na poprzednim zgromadzeniu
Kiedy został wybrany na zgromadzenie, nie czuł tego samego, co jego towarzysze. Młodszych zawsze ekscytowała wizja poznania kotów z innych klanów i nieraz przebierali oni podekscytowani łapami, nie mogąc się doczekać znaku przywódcy do wymarszu. Starsi zadowalali się wysłuchiwaniem przemów, rozmowami ze starymi znajomymi i podsłuchiwaniu nowinek. Syczek wiedział, że nawet jeśli nie przepadał za zebraniami, powinien być z siebie dumny – w końcu bycie jednym z wybranych było zaszczytem. Dla niego jednak był to tylko obowiązek, który musiał odbębnić, czy tego chciał czy nie.
Wcześniej, gdy poszukiwał w tłumie Algowej Strugi, może i miały one jakiś sens. W końcu jednak nawet to przestało go motywować. Być może i nie należał do najbardziej spostrzegawczych, lecz by na kilku zgromadzeniach z rzędu nie być w stanie znaleźć jednego kota? Dodatkowo członka rodziny królewskiej, która zawsze byli wybierana, by reprezentować Klan Nocy? Nie był pewien, dlaczego. W końcu jego przyjaźń z Algą nie zakończyła się burzliwie, jedynie zatarła przez dzielącą ich odległość. Czy ona nigdy go nie szukała? Może nawet celowo unikała? Syczkowy Szept chciał wierzyć, że to wcale nie było tak – może Aldze się coś stało, nie chodziła już tak często na zgromadzenia, miała inne zajęcia, być może także wypatrywała go w tłumie, tylko pech chciał, że nigdy się nie spotkali. Trudno mu było jednak przekonać do tego nawet samego siebie. Gdy szedł ciemnym lasem w stronę Bursztynowej Wyspu, już wyczekiwał powrotu.
Obecność Brukselkowej Łapy, która szła niedaleko swojego mentora, wcale nie dodawała mu otuchy. Nadal nie przywykł do posiadania ucznia, co dopiero tak trudnego i krnąbrnego jak Brukselka. Nie nadawał się do tej roboty, a nawet nie wiedział, co zrobił źle. Skąd w tej niewinnie wyglądającej kuleczce puchu tyle jadu i nienawiści? Tęsknił za dniami, gdy jedyną rzeczą, którą się przejmował, było dobre wypadnięcie na treningach walki. Teraz każdy poranek rozpoczynał się od głębokiego westchnienia, a następnie koncertu wrzasków, syków i prychnięć, który nie kończył się aż do powrotu do obozu. Jedynie wtedy mógł liczyć na chwilę wytchnienia. Syczkowy Szept raz po raz nerwowo spoglądał w stronę swojej podopiecznej, nawet kiedy już znaleźli się na wyspie. Powinien jej pilnować, lecz nie miał do tego głowy. Kiedy Brukselkowa Łapa zniknęła w tłoku, poczuł ulgę. Miał tylko nadzieję, że nie wpadnie jej tej nocy do głowy żaden głupi pomysł.
Mijały godziny, a Syczek w końcu stwierdził, że miał tego wszystkiego dość. Zaczął przemierzać Bursztynową Wyspę, mijając wesoło szczebioczące ze sobą koty. Tłum powoli się rozrzedzał, a zgiełk cichł, przynajmniej odrobinkę. Nie zamierzał wracać do obozu, a jedynie usiąść w bardziej ustronnym miejscu, wolny od bolącego w uszy jazgotu. Zresztą, nie był jedyny. Choć większość kotów kłębiła się blisko skały liderów, oczekując w zniecierpliwieniu ich przemów, znajdowali się i tacy, co woleli odpocząć w względnej ciszy. Cieszyło go, że choć był odludkiem, przynajmniej nie był w tym sam.
I właśnie wtedy, gdy mijał obce mu koty, okazyjnie rzucając pod nosem ciche pomruki, zupełnym przypadkiem na kogoś wpadł. Miał już rzucić nieśmiałe “przepraszam” i odejść jak najdalej, by zapomnieć o krępującej sytuacji, gdy spojrzał nieco wyżej. Na chwilę zabrakło mu tchu.
Algowa Struga we własnej osobie. Ta, której wypatrywał od księżyców na każdym zgromadzeniu.
Przez dłuższą chwilę nie wiedział co powiedzieć i zdawało się, że ona również. Po prostu wpatrywał się w nią, stojąc w bezruchu. Wyglądała praktycznie tak, jak ją zapamiętał – niska, o lśniącej, pofalowanej sierści i ciepłym uśmiechu. Jedynie jej oczy zdawały się jakieś inne. Brakowało w nich charakterystycznych, radosnych iskier.
— Algowa Strugo! Dawno się już nie widzieliśmy — miauknął w końcu nerwowo, przerywając przedłużającą się ciszę.
— Syczkowa… No, wydaje mi się już, że nie Łapo… Zostałeś już mianowany, prawda? — odpowiedziała żartobliwie, a obojgu zadrżały z rozbawienia wąsy.
— Nie przesadzajmy, aż tak kiepski nie jestem… — Zmrużył oczy. — Syczkowy Szept.
Choć uderzenie serca przedtem kotka się uśmiechała, po jego słowach widocznie stała się bardziej przygnębiona. Mógł zobaczyć to po jej pysku. Kocur zmartwił się.
— Wszystko… dobrze?
— Ładne imię — miauknęła, a Syczek nie był pewny, czy zignorowała jego pytanie czy go zwyczajnie nie dosłyszała. — Pasuje do ciebie — dodała po chwili.
Syczek zastanawiał się przez moment, czy ją o to dopytać. Zrezygnował. Nie chciał, by zrobiło się niezręcznie.
— Dziękuję. A co słychać w Klanie Nocy? — Zmienił temat.
— No, słychać sporo… Nasza zastępczyni zmarła, a moja siostra, Mandarynkowe Pióro, pamiętasz? Urodziła kocięta. Parę wschodów słońca temu stały się uczniami… Nawet ja zostałam mentorką jednego z nich — ciągnęła. — Mieliśmy jeszcze problemy z lisami, ale to już przeszłość. Teraz już wszystko idzie w dobrą stronę.
Wciąż miał wrażenie, jakby kotka nie mówiła mu całej prawdy. Poza tym zmienił się sposób, w jaki ta mówiła. Zapamiętał jej głos jako żywiołowy, wesoły, prawie za szybki i głośny. Teraz jakby spokorniał, posępniał.
— Dobrze to słyszeć — odpowiedział i wahał się przez moment, czy zwrócić na to uwagę. W końcu przegrał ze sobą tę walkę. — Wydajesz się jakaś taka… przygaszona. — Po wypowiedzeniu tych słów od razu zamilkł. Napłynęło mu do jego myśli mnóstwo wątpliwości. Chyba nie powinien…
Algowa Struga nieznacznie napięła mięśnie, uciekając na chwilę wzrokiem. Wzięła nerwowy wdech.
— Mam dużo na głowie — przyznała, owijając wokół łap długi, smukły ogon. — W końcu nie jestem księżniczką tylko dla tytułu. Muszę myśleć o swojej przyszłości.
— Mówisz o przejęciu władzy po Sroczej Gwieździe, tak?
Kotka skinęła głową.
— Ani Srocza Gwiazda, ani Spieniony Nurt nie będą żyły wiecznie. Udowodniła to już Tuptająca Gęś… Może będzie to za kilka księżyców. Może za kilkanaście. Kilkadziesiąt, kto wie. — Wzruszyła ramionami. — Wniosek jest jeden. Muszę być na to przygotowana.
— Rozumiem — odpowiedział, wpatrując się w kotkę ze zmartwieniem. Czyli to przez to straciła swoją werwę? — Mogę ci powiedzieć jedno. Na pewno będziesz świetną przywódczynią — zapewnił kotkę i nieśmiało pogładził jej bok końcówką ogona dla otuchy. — Podołasz temu. Wierzę w ciebie.
— Dziękuję. — Księżniczka uśmiechnęła się delikatnie. — A co u ciebie w Klanie Wilka?
Na pysku Syczkowego Szeptu pojawił się nagły niepokój. Zastanawiał się przez chwilę, co powinien powiedzieć. Odkąd widzieli się po raz ostatni w jego życiu dużo się zmieniło; miał wiele zmartwień. Nie mógł się jej jednak zwierzyć z większości z nich...
— Jest spokój — odpowiedział w końcu i na chwilę zamilkł. — Jakiś czas temu zostałem mentorem — dodał po chwili, nie chcąc wywołać niezręcznej ciszy.
— To świetnie! I jak wam idzie trening?
Syczkowy Szept uciekł wzrokiem.
— Powiedzmy, że… Akceptowalnie.
Zanim Alga zdążyła dopytać o tę dziwną odpowiedź, ich rozmowę przerwało energiczne wypadnięcie z tłumu brązowej kotki. Gdyby wojownik się nie przesunął, ta puszysta kula sierści runęłaby wprost na niego, w konsekwencji prawdopodobnie przewracając na ziemię całą ich trójkę.
— Syczek! Na litość Klanu Gwiazdy, gdzie ty się schowałeś?! Szukałam cię po całej wyspie, a po tobie ani śladu! — Po jej psotnym, udawanie wściekłym tonie głosu szybko zdał sobie sprawę, że była to Iskrząca Łapa. Skrzywił się nieco na pysku. Nie chciał, by przeszkadzała mu i w tej rozmowie. — Widzę, że znalazłeś sobie koleżankę! Cześć, jestem Iskierka! Ciebie znam, Algowa Struga, nie mylę się? — przedstawiła się, gdy tylko zdała sobie z obecności dodatkowej osoby.
— Dlaczego mnie szukałaś? Stało się coś ważnego? — mruknął w jej stronę ze spoważniałym wyrazem twarzy. W końcu po co miałaby go szukać po Bursztynowej Wyspie przez pół nocy? Kotka była ogromną przylepą, lecz wyglądała na taką, co korzystała ze zgromadzeń…
— Nie mogłam znaleźć nikogo, z kim dałoby się pogadać, więc stwierdziłam, że pójdę cię znaleźć! — Po chwili poczuł ocierające się o jego bok gęste futro Iskierki. Temu wszystkiemu przyglądała się Algowa Struga, lecz z jej pyska trudno było wyczytać jej reakcję.
— Wygląda na to, że jeszcze coś wydarzyło się u ciebie, odkąd ostatni raz rozmawialiśmy… Pogratulować — mruknęła z drgającymi delikatnie w rozbawieniu wąsami. W tamtej chwili Syczkowy Szept poczuł ogromną wdzięczność do przodków za to, że dali mu gęste futro – pod nim skóra paliła się do czerwoności.
— Nie, nie, nie! — powtarzał, wyglądając na wyjątkowo zakłopotanego. Odsunął się od uczennicy. — Jesteśmy przyjaciółmi! Nie parą! — Gwałtownie zaprzeczał.
Widząc tę panikę, Algowa Struga tylko zachichotała.
— Spokojnie, wierzę ci. Poza tym, miło było się spotkać po tych wielu księżycach, ale chyba na mnie już czas. Wygląda na to, że niedługo mają zacząć się przemowy — wymruczała, odwracając się na pięcie. — Do zobaczenia, Syczkowy Szepcie!
— Do zobaczenia… — miauknął słabym głosem i wlepił wzrok w odchodzącą księżniczkę. W jego umyśle pojawiły się naraz dziesiątki myśli, z czego każda napawała go coraz większym wstydem.
Iskrząca Łapa nie podzielała jego zażenowania.
— Jeju, czy ona naprawdę myślała, że jesteśmy razem? — Roześmiała się głośno, przyciągając parę zainteresowanych spojrzeń. — Nie wierzę! Myślisz, że naprawdę tak wyglądamy?
Kocur przełknął głośno ślinę i uciekł wzrokiem od swojej towarzyszki. To pytanie również ciążyło mu w glowie. Nie chciał, by ktokolwiek myślał, że był w związku, a w szczególności nie z Iskrzącą Łapą. Nie czuł nic w jej stronę, ale to było jego najmniejsze zmartwienie. W końcu była jeszcze uczennicą, nawet jeśli przewyższała większość z nich wiekiem. Nie chciał nawet sobie wyobrażać, co pomyśleliby sobie o nim inni. Och, na gwiezdnych… Nie chciał być postrzegany jako jeszcze gorszy dziwak!
— Nie wiem. Chyba nie chcę wiedzieć — wymruczał, a przez jego ciało przeszedł lodowaty dreszcz.