Większość czasu półświadomie wstrzymywała oddech, więc gdy dostrzegła, że kotka śpi, odetchnęła głęboko, chcąc pozbyć się uścisku z klatki piersiowej. Dzisiaj się jej udało.
Zerknęła kątem oka na burą sierść, obawiając się większego ruszenia. Co będzie rano? Zawsze źle się czuła, zostawiając śpiących, ale z doświadczenia wiedziała, że troska o ich bezpieczeństwo lubi zagrozić za to jej samej. Co, jeśli nie przestanie padać śnieg? Będzie musiała na niego wyjść. Tak bardzo nie miała na to ochoty… Na samą myśl było jej zimno. Lodowato. Jeszcze bardziej czuła mokrą sierść i wpadający do środka wiatr. Ale i tak miała tym razem szczęście i nie skończyła z nowymi siniakami. Zwykłe tulenie się było najlepszym scenariuszem zaraz po dostaniu czegoś za darmo. Sprawiało dyskomfort, który wcale nie odchodził z wiekiem, jak to zawsze próbowali ją utwierdzić w starym mieście, ale nie było złe. Szczerze myślała, że pójdzie gorzej z tym, jak kotka zachowywała się na początku. Z jej wrogim nastawieniem od razu przeszła w tryb wyglądania jak najmniej groźnie, jak tylko potrafiła, z całym chowaniem łap by nie czuła się zagrożona atakiem czy niepatrzeniem na nią. Przez tę mysz podsuniętą bez zapytania też spodziewała się gorszych następnych godzin. Nie lubiła takich sytuacji; odmowa skończyłaby się kontynuacją głodówki i złością, a przyjęcie powiększeniem długu i dodatkowymi wymaganiami. Czasami takie oferty były tylko docinkami i gdy już miała się wgryzać w jedzenie, te zostawało jej zabierane. Nerwowość kotki była wyczuwalna i chyba nawet nie dostrzegła tego, że pół zwierzyny zostało dla niej. Najwyraźniej nie wiedziała co dalej zrobić. Kremowa też nie była przyzwyczajona do inicjowania takich rzeczy; zazwyczaj po prostu dostawała instrukcje i miała je spełnić. Nie jej zadaniem było myślenie. Nie lubiła też zastanawiać się nad tym, co robi w takich momentach, ale jak już musiała, zawsze mogła przekierować sytuację w inną stronę – jak dzisiaj. Miała tylko nadzieję, że kotka nie jest jedną z tych, które wierzą w prawdziwość jej mruczenia i dotyku. To zawsze stwarzało problemy po przeminięciu nocy.
Z kolejnymi tysiącami uderzeń serca pogoda na zewnątrz coraz bardziej ją niepokoiła. Nie mogła się ruszyć, ale słyszała wiatr na zewnątrz. Jej serce zdążyło się uspokoić przez tyle czasu, nie ważyła się pozwolić sobie jednak zasnąć i żołądek znowu dawał o sobie znać.
Naiwnie wierzyła, że może się myli i śnieg przestał. Albo najlepiej zdążył się stopić i nie zamroził wszelkich jadalnych resztek po dwunożnych.
Stwierdziła, że zbyt kusi ją sprawdzenie pogody; może udałoby jej się uciec teraz, nim zagrożenia się ockną dla nich obu.
Wzięła głęboki wdech i powolutku poruszyła łapami, by podnieść się z ziemi. Zdążyły zacząć ją mrowić. Nie chciała jednak obudzić nieznajomej, więc nie dała im się powalić z powrotem. Już była brzuchem nad ziemią z częściowo wyprostowanymi łapami i miała zrobić krok do tyłu, gdy bura gwałtownie zerwała się, przygniatając plecy drugiej do ziemi, zaraz z jedną łapą na jej szyi a drugą z boku. Ta wydała z siebie zaskoczony pisk, nie próbując się bronić.
— Gdzie idziesz? — syknęła przez zęby tamta z resztkami snu w tonie. Ulegle przyciągnęła swoje łapy do klatki piersiowej, patrząc trochę w bok.
— Ch-chciałam tylko sprawdzić, czy nadal pada — szepnęła, chowając pysk w swoim futrze.
Wykręcone uszy żółtookiej poruszyły się ku otworowi, przez który weszły.
— Wciąż trwa śnieżyca. I co z tym zrobisz?
Nie odpowiedziała, bo co mogła powiedzieć. Przecież nie miała władzy nad pogodą.
— Nie waż się nikomu mówić o dzisiejszej nocy!
Obiecała to kiwnięciem głowy, chociaż według niej, nie było tu nawet o czym rozmawiać. Nauczyła się już dawno trzymać to, co dzieje się w nocy, w sekrecie. Na końcu to ona zawsze obrywała. A tak naprawdę prawie nic się tu nie stało.
— Nawet nie mam komu powiedzieć! Nawet nie wiem, kim jesteś, nie stanowię zagrożenia! — zapewniła panicznie.
<Krokus?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz