Powoli zaczynał mieć tego wszystkiego dość.
Od początku tego nie akceptował, rzecz jasna. W końcu tylko jakiś obłąkaniec mógłby cieszyć się z pozycji sprzątacza. I to jeszcze będąc tak ważnym kotem jak on, jak Judaszowiec! Z każdym następnym dniem jednak czuł coraz większy gniew.
Gdy po raz kolejny dawano mu jakieś polecenie, Judasz prychał pod nosem. Większość klifiaków trzymała się od niego z daleka, przynajmniej z dorzucaniem mu dodatkowej pracy. Zdawał sobie sprawę z tego, że był żałowany. Nawet ci, którzy nie byli najzagorzalszymi słuchaczami nauk kocura, uważali wyrok Srokoszowej Gwiazdy za zbyt surowy i uwłaczający. Rzadko kiedy miał okazję się do kogoś odezwać w innym celu niż zapytanie o mech do wymiany legowisk czy odpowiedź na kolejną nadaną mu robotę, więc musiał znaleźć sobie inne źródła informacji. Polegał w większości na spojrzeniach – tych zmartwionych, obojętnych czy nawet rozbawionych oraz plotkach, w jakie zasłuchiwał się, pucując podłogę. Najwięcej troski widział w oczach swojej matki – Liściasty Wir mocno przeżywała karę Judaszowca, może nawet i bardziej, niż on sam. Współczuł jej. Nie lubił patrzeć na jej ból.
Tylko co mógł z tym zrobić? Niewiele. Wolał zacisnąć zęby i poczekać na koniec. W końcu niezadowolenie klanu rosło i rosło, a ich lider stawał się tylko starszy i starszy. Jeśli miał nie umrzeć wkrótce sam, to i tak czekał go marny los. Klan Gwiazd może się w końcu nad nim ulituje i pozbędzie się tej świerzbowej skóry.
— Wymienisz mi legowisko? — Jego przemyślenia przerwał Mroźny Wicher, podchodząc do więźnia z głupkowatym uśmieszkiem. Judaszowcowa Zdrada natychmiast zwrócił ku niemu wzrok. Wilczy wzrok.
Mysiomózgi bachor. Myślał, że jeśli był od kogoś wyżej w klanowej hierarchii (i to na krótką chwilę!), to mógł traktować kogoś starszego i mądrzejszego jak byle kociaka. Już otwierał pysk, by spławić go ciętą ripostą, lecz przypomniał sobie o nakazie. Na osty i ciernie... Niech ten Srokoszowa Gwiazda zdycha szybciej!
Judaszowiec mu nie odpowiedział. Wiedział, że młokos szukał zaczepki. Robił to samo, co Judasz na zgromadzeniu, kiedy rozmawiał z ich liderem. On miał jednak trochę większy móżdżek od Srokoszowej Gwiazdy i nie zamierzał poddawać się takim banalnym chwytom. W przeciwieństwie do innego osobnika...
Westchnął, gdy odszedł od krnąbrnego wojownika na bezpieczną odległość; tak, by nie dać mu satysfakcji. Był pewny jednego – jeszcze się im odpłaci za te wszystkie księżyce. Sprawiedliwości musiało stać się zadość. W końcu jego męki się skończą. Dziecię Gwiezdnych zostanie uwolnione! — zapewniał sam siebie, wygarniając z kupki świeży mech. Lepsze czasy dla Klanu Klifu nadchodziły, czuł to w kościach.
Tylko ile mógł jeszcze na to czekać?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz