Sen
Muśnięcie wiatru i ciepło promieni słonecznych obudziło Jaskółkę. Kotka powoli otworzyła ślepia oraz rozejrzała się dookoła.
Była w lesie! Bardzo podobnym do tego, w którym zaginęły. Najwięcej drzew, jakich było to wysokie sosny, gdzieniegdzie rosły małe dąbki, graby oraz inne niskie liściaste. Jej ciało otaczały krzewy jagody nieposiadające teraz już liści. Leżała na cienkiej warstwie śniegu, oprószającym cały krajobraz i kontrastujący z kremowym futerkiem. Słońce świtało, sprawiając, że niebo było całe czerwone, jakby splamione krwią.
Wstała powoli, po czym usiadła z wystawionymi pazurami na wszelki wypadek. Nie bała się…była po prostu niepewna co się dzieje. Nasycały to odgłosy, syki i warknięcia głośni odbijające się echem. Cały las żył tym, co się działo w źródle dźwięku.
Podreptała do miejsca i schowała się w krzakach, patrząc zielonymi oczami na to, co właśnie działo.
Zobaczyła dziwny widok. Wszystko działo się na polance podzielonej szemrzącym strumykiem. Najpierw do jej oczu doszedł widok dwóch czarnych jak smoła kocurów o płonących oczach i dziwnych błyskotkach na szyjach. Obchodziły one sędziwą, liliową kotkę patrzącą na wszystko z przerażeniem.
Ten większy z kocurów warknął, obchodząc niebieskooką i śmiejąc się pod nosem z czegoś, co dotyczyło kotki.
- Świeże mięsko. Świerże mięsko. - Młodszy i mniejszy zaśpiewał cienkim głosikiem, a oczy rozbłysły czerwonym jak niebo płomieniem. - Chociaż, szkoda, że stare.
- Zostawcie mnie. - Zimnym głosem wymruczała starsza, grożąc im łapą z wystawionymi pazurami.
- Zostawimy Cię… - Starszy z kocurów wysyczał, patrząc w niebo. Teraz stało się mniej krwiste. - Ale najpierw… - Przejechał kotce po grzbiecie, a krew zaczęła sączyć się z jej boku. Liliowa wrzuciła jednocześnie tego starszego do wody i przygniotła. Młodszy uciekł w popłochu, a ten starszy zniknął nagle i niespodziewanie. Kremowa wyszła, patrząc na starszą kotkę.
- Witaj młodziku. - Uśmiechnęła się szeroko do kociaka, który podszedł do jej wystawionej łapy. -
I wtedy kotka poczuła pazury kota na sobie. Zaczęła wymachiwać łapkami. Czarny cień ślęczał nad nią i dusił. Jaskółce zaciemniło się przed oczami, jednocześnie dopłynęły do nich łzy.
- Nigdy nie ufaj nikomu, kto nie jest twoją rodziną - szepnęła liliowa do jej ucha. - Bo tylko ona raczej cię nie zdradzi.
Dalej była już jedynie ciemność.
Była w lesie! Bardzo podobnym do tego, w którym zaginęły. Najwięcej drzew, jakich było to wysokie sosny, gdzieniegdzie rosły małe dąbki, graby oraz inne niskie liściaste. Jej ciało otaczały krzewy jagody nieposiadające teraz już liści. Leżała na cienkiej warstwie śniegu, oprószającym cały krajobraz i kontrastujący z kremowym futerkiem. Słońce świtało, sprawiając, że niebo było całe czerwone, jakby splamione krwią.
Wstała powoli, po czym usiadła z wystawionymi pazurami na wszelki wypadek. Nie bała się…była po prostu niepewna co się dzieje. Nasycały to odgłosy, syki i warknięcia głośni odbijające się echem. Cały las żył tym, co się działo w źródle dźwięku.
Podreptała do miejsca i schowała się w krzakach, patrząc zielonymi oczami na to, co właśnie działo.
Zobaczyła dziwny widok. Wszystko działo się na polance podzielonej szemrzącym strumykiem. Najpierw do jej oczu doszedł widok dwóch czarnych jak smoła kocurów o płonących oczach i dziwnych błyskotkach na szyjach. Obchodziły one sędziwą, liliową kotkę patrzącą na wszystko z przerażeniem.
Ten większy z kocurów warknął, obchodząc niebieskooką i śmiejąc się pod nosem z czegoś, co dotyczyło kotki.
- Świeże mięsko. Świerże mięsko. - Młodszy i mniejszy zaśpiewał cienkim głosikiem, a oczy rozbłysły czerwonym jak niebo płomieniem. - Chociaż, szkoda, że stare.
- Zostawcie mnie. - Zimnym głosem wymruczała starsza, grożąc im łapą z wystawionymi pazurami.
- Zostawimy Cię… - Starszy z kocurów wysyczał, patrząc w niebo. Teraz stało się mniej krwiste. - Ale najpierw… - Przejechał kotce po grzbiecie, a krew zaczęła sączyć się z jej boku. Liliowa wrzuciła jednocześnie tego starszego do wody i przygniotła. Młodszy uciekł w popłochu, a ten starszy zniknął nagle i niespodziewanie. Kremowa wyszła, patrząc na starszą kotkę.
- Witaj młodziku. - Uśmiechnęła się szeroko do kociaka, który podszedł do jej wystawionej łapy. -
I wtedy kotka poczuła pazury kota na sobie. Zaczęła wymachiwać łapkami. Czarny cień ślęczał nad nią i dusił. Jaskółce zaciemniło się przed oczami, jednocześnie dopłynęły do nich łzy.
- Nigdy nie ufaj nikomu, kto nie jest twoją rodziną - szepnęła liliowa do jej ucha. - Bo tylko ona raczej cię nie zdradzi.
Dalej była już jedynie ciemność.
***
Rzeczywistość
Rzeczywistość
I wtedy wyrwała się ze szponów koszmaru, dysząc cicho.
Było ciepło jak na Porę Nagich Drzew. Niebo przykryły szare chmury czasem odsłaniające złote bicie słonecznych promieni i błękit ziemskiego sklepienia. Czuć było deszcz, który zbliżał się nieubłaganie do wylewania swoich żali. Wiatr dął zaś mocno z północy, niosąc na swych skrzydłach zapach spalin i Betonowego Świata.
Jaskółka rozespana podniosła łeb, widząc przed swoim pyszczkiem pręgowane tygrysio futerko, należące do Dzwonkowego Szmera. Obok zobaczyła Siewkę zwiniętą w przysłowiowy bochenek i wtuloną w mech wyściełający gniazdo. Siostra pewnie już by się czegoś bała. Jedynie jak spała to nie męczyła.
Kremowa wstała spod cielska ojca, po czym jak najciszej jak mogła, wyszła z gniazda i podsunęła się do otworu, przez który widać było niebo. Kałuża pod nią nigdy się nie zmniejszała, dlatego robiła za idealne lustro, w którym mogły się przeglądać. To znaczy tylko ona, bo Siewka myślała, że pod taflą wody jest jakiś potwór. Jak to ona.
Przejrzała się w jej własnym “lustrze”, poprawiając futerko na szyi, by było jak najładniejsze. Wiedziała, co je dzisiaj czeka. Kolejne zmiany. Miały mieszkać w innym legowisku, już bez rodziców, za to z jakimiś kotami co się nazywały “uczniami”. Pręgowana klasycznie sceptycznie podchodziła do kolejnych zmian. Wolałaby żyć tak jak teraz już na zawsze.
Odsunęła się kawałek od wody, aby umyć swoje wyjątkowe futerko. W Klanie Klifu oprócz znajdki jedynie Śliwowa Ścieżka miał jeszcze kremowe futro, ale Jaskółka nie poznała jeszcze kocura, nawet go nie widziała, więc myślała, że jest jedyną w swoim rodzaju. Poza tym podobała jej się barwa sierści wyglądająca dosłownie jak piasek, co dodawało jej zdaniem uroku.
Skończyła miarowe lizanie na widok obudzonego pointa wpatrującego się na nią ze wzrokiem jednocześnie zdziwionym i zaciekawionym, co jego córka wyprawia.
- Myję się. - Kremowa powiedziała do kocura jako wytłumaczenie. Dzwonkowy Szmer zmarszczył tylko brwi w zamyśleniu, a pręgowana klasycznie dodała: - Chcę wyglądać jak najładniej. -
Kocur zamarł na chwilę, zastanawiając się, czy aby na pewno coś się wygadał. Koteczka spięła się mimowolnie. Czyżby coś wiedział, czego ona nie? Zielone ślepia utkwiły w podłożu.
- Ah tak…już wiem. - Nagle odezwał się niebieski pacając się łapą w łepek z niedowierzania. Puścił jej oczko. - Rozumiem, możesz kontynuować.
- Już skończyłam…tato. - Zmusiła się do dodania ostatniego słowa, które nadal ciężko było jej wypowiedzieć. Point pokiwał łebkiem, odchodząc od starszej pociechy i idąc do młodszej, która leżała na legowisku i coś tam piszczała.
Koteczka odetchnęła z ulgą, widząc jednak, że w ogon wczepił jej się liść. Wyjęła go i zaczęła od nowa idealnie układać futerko, wciąż wpatrując się w zeschły, brązowy, trochę podgniły okaz martwej natury w dosłownej tego sformułowania znaczeniu.
Było ciepło jak na Porę Nagich Drzew. Niebo przykryły szare chmury czasem odsłaniające złote bicie słonecznych promieni i błękit ziemskiego sklepienia. Czuć było deszcz, który zbliżał się nieubłaganie do wylewania swoich żali. Wiatr dął zaś mocno z północy, niosąc na swych skrzydłach zapach spalin i Betonowego Świata.
Jaskółka rozespana podniosła łeb, widząc przed swoim pyszczkiem pręgowane tygrysio futerko, należące do Dzwonkowego Szmera. Obok zobaczyła Siewkę zwiniętą w przysłowiowy bochenek i wtuloną w mech wyściełający gniazdo. Siostra pewnie już by się czegoś bała. Jedynie jak spała to nie męczyła.
Kremowa wstała spod cielska ojca, po czym jak najciszej jak mogła, wyszła z gniazda i podsunęła się do otworu, przez który widać było niebo. Kałuża pod nią nigdy się nie zmniejszała, dlatego robiła za idealne lustro, w którym mogły się przeglądać. To znaczy tylko ona, bo Siewka myślała, że pod taflą wody jest jakiś potwór. Jak to ona.
Przejrzała się w jej własnym “lustrze”, poprawiając futerko na szyi, by było jak najładniejsze. Wiedziała, co je dzisiaj czeka. Kolejne zmiany. Miały mieszkać w innym legowisku, już bez rodziców, za to z jakimiś kotami co się nazywały “uczniami”. Pręgowana klasycznie sceptycznie podchodziła do kolejnych zmian. Wolałaby żyć tak jak teraz już na zawsze.
Odsunęła się kawałek od wody, aby umyć swoje wyjątkowe futerko. W Klanie Klifu oprócz znajdki jedynie Śliwowa Ścieżka miał jeszcze kremowe futro, ale Jaskółka nie poznała jeszcze kocura, nawet go nie widziała, więc myślała, że jest jedyną w swoim rodzaju. Poza tym podobała jej się barwa sierści wyglądająca dosłownie jak piasek, co dodawało jej zdaniem uroku.
Skończyła miarowe lizanie na widok obudzonego pointa wpatrującego się na nią ze wzrokiem jednocześnie zdziwionym i zaciekawionym, co jego córka wyprawia.
- Myję się. - Kremowa powiedziała do kocura jako wytłumaczenie. Dzwonkowy Szmer zmarszczył tylko brwi w zamyśleniu, a pręgowana klasycznie dodała: - Chcę wyglądać jak najładniej. -
Kocur zamarł na chwilę, zastanawiając się, czy aby na pewno coś się wygadał. Koteczka spięła się mimowolnie. Czyżby coś wiedział, czego ona nie? Zielone ślepia utkwiły w podłożu.
- Ah tak…już wiem. - Nagle odezwał się niebieski pacając się łapą w łepek z niedowierzania. Puścił jej oczko. - Rozumiem, możesz kontynuować.
- Już skończyłam…tato. - Zmusiła się do dodania ostatniego słowa, które nadal ciężko było jej wypowiedzieć. Point pokiwał łebkiem, odchodząc od starszej pociechy i idąc do młodszej, która leżała na legowisku i coś tam piszczała.
Koteczka odetchnęła z ulgą, widząc jednak, że w ogon wczepił jej się liść. Wyjęła go i zaczęła od nowa idealnie układać futerko, wciąż wpatrując się w zeschły, brązowy, trochę podgniły okaz martwej natury w dosłownej tego sformułowania znaczeniu.
***
Mimowolnie uniosła kąciki ust, widząc uśmiechniętą od ucha do ucha Pluskającą Krewetkę. Postawiła kolejny krok, idąc dumnie w stronę mównicy. To już teraz. Miały zostać uczennicami. Słyszała kroki Gasnącego Promyka idącej za nimi, a przed oczami miała wiele kotów. Jej uwagę przykuły dwie szylkretki rozmawiające z Dzwonkowym Szmerem w pierwszym rzędzie. Ich szepty docierały do uszu kotki, choć ona ledwo rozumiała pojedyncze słowa.
Stanęła wraz z siostrą na zewnątrz wpatrując się w Srokoszową Gwiazdę, który już na nią czekał. Siewka przerażona nie dała przejść kremowej, lecz ona walnęła ją ogonem w łepek.
- Zachowuj się - warknęła cicho w jej stronę. - Daj mi przejść.
Koteczka rozejrzała się i powoli odsunęła się od siostry. Pręgowana klasycznie przewróciła oczami pacając szylkretkę ogonem. Szybko przeskoczyła, po czym usiadła pod mównicą.
- Jaskółko, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczennicą. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Jaskółcza Łapa. Twoim mentorem będzie Pomocny Wróbelek. Mam nadzieję, że Pomocny Wróbelek przekaże ci całą swoją wiedzę. - Niebieski wypowiedział szybko, tak, jakby robił to przez całe życie. A no tak, przecież nie od dziś był liderem.
Styknęła się nosem z burym kocurem i odeszła wraz z nim do tłumu w tle skandowanego imienia kremowej. Na szczęście chyba nie bał się wszystkiego jak np. Siewka, z którą spędziła bardzo dużo czasu, ba, całe swoje życie.
Przycupnęła obok cętkowanego, widząc szylkretową siostrę, która właśnie była w trakcie mianowania. Z tłumu wyszedł kocurek tak samo przerażony jak pomarańczowooka. Nazywał się ponoć Pokrzywkowe Zarośla. Stanął naprzeciw kotki, a już po chwili wracali razem do gromady. Trafił boikotek na boikotka. Dogadają się, na pewno, łączyło ich przecież takie samo zainteresowanie związane z baniem się wszystkiego. W myślach szydziła z mentora jej siostry i wybuchała co rusz śmiechem, oczywiście w myślach.
Przeniosła wzrok na rodziców. I tata i mama byli z nich dumni. Najbardziej tata, bo tak wyeksponował pierś i się napuszył, jakby był samym liderem lub nawet jakimś królem wszystkich klanów.
- Co dziś robimy? - Jaskółcza Łapa mruknęła do syna Srokosza. Kocurek chwilę zamyślił się, pewnie odgrzebując w pamięci, co on takiego robił zaraz po mianowaniu na ucznia.
- Pójdziemy zwiedzać granicę. - Pomocny Wróbelek miauknął to jak typowy optymista, którym chyba był.
"No nareszcie sobie przypomniałeś. A poza tym stwarzasz bardzo wiele niewiadomych mój mentorze."
Powstanął i kazał za sobą iść, jeśli tę prośbę można nazwać “kazaniem komuś”. Kotka również się podniosła i poczłapała za mentorem.
Widząc krajobraz, zwątpiła. Deszcz lał się niemiłosiernie, a ziemia starała się nadrobić we wsiąkaniu wilgoci, jak było widać nieskutecznie. Gdzie się nie stanęło, to zapadało się w błocie. Na burym futrze młodego wojownika nie było widać błota, w przeciwieństwie do kremowego puchu okrywającego ciało uczennicy. Będzie miała zajęcie z myciem tego...
- Chcesz iść szybciej czy “trybem spacerowym”? - Trzepnał uchem, niepewnie odzywając się do własnej uczennicy. Czuć było jego wstydliwość. Jednak jednocześnie mówił z ciepłem. Pręgowaną klasycznie to urzekało.
- Może lepiej szybciej… - rzekła Jaskółcza Łapa.
- Dobrze.
Znacznie przyspieszyli, kierując się brzegiem morza w stronę drzew ujawniających się coraz bardziej zza widnokręgu. Klan Klifu raczej nie był znany z dużej ilości drzew - w tym wypadku przegrywał nawet z Klanem Burzy. Tego to dowiedziała się jeszcze w żłóbku od Dzwonkowego Szmeru.
Weszli do liściastego, rzadkiego lasku przemykając w cieniu niczym królowie nocy. Koty to przecież zwykle królowie nocy, którym niestraszne nawet egipskiego ciemności.
Wybiegli jednocześnie ze skupiska drzew. Kremowej w oczy wrzuciła się od razu dziwna budowla. Była cała omszona, jednak jeszcze czuć było delikatny smród dwunogów. Musiał to być ich wymysł skoro tajemniczy, płaski szczyt tego kamienia posiadał płaskie drzewa, które oni tak uwielbiali używać.
- To studnia. - Pomocny Wróbelek wskazał łapą na ten dziwny kamień. - Wyprostowani to zrobili. -
- Ale po co? - wyrwało się pręgowanej klasycznie, która teraz patrzyła raczej na burego niż samą “studnię”.
- Nie wiem. Wyprostowani jedynie wiedzą.
Szybko pomknął dalej, a Jaskółcza Łapa próbowała go dogonić. Ciężej było wyciągnąć taką prędkość młodzikowi, który ciągle rósł niż dużemu wojownikowi. Ale kotka pokazywała klasę, by nie było aż tak źle jak sądziła sama.
Zaraz zresztą weszli w bajoro, w którym szanse większe miała i tak kremowa, która nie zatapiała się tak jak cętkowany. Ich tempo poruszania się znacznie zmniejszyło. Siłę i czas wykorzystywali bardziej na opór błotu niż samej czynności poruszania się.
- Klanie Gwiazdy, dlaczego tu jest tyle błota? - Pręgowana klasycznie narzekała na podłoże. -
- Cóż, niezbyt łatwo się po tym chodzi, ale nie jest najgorzej - mruknął do uczennicy. - Poza tym znajdujemy się na Złotych Kłosach, najlepszym miejscu do polowania na całym terenie. -
Jaskółcza Łapa pokiwała energicznie łepetyną. Wyciągała ubłocone kończyny, dziwiąc się, że dostała tak sympatycznego kocura jako mentora. Szkoda tylko, że był on trochę wstydliwy. Cóż…nie ma kotów idealnych. Nawet ona taka nie jest, choć mało jej do miana ideału brakuje.
<Mentorze?>
[1551 słów]
[1551 słów]
[przyznano 31%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz