*Zgromadzenie po wojnie*
Czy zdziwił się, gdy ujrzał Koszmarną Łapę? Oczywiście, że tak. Rozmawiał z Wieczorną Marą, a nagle pojawił się Koszmarna Łapa znikąd i zaczął wyzywać jego rozmówczynie. Nie chciał interweniować, bo akcja rozkręcała się na jego oczach. Już mógł tylko odliczać mrugnięcia powiek, które dzieliły ciemnego ucznia od rzucenia się na jego siostrę. Co powodowało u niego taką wielką nienawiść w jej stronę? Było coś, o czym Hiacynt nie miał pojęcia?
- Jeszcze nic się nie stało, ale patrząc na to, jak to wszystko się toczy, to zaraz coś się z pewnością stanie. - Powiedział rudy wojownik. Niech rzucają się na siebie będzie, chociaż o jednego wilczaka mniej na tym świecie. Jednego wilczaka mniej do pokonania. Odsunął się krok w tył, nie chcąc stać na drodze tej dwójki. - Mała i taka nieistotna rozmowa, a przynosi takie skutki. - Dodał po chwili, a swój wzrok wbił w ciemną kocicę.
Wojowniczka tylko ciężko westchnęła. Najwyżej nie była to pierwsza taka sytuacja, w której brała ona udział.
- Przepraszam za mojego brata. Trochę się wtrąca, bo jest dalej uczniem i szuka atencji. Takie życie. - Powiedziała Wieczorna Mara, co z pewnością rozzłościło czarnego kocura. Ten wbił swój wzrok w Hiacynta.
- Wybacz mi Zwiędły Hiacyncie, moja siostra jedyne co robi, to szuka guza. - Wymruczał uczeń, krzywo się uśmiechając w stronę rudego kocura. Dwójka rodzeństwa przepraszała go za siebie, a Hiacynt nie wiedział dlaczego. Przecież nic oboje jeszcze nie zrobili.
- Nie musicie przepraszać mnie za zachowanie waszego rodzeństwa. - Powiedział Hiacynt, co chwilę przerzucając wzrok z kotki na kocura i z powrotem. Teraz z pewnością nie mógł kontynuować tematu, który zaczął wcześniej z kocicą. A wielka szkoda. Zaczął się rozkręcać i zdobywać jakieś informacje. Zwrócił wzrok ku Wieczornej Marze, która postanowiła opuścić ich konwersacje. Pożegnała się i zniknęła pośród innych kotów. Wrócił wzrokiem na Koszmarną Łapę. - Czyli zostaliśmy tylko sami. Czy nie taki był twój cel? - Przerwał na chwilę rudy wojownik, aby się zastanowić. - Dawno się nie widzieliśmy. Unikasz mnie?
- N-nie do końca... - Powiedział ciemny kocur i przełknął ślinę zestresowany. - Bałem się, że przez tę wojnę mnie znienawidzisz, n-nawet, jeśli się wcale nie znamy! Mam do ciebie wielki szacunek, rozumiesz?!
Zdziwił się, słysząc słowa ciemnego ucznia. On ma do niego wielki szacunek? Tego w życiu by się nie spodziewał, patrząc na to, w jakiej sytuacji się znajdują. Klan Wilka ma nad nimi władzę, a nawet nie mogą wyjść poza obóz bez jednego z nich. Teraz wszystko, co robił i mówił w obecności jego siostry, robiło jakiś sens.
- Ale czemu miałbym Cię znienawidzić za coś, na co nie miałeś wpływu? - Spytał rudy wojownik. Szybko musiał zmienić swoje oficjalne zdanie o Klanie Wilka. Nie mógł zmarnować takiej dobrej szansy, którą nagle dostał. Zawsze warto mieć pośród wroga przyjaciela, a tym bardziej, jeśli jest to wnuk samego przywódcy. - Niby nasza sytuacja nie wygląda najlepiej, ale nie jesteś tym, przez którego tak się stało. - Przerwał na chwilę, aby uczeń miał chwilę na przemyślenie jego słów. - Nadal nie wiem czemu, tak źle zareagowałeś na moją rozmowę z twoją siostrą. Czy zrobiła coś, o czym powinienem wiedzieć?
- Nie ukrywam, nie chcę mówić ci zbyt wiele, nawet nie powinienem. - Zaczął uczeń, a jego pierwsze słowa już ucieszyły w środku Hiacynta. - Ale może w tym szczególnym wypadku mogę się jakoś wytłumaczyć... Jakby to powiedzieć? - Przerwał na chwilę. - Wieczorna Mara nie jest zbyt bystrym kotem, nie szanuje nikogo i niczego, myśli, że jest lepsza, bo opowiada się za stroną słabych kotek. W dodatku zawsze gada jakieś głupoty i nigdy nie wie, kiedy trzymać język za zębami, kiedyś serio jej go wyrwę.
Wsłuchiwał się w słowa, które mówił mu kocur. Samo to, że powinien mu nie mówić, wywołało u niego dużą falę ciekawości. Relacja między tą dwójką była naprawdę ciekawa. Niby łączyła ich krew, a nienawidzili siebie nawzajem.
- Nie musisz się nią przejmować, jeśli to, co mówisz, jest prawdą. Podobno głupcy żyją krócej niż przeciętny kot. - Powiedział Hiacynt. Mimo iż bardzo chciał, to nie wypomniał mu, że nie jest wojownikiem, bo w jego przypadku jego rodzeństwo również dalej siedziało w legowisku uczniów, z czego nie był on zadowolony. - Myślisz, że jak to wszystko się zakończy?
- Nie oszukujmy się, nie jestem najmilszym gościem, mam trochę za uszami, ale nie uważam, że wojna jest komukolwiek na łapę. - Przyznał Koszmar z niesmakiem w głosie, a Hiacynt tylko kiwnął na jego słowa głową.
- Jednak po coś jest wojna. Koty rozpętują ją w jakimś celu, a później mierzą się ze skutkami swych działań. - Powiedział rudy wojownik. - Tym razem również był jakiś cel. Jakiś skutek, który ktoś chciał osiągnąć, mimo że nikomu nie było to potrzebne. Kiedyś może się to skończy i wszystko wróci do normy. Nie może to trwać w nieskończoność, prawda?
- Niby tak, a jednak zawsze znajdzie się taki, co ją rozpęta. - Przyznał mu rację uczeń i pokręcił rozczarowany łbem. - Przepraszam, nie powinienem cię tym zanudzać, zaczynam filozofować.
Hiacynt rozglądnął się wokół, aby na końcu jego wzrok wylądował ponownie na ciemnym kocurze. Zauważył, że Klan Klifu powoli zaczyna się zbierać. Czyli jest to koniec zgromadzenia? Przynajmniej tak się Hiacyntowi wydawało. Mimo tego jeszcze zobaczą się z Koszmarną Łapą, gdy ten postanowi odwiedzić obóz Klanu Burzy. Przecież mógł zrobić to w każdej chwili.
- Nie zanudzasz mnie. Każdemu przyda się w życiu chwila filozofowania. Nie masz za co przepraszać. - Odpowiedział na jego słowa rudy wojownik. - Chyba na mnie czas. Dobrze wiesz gdzie mnie szukać, więc sądzę, że spotkamy się niedługo. Do zobaczenia Koszmarna Łapo.
Powolnym krokiem ruszył w stronę, gdzie znajdował się jego brat. Dzisiejsze zgromadzenie było bardzo owocne. Najpierw rozmowa z Wieczorną Marą, a później z Koszmarną Łapą. Lepiej nie mogło być. Po chwili znalazł się u boku Malwowej Łapy, który pokierował na niego swój wzrok.
- Z kim rozmawiałeś? - Padło nagle pytanie od jego brata, które potrzebowało chwili przemyślenia. Czy ten powinien bratu powiedzieć o jego kontaktach w Klanie Wilka, czy zachować je tylko dla siebie? Niby robił to tylko, aby ten miał dobrze w okupowanym obozie.
- Kojarzysz tego ciemnego ucznia, który klei się do lidera Klanu Wilka? - Zapytał niebieskooki, a gdy tylko jego brat przytaknął, to kontynuował. - To właśnie z nim rozmawiałem na błahe tematy. Nie musisz się przejmować.
***
Leżał w swym legowisku, wyczekując, aż słońce zniknie z nieba. Przez ten gorąc, Hiacynt musiał spędzać większość dnia w swym legowisku, a wychodzić z niego dopiero nocą. Podniósł uszy, gdy tylko usłyszał, że ktoś wchodzi do legowiska. Jego oczy dostrzegły ciemne futro, a on nagle podniósł głowę. Znał to futro. Nie należało ono do żadnego wojownika Klanu Burzy. Przed nim znajdował się Koszmarny Omen, który wbijał właśnie w niego swój wzrok. Każdy normalny kot z pewnością by się przestraszył, gdyby ujrzał tak wilczaka, jednak nie Hiacynt. Wraz z Koszmarem znali się, więc rudy wojownik nie miał czego się bać.
- A kogo moje piękne oczy widzą? - Zapytał rudy kocur. - Widzę, że brakowało Ci mej osoby, aż tak, że postanowiłeś mnie odwiedzić. Co Cię sprowadza?
- Muszę z tobą porozmawiać. To jest ważne. - Odpowiedział Koszmarny Omen na pytanie Hiacynta, na co ten był zdziwiony. O czym ważnym mógł ciemny wojownik z nim chcieć porozmawiać? - Chodzi mi o twoją matkę. Pamiętasz ją jeszcze?
- Czemu chcesz o niej rozmawiać? Nie zasługuje nawet na wspominanie o niej. - Głos Hiacynta stał się bardziej agresywny. Było widać, że nie lubił tego tematu.
<Koszmarze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz