— Zgubiłaś się, maleńka?
Tajemniczy głos dochodził z góry. Nie znała go. Woń także zdawała się być opcja. Lekka, kwiatowa, trochę słodka? Nie znała dotychczas kota o takim zapachu. Zaciekawiona uniosła głowę by ujrzeć nieznajomego. Ślepia w kolorze płatków słonecznika spoglądały na nią. Z zaintrygowaniem. Pierwomrówka przekręciła łebek zainteresowana. Oprócz rodziców mało kto na nią tak spoglądał. Z godnym jej osoby zaangażowaniem. Wyprostowała się dumnie i uśmiechnęła niczym prawdziwa wojowniczka.
— Nie. I wcale nie jestem maleńka, jestem już uczennicą. — poprawiła jegomościa, nie tracąc okazji do pochwalenia się swoim aktualnym statusem.
Kocur uniósł brwi zaciekawiony.
— Oh, naprawdę? To w takim razie, gdzież to jest twój mentor? Nie powinnaś sama chadzać nawet po własnych terenach.
Na myśl o mentorce dobry humor Pierwomrówki prysł. Ta szylkretowa jędza pewnie krążyła gdzieś w okolicy. Poszła polować, a jej kazała kopać. By wzmocnić łapy. Czekoladowa jednak niechętnie brodziła w mokrej i śmierdzącej ziemi. Nie była zającem by kopać dziury. Cała walka w tunelach i chowanie się pod ziemią były dla niej durną ideą. Tylko słabe gryzonie skrywały się w głąb ziemi. Drapieżniki górowały nad nią. Jastrzębie atakowały znienacka. Z powietrza. Trzask i po wrogu. Obiad dla całej rodziny gotowy w parę uderzeń serca. Salamandra próbowała zrobić z niej kreta zamiast dumnej wojowniczki.
— Moja mentorka jest w okolicy. Mi kazała kopać tą durną dziurę. — westchnęła zmęczona.
Nieznajomy spojrzał na dół, który został jak na razie stworzony przez kotkę. Chyba nie był pod szczególnym wrażeniem. Prawdopodobieństwo, że Salamandra doceni jej trud pracy było równe zero. Pierwomrówka zrezygnowana wygrzebała się z dołu. Otrzepała łapy z błota. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej ciało. Długie futro szybko przemakało. Teraz szorowało po ziemi, zostawiając po sobie równy ślad. Skrzywiła się z obrzydzeniem. To nie było jej godne. Od tego powinny być jakieś paskudne i brzydkie kocury, a nie ona. Szkoda było jej łapek do takiej brudnej roboty.
— Jaki ma cel kopanie dołu na tym kwiecistym pustkowiu? — zapytał kocur, przyglądając się dziełu czekoladowej. — Ziemia tutaj jest za sypka na solidny dół. Szybko się zasypie. Bezsensowne zadanie. — podsumował, biorąc w łapę garść ziemi.
Błoto-podobna substancja szybko zaczęła skapywać na ziemię, plamiąc jasną szatę obcego. Pierwomrówka przyglądała się temu zachowaniu zdezorientowana, lecz po uderzeniu serca pokiwała łebkiem z aprobatą.
— Również tak uważam. Moja mentorka to mysi móżdżek.
Nieznajomy zamyślił się na chwilę. Jego wzrok powędrował ku chmur.
— A zmiana jej nie wchodzi w grę? Szkoda twojego potencjału na tego typu zadania. A zważywszy na ową sytuację aż lęk pomyśleć do czego zmusza cię jeszcze ta kotka. — złapał się za futro na piersi.
W końcu ktoś ją rozumiał. Pojął idiotyzm Salamandry i złowrogie czynny jakich się dopuszczała. Nareszcie znalazła kogoś na swoim poziomie. Szkoda, że tak starego. I obcego. Ej no właśnie. Obcego.
— Liderka nie rozumie. To jej córka. Więc nie jest w stanie tego przyjąć do siebie. A tak właściwie, co tutaj robisz? To teren Klanu Burzy. — zmrużyła ślepia, mierząc kocura spojrzeniem.
Nieznajomy zaśmiał się.
— Spokojnie, nie mam złych zamiarów. Ani planów. Ujrzałem zagubione kocię i chciałem pomóc. Lecz ty mojej pomocy nie potrzebujesz, prawda?
Pierwomrówka poszurała łapką w mokrej ziemi i zerknęła nieśmiało na kocura.
— Może chciałbyś wykopać ten dół za mnie? — zaproponowała, wpatrując się swoimi słodkimi ślepkami w obcego.
Uśmiechnął się lekko.
— Nie ma takiej opcji.
Czekoladowa westchnęła.
— Warto chociaż spróbować. To idź już stąd. Moja mentorka pewnie by cię stłukła na kwaśne jabłko.
Nieznajomy zaśmiał się.
— Dziękuję za ostrzeżenie. Będę już zmykać.
[liczba słów 559]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz