Obecna sytuacja w ich klanie była przerażająca. Dużo kotów dostało niewyjaśnionych ataków agresji, wiele osób umarło, a władza… Mogli ustalić jednego zastępcę, ale nie, teraz był problem z tym, kto będzie decydował! Przynajmniej on tak to widział. Oczywiste było to, że to Agrest powinien być tu ważniejszy bo był bardziej rozważny niż ta cała Fretka, ale teoretycznie mieli takie same prawa. Nie, żeby go to tak bardzo obchodziło. Dla niego najważniejszy był czekoladowy, a wszystko inne osuwało się w cień. Bo o czym innym miał niby myśleć? O tym, że jest już strasznie stary, miał zero przyjaciół, ambicji oraz umrze bez rodziny przy boku? Nie chciał się dodatkowo smucić, dlatego próbował odpędzić od siebie to co było tu i teraz. Wolał przekonywać się, że może jeszcze będzie wszystko dobrze. Było mu ciężko samego siebie pocieszać, ale… Musiał sobie w jakiś sposób radzić.
Nigdy nie był dobry w kontaktach z innymi, dlatego strasznie nie lubił przebywać w obozie. Czuł się, jakby każdy chciał go obgadywać i się z niego śmiać. W końcu, niektórzy lubili to robić, bo to była taka niesamowita rozrywka… Czuł się bezpieczniej chowając przed społecznością. Wtedy miał pewność, że wszelkie spojrzenia go nie dosięgną. Niestety czasem nie dało się ominąć kontaktów z innymi, ale przynajmniej liczył, że nikt go nie zaczepi. Niestety, teraz się nie udało… Jak tylko usłyszał głos tej zołzy, poczuł cholerny strach. Nie sprawiała wrażenia kogoś miłego i życzliwego, tylko całkowitego przeciwieństwa. Serce zaczęło mu szybciej bić w piersi. Przyłączyć się do takich szmat? Byłaby to jego najgorsza decyzja w tym księżycu, ale nie wiedział czy odmówienie nie było gorsze. Widać było, że został zaczepiony tylko po to by się ponabijać, dlatego próba ucieczki mogła się skończyć czymś jeszcze bardziej okropnym niż wyśmianie. Ze strachu zaczęły trząść mu się łapy, bo gdy dłużej wpatrywał się w ten czworokąt, tym słabiej się czuł. Chciałby już być schowany w krzaku, lecz czuł się jakby przymarzł do ziemi. Przełknął ciężko ślinę.
- Ch-chyba d-dobrze się b-bawicie w s-swoim g-gronie… J-ja u-uh… J-ja ch-chyba s-sobie p-pójdę…- cicho pisnął, idąc krok do przodu. Modlił się w duchu do wszystkich gwiazdek na niebie, żeby kotki dały sobie spokój i pozwoliły mu iść dalej.
- No chodź Kukliku, nie gryziemy przecież…- parsknęła Miodunka z tyłu, przez co zachwiał się lekko na nogach. No nie… Ona też musiała tu być i się jeszcze wtrącać?! Wcześniej jej nie zauważył, a teraz bał się coraz bardziej. Znała go zbyt dobrze, by mógł się teraz czuć bezpiecznie. Głupia Daglezja, głupie wszystko! Nie mogła się uczepić kogoś innego?! Miał teraz całkowicie przesrane.
- N-nie t-trzeba, p-podziękuję. D-dobrze w-wam się ze s-sobą r-rozmawia a m-mi nie i w-wolę s-spędzić s-sam czas, w-więc… E… Eh… Dziękuję z-za propozycję?- powiedział niepewnie w stronę rudej kotki, mając nadzieję, że może zlituje się i puści go wolno. Nie chciał się przecież tłumaczyć z pierdół, o które za chwilę go oskarży Miodunka! Już czekała by zacząć się z niego śmiać. Tylko to przynajmniej mógł przewidzieć, za to ruchów nieznajomej kotki już nie...
Nigdy nie był dobry w kontaktach z innymi, dlatego strasznie nie lubił przebywać w obozie. Czuł się, jakby każdy chciał go obgadywać i się z niego śmiać. W końcu, niektórzy lubili to robić, bo to była taka niesamowita rozrywka… Czuł się bezpieczniej chowając przed społecznością. Wtedy miał pewność, że wszelkie spojrzenia go nie dosięgną. Niestety czasem nie dało się ominąć kontaktów z innymi, ale przynajmniej liczył, że nikt go nie zaczepi. Niestety, teraz się nie udało… Jak tylko usłyszał głos tej zołzy, poczuł cholerny strach. Nie sprawiała wrażenia kogoś miłego i życzliwego, tylko całkowitego przeciwieństwa. Serce zaczęło mu szybciej bić w piersi. Przyłączyć się do takich szmat? Byłaby to jego najgorsza decyzja w tym księżycu, ale nie wiedział czy odmówienie nie było gorsze. Widać było, że został zaczepiony tylko po to by się ponabijać, dlatego próba ucieczki mogła się skończyć czymś jeszcze bardziej okropnym niż wyśmianie. Ze strachu zaczęły trząść mu się łapy, bo gdy dłużej wpatrywał się w ten czworokąt, tym słabiej się czuł. Chciałby już być schowany w krzaku, lecz czuł się jakby przymarzł do ziemi. Przełknął ciężko ślinę.
- Ch-chyba d-dobrze się b-bawicie w s-swoim g-gronie… J-ja u-uh… J-ja ch-chyba s-sobie p-pójdę…- cicho pisnął, idąc krok do przodu. Modlił się w duchu do wszystkich gwiazdek na niebie, żeby kotki dały sobie spokój i pozwoliły mu iść dalej.
- No chodź Kukliku, nie gryziemy przecież…- parsknęła Miodunka z tyłu, przez co zachwiał się lekko na nogach. No nie… Ona też musiała tu być i się jeszcze wtrącać?! Wcześniej jej nie zauważył, a teraz bał się coraz bardziej. Znała go zbyt dobrze, by mógł się teraz czuć bezpiecznie. Głupia Daglezja, głupie wszystko! Nie mogła się uczepić kogoś innego?! Miał teraz całkowicie przesrane.
- N-nie t-trzeba, p-podziękuję. D-dobrze w-wam się ze s-sobą r-rozmawia a m-mi nie i w-wolę s-spędzić s-sam czas, w-więc… E… Eh… Dziękuję z-za propozycję?- powiedział niepewnie w stronę rudej kotki, mając nadzieję, że może zlituje się i puści go wolno. Nie chciał się przecież tłumaczyć z pierdół, o które za chwilę go oskarży Miodunka! Już czekała by zacząć się z niego śmiać. Tylko to przynajmniej mógł przewidzieć, za to ruchów nieznajomej kotki już nie...
<Daglezja?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz