Ledwie powstrzymywała się od nagłego parsknięcia śmiechem, ale nie mogła nie przyznać, że bawiła się wręcz wyśmienicie. Była naprawdę ciekawa, skąd wytrzasnęli tego biednego kociaka. Bo co jak co, ale w tę całą magię drzew w życiu nie uwierzy. Miała jeszcze rozum. Całkiem zdrowy!
– Oh tak, jest piękny. Na pewno jak tylko będę miała wolną chwilę, znajdę mu jakąś godną niego zabawkę. – Pokiwała z przekonaniem głową.
Jak dobrze, że te dwa mysie móżdżki nigdy nie wyczuwają ironii. Uśmiechnęła się krzywo, nie do końca szczerze, jak to miała w zwyczaju. Usiadła i owinęła ciasno swój dwukolorowy ogon wokół białych łap, wpatrując się w Słodkiego Małego Zimorodka Bąbelka Juniora. Tak to było? Nie, coś na odwrót. Wpatrywała się w Małego Słodkiego Bąbelka Zimorodka Juniora. Tak, dokładnie. Uświadomiła sobie, że została "ciocią" i znów prawie nie utrzymała śmiechu w gardle.
*Bąbelek jeszcze dalej kociakiem*
No, obiecała, że przyniesie coś temu dzieciakowi Zimorodka i Kwaśnego, to teraz musi się z tego wywiązać. Nieźle się wpakowała, bo nie dość, że nie miała pomysłu, co takiego mogłaby podarować kociakowi, to jeszcze wizja integracji z nim samym również nie wydawała się kusząca. Nie lubiła bachorów. A ten wydawał się równie mało inteligentny, co jego rodzice.
Specjalnie nawet wyszła z obozu, żeby wypatrzeć jakiś przedmiot nadający się na zabawkę. Jednak nie była Sroką, a tylko Wroną! Nie miała do tego dobrego oka.
Nagle coś spadło jej na nos. Kichnęła, a zielonkawe, lśniące piórko opadło swobodnie pod jej łapy. Właśnie przed uderzeniem serca nad jej łbem przeleciał dzięcioł o tym samym kolorze. Nigdy wcześniej takiego nie widziała. Idealnie. Jakież miała szczęście, że rozkwitała Pora Nowych Liści. Chwyciła ostrożnie pióro w swe ostre zęby i pognała żwawym, dumnym krokiem z powrotem do obozu.
Wpełzła do nory przeznaczonej kociarni. Zabawne, nie spodziewała się, że natrafi akurat teraz na obu "rodziców".
– Cześć chłopaki – mruknęła przez zaciśnięte na piórku kły, następnie podchodząc i zwracając się do malucha – patrz, mam coś dla ciebie.
I położyła obiekt przed łapkami kocięcia, dodatkowo podsuwając go nosem. Wyprostowała się. Miała nadzieję, że więcej nie będzie musiała nic robić dla tego dzieciaka.
– Duży on już jest, niedługo zostanie uczniem. Myśleliście już nad jego imieniem? Wątpię, że lider pozwoli zostawić mu… – starała się przypomnieć, jak to szło, ale się poddała – jego obecne.
<Zimorodku? Dobra ze mnie ciocia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz