— Nie przestanę — rzekła uparcie, wbijając w niego uporczywe spojrzenie. — Chcę mieć pewność, że nie skrzywdzisz w życiu już więcej ani jednej kotki. Nie obchodzi mnie, co będziesz robił z kocurami. Do samic masz mieć szacunek — dodała ostrzej.
Co?! Co ona mu tu wmawiała?! Aż go zemdliło, a gniew przeszedł falą po jego ciele.
— Nic nie będę robić z kocurami! — zasyczał na nią, podnosząc na nią wrogi wzrok. — Szacunek? — prychnął. — A ty masz jakikolwiek szacunek do kocurów? Bo jakoś nie zauważyłem. Wywyższasz się tak jak ja i zgrywasz lepszą! Dziwie się jak to się dzieję, że nikt nie widzi twojego czarnego serca. Ten klan schodzi na psy — fuknął na nią zirytowany. — Będę robił co chciał. Nie ugnę karku przed takimi jak ty. Jeszcze podwinie ci się łapa i stoczysz się jak swój ojciec.
— Nie porównuj mnie do niego, nic mnie z nim nie łączy — odparowała, starając się nie wysuwać pazurów. — Mam szacunek do samców, którzy na to zasługują. Pomimo tego, że uważam Rudzika za słabego przywódcę, jestem w stanie go tolerować. Trzcina jest rozsądnym kocurem, Bażant to ogarnięty i porządny wojownik, Szyszek bywa dziwaczny, ale miły na swój sposób. Mam wymieniać dalej? Nie wszyscy jesteście skazani na porażkę, to zależy tylko i wyłącznie od waszych chęci.
Nie miał pojęcia ile w tym było prawdy, bo nie gadał z wieloma wojownikami. Praktycznie nie miał przyjaciół. Jedynie spędzał czas z matką lub siostrą. Mogła wciskać mu kit. Zresztą przekonał się, że większość tutejszych kotów była dziwna. Za bardzo podlizywali się kotkom, a jego zdaniem, powinni wreszcie położyć im kres i pokazać, gdzie było ich miejsce.
Westchnął głęboko, posyłając jej spojrzenie spod byka.
— Nie ufam ci. Jesteś fałszywa — powiedział, próbując znów ją wyminąć w bezpiecznej odległości.
Była niczym cień, tylko taki, który znajdował się o krok przed nim. Uprzedziła jego krok, zadzierając wysoko pysk.
— Nie musisz mnie ufać. Po prostu miej szacunek do takich jak ja — oświadczyła.
Yh. Co ona wyprawiała?! Nie chciał z nią gadać. Obiecał sobie, że będzie jej unikać, a teraz kocica zmuszała go konfrontacji. Już i tak dużo powiedział. Machnął nerwowo ogonem, zatrzymując się.
— Nie zaczepiam już takich jak ty — uświadomił jej to. — Mam lepsze rzeczy do roboty.
— Tulenie się do mamusi przez pół nocy? — zapytała kpiąco. — Mamy dzień, ale dobrze wiedzieć, że sam godzisz się na całkowite podleganie jej.
— C-co?! — zachłysnął się aż powietrzem. Posłał jej niedowierzający wzrok. Co... Co takiego ona powiedziała?! — Nie podlegam jej! Pluje na nią! I wcale się do niej nie tule! — Położył po sobie uszy, nerwowo machając ogonem. — Mam ucznia. Jemu poświęcam czas, a nie twoim wymysłom. — syknął.
Czy naprawdę to było aż tak widoczne, że robił za maminsynka? Tak naprawdę nie chciał nosić tej łatki. Miał wiele konfrontacji z rodzicielką na ten temat, ale zawsze potrafiła się wybronić. A on? Ulegał... Nie cierpiał siebie za to. Prezentował tym sposobem swoją żałość.
— Jasne, jasne — rzuciła lakonicznie, nie wierząc mu ani trochę. — Jeżeli nie chcesz problemów to zachowuj się. Inaczej powiem twojej mamusi co nieco o tobie, a wtedy zgaduje, że nie skończy się to dla ciebie dobrze.
Posłał jej wrogie spojrzenie, wydając z gardła wrogi syk, a następnie trącił ją barkiem, aby ją wyminąć. Tym razem wojowniczka nie zamierzała dalej tarasować mu drogi, więc mógł ze spokojem odejść i nareszcie wybudzić Skrzeczącą Łapę na trening.
Ugh! Jak on jej nienawidził! Miał nadzieję, że kiedyś ten jej język sprawi, że zdechnie w męczarniach. Zasługiwała na to.
***
Unikanie Zajęczej Troski weszło mu w krew tak bardzo, że nie udało im się "pożegnać". W zasadzie to miał gdzieś jej zdanie na ten temat. Wiedział, że teraz na pewno świętowała ze wszystkimi kotkami w klanie, że Niechciany postanowił odejść. Gdy wyobrażał sobie jej szczęście i triumf, rozsadzała go wściekłość. Ciężko jednak było przestać myśleć o domu, o swojej przeszłości, gdy tak bardzo tęsknił za matką. Za siostrą oczywiście też, ale nie żałował podjętej decyzji. Dobrze zrobił. Teraz... Teraz go doceniali. Tutaj, sam Entelodon zlecał mu zadania, które były najprzedniejszą rozrywką. Mógł okaleczać koty, mógł im robić co tylko zechciał, a jeszcze za to dostawał nagrody. W Klanie Nocy za taki czyn wyleciałby na zbity pysk, a może nawet by go zabili, jak to ostatnio było modne, patrząc na zmieniających się co rusz liderów.
Może Zajęcza Troska triumfowała, ale nie zdawała sobie sprawy, że to on tu był wygrany. Ponieważ nie włóczył się samotnie, nie płakał w kącie i nie głodował. Żył niczym władca, otoczony masą pięknych panienek, którym podobało się jego towarzystwo.
Jak to w Betonowym Świecie zwykli mówić? Tego kwiatu jest pół światu. I właśnie się o tym przekonał. To tutaj odnalazł prawdziwe szczęście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz