Oczywiście, że to jej przyszło trenować pod okiem tak specjalnej kotki, jak Pieczarka. Przecież to jedna z zastępczyń! Miłostka będzie najlepiej wytrenowaną zwiadowczynią! Będzie skradała się po drzewach niczym wiewióreczka, zwłaszcza że rudy ogonek przypomina właśnie puchatą kitkę. Będzie skakać po gałęziach, jakby miała wróble skrzydła, lądować z gracją niczym sikoreczka, poruszać się bez najmniejszego szmeru, jak leśny puszczyk. Rozpozna każde drzewo nawet i po samym zapachu, bez spoglądania na jego korę czy liście. Żaden samotnik, żaden niechciany przybłęda na jej warcie nie postawi łapy na ich terenach, w jej Owocowym Lesie!
Tak przynajmniej trajkotała wszystkim dookoła. Niemal od razu po mianowaniu, kiedy to powinnam skupić się na budowaniu jakiejkolwiek więzi z Panią Pieczarką, wbiegła z rozpędu w siedzących z boku Miodka i Migotkę, trajkocząc jak malutki ptaszek. W jej ślady poszedł Sekrecik, który nie chciał być gorszy i też musiał zapewnić rodziców o tym, że będzie najwspanialszym wojownikiem w historii Owocowego Lasu... A na pewno lepszym niż Len. W sumie to tylko to się dla niego liczyło. Nieśmiało, tutaj akurat w towarzystwie swojego nowego mentora, dołączyła do nich i Kruszynka, którą prędko Miodek owinął długim ogonem i uraczył uśmiechem pełnym dumy. Zostawieni na środku Malinek i Pieczarka, też do nich przyszli i w końcu wszyscy razem rozmawiali w najlepsze. Oprócz Miłostki i Sekrecika, którzy już po paru zdaniach znaleźli kilka kwestii, co do których nie byli do końca zgodni. Zakłopotanie w ślepiach dwóch kotek, które nie były do końca przyzwyczajone do zachowania dwójki podrostków, wywołały szczery śmiech wśród rodzinki. Zwłaszcza zastępczyni musiała powoli do tego przywykać. Tym bardziej że Malinek zaproponował jej wspólne oględziny terenów już następnego ranka; nie mogła nie przystać na tę propozycję. Nawet jeśli para terminatorów miałaby poodgryzać sobie ogony; a to właśnie zapewniali, że sobie zrobią, jeśli faktycznie do wspólnego treningu dojdzie.
Za to dzieciaki bardzo szybko zaaklimatyzowały się w nowym legowisku. Chociaż ich pierwsze zetknięcie z nim nie przeszło bez przygód. Na widok wysokiego drzewa, zamarli, a śmiech, który wydobył się z pyszczka ich krewnego, a zarazem mentora kocurka, rozniósł się po obozie. Fakt, że trójka nigdy wcześniej nie wspinała się na drzewo, był... Lekko problematyczny, ale też nie byli przecież pierwszymi, którzy z tą przeciwnością losu się spotykają.
— A co to z błoga cisza? Coś nie tak? — zapytał żartobliwie Malinek.
— No... Nie! Oczywiście, że nie! Znaczy się... U mnie wszystko jest, jak należy, po prostu szkoda mi Sekrecika, bo jego wielki zad najpewniej nie zmieści się i gałąź się urwie... — powiedziała Miłostka, udając smutek.
— Ty kreaturo przebrzydła! Mój "wielki zad" pewnie się nie pomieści, bo całe miejsce zajmuje wybujałe ego Lna! — prychnął, ale przygotował się do skoku, chcąc jako pierwszy pokazać, że jest w stanie wspiąć się na gałęzie. Siostra nie czekała również. Dwójka zignorowała ciche protesty Malinka, który chciał dać im jakiekolwiek wskazówki, jak powinni się poruszać i co robić, aby najsprawniej dostać się na górę. Ostatecznie skapitulował, usiadł i po prostu patrzył zrezygnowany, jak kociaki co chwile zsuwają się z pnia. To było długie popołudnie dla szylkreta.
* * *
Nigdy nie zapomni momentu, gdy nieudolny Sekrecik wbiegł w kępkę wysokiej trawy, chcąc złapać prędkiego gryzonia, ale w pysku został mu tylko kawałek suchego mchu. Chociaż byli na innych drogach szkolenia, przez pierwszy księżyc ich treningi wyglądały bardzo podobnie i składały się głównie z poznawania terenów. Z jedną różnicą, że brat pozostawał na ziemi, a Miłostka musiała jak najszybciej opanować wspinaczkę na drzewa. Na szczęście Pani Pieczarka okazała się być kotem ulepionym z czystego, złotego blasku słońca, a cierpliwości miała tyle, że mogłaby się nią podzielić z całym Owocowym Lasem. Tego właśnie dnia, chociaż wyszli wspólnie, czego rodzeństwo nienawidziło (a przynajmniej zachowywali się tak, jakby tak było), szybko rozdzielili się na dwie poziomy lasu. Zawsze jednak pozostając blisko. Zastępczyni i wojownik uważali, że w ten sposób zakończą w jakiś sposób spór, który kwitł między dzieciakami Migotki. Na razie rezultat był bardzo kiepski.— Mądrość to ciebie goniła, ale ty zawsze byłaś szybsza — prychnął Sekrecik. Pyszny uśmieszek, który gościł na pyszczku koteczki od powrotu z treningu, spełzł i został zastąpiony przez kwaśny grymas.
— Pewnie mądrość ma taki głupi i pusty łeb, jak twój i nawet na drzewo nie umie wejść! — powiedziała, wyskakując trochę do przodu i zagradzając mu drogę. — Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, świetnie sobie radze z moim treningiem. Jestem skoczna i zwinna jak ptaszek, a ty nawet myszy nie dogonisz!
— Bo masz nogi dłuższe od gałęzi... Ale ja bym uważał, bo jak dalej będziesz tak pląsać to i one cię wyprzedzą. — Spojrzał na nią delikatnie z góry; nie wiadomo kiedy ją przerósł. To spostrzeżenie niesamowicie zdenerwowało kotkę.
— Przynajmniej umiem ich używać i nie chodzę jak pokraka.
— Nie zgodziłbym się... Bujasz się jak świeży jelonek, a nogi plączą ci się jak trawa na łące.
— To brzmiało prawie, jak coś miłego. — zauważyła — Wiesz, może jakbyś się faktycznie postarał, to udałoby ci się z kimś zaprzyjaźnić, a nie tylko ze mną rozmawiasz i mnie maltretujesz. Nawet Kruszynka ma więcej koleżanek niż ty.
— Mówisz o tym jej patyku, co ona z nim wszędzie łazi, czy o mamie? — zakpił.
— Co to ma do rzeczy?! — Przewróciła oczami zirytowana. — Mówię tylko to, że jeśli wymyśle sobie, że przestanę się do ciebie odzywać, przestanę zwracać uwagę na twoje wygłupy na treningach, to zostaniesz sam... Samiutki w legowisku... Nie będziesz miał do kogo pyska otworzyć, w kogo rzucić obelgą. — Uśmiechnęła się złowieszczo.
— I ty niby miałabyś?
— Jasne, że tak. Lna. — rzuciła, nawet się nie wahając.
— Phi! No tak, oczywiście! Zawsze musimy wracać do niego. — prychnął, faktycznie zdenerwowany i zniesmaczony — Pamiętaj tylko, że z nim nic cię nie łączy... On, jak nie będzie mieć z tego żadnych korzyści, to cię zostawi. Ja jestem twoim bratem i jakbym pozwolił, żeby coś ci się stało, to mam na karku tatę, mamę i do tego jeszcze Malinka i Mirabelkę, nie wspominając o smutku, który pewnie zmalowałby się na pyszczku Kruszynki.
— A co się w tobie nagle taki bohater obudził, co?! — warknęła rozwścieczona. Słowa brata strasznie ją poruszyły. W Negatywnym sensie. — Całe życie mi uprzykrzasz, a teraz nagle wyskakujesz z jakąś obroną i obowiązkami brata?! Czy ty normalny jesteś, słyszysz, co mówisz, czy to jakieś leśne duszki, demony ci do ucha wleciały i namieszały w głowie, bo to, co wychodzi z twojego pyska, to jakieś niedorzeczne głupoty!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz