Tak było i tego dnia. Deszcz gęsto przecinał niebo, szumiał w uszach. Melodyjka parsknęła, położyła się i ukryła nosek między łapami, wsłuchując się w krople rytmicznie uderzające o podłoże. Storczyk i Krówka spali tuż obok wtuleni w równie śpiącą matkę, oddychając równomiernie. Pląsająca Łapa myła jedno ze swoich dzieci, lecz pozostałe były pogrążone się we śnie. Pylisty Świt, kotka oczekujące na swoje potomstwo również zwinęła się w kłębek, cicho pochrapując.
Szylkretka przewróciła się na drugi bok, wymachując przy tym w powietrzu przednimi kończynami. Strasznie, ale to strasznie się jej nudziło, a nie miała nic do roboty. Drzemać również nie zamierzała, bo po co? Skoro nawet nie odczuwała zmęczenia, po co miałaby tak marnować czas? Cóż, co prawda w tym momencie marnowała go jeszcze bardziej, niż gdyby miała ułożyć się do snu, ale co z tego, przecież z pewnością zaraz wymyśli coś ciekawego!
Tak więc, powoli się podniosła, stając tym samym na miękkim mchu. Uważnie obwąchała znajdujący się przed nią strzępek porostu, który nie był dokładnie pougniatany wraz z resztą, a sterczał jak nieznośny kłaczek na futrze. Bez większego zastanowienia się wyrwała go za pomocą pyszczka, by następnie wrócić do pozycji leżącej i odpowiednio zgnieść roślinkę tak, żeby nabrała kulistego kształtu, odpowiedniego do zabawy. Kiedy uzyskała już zadowalający ją efekt, szybciutko wstała i pacnęła mech poduszkami przedniej prawej łapy. Wedle oczekiwań, kulka przetoczyła się kawałek dalej. Melodyjka zamruczała, podbiegając do swojej nowej zabawki i trącając ją ponownie. Potem złapała ją w łapy, ułożyła się na grzbiecie i zaczęła nią podrzucać, przy okazji rozrzucając mech wszędzie dookoła. W pewnym momencie zapomniała już, że przed chwilą miała paskudny humor, bo na dworze pada i biedaczka nie ma co ze sobą zrobić. Zabawa już wystarczająco ją zajęła. Świeżo wykonana piłeczka pochłonęła ją do tego stopnia, że nie zauważyła, gdy podszedł do niej jeden z maluchów Pląsającej. Dopiero, gdy ten pisnął, zrozumiała, że tutaj jest. Był to Taniec, grubiutki bury kocurek o radosnych, zielonych oczach. Melodyjka zmrużyła ślepia. Nie miała zamiaru dzielić się swoją zabawką. Mech był jej i tylko jej.
— Ciego chcierz? Nie oddam ci, to moje — warknęła. W tej chwili totalnie nie obchodziło jej, że ten kociak był od niej znacznie starszy. Chciał zabrać jej rzecz? Chciał. Tylko to było w tym momencie ważne. Nikt nie miał prawa zabierać jej swojej własnej kulki, a już na pewno nie syn pieszczoszki!
<Tańcu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz