Po pierwszym oficjalnym treningu kotki w tunelach Przepiórczy Puch zdecydowała się porozmawiać nie osobiście z córką, a z jej mentorem. Cykoriowy Pyłek w jej wspomnieniach malował się tak, jak pierwszy raz go zobaczyła. Niczym niewinne, futrzaste kocię, a więc zaskoczył ją widok jego wyrośniętej wersji. Nie było niczym nowym to, że ktoś ją przerósł, była wyjątkowo niskich rozmiarów jak na przeciętnego kota;. Kluczowe dla niej było jednak ze spotkania z nim to, czego dowiedziała się o stanie Kwiecistej Łapy.
"Radzi sobie. Jakoś."
Nie wiedziała, jak interpretować te słowa, ale skoro była w stanie przemieszczać się w odmętach tuneli bez wosku w uszach, brzmiało to obiecująco. Pozwoliła sobie odetchnąć z ulgą, chociaż wiedziała, że gdyby spytała bezpośrednio szylkretki jak się czuje, cała nadzieja by z niej uleciała.
Martwiła się o nią, jednak wiedziała, że najlepsze, co może teraz zrobić, to dać jej odrobinę czasu i przestrzeni, by sama mogła przemyśleć wygląd nowej rzeczywistości i w idealnej wersji — po prostu ją zaakceptować.
***
Minęło trochę czasu, a z tego co zdążyła usłyszeć — Knieja była bliska mianowania. Pomimo zabezpieczenia przed głośnymi dźwiękami w postaci wosku w jej uszach, Gracja przy każdej rozmowie z córką ściszała głos i nadawała mu znacznie delikatniejszej barwy. Nawet jeśli wiedziała, że liliową traktowanie w taki sposób niezmiernie irytowało, nie mogła zaprzestać ostrożności.
Wyczekiwała tego dnia jej powrotu, chcąc porozmawiać w końcu o tym wszystkim. Chciała być dla córki jak największym oparciem, nawet gdy tej emocje było najprościej w sobie skryć. Rozumiała to, ale znała doskonale po sobie konsekwencje unikania rozmów o uczuciach z bliskimi. Liczyła, że córka ufa jej na tyle, by być wobec niej jak najbardziej szczerą.
Omiotła wzrokiem obóz, a ogon zadrżał jej, gdy spostrzegła znajomą, barwną kitę.
— Kniejko — zaczęła uprzejmie, uśmiechając się ku niej. — Słyszałam, że idzie ci rewelacyjnie. Chyba odnalazłaś sobie idealną rolę w życiu — zauważyła pogodniej, bo choć ją wizja siedzenia w tunelach przerażała z uwagi na realną szansę zagubienia się, tak rola przewodnika brzmiała sama w sobie dosyć ciekawie.
Tak jak zakładała, kotka stęknęła z niezadowoleniem, a mimo to przysiadła bliżej matki, przysuwając pod siebie brudną od piachu kitę. W tym momencie, gdyby nie wywinięte uszy, choć raz mogłaby bardziej przypominać bardziej ją, a nie Szepta.
— Ta — bąknęła. — Jakoś idzie. Rola życia. Kopanie dołków pod samym sobą — rzuciła.
— Tkwienie tyle czasu w tunelach wymaga pewnych wyrzeczeń i sądzę, że trzeba być naprawdę rozsądnym, by się podjąć tego zadania. To dobrze o tobie świadczy — podjęła się wyszukiwania zalet.
Kwiecista Łapa ziewnęła bezceremonialnie, zerkając na nią z pobłażliwością.
— Bez urazy, ale nie decydowałam się na nią samodzielnie — mruknęła. — Wy mi ją zasugerowaliście.
Uwaga była trafna i z tym nie mogła się kłócić.
— Przynajmniej wyszło ci to na dobre. Jesteś świetna w tym co robisz, może to jakiś znak od losu? — zasugerowała, i gdyby jej wiedza o Klanie Gwiazdy nie ograniczała się do interpretowania ich bytu jako zmarłych siedzących na chmurkach, posiliłaby się o mądrzejsze i bardziej przekonujące słowa.
— Nazywaj to jak chcesz — westchnęła. — Jak na moje, to życie nie miało komu dokopać i wybrało mnie.
Gracja doszła do wniosku, iż pocieszycielką była marną. Sytuacja była zwyczajnie kiepska.
— Tak się niestety dzieje, że dla niektórych los jest bardziej niesprawiedliwy i nie wiele jesteśmy w stanie z tym zrobić — rzekła ostrożnie. — Ty mimo wszystko wyszłaś mu na przekór i dałaś radę odnaleźć się w rzeczywistości. Cóż mogę więcej powiedzieć, niż że jestem z ciebie ogromnie dumna? — wypowiedziała te słowa, zerkając na nią ulotnie i uśmiechając się.
Gest ten nie został odwzajemniony, a w odpowiedzi otrzymała jedynie milczenie.
***
Z uśmiechem wpatrywała się, jak dwójka jej pociech przechodzi mianowanie. Spodziewała się, że Skowronek jako medyk ma dłuższą drogę do przebycia, a i usłyszała, że w przypadku klanów te mianowania wyglądają znacznie inaczej i odbywają się w specjalnych miejscach, gdzie kontakt z przodkami rzekomo był wyraźniejszy.
Musiała się więc nacieszyć widokiem ceremonii już Kwiecistej Kniei i Dzwonkowego Świstu. Nawet nie zdążyła zorientować się, kiedy oboje zdążyli tak wyrosnąć. Pogodziła się z byciem kurduplem w tej rodzinie, bowiem geny długich łap Szepta całkowicie przyćmiły te od niej.
Nie była w stanie określić dumy, jaką czuła. Czy jej rodzice też spoglądali na nią tamtego pamiętnego dnia z takim samym uczuciem w sercu? W Owocowym Lesie skończenie treningu wyglądało zupełnie inaczej. Inne formułki, inna atmosfera. Nie była w stanie stwierdzić, czy lepsza. Tu to wszystko zdawało się takie oficjalne, tam mimo wszystko miało to luźniejszy charakter.
Pogratulowała swoim dzieciom sukcesu, nieustannie krążąc myślami po przeszłości. Chciała się od tego odciąć, ale nie potrafiła. Co by się nie działo, zawsze przypominała sobie o różnych detalach z jej życia, niezależnie od prób odłożenia ich w kąt zakamarka swoich myśli. Nie wynikało to z jakiegoś niesmaku względem swojego pochodzenia. Przepiórczy Puch jedyne, z czego była niezadowolona to z tego, jaką niegdyś była i czego wiele razy nie zrobiła, a mogła, nim jej życie w pewnym momencie nie stało się jednym wielkim wirem nieporozumienia.
***
Życie w Klanie Burzy nabrało tempa, któremu nie nadążała. To problemy na zgromadzeniu, to nagła akcja na granicach ich klanu, w wyniku której ucierpiał Nagietkowy Wschód, a w tym wszystkim dalej miała z tyłu głowy Skowroni Odłamek. Jego nagła ślepota na oko, której temat stale zbywał, a która spędzała jej sen z powiek, była wręcz nie do zignorowania.
Nie była w stanie podejść syna, jednak liczyła, że więź między rodzeństwem może być znacznie silniejsza i taka Kwiecista Knieja ma szansę wiedzieć znacznie więcej niż ona. Poza tym nie była pewna, jak ma się jej córka, odkąd zaginął jej były mentor. Skoro Firletka i Pierwomrówka zaczęły swoje treningi, Przepiórka miała czas, który najwyraźniej najlepiej było poświęcić pierwszemu miotowi.
Nigdy nie miała problemu z odnajdywaniem członków swojej rodziny. Zawsze rzucali jej się w oczy, kręcąc się gdzieś w obrębie obozu. Nie podchodziła, gdy byli w towarzystwie znajomych, ale tym razem córkę zastała samą. Do niedawna najczęściej widziała ją w otoczeniu Norniczego Śladu, ale od pewnego czasu wydawało się to stanowić jedynie obraz przeszłości.
— Hej. — Gracja od razu przysiadła przy młodszej, nie czekając na żadną reakcję z jej strony. — Czy wszystko w porządku? — mruknęła, zaraz to niemalże gryząc się w język. Nie tak chciała przeprowadzić miłą rozmowę jako wspierające swoje pociechy matka. — To znaczy, widzę, że siedzisz sama. Ciężko ci bez Cykoriowego Pyłku? — spytała czulej, bo i on zdawał się przed zaginięciem być bliskim Kniejce przyjacielem, aniżeli tylko mentorem.
<Kniejo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz