Gdy tylko Agrest do niego podszedł, poczuł motylki w brzuchu. Myślał, że od momentu kiedy kocur otrzymał tyle nowych obowiązków, to przestanie z nim rozmawiać, więc cieszył się, że Agrest o nim nie zapomniał. Praktycznie nie zwracał uwagi na temat rozmowy, dla niego najważniejsze było to, że mógł spędzić chwilę czasu z czekoladowym. Rozmarzony potrafiłby się wpatrywać w kocura jak w obrazek przez cały dzień. Był dla niego chodzącym ideałem, kotem, którego słuchały się zawsze i wszędzie. Gdyby Agrest kazał mu wskoczyć w ogień, zrobiłby to bez zawahania. No może trochę by się bał, bo już nigdy by go nie spotkał…
— J-ja... Uh, chyba d-dobrze...—odpowiedział po chwili, kiedy zakłopotany oderwał wzrok od przyjaciela.— A c-coś się stało?
Oczekiwał jakiejś najmniejszej reakcji, jednak czekoladowy lekko się przywiesił i wpatrywał się w jego oczy. Ciekawe, czy zauważył tam te całe pokłady miłości, skrywane przez lata?
— H-halo?— pisnął przestraszony, co mu się stało.—W-wzywać medyka?!??! Żyjesz?!??!
— Uch… co? —Agrest spojrzał na niego zaskoczony, zaraz potem śmiejąc się. — Tak, tak, nic mi nie jest.
– N-na pewno?!- próbował się upewnić. W końcu, kocur po raz pierwszy nie kontaktował i dziwnie wpatrywał się w jeden punkt.- Boli cię głowa albo coś?! To wszystko przez ten nadmiar obowiązków! Głupi Komar!
— Nie, wszystko w porządku! — zapewnił. — Chcesz się przejść na spacer może albo coś?
Pokiwał energicznie głową, szczęśliwy z możliwości spędzenia czasu z kocurem. Zaczął radośnie machać merdać ogonem. Każda chwila z Agrestem, była najlepszym co go spotykało każdego dnia. Zwykłe przelotne spojrzenie czy krótka rozmowa od razu powodowały, że życie stawało się piękniejsze. Znowu napotkał wzrok czekoladowego. Dobrze było go widzieć z uśmiechem na twarzy. Po chwili jednak ta cisza zaczęła się robić dziwna i jedynym dźwiękiem, który ją zagłuszył, było chrząknięcie Agresta. Musiał jakoś zacząć rozmowę, a chyba nawet wiedział na jaki temat… Spuścił na chwilę wzrok. Wiedział, że kiedyś będzie musiał o to zagaić, ale i tak czuł lekki dyskomfort.
— A-agrest... B-bo... Ja ostatnio s-słyszałem, ż-że podobno romansowałeś z l-liderką K-klanu Burzy. Cz-czy... T-to b-była prawda? Każdy mówi, ż-że... W-wiesz…
— Z Kamień? — Uniósł wysoko brwi. — Nigdy bym się tego nie spodziewał — parsknął, odrobinę zmieszany. — Kocham ją, ale jako przyjaciółkę. Zresztą to na dodatek byłoby mocno nieodpowiednie, tak z innym liderem? Mam nadzieję, że o mnie tak nie myślisz…
- Nie, nie!- szybko zaprzeczył. No trochę myślał…- P-po prostu słyszałem... I w-wiesz...- mruknął, niezbyt pocieszony stwierdzeniem, że ją "kochał".- N-naprawdę nic w-więcej między w-wami nie jest?... T-to... Uh... T-tak... Ch-chyba d-dobrze? S-sam mówisz, ż-że to nieodpowiednie…
Westchnienie Agresta niezbyt poprawiło mu humor. Nie chciał irytować przyjaciela, po prostu… Potrzebował wiedzieć, czy kogoś ma.
— Tak i to po prostu nie tego typu relacja. To by było dziwne… — wymamrorał, po czym zilustrował go od góry do dołu. — A ty jak tam? Masz kogoś na oku, ahaha? — pod koniec zaśmiał się trochę głośno. Aż przystanął, słysząc to pytanie. Otworzył na chwilę pysk, jednak po chwili go zamknął. Jeszcze coś palnie głupiego i będzie spalony na całe życie! Nie mógł przecież powiedzieć "tak i stoi tuż przede mną, bo to najlepszy kot jakiego kiedykolwiek spotkałem"!
- J-ja... N-nie!!!- powiedział trochę bardziej piskliwie niż przewidywał.- N-nikogo!!!
Nie sądził, że jego słowa zostaną odebrane inaczej, jednak z lekko wystraszonej miny Agresta wnioskował, iż coś pokręcił.
— Cz-czekaj ale że Nikogo?! — wrzasnął czekoladowy. Od razu zrozumiał swój błąd. Przecież nie chodziło o kota tylko o… Brak kota! Czemu Nikt musiał mieć tak problematyczne imię?!
- Nie! - też się wydarł.- N-nie o t-to chodzi!- krzyknął z paniką, że kocur go źle zrozumiał. Nie kochał Nikogo tylko nikogo! Nie chciał, by Agrest myślał, że jest zabujany w kimś innym!
— Aa dobra! — kocur wydał z siebie nienaturalnie wysoki skowyt. — To dobrze, bo już się bałem. To znaczy nie, że się bałem! Po prostu ee. No wiesz.
- Cz-czemu się bałeś?! O-on jest z-zajęty i nie w m-moim typie!- pisnął obrażony, marszcząc lekko nosek. Czy sądził, że ma taki słaby gust? Nikt nie był ani przystojny ani nie posiadał jakiejś super osobowości w przeciwieństwie do Agresta…
— Przepraszam! — spuścił wzrok. — Po prostu… nie wiem, wolałem się upewnić hah.
Lekko zdziwiony spojrzał na niego z niewypowiedzianym pytaniem w oczach. Czego on się bał i dlaczego "wolał się upewnić"... Upewnić się tego, że nie jest zainteresowany kimś innym?.... Naprawdę nie potrafił pojąć, o co mogło mu chodzić. To do niego nie pasowało. To wpatrywanie się w ślepia a teraz takie pytania…
- Aha...- powiedział cicho, nie rozumiejąc już co się wokół niego dzieje.
Szli w ciszy, dzięki czemu mógł dalej próbować rozwikłać tą zagadkę. Każda możliwa opcja odpadała, nie potrafił sobie wyobrazić powodu dla którego miałby się go wypytywać o miłość… Nie rozmawiali nigdy o tej kwestii.
Byłoby spokojnie, gdyby nie jakiś badyl na ziemi. Normalnie by go zignorował i próbował go przeskoczyć bądź obejść, ale Agrest ze swoimi pomysłami był szybszy.
— Poczekaj! — Podbiegł do jej końcówki. — Spróbuję ją przesunąć, żebyśmy nie musieli się tak schylać.
Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, a on jedynie wpatrywał się jak słup soli w czekoladowego, który próbował ciągnąć to… coś. Wyglądało to komicznie. Był dość mały w porównaniu z takim badylem, a wszelkie szarpanie go, wyglądało jak zabawa kociaka. Zaczął słyszeć, jak Agrest powoli zaczyna się męczyć i trochę tam stękał, po czym po chwili do niego wrócił.
— Dobra może jednak nie — zaskrzeczał.
Przez pewien czas próbował powstrzymać śmiech. Tym razem nie był czerwony od zażenowania, tylko panicznego powstrzymywania się od wybuchnięcia na cały regulator. No Agrest się starał, ale coś nie wyszło. Gdy tak jeszcze pomyślał o tym, że czekoladowy próbował przenieść sam takiego badyla i wyglądał jakby ciągnął głaz, po prostu już nie wytrzymał. Ryknął śmiechem, ledwo co stojąc w miejscu.
- Przepraszam, a-ale...- zdążył jedynie wydyszeć przed kolejną salwą tego skrzeczenia.
— Hej, to nie jest śmieszne! — krzyknął kocur, krzywiąc się. — Ta gałąź po prostu chyba była jeszcze przymocowana jakimiś korzeniami do tej ziemi, okej?
Rechotał dalej, jeszcze bardziej śmiejąc się z wyczynów wojownika. Do jego skrzeków dołączył również czekoladowy, skręcając się obok niego. Był pewien, że tym głośnym śmiechem przegonili już pół lasu. Uspokoił się dopiero po jakimś czasie i ze łzami szczęścia spojrzał na czekoladowego. Jak on dawno się tak nie cieszył... Obecność Agresta działała na niego jak narkotyk.
— A-ale musisz przyznać, że wyglądałeś komicznie. Kto normalny chce przenosić badyla?!?! — parsknął, chichocząc pod nosem.
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz