— Myślisz, że Wrzosik potrzebuje jeszcze jakiegoś zielonego? — zapytał, przerywając ciszę — Skarżył mi się na katar, macie wszystko w zasięgu łapy?
— Raczej tak — uznała, pociągając nosem — Sprawdzałam zanim wyszliśmy, mówił, że dla niego na pewno starczy. Ja nie potrzebuję, moi byli właściciele dawali mi... Leki, aby upewnić się, że nie zachoruję.
Żółte oczy spojrzały na nią zaciekawione.
— Myślisz, że działają?
— Tak. Jak widzisz, mam się dobrze — uśmiechnęła się lekko — Wracając. Mówiłeś, że czym dzisiaj się zajmiemy?
Kocur przyspieszył kroku, ona za nim.
— Idziemy w stronę drogi grzmotu, chciałbym ci coś pokazać.
— Grzmotu?
— Ta, po której jeżdżą potwory?
— Masz na myśli tą, która biegnie między drzewami?
— Dokładnie — rozpromienił się lekko — Zapewne macie dużo takich w mieście?
— Bardzo dużo — skinęła głową — Zazwyczaj nie są tłoczne, mieszkałam na obrzeżach.
***
Kora drzewa była śliska pod jej łapami. Niepewnie wbiła w nią pazury, śladem Owsa podciągając się do góry. Brakowało jej siły, toteż podróż na szczyt trwała dobry kawał czasu. Kremowy końcowo wciągnął ją na jedną z gałęzi, instruując, aby mocno się trzymała. Dokładnie o zrobiła.
— Dobrze?
— Oczywiście. Nie jestem jednak przystosowana do takich... Ekspedycji.
Kocur zachichotał cicho.
— Jeszcze do wszystkiego się przyzwyczaisz — zapewnił ją w końcu — A teraz. Widzisz tamtą gałąź?
Wskazał na nią ogonem. Powoli skinęła głową, nieco niepewna. Uśmiechnął się w jej stronę pokrzepiająco.
— Spróbujemy się na nią przedostać. Jakbyś to zrobiła?
— Powoli — to pierwszy, co przyszło jej na myśl — Pazury wbite w korę, bo inaczej istnieje szansa, że polecę w dół wraz z ptakami.
Zadowolony pokiwał głową.
— Zaprezentuj.
Poruszała się uważnie, ale i zwinnie. Z tym akurat nie było problemu. Po niedługiej chwili znalazła się u celu. owies uśmiechnął się szeroko. Uspokoiła nerwy i odwzajemniła gest.
***
— Dym potworów — uniosła głowę — Ciebie. Widzę wiewiórkę, gdzieś w koronie drzew. Tam na prawo. Coś szura w krzewach za nami, chce się schować.
— Coś jeszcze?
Szara połać asfaltu rozciągała się przed jej łapami. Ciekawe, czy prowadziła z powrotem do miasta. Może kiedyś się o tym przekona. Może to właśnie na nią trafił jej braciszek. Serce nadal krajało jej się na myśl, że błąka się po lesie niczym ona. Ale on był silny. Nie tak jak ona. Na pewno da sobie radę.
Wysiliła wzrok. Szare chmury przysłaniały słońce.
— Nie, przykro mi — wysunęła pazury i wbiła je w śnieg — A powinnam?
— Sam nie wiem — westchnął — Mój nos i wzrok nieco już szwankuje. Myślę, że to tyle na dzisiaj.
Uśmiechnął się do niej, ona odwzajemniła gest. Jakie miala szczęście, że napotkała na tak miłych towarzyszy. Chętnych do pomocy.
— Dobrze ci poszło — strzepnął uchem i zasygnalizował powrót.
— Dziękuję. Zasługa nauczyciela.
— Oj, nie musisz staremu kotu tak słodzić — parsknął — Ale również dziękuję.
[518 słów, trening wojownika; poruszanie się po drzewach + umiejętność obserwacji]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz