Mama nie wróciła tej nocy do obozowiska. Ani następnej. Stres zaczął zjadać Słoneczko z każdym kolejnym wschodem słońca, kiedy to rodzicielka wciąż nie dawała znaku życia. Przepadła bez śladu. Patrole poszukiwawcze wracały za każdym razem bez niej. Zupełnie jakby nie istniała. Nerwowe ciarki wprawiały młodą kotkę w histerię. To wszystko było jej winą. Przez swoją głupotę straciła matkę. Bała się komukolwiek o tym powiedzieć. Wyznać ciężar, który trzymała w sobie od tych paru nocy. Ciężar, który ją niszczył. Trzymanie tego w tajemnicy tak cholernie ją wykańczało. Musiała kłamać. Udawać, że nic nie wie. Kiedy to wszystko było tak naprawdę jej winą. Bała się konsekwencji. Że ciotka wyrzuci ją z klanu. Że wszyscy ją znienawidzą. Płakała po nocach, ukrywając się przed spojrzeniami innych. Grad także to przeżywał. Był bardziej nerwowy. Niezbyt rozmowny. Słoneczko unikała brata. Czuła się winna temu wszystkiemu.
— Znajdziemy ją. Obiecuję. Spędzę noc i dzień na poszukiwaniach. Ale teraz skupmy się na odzyskaniu Klanu Burzy. — miauknął do niej ojciec. — Bez Wilczaków będzie łatwiej ją odnaleźć. Zobaczysz.
Słoneczko spuściła uszy. On też to przeżywał. Pomimo że rodzicielka nie odezwała się do niego słowem od ich mianowania. Niezbyt rozumiała ich relacji. Pokiwała jedynie łbem, nie odpowiadając mu.
— Przygotuj się. Gradowa Łapa przybędzie tu lada moment.
— Znajdziemy ją. Obiecuję. Spędzę noc i dzień na poszukiwaniach. Ale teraz skupmy się na odzyskaniu Klanu Burzy. — miauknął do niej ojciec. — Bez Wilczaków będzie łatwiej ją odnaleźć. Zobaczysz.
Słoneczko spuściła uszy. On też to przeżywał. Pomimo że rodzicielka nie odezwała się do niego słowem od ich mianowania. Niezbyt rozumiała ich relacji. Pokiwała jedynie łbem, nie odpowiadając mu.
— Przygotuj się. Gradowa Łapa przybędzie tu lada moment.
* * *
Wszystko stało się chaosem, na który nie była gotowa. Krew przelewała się wokół, a pogrążeni w walce wojownicy zdawali się nie zauważać małej przerażonej kotki. Jej tata walczył z czarnym kocurem. Nie szło mu najlepiej. Słoneczko odwróciła wzrok, próbując się ukryć przed tymi wszystkimi okropnościami. Wojna była przerażająca. Bardziej krwawa i brutalna niż mogła sobie wyobrażać. Słyszała straszne dźwięki. Jęki, błagania, trzaski. Nie chciała widzieć ich źródła. Chciała jedynie przepaść wśród nicości, byle nie brać w tym udziału.
— No proszę. Czyżby moja koleżaneczka nie miała zamiaru walczyć? — znajomy głos wpadł jej do ucha.
Niechętnie spojrzała przed siebie. Olszowa Kor stała przed nią. Uśmiechnęła się słabo do kotki. Cieszyła się, że to właśnie ona ją znalazła ze Wilczaków. Inni pewnie zaraz zrobili by jej krzywdę.
— B-boję się. — wyznała cicho, lekko zawstydzona.
Szylkretka pochyliła się nad nią. Jej brązowe ślepia lśniły tajemnicą.
— No proszę. Czyżby moja koleżaneczka nie miała zamiaru walczyć? — znajomy głos wpadł jej do ucha.
Niechętnie spojrzała przed siebie. Olszowa Kor stała przed nią. Uśmiechnęła się słabo do kotki. Cieszyła się, że to właśnie ona ją znalazła ze Wilczaków. Inni pewnie zaraz zrobili by jej krzywdę.
— B-boję się. — wyznała cicho, lekko zawstydzona.
Szylkretka pochyliła się nad nią. Jej brązowe ślepia lśniły tajemnicą.
— I słusznie. — mruknęła niskim głosem. — Pozwól, że pomogę ci w twoim ukrywaniu się.
Słoneczko uniosła zaciekawiona uszka. Olszowa Kora była taka mądra. Na wszystko miała jakiś sposób. Kotka niepewnie wstała.
— Ranne kot nie muszą walczyć. — poinformowała ją z uśmiechem szylkretka.
Nim Słoneczko zdążyła cokolwiek powiedzieć, poczuła jak zęby kotki zaciskają się na jej karku.
— Czekaj. — pisnęła lekko spanikowana. — Co chcesz zrobić?
Nie dostała odpowiedzi. Olsza milczała. Jedynie uścisk się zacieśniał. Przerażona uczennica próbowała się wyrwać. Nieskutecznie. Nie miała szans ze starszą i silniejszą kotką. Zdążyła wydać z siebie żałośny skowyt nim została rzucona. Znajdowała się w powietrzu dwa uderzenia serca. Może trzy. Wystarczająco by spojrzeć w przepełnione mrokiem ślepia szylkretki. Twarde zderzenie się ze ścianą było ostatnią rzeczą jaką poczuła. Ból odciął jej świadomość, sprawiając, że niewielkie ciałko wylądowało głucho o ziemię.
* * *
Nie wiedziała ile spała. Najwidoczniej długo skoro zapłakany brat rzucił się jej na szyję, gdy tylko otworzyła ślepia. Grad płakał. Pierwszy raz widziała go w takim stanie. Cały zaryczany i zasmarkany nawet jej nie słuchał.
— Wystarczy. Słoneczna Łapa musi odpoczywać. — głos Wiśniowej Iskry dotarł do jej uszu.
Czarno-biała odetchnęła z ulgą. Skoro kotka tu była to znaczy, że im się udało. Że Klan Burzy znów jest wolny. Więc czemu Gradowa Łapa był taki smutny. Powinni razem świętować. Szylkret oderwał się od niej. Jego wzrok błądził po podłożu. Jakby coś ukrywał. Słoneczko zmrużyła ślepia. Zamierzała to od niego wyciągnąć. Nie teraz, lecz może jutro. Może do tego czasu przestanie się tak mazgaić.
— Zobaczymy się jutro, prawda? Wiśniowa Iskra na pewno nie będzie mnie długo trzymać. — zawołała do niego.
Uczeń uśmiechnął się smutno i kiwnął łbem.
— Nie wstawaj jeszcze, dobrze? Przespałaś dwa wschody słońca. Musisz zebrać siły. Przygotowałam dla ciebie zioła. Zaraz poproszę któregoś z wojowników by coś ci przyniósł. — miauknęła medyczka.
Słoneczko położyła łeb na łapach. Niezbyt podobała jej się wizja leżenia tu dłużej. Czuła, że się zanudzi. Chciała przewrócić się na bok, lecz odkryła imponującą konstrukcję na swoim grzbiecie. Kijki i pajęczyna skutecznie uniemożliwiały jej zmienianie pozycji.
— Co to? — zapytała.
Wzrok medyczki pochmurniał.
— Uderzyłaś mocno o Skruszone Drzewo. Więc lepiej byś nie ruszała się bardziej przez najbliższy czas.
Słoneczko niezadowolona zmarszczyła nos. Czyli będzie tu o wiele dłużej niż sądziła. Niezadowolona westchnęła. Coś ją zaswędziało za uchem. Zirytowana tym drobnym kłuciem uniosła tylną łapę, by podrapać się za uchem. A tak przynajmniej myślała. Kończyna pozostała na swoim miejscu, zupełnie obojętna na jej rozkazy. Słoneczko w lekkim szoku spróbowała jeszcze raz. A potem kolejny. Efekt pozostawał bez zmian. Spanikowana spojrzała na medyczkę, która kątem oka obserwowała jej nieskuteczne próby.
— Wiśniowa Iskro... — pisnęła przerażona. — Nie mogę ruszać tylnymi łapami...
Medyczka przełknęła ciężko ślinę i podeszła do kotki.
— Możliwe, że został uszkodzony kręgosłup. Nie panikuj. Może za parę wschodów słońca będzie lepiej. Na razie nie chce niczego ogłaszać. Będę cię obserwować. — wyjaśniła jej spokojnie szylkretka.
Lecz Słoneczko nie potrafiła być ani trochę spokojna. Przerażona czuła, jak jej ślepia zalewają się łzami. Nie chciała zostać kaleką do końca życia.
— Wystarczy. Słoneczna Łapa musi odpoczywać. — głos Wiśniowej Iskry dotarł do jej uszu.
Czarno-biała odetchnęła z ulgą. Skoro kotka tu była to znaczy, że im się udało. Że Klan Burzy znów jest wolny. Więc czemu Gradowa Łapa był taki smutny. Powinni razem świętować. Szylkret oderwał się od niej. Jego wzrok błądził po podłożu. Jakby coś ukrywał. Słoneczko zmrużyła ślepia. Zamierzała to od niego wyciągnąć. Nie teraz, lecz może jutro. Może do tego czasu przestanie się tak mazgaić.
— Zobaczymy się jutro, prawda? Wiśniowa Iskra na pewno nie będzie mnie długo trzymać. — zawołała do niego.
Uczeń uśmiechnął się smutno i kiwnął łbem.
— Nie wstawaj jeszcze, dobrze? Przespałaś dwa wschody słońca. Musisz zebrać siły. Przygotowałam dla ciebie zioła. Zaraz poproszę któregoś z wojowników by coś ci przyniósł. — miauknęła medyczka.
Słoneczko położyła łeb na łapach. Niezbyt podobała jej się wizja leżenia tu dłużej. Czuła, że się zanudzi. Chciała przewrócić się na bok, lecz odkryła imponującą konstrukcję na swoim grzbiecie. Kijki i pajęczyna skutecznie uniemożliwiały jej zmienianie pozycji.
— Co to? — zapytała.
Wzrok medyczki pochmurniał.
— Uderzyłaś mocno o Skruszone Drzewo. Więc lepiej byś nie ruszała się bardziej przez najbliższy czas.
Słoneczko niezadowolona zmarszczyła nos. Czyli będzie tu o wiele dłużej niż sądziła. Niezadowolona westchnęła. Coś ją zaswędziało za uchem. Zirytowana tym drobnym kłuciem uniosła tylną łapę, by podrapać się za uchem. A tak przynajmniej myślała. Kończyna pozostała na swoim miejscu, zupełnie obojętna na jej rozkazy. Słoneczko w lekkim szoku spróbowała jeszcze raz. A potem kolejny. Efekt pozostawał bez zmian. Spanikowana spojrzała na medyczkę, która kątem oka obserwowała jej nieskuteczne próby.
— Wiśniowa Iskro... — pisnęła przerażona. — Nie mogę ruszać tylnymi łapami...
Medyczka przełknęła ciężko ślinę i podeszła do kotki.
— Możliwe, że został uszkodzony kręgosłup. Nie panikuj. Może za parę wschodów słońca będzie lepiej. Na razie nie chce niczego ogłaszać. Będę cię obserwować. — wyjaśniła jej spokojnie szylkretka.
Lecz Słoneczko nie potrafiła być ani trochę spokojna. Przerażona czuła, jak jej ślepia zalewają się łzami. Nie chciała zostać kaleką do końca życia.
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz