Jej serce pękło, widząc pogrążone w wiecznym śnie pyski. Ich czas został im odebrany. Wbrew ich woli. Wbrew woli Wszechmatki. Skazani na katusze z powodu kaprysu jednego kocura. Komara, który zbyt długo zabawiał się w boga.
Już od dawna bolały ją jego poczynania. Jego błędy. Kulawe kroki siejące spustoszenie w ich klanie. Przynoszące tylko ból ich społeczności. Lecz wiążąca ich umowa nie pozwalała jej na sprzeciw. Nie chciała też siać niepotrzebnego chaosu wojny domowej. Utracone raz życie nie wracało tak szybko z powrotem. Było zbyt cenne by oddawać najwyższą cenę za polityczne gierki.
Delikatnie łapą przesunęła po futrze Maczek. Obok niej leżał jej partner. Nieśmiały Żurawinek. To z nim i Krecik przeżyła większość przygód swoich młodych lat. Przegryzła język, tłumiąc rosnącą w niej ścianę płaczu. Musiała być wsparciem. Dla nich i ich kociąt.
— Nie możemy ich tak zostawić. — szepnęła roztrzęsionym głosem do Krecik, czując zatopiony w swojej sierść pysk partnerki. — Zostali obtarci z wszystkiego co mieli... — urwała, by nie wybuchnąć płakać.
Zacisnęła łapy. Zasługiwali na godne pożegnanie. Oni wszyscy, którzy tej nocy stracili życie przez zrządzenie jednego starca. Starca, który będzie gnił całe wieczności w przepaściach Nicości.
— Owocowy Lasie. — zawołała nieco głośniej.
Przyciągnęła uwagę paru kotów, niektórzy zbyt pogrążeni w żałobie byli głusi na jej słowa.
— Tragedia, która nas dotknęła jest nie opisania. — zaczęła, czując gule w swoim gardle. — Odebrano nam przyjaciół. Członków rodziny. Naszych najbliższych. Bez możliwości pożegnania. Dzisiejszego wieczora odbędzie się Ostatnie Pożegnanie. Może przyjść każdy, wierzący lub nie. Będziemy wspominać tych co odeszli.
— Zgromadziliśmy się dzisiejszego wieczoru by pożegnać naszych przyjaciół, matki, ojców, kocięta... których życie zostało niesprawiedliwie skradzione. — ogłosiła. — Niektórzy z nich byli dla nas całym światem, inni zaś kolegami, znajomymi z patroli. Każdy z nich był wyjątkowym członkiem naszej społeczności. Cisza i pustka, którą po sobie zostawili jeszcze długo będzie tkwić w naszym sercu. Ich pamięć i wspomnienia z nimi będą żyć w nas i przekazywane będą dalej.
Widok zapłakanego Bławatka z legowiskiem ojca łamał jej serce. Wzięła większy wdech, czując jak dreszcz rozpaczy roznosi ją od środka.
— Czeka ich ostatnia wędrówka. Do miejsca, którego tylko oni znają. Będzie ona niełatwa, samotna. Niech nasza pamięć i miłość doda im sił. Perkozie. — zaczęła zeskakując z gałęzi i podchodząc do spoczywającego rudego. — Pamiętam cię jeszcze jako niewinne kocię. Wraz ze swoją siostrą Miodek, wychowaliście się bez ojca i matki. Mimo to potrafiłeś obdarować ciepłem innych i stworzyć własną rodzinę. Byłeś dobrym wojownikiem, wspaniałym mentorem i kochającym ojcem. Niech pamięć o tobie zostanie z nami.
Zawołała ruchem ogona młodego ucznia. Czarny kocurek podszedł do grobu i złożył posłanie wojownika obok niego. Jaskółka wzięło jedno z piór wplątanych w jej sierść. Białe sztywne pióro zostało wręczone martwemu kocurowi.
— Niech twa odwaga i czystość wspomaga ci w odnalezieniu drogi do celu. Niczym gęś stąpaj pewnie po swej ścieżce. Nigdy nie wątp w wartości, za które walczysz.
Odeszła pozostawiając najbliższych kocura przy nim. Nim ten zostanie zasypany.
— Żurawinku. — czuła, jak jej głos drży na samą myśl o starym przyjacielu. — Zostałeś sam na świecie. Wszechmatka zabrała ci całą twoją rodzinę. Wpadłeś w złe towarzystwo, lecz szybko odnalazłeś światło na swojej ścieżce. Bez ciebie i Krecik nigdy nie zaszłabym tak daleko. Gdyby nie ty pewnie tamtego dnia zjadłby nas lisy. — zaśmiała się smutno. — Byłeś oddanym przyjacielem. Jedynym roztropnym z naszej trójki. Kocurem, który skradł serce Maczek. Promykiem słońca w pochmurne dni. Ukochanym ojcem dla swojej trójki kociąt. Twoje liczne historie i przypowieści zostaną w nas i twych kociętach. Wspomnienie twojego ciepłego uśmiechu będzie dodawać nam sił w chłodne dni.
Sięgnęła po gołębie piórko.
— Niczym gołąb roztaczałeś pokój i dobro wokół siebie. Dzięki tobie niejeden zrozumiał znaczenie słowa przyjaciel. Niech pamięć o tobie zostanie z nami. Wszechmatka czeka na twe przybycie. Nie zwlekaj więc. — uśmiechnęła się słabo i wrzuciła pióro, pozostawiając miejsce rodzinie do pożegnanie się z ojcem.
Spoczywająca koło niego Maczek zdawała się na nią czekać. Przełknęła ciężko ślinę i ruszyła w jej stronę. Każdy z nich zasługiwał na godne pożegnanie. Jej emocję nie liczyły się. Musiała pomóc tym, którzy nie zdążyli pożegnać się ostatni raz z najbliższymi. Musiała dać im to co zostało im skradzione.
Jaskółka czuła ich ból. Ciężar zrzucony na ich barki. Pomimo tętniącego wszędzie życia Owocowy Las stał się ponurym miejscem.
— To nie może dłużej trwać. — miauknęła stanowczo, spoglądając na dwójkę zastępców.
Siedzieli w trójkę w dawnym legowisku Komara. Wronia strawa został pochowany samotnie. Po drugiej stronie lasku, w którym chowali wojowników. Ostre spojrzenie Fretki wbiło się w nią. Liliowa się zjeżyła.
— Myślisz, że nie wiem?! Co mam niby zrobić! Nie przywrócę im życia! — syknęła na nią.
— Nie mam do ciebie pretensji, Fretko. Wierzę, jak trudno jest wam teraz. — miauknęła szczerze, spoglądając na tą dwójkę. — Dlatego chce wam pomóc.
Fretka prychnęła. Już ciszej.
— Niby jak? Wasza matka stąpi z kotkowego nieba i nas zbawi? — zakpiła, kładąc po sobie uszy.
Czarna uśmiechnęła się słabo.
— Niestety obawiam się, że nie mam takiej mocy. — wyznała, starając się nie złościć za jawną kpinę zastępczyni. — Nasz klan jest bardzo zagubiony. Podobnie, jak i wy. System, w którym żyjemy jest zawodny. Ile już liderów robiło straszliwe czyny? Ile z nich było zbyt zagubionych by władać odpowiedni klanem? Ile tajemniczych mordów i śmierci spadło na nas, a ich sprawca okazywał się wśród nas? Nie winię was. Nie mam prawa. Wszyscy jesteśmy tylko kotami. Nie jest nam dane być doskonałymi. — dodała, widząc przepełnioną irytacją mordkę Fretki.
Usiadła, rysując na podłożu trzy kreski.
— Nasza władza skupia się głównie na sile. Wojownikach, patrolach. Wojnach. Nikt nie dba o potrzeby duchowe kotów. O ciepło i wsparcie, jakiego każdy z nas potrzebuje. Nie zamierzam was okradać w władzy, nie moim przeznaczeniem jest takiej sprawować. Chce wam jedynie pomóc. Usprawnić ten system. Wprowadzić brakujące ogniwo w naszym społeczeństwie. Coś co będzie nas łączyć zamiast nas dzielić. — wyjaśniła spokojnie tej dwójce.
Fretka i Agrest spojrzeli po sobie. Niewiele odczytała z ich postawy.
— Więc? — zapytała delikatnie, by przerwać cisze jaka wkradła się do legiwiska.
— Jaskółko, zostaw nas samych. — mruknęła pusto Fretka. — Przedyskutujemy to i damy ci znać. — dodała, kręcąc ogonem.
Czarna kiwnęła łbem z lekkim uśmiechem.
— Oczywiście, wiecie, gdzie możecie mnie znaleźć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz