosłam wam coś do zabawy, choć z tego, co widzę dzisiaj macie niezły odpoczynek! — zachichotała, patrząc na resztę kociąt. Młodszy przyznał jej rację, potakując.
— Tak, to prawda.
— Chciałbyś się pobawić, czy może jednak posłuchać jakichś opowieści?

<Drzemliku?>

Od Płomykówki CD. Postrzępionego Mrozu

Płomykówka już od kilku dni znajdowała się pomiędzy kotami z klanu. Nadal nie czuła się zbyt komfortowo; większość czasu trzymała się blisko braci, nie zaczynała rozmów, tylko słuchała. Jednak była jedna kotka, której Płomykówka jako jedynej ufała trochę bardziej. To Świergotek zaczepił Postrzępiony Mróz, jak zwykle zresztą; ten kot nigdy niczego się nie bał. Płomykówka na początku jej nie ufała, jak nikomu zresztą, ale gdy kocica już od kilku dni przychodziła do nich, aby się pobawić, Płomykówka zaczęła być ciekawa jej świata. Dlatego, gdy po raz kolejny Postrzępiony Mróz zjawiła się u nich, Płomykówka od razu do niej doskoczyła.
— Postrzępiony Mrozie! Nauczysz mnie jak przyjąć pozycję łowiecką? Prooooszę! — zapiszczała, patrząc na nią błagalnie. Widziała, że zawsze przynosi jedzenie, słyszała też o tym, że niedługo zostanie uczennicą, więc chciała się wszystkiego dowiedzieć jak najszybciej.
— Jasne! — odpowiedziała, prowadząc ją bliżej wyjścia, Płomykówka radośnie za nią kroczyła. — A więc musisz lekko zniżyć się, przykucając przy ziemi. — Zaczęła wyjaśniać i pokazywać. Płomykówka od razu zrobiła, to co jej kazano, zniżyła się i przykucnęła.
— O tak? — zapytała, obserwując kocice, aby upewnić się, że jest w tej samej pozycji, co wojowniczka i czy wszystko na pewno robi dobrze.
— Brawo! Świetnie ci idzie! Musisz delikatnie podnieść ogon, aby nim nie szurać, bo zwierzyna łatwo by cię usłyszała. — Postrzępiony Mróz zwróciła jej uwagę, na którą Płomykówka od razu zareagowała, podnosząc ogonek wyżej.— Dobrze. Widzisz ten listek? Spróbuj na niego wyskoczyć!
Płomykówka była podekscytowana myślą o nowej umiejętności. Czasem wraz z braćmi obserwowała uczniów i wojowników, widziała, jak skaczą i sama chciała tak potrafić. Wewnętrznie była naprawdę wdzięczna starszej, że ją uczy. Przyjęła pozycję, gotowa do wyskoku, lecz gdy znalazła się tylko w powietrzu, spanikowała, nie wiedząc, jak dobrze wylądować i zaraz ponownie runęła na ziemię. Zapiszczała cicho, jednak nie stało się jej nic poważnego. Wstała, otrzepując się z kurzu.
— Wszystko dobrze? — zapytała ewidentnie zmartwiona kocica.
— Tak, tak. Może dziś nie jest dobry dzień. Świergotek wcześniej już mnie wymęczył — skłamała ze śmiechem.
Od zawsze była mniejsza i słabsza. Jeszcze u Dwunożnych miała problemy z walką z braćmi, czy wskakiwaniem na meble. Martwiło ją to, ale starała się tego nie pokazywać i miała tylko nadzieję, że w niedalekiej przyszłości to się zmieni.
— Opowiesz mi, jak to wygląda tam na zewnątrz? Prooszę! — Znów zrobiła błagalne oczka i podbiegła, aby kilka razy szturchnąć główką jej futro, starając się namówić starszą na opowieść.

<Postrzępiony Mrozie?>

Od Zabłąkanego Omenu Do Roztargnionego Koperky

Był to… Bardzo nudny dzień w Klanie Wilka. Epidemia robiła swoje, medycy w panice latali, poszukując potrzebnych im ziół, a Zabłąkany Omen właśnie wrócił z polowania. Kocur odrzucił wcześniej upolowaną wiewiórkę, zostawiają ją na stosie. Jego planem na resztę dnia był odpoczynek… Rozłożenie się na skałce, aby walnąć sobie krótką drzemkę. Ale nie! Jego upierdliwy brat, Sowi Zmierzch, musiał do niego podejść, świszcząc z każdym oddechem, jakby powietrze z niego wychodziło.
— Co tak się dusisz? — parsknął Zabłąkany Omen.
— Nie duszę się! To tylko kaszel — prychnął w odpowiedzi.
— Mhm, tak. Tylko kaszel podczas epidemii. Szoruj do Jarzębinowego Żaru, ona da ci coś na to. Tylko szybko, bo słyszałem, że zioła im się kończą… — wymruczał wojownik, a w odpowiedzi brat jego skinął głową. Srebrny następnie obserwował, jak ten powoli odchodzi… Nareszcie odrobina spokoju.
— Witaj Zabłąkany Omenie! — usłyszał głos za sobą. Och, niech ktoś już go zabije… — Nie chciałbyś może wybrać się ze mną po zioła? Jarzębinowy Żar i Cisowe Tchnienie są zajęte leczeniem chorych, a potrzebuję kogoś do pomocy przy zbiorze ziół — odparło Koperek.
— Zbiór ziół? — powtórzył kocur, przekrzywiając łeb. Dlaczego to go wybrał? Miał wiele innych uczniów, którzy mogli mu pomóc i by się faktycznie przydali... Ale on? Tego to się nie spodziewał. — Jasne, mogę pomóc — odparł niechętnie, zastanawiając się, czy to nie Jarzębinowy Żar zachęciła go do uprowadzenia akurat jego... — Po jakie zioła idziemy? — zapytał wojownik.
— Tak? To jakiś problem czy... — zaczęło, jednak słysząc następna wypowiedź kocura, uśmiechnęło się lekko. — Świetnie, to idziemy — miauknęło i ruszyło przed siebie, przed tym kładąc kocurowi na moment ogon na grzbiecie. — Po kocimiętkę, lawendę, ziarna maku oraz miodunkę. Może uda nam się odrobinę wrotyczu odnaleźć — odparło.
Zabłąkany Omen skinął głową, jednak po chwili niezręcznie się odsunął, gdy poczuł na sobie ogon kocura.
— Jasne… W takim razie prowadź — mruknął wojownik, ruszając.

<Dlaczego ja Koperku…>

Wyleczeni: Sowi Zmierzch

Od Różyczki

Różyczka leżała obok uczennicy medyka, całkowicie ignorując mówiącą jej do ucha Gąbczastą Łapę — tę samą drobną i delikatną kotkę o czarnym, lekko zadymionym futrze. Uczennica mówiła szybko, starając się coś wytłumaczyć młodej kotce, ale ta najwyraźniej jej nie słuchała. Wpatrywała się smutnymi, niebieskimi jak morze oczami w wyjście z jaskini, leżąc w pozycji z łapkami schowanymi pod siebie i ogonem zawiniętym wokół ciała.
— Hej, słuchasz mnie? — mruknęła Gąbczasta Łapa, tym razem wolniej, z lekką irytacją w głosie, poruszając końcówką ogona.
— Mhm, tak, tak, słucham — powiedziała Różyczka, ignorując kompletnie to, co mówi uczennica.
— Chyba nie, a zadałaś mi pytanie, a ja tylko odpowiadam — mruknęła spokojnie Gąbczasta Łapa i kontynuowała:
— Jak nie słuchałaś, myśląc o wiewiórkach, to mówiłam, że nie musisz się bać. Bycie uczniem wcale nie jest takie ciężkie, jest super zabawne i da się wiele nauczyć — miauknęła spokojnie, z zadowolonym wyrazem pyszczka, i szturchnęła młodą kotkę nosem, a ta zawyła z bólu i zasyczała na uczennicę.
— O Klanie Gwiazd, przepraszam! Nie chciałam! Ja tylko chciałam cię tak szturchnąć w zabawie — miauknęła Gąbczasta Łapa i szybko podbiegła do leków.
A ktoś nowy przybiegł do Różyczki. Była to dobrze jej znana medyczka Klanu Nocy — Różana Woń. Smukła i elegancka kotka. Byłaby całkowicie czarna, gdyby nie białe futro na brzuchu i szyi. Miała długą szyję i nogi, i za każdym razem, jak Różyczka ją widziała, czuła się trochę zazdrosna i miała nadzieję, że też jak dorośnie, będzie taka ładna jak medyczka.
— Co zrobiła tym razem? — spytała medyczka z lekkim znudzeniem w głosie. Trzymała się na odległość, nie przepadając za kociakami, o czym Różyczka i jej siostra Trzcinka już się dobrze przekonały. Jej uczennica przybiegła z odrobiną czarnych ziół i położyła je przed kotką.
— Mak, dobrze, ale trochę za dużo — weź tylko te — miauknęła i odsunęła część łapą, a kotka powoli wzięła je i połknęła. Były delikatne, ale miały gorzki smak, po czym kotka spróbowała się położyć lekko i usnęła błyskawicznie.
— Zostawmy ją, trochę uśnie. W nocy nie mogła spać, słyszałam, jak płakała za mamą i siostrą… biedna mała — mruknęła smutno Różana Woń, po czym obie z uczennicą odeszły trochę dalej, pozwalając młodej kotce spokojnie spać.

Nowy kot w Klanie Burzy!

 


Od Słonecznej Łapy

 przeszłość, po spotkaniu tajemnicznego niebieskiego samotnika, jednak przed aktualnymi wydarzeniami


– [...] mam nadzieję, że nikomu spoza klanu nie mówiłeś o tym, że szkolisz się na przewodnika?
Wyrwany z zamyślenia, spojrzał się nieco znudzony na swoją mentorkę podczas treningu wyostrzenia zmysłów w jednym z tuneli. Starał sobie przypomnieć wszelakie interakcje z kotami z innych klanów czy to samotnikami. W końcu nie było ich tak dużo.
– Nie. Oczywiście, że nie... – miauknął pewny siebie, gdy nagle zdał sobie sprawę, że przecież podczas spotkania księżniczki na granicy wyjawił jej fakt, że jest uczniem przwodnika. Tylko tyle i aż tyle! Nie wyjawił jej faktów dotyczących jego treningu, ani nic poza tym. Użył tylko nazwy, więc chyba nic się nie stało. – A gdybym komuś powiedział, to coś by się stało? – spytał przełykając ślinę. Nerwowo się zaśmiał, sprawiając, że Kwiecista Knieja obdarowała go podejrzliwym spojrzeniem.
– Nie, o ile nie wyjawiłeś rozkładu tuneli podczas wyjaśnień czym się zajmujesz...– westchnęła liliowa, zdając sobie sprawę, że Słoneczna Łapa musiał komuś wspomnieć o swojej roli. – Komu i co powiedziałeś?
– Cóż... Prawdopodobnie wspomniałem jednemu kotu spoza klanu o tym, że się szkola na przewodnika. Tylko tyle, nic więcej! Padła sama nazwa, bez rozwinięcia... Uznałem, że wypada się ładnie przedstawić... – Położył po sobie uszy, jednak widząc ponaglające spojrzenie kocicy kontynuował. – Tym kotem była Mątwia Łapa z Klanu Nocy. To taka czarna kotka z białymi znaczeniami, pięknymi dwukolorowymi oczami i takim czerwonym znakiem, o tutaj. – Mówiąc to,  dotknął łapą miejsce na czole, na którym pozostawił ziemisty ślad poduszki. – Spotkałem ją na granicy. Wydawała się miła. Udało mi się ją rozśmieszyć, jednak potem...
– Nie interesuje mnie co się działo potem, o ile nie pozwoliłeś jej przekroczyć granicy i nie pokazałeś jej wejścia do tuneli przy Kamiennych Strażnikach.
– Nie. Oczywiście, że nie! – Pokręcił głową, zmieniając ton głosu i cytując (nie)pisaną zasadę przewodników. – "Haniebnym jest, by przewodnik służył siłom wrogiego klanu lub też zdradzał tajemnice przebiegu tuneli." Tak jak mówiłem, powiedziałem jej jak mam na imię, o tym, że szkolę się na przewodnika i to, z jakiego klanu pochodzę, chociaż to akurat było oczywiste, zważywszy na to po jakiej stronie się znajdowałem... – Na jego pysku pojawiło się rozbawienie na samą myśl, o tym, co by było, gdyby powiedział kocicy, że pochodzi z Klanu Klifu. Uwierzyłaby? A może od razu by rozpoznała blef. W końcu kocur nie pachniał, tak jak pachnęli Klifiacy. Zapach kwiatów, ziemi i zajęczaków zdążył osiąść na jego futrze. Stał się nieodłączną cechą charakterystyczną Słońca. – No, a potem się rozdzieliliśmy i każde poszło w swoją stronę. Jeśli mi nie wierzysz, zapytaj się Klanu Gwiazdy! – Na wspomnienie o Gwiezdnych mentorka zrobiła znudzoną minę. Słoneczna Łapa zdążył zauważyć jej dziwne podejście do Klanu Gwiazdy, jednak na razie nie zdecydował się poruszać z kocicą tego tematu.  – Nigdy w życiu nie zdradziłbym tajemnic klanu! Czy to jej czy komuś innemu. 
– Nigdy nie mów nigdy, Słoneczna Łapo. – Na pysku Kwiecistej Knieji pojawiło się coś na kształt delikatnego uśmiechu, jednak jak szybko się pojawił, tak równie szybko zniknął. Być może w tych słowach miała być do czegoś aluzja, jednak kocur nie był w stanie jej wyłapać. – Za kilka księżyców również i ty staniesz się oparciem dla reszty wojowników i będziesz prowadzić ich przez niebezpieczne ścieżki, o ile zostaniesz zaakceptowany przez Klan Gwiazdy. – Zmrużyła oczy. Kocur miał coś powiedzieć, jednak kotka machnęła ogonem, grzecznie sugerując, aby się zamknął – Być może przyjdzie taki dzień, w którym zdecydujesz się wykorzystać swoją wiedzę, nawet całkowicie przypadkowo, aby zaszkodzić klanu, jednak pamiętaj, że jako przewodnik jesteś odpowiedzialny za życie nie tylko swoje, ale każdego mieszkańca Klanu Burzy. Starszych, karmicielek i ich kociąt, lidera oraz reszty wojowników... Nawet nasi sojusznicy nie mają pojęcia o sieci korytarzy, które rozciągają się w podziemiach. O większości, jak nie wszystkich, wiesz tylko ja i ty. Reszta wojowników głównie zna korytarze przeznaczone do ogólnodostępnego użytku.
– A czy to prawda, że Cykoriowy Pyłek był kiedyś przewodnikiem, przed tym jak zaginął? – Mentorka odparła twierdząco i nie wyglądała na chetną do rozmowy o cynamonowym kocurze. Czyżby między nimi coś zaszło? – Dlaczego zrezygnował i został wojownikiem?
– Nie wiem. Możesz się go zapytać, jak wrócimy do obozu. – Strzepnęła ogonem. –  A teraz chodź. Dzisiaj oprócz treningu zmysłów, nauczysz się również walczyć mając ograniczoną przestrzeń.
– Dobrze, ale skoro kiedyś był przewodnikiem, to też ma wiedzę na temat ... – Nie dokończył. Kwiecista Knieja nie słuchała go. Zostawiła ucznia w tyle. Kremowy prychnął, rzucając jedno z kocich przekleństw pod noskiem i ruszył za mentorką.


~~~


Po stoczonej walce z Kwiecistą Knieją wrócił do obozu cały umorusany od ziemi, od stóp do uszu. Na szczęście udało mu się uniknąć Ognistej Piękności, która zaraz zaoferowałaby mu przymusową kąpiel. A był przecież już duży! Mógł sam czyścić swoje futerko, jednak zdażały się dni, gdy z dobrego serca nie chciał odbierać cioteczce radości. W szczególności po tym, gdy okazało się, że za parę księżyców na świecie pojawią się mali kuzyni Słoneczej Łapy. Z tego co się dowiedział od cioci Pajęczej Lili, podobno wszystkie kocięta, zarówno kocury, jak i kotki będą miały rude futerko. Istniała szansa, że jeden z nich może być nawet podobny do samego Słońca. Czy kocur chciał mieć kuzyna, bądź kuzynkę, która byłaby jego małą wersją? Jeszcze jak! Na pewno by takie kuzynostwo traktował jak młodsze rodzeństwo. 
Kilka grudek w ziemi trafiło do środka jego ucha, co sprawiło mu przeogromny dyskomfort i sprawiło, że resztę czasu po treningu w legowisku uczniów spedził na czyszczeniu uszu. Po wyczyszczeniu ich, przystąpił do pielęgnacji swojego futerka, które z brązowo-płowego odcieniu ponownie powoli przybierało kremową barwę.
– Twoje uszy przypominają mi o Pchełce... – odezwał się cicho Szakłakowa Łapa, wpatrując się w kremowego ze swojego legowiska
– Pchełce? A! Twoja siostra, która została w Klanie Klifu! – Dodał dwa do dwóch. – Teraz pewnie nazywa się Pchełkową Łapą. Jaka ona jest? Też narzekała na otaczający ją hałas? Według Kwiecistej Knieji kształt naszych uszu powoduje nadwrażliwość na dźwięki.
– Nie wiem. – Odparł nieśmiało. – Póki byłem w Klanie Klifu nie skarżyła się na nic, ale teraz może również cierpi na podobną przypadłość co wy. Zapytam się jej przy kolejnym spotkaniu.
– A mogę iść tobą na to spotkanie? W końcu jestem waszym kuzynem kuzynów. – Zaśmiał się. Nie byli rodziną. Tak jak dla Echo czy Kruka, czarny kocur był kuzynem, tak dla Słonecznej Łapy syn Barszczowej Łodygii, jak i sam wspomniany kocur byli obcy. Mimo to zwracał się do nich kuzynie (chociaż częściej po imieniu) czy wujku podczas rozmów. Z czystej grzeczności i szacunku! – Może uda się ją namówić, aby zamieszkała tutaj z nami. U nas na pewno jest weselej niż w Klanie Klifu! – Nie był tego pewien czy tak faktycznie było. Nie mógł być. Co prawa od Szakłaka dowiedział się co nieco o Klanie Klifu, jednak były to informacje bazujące na kocięcej pamięci. Kocur wypowiadał się dobrze o miejscu, w ktrórym przyszedł dla świat. Mimo to uznał, że kociarnia Klanu Burzy, a w szczególności Łapkowo jest najlepszym miejscem na świecie, przynajmniej dla kociaka i młodego ucznia. 


[Trening - 1117 słów + walka w tunelach]

[przyznano 22% + 5%]

Od Pumy

— Naprawdę nie potrzebujesz pomocy? — zagadnął po raz kolejny z położonym ogonem na łapach. Podniósł głowę i spojrzał na starszą kocicę, która układała zioła. — Pomóc…przy zbieraniu ziół lub…cokolwiek?
Liliowa obróciła się w jego stronę i po chwili pokręciła głową. Jej brązowe oczy nie wyrażały irytacji, wręcz przeciwnie. Wyglądała na rozbawioną z powodu tego, że co chwilę wchodzi i wychodzi z azylu dla medyków.
— Nie trzeba, Pumo — mruknęła uprzejmie i wróciła do analizowania, ile jest roślin leczniczych na półkach. — Akurat na razie nic nie jest na tragicznym wyczerpaniu…
— Ale…może ja lepiej pójdę pozbierać? — zapytał z nadzieją, że znajdzie zajęcie. Od rana nic nie wymyślił. Przecież nie mógł patrzeć na Śnieżkę w legowisku stróży. Nie chciał też w niczym nie pomagać. Wstał i szybko podszedł do szamanki, pełniącą również od długiego czasu funkcję medyka. — Skoro mam wolny czas mogę pójść z Orzeszkiem…czy z kimś, kto też nie ma zajęć…
Kotka ponownie spojrzała na czekoladowego kocura i potrząsnęła głową. Uśmiechnęła się lekko w jego kierunku.
— Nie masz, gdzie się podziać i co robić, prawda? — spytała, siadając naprzeciwko stróża. Poruszyła uszami, wyraźnie myśląc, jakie zadanie zadać Pumie. Może, jednak pójdzie pozbierać te zioła? — Możesz zobaczyć, czy Kolendra się dobrze czuje, jak tak bardzo ci zależy… Ostatnio wybił bark. Przyda mi się sprawozdanie, czy wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ewentualnie możesz zobaczyć, czy z Żagnicą dobrze, dałam mu niedawno zioła, więc nie powinno być źle. Ale ostrożność nie zaszkodzi…
— Sprawdzę, co z Kolendrą — odparł po chwili z lekką niepewną miną na podejście do swojego starszego, przyrodniego brata. I jeszcze zapytanie się go o zdrowie? On i van…nie przepadali za sobą. — Dzięki, Świergot! — rzucił na odchodne, wychodząc z legowiska, z którego pachniało różnymi ziołami. Dla jednych piękny zapach, dla drugich nieznośny. Puma należał do tych, którzy nie lubili mieszaniny zapachów i jednocześnie byli przyzwyczajeni do niego.

Wyleczeni: Kolendra, Żagnica