Położyła uszy po sobie, wyrażając żal i pragnienie przeprosin. Zbliżyła się do przyjaciółki, a potem delikatnie położyła swoją łapę na jej łapie. Spojrzała w jej żółte jak słoneczniki oczy, uśmiechając się ciepło, niczym promienie słońca rozświetlające poranek.
— Już wszystko w porządku, nie przejmuj się tym aż tak — powiedziała łagodnym tonem. — Możesz myśleć, co tylko chcesz, ale nie chcę, byśmy się przez to kłóciły. Dla ciebie Klan Gwiazd jest ważny ponad wszystko, dla mnie to tylko mały okruszek życia. Jednak nie pozwólmy, by różnice nas poróżniły. Usiadła na trawie, dając delikatny sygnał, że młodsza kotka może ją przytulić, jeśli tego potrzebuje. Po chwili dodała z większą stanowczością:
— Ale proszę, nie możesz tak myśleć! Klan Gwiazd to nasi przodkowie. Dają życie przywódcom i wizje medykom, ale nie są tu z nami na co dzień. Nie przeżywają tego, co my. Nie cierpią z nami za nasze błędy, nie odczuwają naszych przyjaźni ani miłości. Kochają nas, ale nie ingerują w nasze decyzje. Bardzo rzadko karzą koty, a już na pewno nie odebraliby życia innym za to, co zrobił Srokoszowa Gwiazda. Bo jeśli by to robili… to czy na pewno są dobrymi kotami?
Przerwała na moment, by zebrać myśli, a potem kontynuowała spokojniejszym tonem:
— Wszystko, co się wydarzyło, to były zwykłe przypadki. Przodkowie są smutni, gdy młode dusze trafiają do ich szeregów, ale na pewno nie odbierają życia za złe decyzje liderów. A co do Mrocznej Puszczy… dlaczego miałaby cię kusić? To, co czujesz, nie jest niczym złym.
Spojrzała na przyjaciółkę z delikatnym uśmiechem, próbując rozluźnić atmosferę:
— Wiem, że Klan Gwiazd zakazuje tego, co czujesz, chociaż nie rozumiem dlaczego. To głupia zasada — zaśmiała się cicho, chcąc dodać otuchy. — Poza tym… ja też cię lubię.
Na te słowa spuściła wzrok i skupiła się na swoich łapach. Czuła, jak pieką ją uszy, jakby emocje tej chwili wymknęły się spod kontroli.
Szylkretowa potrząsnęła głową, jakby chciała odrzucić każde słowo przyjaciółki. Jej serce biło szybciej, gdy tylko spoglądała na wojowniczkę, ale jej umysł kurczowo trzymał się zasad, nie pozwalając nawet na chwilę zwątpienia.
— Nie! Nie rozumiesz! To wszystko tak nie może być! Jestem uczennicą medyka, nie mogę… — miauknęła łamiącym się głosem, odwracając wzrok, by ukryć łzy. — Kodeks medyka nie pozwala mi na to!
Jej głos drżał, a łzy spływały po pyszczku, kiedy dodała szeptem, niemal oskarżycielsko:
— Przodkowie powinni mnie chronić przed takimi uczuciami, a skoro tego nie robią, to znaczy, że… to Mroczna Puszcza szepcze mi do ucha. To wszystko ich wina!
Ostatnie słowa wykrzyczała, a całe jej ciało zaczęło się trząść z powodu nagromadzonych emocji. Wtedy pręgowana wojowniczka, widząc jej ból, delikatnie oparła ogon na barkach szylkretowej, próbując ukoić, choć odrobinę jej cierpienia.
— Tak, wiem o kodeksie! Ale żaden duch, czy to dobry, czy zły, nie ma prawa zabraniać ci kochać! Dlaczego wy, medycy, nie możecie być szczęśliwi, a szczególnie ty? Zasługujesz na szczęście, jesteś dobrym kotem! Nigdy nikogo nie skrzywdziłaś, uratowałaś każde życie, które do ciebie trafiło! Oni nie mają prawa zabraniać ci po prostu żyć — miauknęła z pełnym przekonaniem w głosie.
Pietruszkowa Łapa zmrużyła oczy, a jej ogon poruszał się niespokojnie, zdradzając frustrację. Nienawidziła tego konkretnego punktu kodeksu medyka, który wydawał się jej kompletnie nieludzki. Kto w ogóle go wymyślił? Dlaczego medykom, którzy niosą życie, odbiera się możliwość kochania?
Jej myśli wypełniła złość na tę niesprawiedliwość. Rozumiała, że kodeks miał zapewniać równość w leczeniu wszystkich kotów, ale ten argument wydawał się jej zbyt słaby. Medyk, który pokochał, wciąż mógł być sprawiedliwy. A jeśli nie? Zawsze można przecież odejść ze ścieżki medyka!
— Klan Gwiazd nie powinien mieć nic do tego! — dodała z determinacją, wyrażając swoje myśli głośno.
— Ale proszę, nie możesz tak myśleć! Klan Gwiazd to nasi przodkowie. Dają życie przywódcom i wizje medykom, ale nie są tu z nami na co dzień. Nie przeżywają tego, co my. Nie cierpią z nami za nasze błędy, nie odczuwają naszych przyjaźni ani miłości. Kochają nas, ale nie ingerują w nasze decyzje. Bardzo rzadko karzą koty, a już na pewno nie odebraliby życia innym za to, co zrobił Srokoszowa Gwiazda. Bo jeśli by to robili… to czy na pewno są dobrymi kotami?
Przerwała na moment, by zebrać myśli, a potem kontynuowała spokojniejszym tonem:
— Wszystko, co się wydarzyło, to były zwykłe przypadki. Przodkowie są smutni, gdy młode dusze trafiają do ich szeregów, ale na pewno nie odbierają życia za złe decyzje liderów. A co do Mrocznej Puszczy… dlaczego miałaby cię kusić? To, co czujesz, nie jest niczym złym.
Spojrzała na przyjaciółkę z delikatnym uśmiechem, próbując rozluźnić atmosferę:
— Wiem, że Klan Gwiazd zakazuje tego, co czujesz, chociaż nie rozumiem dlaczego. To głupia zasada — zaśmiała się cicho, chcąc dodać otuchy. — Poza tym… ja też cię lubię.
Na te słowa spuściła wzrok i skupiła się na swoich łapach. Czuła, jak pieką ją uszy, jakby emocje tej chwili wymknęły się spod kontroli.
Szylkretowa potrząsnęła głową, jakby chciała odrzucić każde słowo przyjaciółki. Jej serce biło szybciej, gdy tylko spoglądała na wojowniczkę, ale jej umysł kurczowo trzymał się zasad, nie pozwalając nawet na chwilę zwątpienia.
— Nie! Nie rozumiesz! To wszystko tak nie może być! Jestem uczennicą medyka, nie mogę… — miauknęła łamiącym się głosem, odwracając wzrok, by ukryć łzy. — Kodeks medyka nie pozwala mi na to!
Jej głos drżał, a łzy spływały po pyszczku, kiedy dodała szeptem, niemal oskarżycielsko:
— Przodkowie powinni mnie chronić przed takimi uczuciami, a skoro tego nie robią, to znaczy, że… to Mroczna Puszcza szepcze mi do ucha. To wszystko ich wina!
Ostatnie słowa wykrzyczała, a całe jej ciało zaczęło się trząść z powodu nagromadzonych emocji. Wtedy pręgowana wojowniczka, widząc jej ból, delikatnie oparła ogon na barkach szylkretowej, próbując ukoić, choć odrobinę jej cierpienia.
— Tak, wiem o kodeksie! Ale żaden duch, czy to dobry, czy zły, nie ma prawa zabraniać ci kochać! Dlaczego wy, medycy, nie możecie być szczęśliwi, a szczególnie ty? Zasługujesz na szczęście, jesteś dobrym kotem! Nigdy nikogo nie skrzywdziłaś, uratowałaś każde życie, które do ciebie trafiło! Oni nie mają prawa zabraniać ci po prostu żyć — miauknęła z pełnym przekonaniem w głosie.
Pietruszkowa Łapa zmrużyła oczy, a jej ogon poruszał się niespokojnie, zdradzając frustrację. Nienawidziła tego konkretnego punktu kodeksu medyka, który wydawał się jej kompletnie nieludzki. Kto w ogóle go wymyślił? Dlaczego medykom, którzy niosą życie, odbiera się możliwość kochania?
Jej myśli wypełniła złość na tę niesprawiedliwość. Rozumiała, że kodeks miał zapewniać równość w leczeniu wszystkich kotów, ale ten argument wydawał się jej zbyt słaby. Medyk, który pokochał, wciąż mógł być sprawiedliwy. A jeśli nie? Zawsze można przecież odejść ze ścieżki medyka!
— Klan Gwiazd nie powinien mieć nic do tego! — dodała z determinacją, wyrażając swoje myśli głośno.
<Zaćmiona Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz