Pieszczoszka właśnie wracała do swojego domu, po dniu spędzonym w sercu Betonowego Świata. Udało jej się dzisiaj pozaczepiać obcych Dwunożnych, którzy na szczęście byli kotolubnymi, dzięki czemu otrzymała to czego od nich pragnęła: uwagę i drapanie za uchem. Zatrzymała się na podjeździe dostrzegając białego kota na swoim terenie. Przyjrzała mu się od łap do głowy, był młodszy od niej i wszystko wskazywało, że był samotnikiem. Ostatnio miała do nich jakieś szczęście, w tak krótkim czasie udało jej się poznać sporą ilość wolno żyjących kotów, jednak nie narzekała na ich towarzystwo.
— Nie będzie to problem — odparła uśmiechając się przyjaźnie, kocur nie wyglądał na takiego co mógł sprawić jej problemy, dlatego postanowiła zaproponować coś lepszego niż krzak — Możesz przenocować w szopie z tyłu, bądź w garażu. Znajdzie się tam koc lub poduszka, będzie to wygodniejsze od wbijających się w skórę gałęzi. Tyle, że w szopie miałbyś towarzystwo innych kotów, innych samotników, ale myślę że dogadacie się
— Rozumiem i dziękuję. — Skinął jej łbem. — Te koty są przyjazne? Nie chciałbym problemów. Mam za sobą długą podróż i wolałbym odpocząć bez krzyków.
— Możesz sam się przekonać. Od jakiegoś czasu pomieszkują u mnie i jak na średnią grupkę kotów, są całkiem grzeczni — ruszyła wraz ze swoim gościem w stronę szopy, dolny róg drzwi był lekko uszczerbiony — Jeżyk, jesteś może? — zagaiła spoglądając przez otwór do ciemnego pomieszczenia
Czekoladowa szylkretka już po chwili wyszła na zewnątrz.
— Tak, Cynamonko, co... — zamarła, następnie podskoczyła, wysuwając pazury i strosząc futro na widok białego kocura. -— TO TY!
— Och — spojrzała to na Jeżyk, to na białego kocura. Czyli się znali i wyglądało na to, że się nie lubili. — Chyba nici z przenocowania w szopie... — zwróciła się do kocura, po czym zbliżyła się do kotki, przysunęła się do niej tak, że dotknęła jej boku — Jeżyk, proszę schowaj pazury i weź głęboki wdech — poprosiła, nie chciała dopuścić by pomiędzy nimi doszło do jakiejś szamotaniny
— Cynamonko... — starała się być spokojna, jednak jej ogon latał na wszystkie strony — Ten kocur nie dość, że zakpił sobie z całej naszej grupy, to rzucił mi się całkiem niedawno do gardła i jeszcze zabił samotnika. Tuż za rogiem. Na tym terenie. I obraził mą krew! Krew Bylicy!
— Nie ja rzuciłem się pierwszy, lecz ty. Nie atakuje kotów bez powodu. Ratowałem swoje życie — wytłumaczył się.
— Nieprawda. Próbowałam cię wyprowadzić z uliczki, a ty rzuciłeś mi się do gardła!
— Wyprowadzając mnie z uliczki siłą, dotykając mojej sierści i szyi, co uznałem za atak na swoje życie? — Uniósł brew. — Zapominasz się widzę.
— Ja się zapominam? Ostrzegałam cię, że jak nie przestaniesz oznaczać mi płotu i nie odejdziesz to to zrobię. Chwyciłam cię poza tym nie za szyję, a za kark.
— Chciałem przecież odejść, a ty zaatakowałaś
— Nie chciałeś odejść, tylko chamsko mnie wyminąłeś, idąc dalej w głąb terenu!
Stanęła pomiędzy nimi widząc, jak atmosfera robi się gęstsza. Zaskoczyło ją to co usłyszała, spojrzała się chłodno w stronę białego, gdy Jeżyk wspomniała o tym, że kocur ja zaatakował. On jednak powiedział co innego. Ich opis wydarzeń się nie pokrywał.
— Cóż, po tym wszystkim może być to problem — odparła, po czym zerknęła na Jeżyk, która mimo prośby się nie uspokoiła i zapewne, gdyby nie obecność cynamonowej to rzuciłaby się na niego. Westchnęła, musiała znaleźć jakieś wyjście — Nie będę zmieniać zdania, skoro już zgodziłam się cię przenocować — spojrzała się przepraszająco na wnuczkę Bylicy, sama kiedyś była w podobnej sytuacji jak tułała się i szukała miejsca na odpoczynek — Możesz przenocować w tym krzaku, który sobie upatrzyłeś. A jutro rano ma cię już nie być — zwróciła się do kocura
— Nie martw się, nie zamierzam tu zostawać. Szukam kogoś. To jest dla mnie ważniejsze od przywłaszczania cudzych terenów. — Odwrócił się i odszedł.
Szylkretka odprowadziła wzrokiem kocura. Zza drzwi szopy wychylił się pyszczek Błotnistego Ziela będąc zmartwiona tym całym zamieszaniem. Kotka trąca starszą pyskiem i wprowadza z powrotem do środka.
Spogląda na oddalające się koty. Wzdycha ciężko, nie spodziewała się takiego obrotu wydarzeń. Miała nadzieję, że Jeżyk nie znienawidzi jej za to co zrobiła. Odczekała chwilę, po czym wyślizgnęła się do szopy. Spojrzała na świecące oczy w ciemności. Wskoczyła na stos rupieci, na którym leżała naburmuszona Jeżyk. Nie odzywając się położyła się obok niej.
— Czy samotnicy zawsze muszą prędzej czy później się ze sobą sprzeczać? — zagadnęła — Opowiedz mi jeszcze raz, spokojnie i ze szczegółami jak wpadłaś na tego białasa. Naprawdę on pierwszy cię zaatakował? Czy po prostu wyszło tak przez nieporozumienie? — coś czuła, że tak właśnie było
Spojrzała na Cynamonkę.
— Wracałam z ziołami do domu. Zobaczyłam, jak ociera się o płot oznaczając go. Powiedziałam mu, że nie ma prawa zaznaczać tego terytorium i że ma natychmiast odejść, skoro próbuje to robić. Uznał, że tylko kogoś tropi, ale do tropienia nie oznacza się płotów! — warknęła pod nosem — kazałam mu znowu odejść, ale ten po prostu mnie wyminął, z lekceważącą miną. Więc go za kark chwyciłam i chciałam wyprowadzić, a ten mi się odwinął i chwycił za gardło. Jakiś samotnik rzucił w niego kamieniem i ten za nim pognał. Porozmawiałam z drugim samotnikiem. Ten biały którego tutaj wpuściłaś nazywa się Śmierć, to morderczy kuzyn Litości, syna Enteldona! Ale nie ma własnego gangu, włóczy się po mieście. W trakcie mojej rozmowy z tamtym innym samotnikiem wrócił, rzucił pod łapy truchło tego, co mi pomógł. A potem jeszcze chciał z tym truchłem odejść. Ostrzegałam go, ale znowu nie reagował, więc zawołałam resztę, ale zmył zapach w oczku wodnym w jednym z ogrodów. — burknęła. — typ chciał mnie zabić, że bronię naszego terytorium! Przecież każdy tu u nas może polować, wchodzić, przechodzić, mieszkać, ale nie oznaczać!
Na dźwięk imienia kocura, przeszedł ją dreszcz. Zaczęła mieć obawy, czy słusznie postąpiła nie zmieniając swojej decyzji. Nie powinna kogoś takiego wpuszczać do swojego domu, jednak czy to nie brzmiało znajomo? Bylica, którą uważała za rodzinę przez niektóre koty była uważana za okropną kocicę, nie umknęło jej usłyszeć plotek na jej temat po jej śmierci. A mimo to Cynamonka z jej strony nigdy nic złego nie doświadczyła.
— Śmierć... — powtórzyła cicho jego imię — Cóż, faktycznie miałaś powód by go zaatakować. Myliłam się — przyznała się do pomyłki, poczuła się głupio, że zwątpiła w słowa kotki — Całe szczęście, że nie zrobił ci nic poważniejszego — skupiła wzrok na futrze na jej gardle, całe szczęście, że jej nie zabił — Jednak proszę cię, następny raz odpuść, gdy znowu znajdziesz się w takiej sytuacji. Wiem, że wy samotnicy rozwiązujecie w taki sposób konflikty, u pieszczochów robi się to trochę inaczej. Od czego w końcu mamy Dwunożnych — powiedziała uśmiechając się
Jeżyk mruknęła coś pod nosem, po czym przytuliła się do Cynamonki. Pieszczoszka jeszcze chwilę posiedziała w szopie z kotkami, po czym pożyczyła im dobrej nocy i skierowała się do domu. Nim jednak weszła przez drzwiczki do środka domu, skręciła w stronę krzaka, w którym nocować miał Śmierć. Była ciekawa czy kocur faktycznie grzecznie miał zamiar odpoczywać w nim. Jeżyk udało się ją nastraszyć, chyba wolała moment jak nie znała tożsamości kocura i nie miała do niego uprzedzeń. Wtedy jeszcze jej odczucia względem niego różniły się od aktualnych.
<Śmierć?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz