Każdy dzień spędzony przy przebrzydłej mordzie mentorki wprawiał ją w jeszcze większy gniew. Oh nienawidziła jej. Życzyła jej jak najgorzej. Jakby mogła rzuciła dzikom na pożarcie. Nie obchodziło ją czy dziki jedzą koty, chociaż by ją rozdeptały. Szylkretka czepiała się wszystkiego. Wszystko robiła źle. Ciągle coś nie tak. Nigdy jej nie chwaliła. Pierwomrówce nikt nigdy nie działał tak na nerwy jak ona. Nawet gdy czekoladowa się poprawiała z czymś mentorka znajdowała coś innego do czego mogła się przyczepić. Była okropna. Po prostu paskudna. Jeszcze katowała ją każdego dnia tym głupim bieganiem. Pierwomrówka uważała, że bieganie jest totalnie bez sensu. Ona się ma za kimś uganiać. Absurd. Woli poczekać aż zwierzyna sama wpadnie jej w łapy.
— Dziś tunele. — ogłosiła mentorka i ruszyła w stronę wyjścia z obozowiska.
Nie zważała na obolałe łapki swojej uczennicy. Nic ją nie obchodziło. Głupia samolubna gburka! A jeszcze teraz gdy ledwo chodziła miała cała się upaprać ziemią i pyłem. W cuchnących i pozbawionych słońca podziemiach. Pierwomrówka usiadła w ramach protestu. Niech gbur idzie sobie sam pod ziemie. Może się zgubi i w końcu odejdzie do Klanu Gwiazd. Tego najszczerzej jej życzyła. Zadowolona z siebie z uniesionym wysoko łbem siedziała na ziemi, a zad jej marzł od zimnego podłoża. Mróz jednak nie był równy jej satysfakcji.
Kotka chyba zorientowała się w buncie swojej uczennicy, gdyż w oddali rozległo się głośne westchniecie.
— Czyli rozumiem, że dziś trenujemy dalej biegi? — padło pytanie.
Pierwomrówka syknęła niezadowolona. Niechętnie wstała.
— No co ty. — dogryzała jej mentorka, mrużąc ślepia. — Dobra to pierw tunele, a potem biegi.
— Podła kupa futra. — wymamrotała czekoladowa, wbijając pazury w zamarzniętą ziemię.
Szylkretka trzepnęła uchem. Zmierzyła ją ostrym spojrzeniem.
— Co tam mamrotałaś?
Pierwomrówka wysiliła się na sztuczny uśmiech.
— Nic. Cieszę się z treningu.
— To dobrze. Bo dziś nie wrócisz do zachodu słońca.
Tak jak się spodziewała podziemia nie skradły jej serca. Było ciasno, ciemno i śmierdząco. Okropieństwo. To miejsce upodlało ją. Gasiło jej cały blask. Czuła się, jakby już wybierała się na drugą stronę, gdy musiała krążyć za mentorką w katakumbach. A najgorsze jeszcze ją czekało. Początkowo nie zrozumiała nawet co mówiła do niej Salamandra. Wydawało się to tak absurdalne, że uczennica szybko wywaliła ten nieistotny zlepek słów ze swojej głowy. Mentorka jednak powtórzyła znów. I znów. Zielone ślepia wciąż nie dowierzały.
— Po treningu pójdziemy do medyków. Chyba masz problemy ze słuchem. — mruknęła zirytowana szylkretka.
— Co?
— Pstro. Najwidoczniej jakaś rodzinna choroba.
— Co takiego? — zapytała już oburzona Pierwomrówka.
Ten gad sugerował jej jeszcze, że coś z nią nie tak.
— Jesteś głucha. Nie słyszysz co do ciebie mówię.
— Wcale nie. Dobrze słyszę! — kłóciła się z nią czekoladowa.
Salamandra zaczęła coś mamrotać do siebie, westchnęła i zwróciła się w stronę swojej uczennicy.
— Mówię ostatni raz. Skup się. Od jutra ćwiczymy walkę w tunelach.
Pierwomrówka otworzyła szerzej ślepia. Czyli od samego początku się nie przesłyszała. Rozejrzała się. Ledwo się mieściły. Salamandra w wysokości, a Pierwomrówka w szerokości. Walka w tych warunkach była absurdem. Zirytowana wgryzła się w ogon mentorki.
— Na ostry i ciernie, co ty robisz! — krzyknęła szylkretka, strzepując uczennicę ze swojej kity.
Pierwomrówka upadła na ziemię. Już i tak była cała brudna. Pokazała kotce język.
— Walczę w tunelach.
— Głupia. Tak nikogo nie pokonasz, lepiej więcej tak nie rób. — syknęła mentorka i przyspieszyła.
Nie zważała na obolałe łapki swojej uczennicy. Nic ją nie obchodziło. Głupia samolubna gburka! A jeszcze teraz gdy ledwo chodziła miała cała się upaprać ziemią i pyłem. W cuchnących i pozbawionych słońca podziemiach. Pierwomrówka usiadła w ramach protestu. Niech gbur idzie sobie sam pod ziemie. Może się zgubi i w końcu odejdzie do Klanu Gwiazd. Tego najszczerzej jej życzyła. Zadowolona z siebie z uniesionym wysoko łbem siedziała na ziemi, a zad jej marzł od zimnego podłoża. Mróz jednak nie był równy jej satysfakcji.
Kotka chyba zorientowała się w buncie swojej uczennicy, gdyż w oddali rozległo się głośne westchniecie.
— Czyli rozumiem, że dziś trenujemy dalej biegi? — padło pytanie.
Pierwomrówka syknęła niezadowolona. Niechętnie wstała.
— No co ty. — dogryzała jej mentorka, mrużąc ślepia. — Dobra to pierw tunele, a potem biegi.
— Podła kupa futra. — wymamrotała czekoladowa, wbijając pazury w zamarzniętą ziemię.
Szylkretka trzepnęła uchem. Zmierzyła ją ostrym spojrzeniem.
— Co tam mamrotałaś?
Pierwomrówka wysiliła się na sztuczny uśmiech.
— Nic. Cieszę się z treningu.
— To dobrze. Bo dziś nie wrócisz do zachodu słońca.
* * *
Tak jak się spodziewała podziemia nie skradły jej serca. Było ciasno, ciemno i śmierdząco. Okropieństwo. To miejsce upodlało ją. Gasiło jej cały blask. Czuła się, jakby już wybierała się na drugą stronę, gdy musiała krążyć za mentorką w katakumbach. A najgorsze jeszcze ją czekało. Początkowo nie zrozumiała nawet co mówiła do niej Salamandra. Wydawało się to tak absurdalne, że uczennica szybko wywaliła ten nieistotny zlepek słów ze swojej głowy. Mentorka jednak powtórzyła znów. I znów. Zielone ślepia wciąż nie dowierzały.
— Po treningu pójdziemy do medyków. Chyba masz problemy ze słuchem. — mruknęła zirytowana szylkretka.
— Co?
— Pstro. Najwidoczniej jakaś rodzinna choroba.
— Co takiego? — zapytała już oburzona Pierwomrówka.
Ten gad sugerował jej jeszcze, że coś z nią nie tak.
— Jesteś głucha. Nie słyszysz co do ciebie mówię.
— Wcale nie. Dobrze słyszę! — kłóciła się z nią czekoladowa.
Salamandra zaczęła coś mamrotać do siebie, westchnęła i zwróciła się w stronę swojej uczennicy.
— Mówię ostatni raz. Skup się. Od jutra ćwiczymy walkę w tunelach.
Pierwomrówka otworzyła szerzej ślepia. Czyli od samego początku się nie przesłyszała. Rozejrzała się. Ledwo się mieściły. Salamandra w wysokości, a Pierwomrówka w szerokości. Walka w tych warunkach była absurdem. Zirytowana wgryzła się w ogon mentorki.
— Na ostry i ciernie, co ty robisz! — krzyknęła szylkretka, strzepując uczennicę ze swojej kity.
Pierwomrówka upadła na ziemię. Już i tak była cała brudna. Pokazała kotce język.
— Walczę w tunelach.
— Głupia. Tak nikogo nie pokonasz, lepiej więcej tak nie rób. — syknęła mentorka i przyspieszyła.
[ilość słów 530 słów]
walka w tunelach
[przyznano 11% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz