W kociarni chyba dawno nie było tak tłoczno, jak teraz. Gdyby nie Brzęczkowy Trel, Margaretkowy Zmierzch na pewno by osiwiała. Zajęcie się dwójką, czwórką kociąt nie brzmiało wcale tak źle, ale ósemką?! Na szczęście kocięta przyprowadzone przez Cykoriowy Pyłek nie były znajdkami, a jego własnymi kociętami, dlatego też opiekunką w żłobku została ich babcia. Dla kociąt to nawet lepiej, że zajął się nimi członek rodziny, niż obca kotka. Bo w końcu komu jak nie rodzonej babce przyjdzie z łatwością rozpieszczanie własnych wnuków.
– Im dłużej się im przyglądam, tym jestem pewna, że ich matka musiała być naprawdę piękną kotką. – podjęła Margaretka, przenosząc spojrzenie z bawiących się wspólnie kociąt na drugą karmicielkę. – Szylkretką najpewniej, patrząc, jak barwne futerka mają. – dodała, starając się samej zwizualizować wygląd matki czwórki kociąt.
– Szylkretką? Hm, pewnie masz rację. – zgodziła się starsza, a w jej spojrzeniu dało się dostrzec smutek, który powodowała świadomość tego, skąd Margaretka miała taką wiedzę. I wcale tu nie chodziło o wiedzę medyczną, która zdobyła od swojego mentora, bo niestety z nim nie uczyła się krzyżówek genetycznych, aby określić możliwe umaszczenie kociąt, które rozwijały się w brzuchu ciężarnej kotki. Kto inny wbił jej do głowy tę wiedzę, która była mimo wszystko dość przydatna. W końcu, która królowa nie starała się wyobrazić, jak jej kocięta mogłyby wyglądać? I tutaj pojawiała się Margaretka, która mogła pomóc pobudzić fantazje karmicielek, bądź rozwiać wątpliwości mniej, lub bardziej precyzyjnie.
– Dobrze, że mój syn przyprowadził je do Klanu Burzy. Dzięki temu wyrosną na porządne koty. Szkoda tylko, że Malwowy Rozkwit nie mógł ich poznać, przytulić... Byłyby jego oczkiem w głowie.
– Na pewno czuwa nad nimi z Klanu Gwiazdy. Być może to właśnie z jego pomocą dotarli bezpiecznie do klanu, nawet pomimo panującej pory nagich drzew. – Mówiąc to, dostrzegła, jak kącik pyszczka cynamonowej unosi się
– Mhm. – Lekko skinęła głową, mrużąc oczy, prawdopodobnie chcąc powstrzymać łzy.
Być może ktoś jeszcze inny pomógł im bezpiecznie dostrzec do klanu, ktoś, kto był wśród nich. Wzrok szylkretki spoczął na liliowym szylkrecie stojącym na "bramce", którego imię, jak i sam wygląd przy pierwszym spotkaniu sprawił, że powróciły wspomnienia, które chciała z całych sił wymazać z pamięci, a raz za razem dostawała w pysk od losu, który wręcz grał jej na nosie. I był powodem, dla którego udała się porozmawiać z Pajęczą Lilia, mając nadzieję, że rozmowa, a nie powrót do ziół jej pomoże.
A może to Gwiezdni i ich kolejne zagrywki? Być może faktycznie się nudzili tam na górze i uznali, że bombardowanie Margaretki kopiami kotów, które znała kiedyś, nim te zginęły tragicznie, dobrze jej zrobi. A czy robiło? Niekoniecznie, bywały momenty, przypominające jej stan sprzed ciąży, na szczęście ograniczały się tylko do lekkiego wzdrygania podczas snu.
Po stoczonej walce na granicy Nagietkowy Wschód został upodobniony do ich matki, jakby samo podobieństwo jego do rodzicielki nie powodowało ataków paniki u kotki. Mały "Rumiankowe Zaćmienie" cały i zdrowy plątał się po kociarni, a kotka miała nadzieję, że malec nie zechce zostać medykiem. Pewnie jeszcze by się znalazło kilka kotów, którym udało się "uciec" śmierci, jednak ich podobieństwo nie było aż tak uderzające, jak tej dwójki. No i jeszcze był jej syn Echo, jednak on po prostu był małą kopią jej partnera i już przywykła do tego, że część wojowników nazywała go Mały Królik, bądź Królik Junior, co niekoniecznie się małemu wojownikowi podobało. Marszczył swój mały pyszczek, okazując niezadowolenie, które magicznie znikało, gdy matka lekko szturchała jego bark noskiem.
"Ciekawe czy wujek Piasek, będąc małym kociakiem, przeżywał takie kocięce rozterki jak mój syn, gdy w oczach innych był czyjąś kopią, a nawet uznawany był za reinkarnację samej Piaskowej Gwiazdy przez rodzinę. Pewnie tak."
– Do mnie podaj! Do mnie!
– Nie, do mnie!
– Zablokuj go!
Dwoje z kociąt wpadło na siebie, na szczęście nie było to nic poważnego, co wymagałoby zabraniem ich do medyków. Malce leżały na sobie, by już po chwili poderwać się z ziemi i po wymierzeniu kuksańca drugiemu przez pierwszego powrócić do zabawy. Chwilę później dało się usłyszeć okrzyk radości jednej z drużyn, do której należał Echo.
– Dobra robota! – wykrzyknął, przybijając łapę z rudym kocurkiem, któremu udało się strzelić bramkę. – Ale jak mówię podaj, to masz podać. Gdyby Kruczek nie wpadł na Kaczkę, to z pewnością zabrałaby ci mech. – Błękitne oczy kociaka przeniosły się na matkę. – Widziałaś?! Wygraliśmy! – podbiegł do kocicy, dumnie wypinając pierś. Tuż obok niego powolnym krokiem zbliżył się Kruczek, który po przegranej ani trochę nie tryskał energią.
– Gdybym się nie zderzył z Kaczką, nie wygralibyście. Przez ten cały czas mieliśmy przewagę, dopiero pod koniec zaczęliście zdobywać punkty... – westchnął dymny. Ponownie rzucił przepraszające spojrzenie starszej kotce, gdy ich oczy się spotkały, jednak kotka oddaliła się w przeciwną stronę wraz z siostrą. – Ugh. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zła za to, że z mojej winy przegraliśmy... Co, jeśli się do mnie już nigdy nie odezwie?!
– Na pewno nie. – Margaretka chciała pocieszyć syna, jednak zdecydowała się doprecyzować swą myśl. – No dobrze, może faktycznie przez chwilę być zła, to normalne. Na pewno nie będzie chowała urazy do końca życia. Jeszcze nie jeden raz będziecie bawić się kulą mchu i nie jeden mecz stoczycie.
– Następnym razem będzie w mojej drużynie. Zwycięstwo wtedy będzie proste jak pochwycenie królika!
– Echo.
– No co. Taka prawda. Nikt przynajmniej jej wtedy nie przewróci. Kto to widział przewracać księżniczkę. – wywrócił oczami. – No już Kruk, żartuje przecież, nie zamartwiaj się, bo siwy będziesz!
– Łatwo ci mówić... Wujek Nagietek i Płomyk nie lubią innych kotów, tylko dlatego, że uważają się za lepszych! Zawsze się znajdzie jakiś powód, aby się obrazić na kogoś, albo go nie lubić... W tym wypadku głupi mecz.
– Skoro zależy ci na tym, aby wasze relacje były dobre i głupia przegrana ich nie popsuła, to może, zamiast zbyt dużo myśleć, podejdź do niej i porozmawiaj? – Jakie to się wydawało w tym momencie banalnie proste! – Może daj jej też jakiś prezent na znak przyjaźni? Może piórko kaczki? – uśmiechnęła się, a w oczach syna dostrzegła błysk. – W Łapkowie na pewno jakieś się znajduje w basenie pierza... Chyba że poczekasz do ceremonii ucznia i sam znajdziesz piórko, które mógłbyś jej dać.
– Ja...
– Pomyślisz nad tym innym razem. A teraz chodź! – Pociągnął za ogon brata, odciągając go od matki i drugiej królowej.
– Kociaki... Z nimi nigdy nie jest nudno. – zaśmiała się Brzęczka, a Margaretka wypuściła powoli powietrze. Odkąd została matką, nie nudziła się ani trochę. Nie mogła się doczekać, aż jako wojowniczka będzie mogła sobie chociaż trochę odpocząć od "królewskiej" rutyny i większość dnia będzie spędzać poza obozem.
– Im dłużej się im przyglądam, tym jestem pewna, że ich matka musiała być naprawdę piękną kotką. – podjęła Margaretka, przenosząc spojrzenie z bawiących się wspólnie kociąt na drugą karmicielkę. – Szylkretką najpewniej, patrząc, jak barwne futerka mają. – dodała, starając się samej zwizualizować wygląd matki czwórki kociąt.
– Szylkretką? Hm, pewnie masz rację. – zgodziła się starsza, a w jej spojrzeniu dało się dostrzec smutek, który powodowała świadomość tego, skąd Margaretka miała taką wiedzę. I wcale tu nie chodziło o wiedzę medyczną, która zdobyła od swojego mentora, bo niestety z nim nie uczyła się krzyżówek genetycznych, aby określić możliwe umaszczenie kociąt, które rozwijały się w brzuchu ciężarnej kotki. Kto inny wbił jej do głowy tę wiedzę, która była mimo wszystko dość przydatna. W końcu, która królowa nie starała się wyobrazić, jak jej kocięta mogłyby wyglądać? I tutaj pojawiała się Margaretka, która mogła pomóc pobudzić fantazje karmicielek, bądź rozwiać wątpliwości mniej, lub bardziej precyzyjnie.
– Dobrze, że mój syn przyprowadził je do Klanu Burzy. Dzięki temu wyrosną na porządne koty. Szkoda tylko, że Malwowy Rozkwit nie mógł ich poznać, przytulić... Byłyby jego oczkiem w głowie.
– Na pewno czuwa nad nimi z Klanu Gwiazdy. Być może to właśnie z jego pomocą dotarli bezpiecznie do klanu, nawet pomimo panującej pory nagich drzew. – Mówiąc to, dostrzegła, jak kącik pyszczka cynamonowej unosi się
– Mhm. – Lekko skinęła głową, mrużąc oczy, prawdopodobnie chcąc powstrzymać łzy.
Być może ktoś jeszcze inny pomógł im bezpiecznie dostrzec do klanu, ktoś, kto był wśród nich. Wzrok szylkretki spoczął na liliowym szylkrecie stojącym na "bramce", którego imię, jak i sam wygląd przy pierwszym spotkaniu sprawił, że powróciły wspomnienia, które chciała z całych sił wymazać z pamięci, a raz za razem dostawała w pysk od losu, który wręcz grał jej na nosie. I był powodem, dla którego udała się porozmawiać z Pajęczą Lilia, mając nadzieję, że rozmowa, a nie powrót do ziół jej pomoże.
A może to Gwiezdni i ich kolejne zagrywki? Być może faktycznie się nudzili tam na górze i uznali, że bombardowanie Margaretki kopiami kotów, które znała kiedyś, nim te zginęły tragicznie, dobrze jej zrobi. A czy robiło? Niekoniecznie, bywały momenty, przypominające jej stan sprzed ciąży, na szczęście ograniczały się tylko do lekkiego wzdrygania podczas snu.
Po stoczonej walce na granicy Nagietkowy Wschód został upodobniony do ich matki, jakby samo podobieństwo jego do rodzicielki nie powodowało ataków paniki u kotki. Mały "Rumiankowe Zaćmienie" cały i zdrowy plątał się po kociarni, a kotka miała nadzieję, że malec nie zechce zostać medykiem. Pewnie jeszcze by się znalazło kilka kotów, którym udało się "uciec" śmierci, jednak ich podobieństwo nie było aż tak uderzające, jak tej dwójki. No i jeszcze był jej syn Echo, jednak on po prostu był małą kopią jej partnera i już przywykła do tego, że część wojowników nazywała go Mały Królik, bądź Królik Junior, co niekoniecznie się małemu wojownikowi podobało. Marszczył swój mały pyszczek, okazując niezadowolenie, które magicznie znikało, gdy matka lekko szturchała jego bark noskiem.
"Ciekawe czy wujek Piasek, będąc małym kociakiem, przeżywał takie kocięce rozterki jak mój syn, gdy w oczach innych był czyjąś kopią, a nawet uznawany był za reinkarnację samej Piaskowej Gwiazdy przez rodzinę. Pewnie tak."
– Do mnie podaj! Do mnie!
– Nie, do mnie!
– Zablokuj go!
Dwoje z kociąt wpadło na siebie, na szczęście nie było to nic poważnego, co wymagałoby zabraniem ich do medyków. Malce leżały na sobie, by już po chwili poderwać się z ziemi i po wymierzeniu kuksańca drugiemu przez pierwszego powrócić do zabawy. Chwilę później dało się usłyszeć okrzyk radości jednej z drużyn, do której należał Echo.
– Dobra robota! – wykrzyknął, przybijając łapę z rudym kocurkiem, któremu udało się strzelić bramkę. – Ale jak mówię podaj, to masz podać. Gdyby Kruczek nie wpadł na Kaczkę, to z pewnością zabrałaby ci mech. – Błękitne oczy kociaka przeniosły się na matkę. – Widziałaś?! Wygraliśmy! – podbiegł do kocicy, dumnie wypinając pierś. Tuż obok niego powolnym krokiem zbliżył się Kruczek, który po przegranej ani trochę nie tryskał energią.
– Gdybym się nie zderzył z Kaczką, nie wygralibyście. Przez ten cały czas mieliśmy przewagę, dopiero pod koniec zaczęliście zdobywać punkty... – westchnął dymny. Ponownie rzucił przepraszające spojrzenie starszej kotce, gdy ich oczy się spotkały, jednak kotka oddaliła się w przeciwną stronę wraz z siostrą. – Ugh. Mam nadzieję, że nie będzie na mnie zła za to, że z mojej winy przegraliśmy... Co, jeśli się do mnie już nigdy nie odezwie?!
– Na pewno nie. – Margaretka chciała pocieszyć syna, jednak zdecydowała się doprecyzować swą myśl. – No dobrze, może faktycznie przez chwilę być zła, to normalne. Na pewno nie będzie chowała urazy do końca życia. Jeszcze nie jeden raz będziecie bawić się kulą mchu i nie jeden mecz stoczycie.
– Następnym razem będzie w mojej drużynie. Zwycięstwo wtedy będzie proste jak pochwycenie królika!
– Echo.
– No co. Taka prawda. Nikt przynajmniej jej wtedy nie przewróci. Kto to widział przewracać księżniczkę. – wywrócił oczami. – No już Kruk, żartuje przecież, nie zamartwiaj się, bo siwy będziesz!
– Łatwo ci mówić... Wujek Nagietek i Płomyk nie lubią innych kotów, tylko dlatego, że uważają się za lepszych! Zawsze się znajdzie jakiś powód, aby się obrazić na kogoś, albo go nie lubić... W tym wypadku głupi mecz.
– Skoro zależy ci na tym, aby wasze relacje były dobre i głupia przegrana ich nie popsuła, to może, zamiast zbyt dużo myśleć, podejdź do niej i porozmawiaj? – Jakie to się wydawało w tym momencie banalnie proste! – Może daj jej też jakiś prezent na znak przyjaźni? Może piórko kaczki? – uśmiechnęła się, a w oczach syna dostrzegła błysk. – W Łapkowie na pewno jakieś się znajduje w basenie pierza... Chyba że poczekasz do ceremonii ucznia i sam znajdziesz piórko, które mógłbyś jej dać.
– Ja...
– Pomyślisz nad tym innym razem. A teraz chodź! – Pociągnął za ogon brata, odciągając go od matki i drugiej królowej.
– Kociaki... Z nimi nigdy nie jest nudno. – zaśmiała się Brzęczka, a Margaretka wypuściła powoli powietrze. Odkąd została matką, nie nudziła się ani trochę. Nie mogła się doczekać, aż jako wojowniczka będzie mogła sobie chociaż trochę odpocząć od "królewskiej" rutyny i większość dnia będzie spędzać poza obozem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz