- Sówko, już pora wstawać.
- Jeszcze chwila - mruknęła Sówka chowając głowę między łapy. Nastał kolejny ciepły dzień. Słońce zdążyło ogrzać już cały obóz, a Sówka cały czas spała. Po kilku minutach marudzenia podniosła głowę i zaczęła się rozglądać. Leżała na posłaniu całym w słońcu. Najwyraźniej nie chciała mnie budzić, więc sama przeszła na zacienione posłanie - pomyślała widząc, że na posłaniu nie ma jej matki. Wstała i niezdarnie podeszła do Jarzębia. Wypiła trochę mleka i usiadła przy matce.
- Dzisiejszy dzień zapowiada się świetnie! - powiedział kociak uśmiechając się. Jarząb cicho się zaśmiała. Po chwili w wejściu do żłobka pojawił się wysoki, pręgowany kocur o czarnym kolorze futra. Gdy tylko postawił białą łapę w legowisku został zaatakowany przez kociaka. Sówka podbiegła do niego i zaczęła skakać po jego długich łapach.
- Tata! - Piszczała mała kotka.
- Hej Sówko, witaj Jarzębiu - przywitał się kocur i wszedł głębiej do legowiska.
- Witaj Żbiku - powiedziała biała kotka wstając i podchodząc do Żbika, gdy ten to zauważył lekko się odsunął. Za to Sówka biegała dookoła ich łap, sprawdzając ile może zrobić kółek. Po chwili wpadła na łapę Żbika, przewróciła się i potoczyła pod łapy matki. Ta wzięła ją i delikatnie odłożyła na ziemię. Kociak chwilę odpoczął i skierował się w stronę wyjścia ze żłobka.
- A ty dokąd? - zapytała Jarząb.
- Na zewnątrz!
- Nie mogę z tobą...
- Ja z nią pójdę - przerwał jej Żbik i spojrzał na biegającego z podekscytowania kociaka. - Ty nie wychodzisz z nią nawet po zmroku, bo jest za późno. Przyda jej się trochę powietrza.
Jarząb tylko spojrzała na uśmiechniętego kocura. Po chwili ciszy Sówka i jej ojciec wyszli z legowiska. Sówka biegała po całym obozie zatrzymując się przy każdym możliwym krzewie lub drzewie z liśćmi. Za każdym razem pytała się ojca lub napotkanego kota o nazwę liścia, a gdy uzyskała odpowiedź zabierała danego liścia ze sobą. Co chwilę jej uwagę przykuwały nowe rzeczy. Tu zobaczyła patyk, tu robaka a tu legowisko wojowników. W końcu zauważyła pięknego motyla z pomarańczowymi skrzydłami. Zaczęła go gonić, lecz łapy zaczęły jej się plątać, a zezowate oczy nie zauważyły większego kamienia na drodze. Kociak potknął się o kamień upuszczając wszystkie zebrane liście i przetoczył się uderzając w stos zwierzyny. Wszystkie koty będące w obozie wybiegły z legowisk na hałas, który zrobiła Sówka. Żbik podszedł do córki i wybuchł śmiechem na jej widok. Sówce zrobiło się trochę głupio i przykro, lecz szybko zapanowała nad swoimi emocjami. Próbowała się wygrzebać ze stosu, niestety bez efektów.
- No dalej, dasz radę wyjść - powiedział Żbik w przerwach od śmiechu.
- Może jej pomożesz? To twoja córka! - przypomniał jakiś nieznany Sówce kot. Na te słowa czarny, pręgowany kocur podszedł do córki i wyciągnął ją ze stosu zwierzyny. Położył ją na ziemi mówiąc:
- Teraz musisz to poukładać z powrotem.
- A moje liście? - zapytała machając ogonkiem.
- Pozbieram je i zaniosę do żłobka - oznajmił i usiadł pokazując ogonem pierwszą mysz - Musisz nauczyć się bycia samodzielną.
Po układaniu całego stosu od nowa kociak wrócił do żłobka. Wszystko ją bolało, ponieważ kilka razy wpadła w niektóre drzewa lub koty.
- Ten zez nie pomaga w niczym! - syknęła wchodząc do legowiska - Tylko utrudnia! Tyle razy dzisiaj w coś wpadłam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz