Kurkowa Pieśń obudził się w środku dnia, cały zlany zimnym potem.
Była to jedna z nocy, podczas których na przemian budził się i zasypiał, a w momentach, w których od pływał, widział tą samą wizję, co przed kilkoma księżycami - poszarpane ciało ukochanej. Potem, gdy nadszedł ranek, nawet nie próbował wstawać, zmęczony ciągłymi koszmarami. Wiedział, że Żabia Łapa przyzwyczaiła się do jego opuszczania treningów i nie będzie miała żadnych pretensji do mentora, więc wrócił do prób zaśnięcia.
Podniósł się, uznając, że nadszedł czas na chociaż powierzchowne oporządzenie się. Od przedwczorajszego poranka nie miał nic w pysku, a nie chciał, żeby do medyków doszła wieść jego niejedzeniu.
Nagle, do Legowiska Wojowników wszedł Jabłkowa Bryza, trzymający w pysku czerwony, nieco zwiędły kwiat.
Kurkowa Pieśń skulił się w kącie, podnosząc sierść na grzbiecie i ostrzegawczo prychając na kocura. Liliowy zatrzymał się, bez słowa rzucając kwiat na ziemię.
Kurkowa Pieśń spojrzał na roślinę - był to zwykły, polny mak o szkarłatnych płatkach i czarnych nasionach, jednak dla samego rudego miał on o wiele większe znaczenie.
Pamiętał ten dzień, w którym po raz pierwszy potrzebował czegokolwiek na uspokojenie. Pamiętał, jak krzyczał, wyrywając sobie kępki sierści, na przemian dusząc się i rozwalając wszystko, co tylko napotkał na swojej drodze. Pamiętał, jak medycy przytrzymywali go, wpychając mu do gardła jego nasiona.
Nie musiał jednak sięgać tak daleko w przeszłość - wystarczyło popatrzeć na kilka poprzednich dni, w których codziennie podchodził do Legowiska Medyków, prosząc, a wręcz błagając, by dali mu ich skosztować.
Spojrzał na Jabłko Bryzę, bliski historycznego płaczu. Pierwszy raz od tyłu księżyców zobaczył, co tak naprawdę malowało się na pysku liliowego. Nie było to szczęście czy beztroska, o co zawsze posądzał wojownika - w jego oczach widać było strach i błaganie.
Wtedy zdał sobie sprawę.
To on był przyczyną złego samopoczucia przyjaciela.
Ciągle sprawiał mu ból, na najróżniejsze, wymyślne sposoby. Nagle usłyszał swój własny głos, choć nie wiedział, co miał w tej sytuacji powiedzieć, co zrobić. Chciał przytulić go, podejść, poklepać po plecach, wyjaśnić niektóre sprawy.
Jednak nie mógł.
Był najgorszym przyjacielem na świecie, kotem gorszego sortu. Zniszczył życia tak wielu osobom; był w stanie przyjść na miejsce szybciej, uratować Sarni Sus i Wrzosową Polanę, nie sprawiać dodatkowego cierpienia rodzeństwu i ojcu. Wtedy zapewne nie zepsuł by relacji z Jabłkową Bryzą. Kto wie, jakby potoczyły się dalej ich losy, gdyby nie jego błąd.
-Przepraszam, że ciągle robię rzeczy, które Cię ranią- wypowiadając te słowa, przypomniał sobie sytuację z kwiatami. Nie był to jeden taki moment, było ich tak dużo, jak maków na polu zboża. - Tylko i wyłącznie ja jestem winny za śmierć Sarenki, nikt więcej. Mogłem tam przyjść wcześniej, mogłem…-przed jego oczyma zatańczył obraz z jego snu. Ciało srebrnej, całe objedzone przez robaki, z wystającymi kośćmi i gnijącą sierścią - Wiem, że lepiej by było, gdybym już dawno zdechł - wypluł to z siebie. Chciał zasnąć, jak wtedy, kiedy medyczka nafaszerowała go ziarnami maku po śmierci najbliższych. Chociaż na chwilę stracić świadomość, uwolnić się od przeświadczenia, że to on był temu wszystkiemu winien - Wreszcie nikt by was nie krzywdził, wreszcie moglibyście być prawdziwie wolni…- Rudy wiedział, co to znaczy być zniewolonym. Zniewolonym przez cierpienie, a w tym wypadku - on nim był.
- Kurko, proszę…- wyszeptał Jabłkowa, a pręgowany ucichł posyłając ‘’przyjacielowi’’ smutny uśmiech.
- Jest taki piękny i…- Schylił się w stronę kwiatka, delikatnie biorąc go w pysk. Przerwał, gdy zauważył, jak z kwiatka wylatuje pszczoła i siada na jego nosie. Rudy wyciągnął łapę…
- Kurko, nie!- wrzasnął Jabłkowa Bryza, widząc, co zamierza zrobić wojownik.
…i strącił owada, przygniatając go do ziemi.
Reakcja rudego była natychmiastowa. Wrzasnął, podnosząc kończynę i machając nią w powietrzu. Jabłkowa Bryza natychmiast podbiegł do niego, szepcząc uspokajające słowa i próbując opanować wierzgającego kocura.
- Coś Ty do cholery, zrobił? - zawył Kurkowa Pieśń, zwijając się w pół - Nie zbliżaj się do mnie więcej! Nienawidzę Cię! - krzyczał, gdy Jabłkowa Bryza zrobił kilka kroków w jego kierunku i wyciągnął łapy w uspokajającym geście
-Kurko, chodź ze mną do medyka - zaproponował, kuląc się, gdy rudy wyciągnął pazury. - Wszystko będzie dobrze…
-Nie zbliżaj się! - wrzasnął Kurkowa Pieśń, robiąc kilka krok…a właściwie, skacząc, w tył. - Bierz sobie te pieprzone kwiatki i wracaj z nimi do Orzeszki. Nie podchodź - dodał szybko, widząc, jak kocur nadal idzie w jego stronę. Podniósł sierść na całym grzbiecie i zasyczał, omijając Jabłkową Bryzę szerokim łukiem. Kuśtykając, opuścił legowisko i ruszył w stronę… w zasadzie sam nie wiedział, gdzie ma iść. Potrzebował pobyć sam i przemyśleć sytuację, która przed chwilą miała miejsce.
***
Kurkowa Pieśń obudził się, krzycząc z bólu.
Jego prawa łapa była cała opuchnięta i przy nawet najmniejszym ruchu, sprawiała rudemu okropne cierpienie.
Nie chciał jednak pójść do medyka.
Nie obchodziło go to, że jego noga mogła zostać amputowana, a przedtem mógł długo cierpieć.
Chciał tego. Chciał czuć ten ból, zagłuszający jego negatywne myśli i uczucia. Chciał odczuwać to samo, co jego bliscy, gdy krzywdził ich na różne sposoby.
- Kurko, wszystko w porządku? - wychrypiała Żabi Plusk, wchodząc do Legowiska. Kurkowa Pieśń pokiwał głową, przypadkową ruszając kończyną. Powstrzymał się od krzyku, krzywiąc się z bólu.
Szylkretka pokręciła głową, wychodząc z Legowiska.
Jego dawna uczennica była kolejną osobą, której rudy nie potrafił uratować. Widział, jak kuliła się, idąc przez Obóz, odprowadzana przez wścibskie spojrzenia pozostałych klanowiczów. Bał się o nią, o jej stan, a nawet życie.
W końcu obiecał zawsze ją chronić, a jednak - po raz kolejny zawiódł.
- Kurkowa Pieśni - usłyszał głos Kaczego Pióra i ostrożnie podniósł głowę, starając się nie poruszać obolałą kończyną - Chcemy Ci pomóc. Czy mógłbyś nam powiedzieć, co się stało?
Rudy najeżył futro, widząc, jak trójka kotów - Kacze Pióro wraz z Muchomorzą Łapą, oraz Żabim Pluskiem z tyłu, zbliżają się w jego kierunku. Pozwolił jednak obejrzeć rudemu jego kończynę.
- Muchomorza Łapo, przynieś liście jeżyny- polecił Kacze Pióro, na co niebieski pokiwał głową i już za chwilę znalazł się w legowisku z pękiem roślinek w pysku - Musisz to przeżuć - stwierdził medyk, podając rudemu kilka liści. Kurkowa Pieśń wykonał polecenie i po dłuższej chwili poczuł, że ból zaczyna ustępować.
Czuł się źle, że dał sobie pomóc. To jego zadaniem było ratowanie innych, nie innych ratowaniem jego.
Wyleczony: Kurkowa Pieśń
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz