*bardzo dawno temu*
— Od dzisiaj ty jesteś moim głównym przyjacielem. Pomagałeś mi znaleźć Wilczka i wierzę, że jeśli dalej będziemy współpracować, to prędzej czy później ściągniemy go tutaj — miauknęła pewnie Aksamitka, uśmiechając się do niego.
Srokosz położył uszy, przełykając ciężko ślinę. Nie nadążał za informacjami przekazywanymi mu przez kotkę. Pomimo że na pysku widniało zmieszanie od nadmiaru gromadzących się w nich emocji, to w środku czuł się inaczej. Inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Dziwne uczucie w brzuchu wywracało nim na prawo i lewo, lecz pozostawał w bezruchu. Ciepło Aksamitki otulało go od strony barku. Powoli rozpuszczał się w jego otoczeniu. Zagryzł wargę, próbując się otrząsnąć. Śledzący burą sylwetkę wzrok pointki wskazywał, że wciąż zależało jej na tym samotniku. Srokosz nie mógł zmarnować tej okazji. W końcu los się do niego uśmiechnął.
Poczuł, jak szylkretka rozluźnia się i powoli opada na legowisko. Musiała być wykończona. Nieprzytomny pyszczek opadł na jego łapy. Niczym na poduszce wykorzystała jego kończyny. Srokosz nieco zawstydzony wydał z siebie zadowolony pomruk. Mrucząca coś pod nosem pointka poruszała lekko łapkami, jakby gdzieś biegła. Obserwował jak oddychała niespokojnie. Jej ślepia wędrowały pod powiekami gorączkowo. Srokosz zmarszczył brwi, trzepiąc ogonem zmartwiony. Nie wiedział, czy miał prawo wybudzać kotkę z tego snu. Nie chciał ryzykować tym, że ta właśnie odnalazła brata w sennej marze.
Z przemyśleń wybudziło go głośne charknięcie. Śpiąca kotka ze smarkała mu się na łapy, obróciła na drugi bok, by wytrzeć swe smarki w jego futro. Niebieski jęknął obrzydzony, próbując delikatnie wytrzeć wydzielinę w legowisko kotki. Ich pierwsza wspólna noc nie należała do jego ulubionych.
— I jak? — pełen nadziei głos Aksamitki rozległ się wśród traw.
Czubki jej uszu wystawały ponad Złote Kłosa. Otoczona pozłacaną trawą uśmiechała się do niego z optymizmem.
— Są tu ścieżki. Są też stare ślady należące do kotów. Lecz czy należą do Wilczej Łapy, tego nie jestem w stanie stwierdzić. — mruknął zgodnie z prawdą.
Niepewnie przeniósł wzrok na kotkę. Wojowniczka ochoczo podeszła sprawdzić to, ocierając się o niego bokiem. Srokosz spuścił wzrok, czekając na własną interpretację kotki znalezionych śladów. Usiadł cicho, nie chcąc jej przeszkadzać.
— Zdają się wielkości Wilczej Łapy. — zaczęła Aksamitka i pochyliła się by sprawdzić zapach właściciela. — Woń została zmyta przez deszcz, ale już dawno nie byliśmy tak blisko! Jesteś cudowny, Srokoszu! Uwielbiam cię. — miauknęła wesoło.
Niebieski poczuł, jak robi mu się gorąco. Bąknął ciche "dziękuję" i uciekł wzrokiem przed parą morskich ślepi.
"Jesteś cudowny, Srokoszu! Uwielbiam cię."
Dziwne uczucie sprawiło, że poczuł agresywne kołatanie swojego serca. Zaczerpnął powietrze, próbując uspokoić sztargany emocjami organ. Nieprzyjemne uczucie wkradło się na łapy. Niczym młode pędy, uginały się pod jego ciężarem. Spanikowany otulił się ogonem. Nie mógł sobie pozwolić na taką słabość. Niedźwiedzia Siła był potężny i fajny. A Srokosz musiał być jeszcze fajniejszy, by szylkretka o nim zapomniała.
— Idziesz, czy będziesz tu tak siedział? — zapytała Aksamitka, szturchając go w ramię.
Zamyślony Srokosz, który wyłączył się całkowicie na świat zewnętrzy, jak siedział tak upadł, lądując na suchej ziemi. Aksamitka przez uderzenie serca nie rozumiała co się zadziało, by następnie zaśmiać się radośnie.
— Jesteś taki zabawny. No chodź już. — jęknęła, ruszając tropem śladów. — Nie możemy stracić tego tropu!
Srokosz podniósł się z gleby i otrzepał futro. Tyle zostało z niego bycia fajnym. Ruszył lekko speszony za kotką, próbując dogonić jej kolorową kitę znikającą wśród traw.
Uśmiechnięta Aksamitka właśnie kierowała się w jego stronę. Podobnie jak poprzedniego dnia przepełniona była optymizmem, który zdawał się nie kończyć. Nieważne od rezultatu ich poszukiwań. Urwanych tropów. Nagłych deszczy zmywających wszystko z podłoża. Ona wciąż wytrwale szukała Wilczej Łapy, który dla Srokosza mógłby się nigdy nie odnajdywać. Byle ich wspólnie spędzony czas trwał jak najdłużej.
— Gotowy? — zawołała radośnie, ocierając się o jego bok na powitanie.
Srokosz zawstydzony kiwnął łbem. Jej dotyk był narkotyzujący. Wciąż pragnął więcej, lecz nie chciał naruszyć granic kotki. Choć Aksamitka sama w sobie zdawała się pozbawiona przestrzeni osobistej. Jej trójkolorowe futro non stop można było zauważyć wtulone w innego kota.
— Pluskająca Krewetka wspominała coś o samotnikach kręcących się przy granicy z Klanem Wilka. — bąknął, starając się brzmieć fajnie. — Może będą coś wiedzieć.
Szylkretka otworzyła szerzej ślepia i bez zapowiedzi rzuciła się na niego. Poczuł, jak jego serce dostaje palpitacji. A mimo to ten stan mógłby nigdy się nie kończyć. W radosnych morskich ślepiach odbijała się jego osoba. Był jedynym, o którym aktualnie myślała.
— Jejku, Srokoszku! Jesteś geniuszem! — oznajmiła, tuląc się do kocura. — Teraz na pewno go odnajdziemy. Ci samotnicy muszą coś wiedzieć. — stwierdziła pewnie, puszczając niebieskiego.
Srokosz uśmiechnął się słabo, jeszcze tkwiąc w tej pozycji parę uderzeń serca. Nigdy nie sądził, że kłamstwo będzie smakować tak słodko.
— Nie twój interes. — burknął, trzepiąc ogonem.
Liczył, że to ją zniechęci. Zawsze szybko z niego rezygnowała.
— Czemu jesteś taki? Co się stało? — zapytała głupio Aksamitka.
— Przestałaś się bawić w szczęśliwą rodzinkę, że znów sobie o mnie przypomniałaś? — zarzucił jej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz