Dawno temu, gdy Pożarowa Łapa pomieszkiwała w dole i Ziębi Trel jeszcze żyła.
Nigdy nie była blisko z Płomiennym Rykiem, więc nic dziwnego, że również z jego rodziną nie była w bliskich relacjach. Aksamitka i Rudzik zbyt szybko stali się członkami Klanu Gwiazdy. Żałowała, że nie udało jej się zbudować z bratankami jakiejś relacji, teraz było na to za późno. Być może dlatego też nie rozpaczała aż tak bardzo na wieść o ich śmierci. Być może zdołała się już pogodzić z tym, że bliskie jej koty odchodzą tak nagle, bez zapowiedzi i nie była w stanie ochronić ich przed samotnikami, którzy jak zły omen ciągle nękali Klan Burzy i krzywdzili jej członków rodziny. Czy ich śmierć była wyrównaniem rachunków przez Gwiezdnych za krzywdy ich przodkini? Jeśli tak, Gwiezdni nie różnili się za bardzo od tyranów.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, mimo to kotka, zamiast zmierzać do obozu, zmierzała w stronę dziury, w której pomieszkiwała tymczasowo Pożarowa Łapa. Z nią również nie była w bliskich relacjach, być może za sprawą swych własnych problemów, jak i również z wiedzy o wartościach, jakie ruda uczennica podzielała. Czy tak właściwie zdawała sobie sprawę o tym, że Margartekowy Zmierzch była jej ciocią? Nie zdziwiłaby się, gdyby jej brat zataił przed córką tę informację, wymyślając na szybko jakąś historię o tym, że Margaretka została przygarnięta przez ich rodzinę z dobrego serca jego matki i babki, które miały nadzieję, że ich poświęcenie i opieka względem mieszańca zostanie wynagrodzone.
– Margaretko? – Ziębi Trel, zaskoczona jej obecnością przeniosła spojrzenie znad dołu na swoją wnuczkę. – Wyprostuj się! – fuknęła, dostrzegając zgarbioną postawę szylkretki. Kotka posłusznie przybraną postawę godną potomkini Piaskowej Gwiazdy. Jednak to wszystko było na pokaz, tak, aby kotka będąca jej babcią przychylniej na nią spojrzała. – No. Od razu lepiej. Ile razy mam ci powtarzać, że to jak cię inne koty widzą, ma znaczenie? Nie tak cię wychowywałyśmy... – miauknęła, w je głosie dało się wyczuć zarówno smutek, jak i ból, najwidoczniej kocica nadal nie pogodziła się ze śmiercią swych córek, które jedną po drugiej straciła w ciągu jednego dnia.
– Jak się miewa Pożarowa Łapa? – spytała, zbliżając się do krawędzi. Bratanica zwinięta była w kłębek, wyglądało tak jakby spała. A może tylko udawała i czuwała, aby nie rozmawiać z Ziębim Trelem? Taka opcja również istniała. Margaretka sama nie raz udawała, że śpi, aby babcia jej nie strofowała.
– Sama widzisz. – prychnęła, spoglądając na potomkinie z pogardą. – Ma dużo czasu, aby przemyśleć swoje karygodne zachowanie. Zamiast odbywać karę, już od dawna powinna być wojowniczką, naszą dumą, diamentem w rodzinie... To na jej barkach spoczywa przyszłość naszego rodu, a teraz stoi ona pod znakiem zapytania, o ile Nagietkowy Wschód lub Bajkowa Stokrotka nie doczekają się wkrótce potomstwa. – westchnęła. – Płomienny Ryk powinien oddać kocięta pod moją opiekę, a nie swojej partnerki, która najwidoczniej poza urodzeniem ich nie miała bladego pojęcia na temat, jak powinna wychować wyjątkowe kocięta, które w przyszłości zostaną liderami. Cóż się dziwić, mimo że zdobi ją rude futro, to wilczaczka. Ma inny sposób myślenia.
– Myślę, że to nie wina Ognistej Piękności. Pożarów Łapa przypomina Płomienny Ryk, gdy ten był młodszy. Nie widzisz tego?
– Być może. Jednak mój wnuk w końcu wydoroślał, nie to, co jego córka. Takie zachowanie nie przystoi dorosłej kotce, a tym bardziej damie. Ciszę się, że Obserwująca Gwiazda wyznaczyła mnie do pilnowania Pożar. Z przyjemnością dopilnuje, aby z niewychowanego dzikusa zamieniła się w damę.
Rzuciła współczujące spojrzenie śpiącej kotce. Widziała, co kryje się za uwagą babki. Jednak czy przewinienie Pożarowej Łapy było na tyle duże, aby skazywać ją na dziurę i Ziębi Trel? Z tego co słyszała, doszło na granicy do jakichś wyzwisk i przepychanek pomiędzy nią, a uczennica z Klanu Klifu. Nie starała się usprawiedliwić jej wybryku, ale niekoniecznie zgadzała się z rodzajem kary, który wybrała Obserwująca Gwiazda. Pożarowa Łapa była ofiarą swojej własnej rodziny, a umieszczenie jej w dziurze na pewno nie będzie miało pozytywnego wpływu na jej psychikę. Tego była pewna. I czuła się winna, że nie mogła z bratanicą zamienić wcześniej słowa. Być może, gdyby poprosiła liderkę o złagodzenie kary i mimo niechęci przyjęcia bratanicy na uczennicę wojownika, kotka wyszłaby na koty? Teraz jednak było na to za późno, a nawet i Pożar mogłaby mieć do niej żal, że dopiero teraz postanowiła zainterweniować. Dlaczego nie mogła otrzymać karnego imienia, tak jak było to w przypadku jej brata, gdy ten mając mleko pod nosem, zaczął kozaczyć i dogryzać. Zmiana imienia na pewno dla kogoś, kto uważał się za samego wybrańca, byłaby dobrą karą. Mogli też ją zdegradować do bycia kocięciem. A dół? Dół to było ostatnie miejsce kary, do którego powinien trafić kot. Na pewno taki, który celowo truł, bądź zabił drugiego kota. Na pewno nie uczeń, któremu można byłoby zmienić sposób myślenia i wyciągnąć do niego pomocną łapę. Jednak Pożarowej Łapie nikt takowej pomocnej łapy najwidoczniej nie zaoferował.
Taki los rudych kotów, w których żyłach płynie krew tyrana i wyznają jego wizję.
Westchnęła, przenosząc spojrzenie na babkę, która ponownie upomniała ją na temat złej postawy. W kolejnej chwili cętkowana poprosiła byłą medyczkę o przypilnowanie niesfornej bratanicy. Nie mając innego wyjścia, jak i lepszego zajęcia na tę chwilę, kotka zgodziła się. W końcu dostała łatwe zadanie. Przypilnowanie śpiącej kotki.
Co w tym było takiego trudnego?
<Pożar? Śpisz? Udajesz, że śpisz? A może zignorujesz mieszańca?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz