Pierwszy raz od tak długiego czasu czuła się równie rześko, gdy wraz ze złotą mentorką biegły wprost ku wschodnim krańcom terytoriów Klanu Wilka. Nie znała tych ziem, więc pozostawało jej wiernie poruszać się za Szakal, która obeznana była w iglastym lesie rozpościerającym się w tych rejonach.
— Dokąd zmierzamy? — spytała, z daleka widząc już nurt błękitnej rzeki. Nie miała pojęcia, gdzie kończyły się granice, dla niej las był... Bezwiezdny, mógłby się ciągnąć nawet przez cały świat.
— Zbliżamy się do terenów niczyich, lecz zaraz obok ujrzymy połać należącą do społeczności określającej się Owocowym Lasem. Nie są klanem i nie wierzą w Klan Gwiazdy. Coś tylko obiło mi się o uszy, że wyznają Wszechmatkę, cokolwiek to oznacza — mentorka zmrużyła oczy, gdy uderzył w nią rześki wiatr. — Nigdy osobiście nie rozmawiałam z tą dziwaczną grupką i niewiele wiem na ich temat. Minimum z minimum dowiedziałam się poprzez podsłuchiwanie na zgromadzeniach.
Owocowy Las. Szczerze, Wilcza Łapa niezbyt ich rozpoznawała. Nie odróżniała ich od reszty klanów. Dość szybko wyruszyła na swoje pierwsze zgromadzenie, więc zapachy jeszcze jej się mieszały i niezbyt potrafiła dopasować je do konkretnych klanów. Pozostawało jej więc dopytywać się mentorki i innych kotów.
— Nie rozmawiałam z nimi. Którzy to? Kogo mieli za lidera? — dopytywała, żądna wiedzy. — Jeśli są wyjęci spod prawa dotyczącego klanów, to... Dlaczego wciąż z wami żyją i chodzą na zgromadzenia poświęcone głownie Klanowi Gwiazdy? To dziwne bardzo.
— Spokojnie, spokojnie, bo nie nadążam! Zaraz mnie zalejesz tymi pytaniami.
Śmiech podobny do pisków hien rozległ się pomiędzy drzewami; melodyjny, lecz z nutą upiorności. Wilcza Łapa mogłaby przysiąc, że lekki dreszczyk przeszedł jej pod futrem. Omal brakowało, żeby sama się nie zaśmiała, ale wypuściła tylko powietrze z płuc, uśmiechając się na ten psychiczny śmiech swojej mentorki. Gdyby usłyszała go w nocy w środku lasu, chyba zeszłaby na zawał. Złota jednak kontynuowała.
— Obecny lider to Agrest, brązowo-bialy kocur z bliznami na przedniej kończynie. Jeszcze niedawno rządził nimi Komar, choć zapewne umarł ze starości — wymiauczała — Nie wiem co oni tu robią, ale zgaduję, że obcują w tym miejscu z podobnych powodów co my. Dla informacji. Większość klanów nieprzychylnie patrzy na ich obecność. Mi zaś osobiście są po prostu obojętni. Niczego złego nie uczynili.
— Ah, czyli faktycznie zbierają informacje w ten sposób. Walczyli już z którymś z klanów? Nikt się nie sprzeciwił, że pseudo-klan wyjęty spod prawa się miesza w życie społeczne reszty? Dla mnie to by było dziwne, gdyby nagle na jednym ze zgromadzeń pojawiła się obca grupa mówiąca, że teraz oni również będą w nich uczestniczyć — znowu niekontrolowanie zalała mentorkę falą pytań. Rozglądała się w każdą ze stron, pociągając nozdrzami w celu zapamiętania zapachów. — Śmierdzi tu mokrym psem. Współczuję patrolom granicznym, że muszą wąchać zapachy wrogich klanów...
Szakal uśmiechnęła się.
— Jeszcze nigdy nie walczyli przeciw klanowi, ale to pewnie do czasu. W wojnę łatwiej się wplątać, niż myślisz.
Mistrzyni zatrzymała się i usiadła.
— Zapewne zauważyłaś, że ostatnio Agrest zbliżył się do nowej liderki Klanu Nocy. Wcześniej przymilał się do Burzaczki jak do własnej kochanki. Ale cóż, Kamienna Gwiazda umarła, to trzeba znaleźć sobie nowego partnera na noc. — Wzruszyła ramionami. — Być może niedługo powstanie kolejny sojusz przeciwko nam i wybuchnie niepotrzebny konflikt. Ale dobra, odbiegłam nieco od twojego pytania. Nie wiem szczerze jak sprawa przebiegła, gdy pierwszy raz wstąpili na skałę. To miało miejsce w chwili, gdy jeszcze moja matka latała z kąta do kąta jak młode dziecię. Mimo wszystko przewiduję, że reakcja była bardzo nieprzychylna względem Owocniaków. W końcu nie wierzą w Klan Gwiazdy. Wiesz, dzielni "wojownicy" — zaakcentowała — muszą chronić siebie przed poganami.
Wilcza Łapa wsłuchiwała się w słowa mistrzyni z wyraźnym zaciekawieniem.
— Niby wszyscy się chronią pod słowami, że są wierni Klanowi Gwiazdy, a jednak robią więcej złego, niż koty, które w nic nie wierzą lub wyznają inną wiarę. Trochę to ironiczne — przyznała z niesmakiem, tracąc ewidentnie coraz to większe miary sympatii do przedstawicieli innych klanów.
— Oh tak — starsza zaczęła głośno mruczeć. — Dlatego my nie jesteśmy za Klanem Gwiazdy i w dużej mierze pozostajemy ateistami.
— Moim zdaniem to słuszna decyzja — odparła niczego nie świadoma kotka. — Nigdy nie byłam za wierzeniami, w których główną rolę odgrywają te dobre i niewinne koty. Nikt nie jest całkowicie dobry i nikt nie jest całkowicie zły. W Betonowym Świecie górował ateizm i anarchia, a widok śmierci to była codzienność. Klany są... Bardziej zrównoważone, więc spodziewałam się, że będą tutaj koty, które naiwnie wierzą, że wszystkie dobre duszyczki idą do takiego Klanu Gwiazdy. Już rozumiem, skąd ta pogarda w głosie wielu Wilczaków, gdy pytałam o ich wiarę i mówili mi o Gwiezdnych.
— Cieszę się, że zgadzasz się z naszym punktem widzenia. Będę teraz szczera; może tacy jesteśmy, bo wielu z nas kiedyś również żyło życiem samotnika. Mroczna Gwiazda pochodził z sekty wielbiącej moc przyrody, a moja babcia doszła tutaj po ataku wrogich kotów, które zniszczyły jej drobne plemię.
Mając babcia, mentorka miała na myśli Irgowy Nektar - tak, to Tajga też wiedziała, głównie dlatego, że miała tendencję do zadawania wielu pytań i czerpania przyjemności z odkrywania nowych miejsc i tajemnic tych właśnie miejsc. Klan zdawał się mieć ich sporo.
Informacja o przeszłości Mrocznej Gwiazdy i Irgowego Nektaru dość ją... zdziwiła. Jeśli takie właśnie mieli korzenie, to może to było powodem, dla którego nie przemawiała do nich wiara?
— Małe społeczności zawsze mają niewielkie szanse na rozwój. Są podbijane przez o wiele większe grupy — westchnęła. — My, jako niewierzący w przypadku klanów jesteśmy raczej mniejszością, prawda?
<Szakal?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz