Ciche, harmoniczne granie przeźroczystego barwnego szkła jak i szum rozleniwionej wody odbijającej się o brzeg... to dźwięki, które drobna, ciemna kotka próbowała trzymać w głowie, całymi swymi szponami, tak samo jak i widok mew skubiących się po pyskach przy szmaragdowym wybrzeżu, za wszelką cenę nie pozwalając im odejść z jej roztargnionej głowy.
Kotka nigdy poprzednio nie miała pragnienia, by zanurzyć w mieliźnie łapy swoje, czy przegonić dla czystej zabawy rozwydrzone mewy, bo po co to niby miała kiedyś zrobić? Było to przecież niekonieczne, po prostu zbędne, a teraz? Mogła cieszyć się ich zwykłym obserwowaniem, w swojej ciszy, w swoim spokoju, pozwalając opatulić się tamtejszemu klimatowi jako obserwator. Teraz żałuje, że po prostu straciła szansę i to w taki sposób, w jaki to się stało. Obdarta z tego, co posiadała i świadoma tego, jak bardzo kochała wszystko, co ją otaczało. Głośny stuk szarych badyli, oraz zmartwione pyski rodziców, wykrzywione w tak cierpiący sposób, że nigdy tego nie zapomni - nigdy nie widziała żadnego kota w takim stanie, a nie zdołała wtedy nawet zapłakać, bo w głowie i w sercu utknął jej jakby połknięty piach i szkło, że z bólu w piersi nie mogła ni się poruszyć, ni zapłakać. Dopiero zaciągnięta za kark, a następnie na bark swojego brata Lisówki, mogła oddalić się od tego wszystkiego, choć pragnęła tam zostać i zobaczyć, jak cały bieg wydarzeń odwraca się w mgnieniu oka, by nic z tego się nie stało.
Teraz, kompletnie była rozdrażniona całym otaczającym ją środowiskiem - wyciągającym ją ze wspominek o dawnym życiu, które pragnęła pozostawić we własnej głowie. Wszystko, co było wokół niej, wyprowadzało ją okrutnie z równowagi i własnych myśli. Nieznośne chichoty od obcych jej kotów, którzy gadają jakby nic nigdy się nie stało - ale stało się dużo, utraciła całą rodzinę, więc po co się śmieją i cieszą! Obca wronia strawa, która w tym momencie jej niesamowicie przeszkadzała. Nigdy wcześniej nie miała problemu do kotów obcych, ale to tylko wtedy, gdy to oni ją odwiedzali w jej cichym zaułku, a nie gdy to ona musi podpasować się im. Nie… ona tu przecież nie wytrzyma. Przez te wredne kociska nie wiedziała, na jakiej glebie właściwie leży, bo było ich tak wiele i w takim zgiełku… uh! Coś ją trafi! Nie, nie, nie, ona nie… ona nie może tu już zostać przecież! Zamiast harmonijnego śpiewu otoczenia, gawędzili przecież oni, pospólstwo!
Z ciężkim wydechem zeskoczyła z szarawego kamienia na glebę, nie wiedziała nawet, gdzie jest Lisówka, bo oczywiiiiście, że te dziwolągi go zabrały, a Fluoryt spała - prawdopodobnie również chciała uciec od tego całego syfu. Ale Kaczka nie mogła po prostu zasnąć, to było za ciężkie, gdy wszystko ją denerwowało, a serce nadal jej się krajało na kawałki. Musi odzyskać harmonię, tak! Musi odzyskać to, co jej! Znaczy, nie wie, czy może odzyskać dokładnie to, co miała, nie sama… Lisówka! Lisówka znajdzie rodziców, a ona coś zrobi, by odzyskać plażę, na której mieli własny biznes! Tu chyba nie mieli na co liczyć, a rodzice znali się na wszystkim… tak, muszą wrócić do poprzedniego balansu, bo tu nie ma ni ładu, ni składu!
Z planem najdoskonalszym, jaki zdołała wymyślić, mogła już iść! Wymknęła się przez niby legowiska i swoim dziecięcym truchtem wybiegła w poszukiwaniu domu, z którego uprowadzili ją wbrew jej woli. Na pewno go przecież rozpozna, pamięta chyba każdy szczegół, gdyż codziennie siedziała, obserwując całą okolicę. Gdy tylko ujrzy piasek, na pewno będzie mogła odnaleźć dokładne miejsce. Ale gdy tylko wybiegła… zauważyła… biel. Oh, wszędzie ta pustka, niby jak na plaży, ale… bielsza, taka zimnawa. Oh, to chyba… będzie trudniejsze niż myślała? Już tak długo była w swojej głowie, że była pewna, że wraz z wybiegnięciem na zewnątrz będzie tam, gdzie pożądała być. Ale no trudno i tak nie zamierza wracać, więc ma mnóstwo czasu, by odnaleźć zagubioną swoją krainę.
Szybkim truchtem przemierzała ląd, niesamowicie szybko! Już z pewnością było blisko i choć zimny puch pod łapami niesamowicie kuł i przeszkadzał jej opuszki, nie zamierzała zrezygnować z całego pomysłu, akurat z tak błahego powodu, bo kim ona niby jest, płaczliwym kociakiem? Pft, nic podobnego.
Już była coraz to dalej, aż dziwny szum z białego... krzaka? Tak to nazywali? Nie zaczął się wydobywać, a i prędko sama roślina dziwnie zaczęła się poruszać.
Oj nie, to chyba nie dobrze? A co miała zrobić? Nigdy chyba takiej sytuacji nie miała, że rzeczywiście się zaczęła bać tak, jak w tym momencie! Poza tą ostatnią sytuacją, gdy odebrano jej dom, ale wtedy też ktoś był, by w razie czego jej pomóc, a teraz? Co miała zrobić kompletnie sama? Jej pierwszą myślą było wbiegnięcie w byle inny krzak, w którym obca istota z pewnością nie była, wbiegła zatem w pierwszy lepszy, który akurat był pod jej łapą. Nie wiedziała nawet, że skryła nie poprawnie, bo nie dość, że wślizgnęła się pod krzak za głośno jak na kota, to i czarny ogon zabawnie wybijał się zza białej masy. Ale i tak teraz jest bezpieczna, prawda?
<Kwiecista Kniejo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz