Zaszła do legowiska, znużona przebiegiem dnia. Miała ochotę tylko wtulić się w mech i poleżeć chwilę w bezruchu, a potem ewentualnie przejść się na drobne polowanie. Ot, zwykły plan na dzień.
Nie przewidziała jednego zamieszania. Chociaż jej oczy zmrużył już sen i zdążyła uznać to za krótką drzemkę, przed sobą ujrzała parę jasnych łap. Nie musiała podnosić wzroku, by poznać ich właściciela.
— Znaleźli ciało twojego ojca. — Słowa Makowego Pola brzmiały niczym wyciągnięte z najgorszego koszmaru. Zawahała się, nim raczyła na nią spojrzeć.
— Co? — wykrztusiła cicho. — Kto? Gdzie? Jak?
— Mój ojciec i Sarni Tupot — rzuciła z lekkim niesmakiem. — Okolice Brzozowego Zagajnika. Jest tak poturbowany, jakby go jakieś dzikie zwierzę próbowało zeżreć — mruknęła, obserwując znajomą z zaciekawieniem.
Liliowa wstała z wielką niechęcią, wymijając srebrną z poirytowaniem wymalowanym na pysku. Uwzględniła w swojej zbrodni, że komuś uda się go odnaleźć, ale nie przewidziała, że zajmie się tym akurat Trzcinowa Sadzawka. Kocur lubił wszystkich, a to było irytujące, bo jego altruistyczne pobudki właśnie zakłócały jej spokój.
— I co, przynieśli go gdzieś tutaj? — spytała, wyglądając z legowiska.
— Jak mieliby to zrobić, skoro podobno była tak rozszarpany, że nie dało się go jakkolwiek pozbierać? — prychnęła.
Zając skinęła głową na znak, że zrozumiała, po czym w ciszy patrząc na teren obozu, starała się wyjaśnić sobie samej to wszystko.
Śnieżna Gwiazda skomentowała całą akcję tym, by w okolice Brzozowego Zagajnika nie chodzić samemu. Jej zaleceniem była grupa składająca się z co najmniej trzech kotów.
Vanka chciała zawrócić do przyjaciółki, ale bure futro, tym razem niesrebrne, stanęła na jej drodze.
— Czy możemy pogadać, Zajęcza Trosko? — Głos Trzcinowej Sadzawki brzmiał dosyć spokojnie.
Kotka skinęła głową, nawet nie zerkając na Mak, tylko od razu ruszyła za jej ojcem. Ziemia była mokra od deszczu, ale w tym momencie nie dbała o unikanie kałuż błota. Futro oczyści łatwiej niż całą swoją osobę z potencjalnych zarzutów.
— Nie wiem, czy słyszałaś, ale znaleźliśmy Zdradziecką Rybkę... — zaczął, a jego mina wpatrująca się w nią w skupieniu w ogóle jej się nie podobała. Czekał na jej skuchę? Na zmianę w mimice? Może zaśmieje mu się niczym psychopatka prosto w pysk i ułatwi robotę?
— Makowe Pole mi przed chwilą powiedziała — przyznała, brzmiąc na zmartwioną. — Ja... Ciężko mi w to wszystko uwierzyć. Tyle razy go szukaliśmy, a on tkwił w tym przeklętym miejscu...
— Rzeczywiście, jest tam dosyć koszmarnie. Szczególnie po tym, co uczyniła Śnieżna Gwiazda — mruknął, wzdychając. — Żal mi twojego ojca. Skończył tak tragicznie... Wyglądał, jakby dopadł go tam jakiś drapieżnik. Tylko nie rozumiem, jakim cudem tam się znalazł...
Zając pokiwała głową, wiedząc, że oczekiwał od niej jakichś słów na swoje usprawiedliwienie.
— Sama nie wiem, pod koniec życia stał się dla mnie... Skomplikowany — rzekła z niepewnością. — Wiem, że już wcześniej miewał różne problemy, ale ostatnimi czasy to się chyba nasiliło. Mówił tylko o tej Zajęczej Gwieździe, który tak go wykończył w Klanie Burzy i do którego tak często mnie porównywał. Zaczynał też wspominać o koszmarach z Kruczą Gwiazdą, ale to akurat w przelocie. Mówił coraz mniej — mruknął, spuszczając wzrok. — Świat mnie chyba nie lubi, wiesz Trzcinowa Sadzawko? Najpierw brat, potem matka i siostra, a teraz ojciec. Dlaczego wszyscy muszą umierać tak tragicznie? Czy to jakaś zasada dla mojej rodziny? Mnie też czeka wkrótce śmierć w okrutny sposób? — gdybała, a ton jej głosu zahaczał o płaczliwy i pozbawiony nadziei na lepsze jutro.
Nie uśmiechnęła się, gdy były zastępca oparł na moment łapę o jej bark. Miała nadzieję, że to mu wystarczy na jakiś czas, aby przestać się jej czepiać.
— Przykro mi z powodu tego, co cię spotyka. To racja, Zdradziecka Rybka dużo wariował pod koniec. Może... Może chciał uciec przed tym, co go męczyło? A skoro tkwiło to w jego głowie, nie miał już dla siebie ratunku? — westchnął. — Nasz Klan od wielu księżyców wydaje się być dręczony masą problemów. Mam nadzieję, że nadejdą dla nas jeszcze lepsze czasy — dodał, wahając się. Najwyraźniej widząc jej rozpacz postanowił się z lekka wycofać. — Dasz radę odpowiedzieć mi na jeszcze jedno pytanie, Zajęcza Trosko? — spytał. — No może na dwa — dodał, gdy skinęła mu głową. — Czy zauważyłaś coś podejrzanego w zachowaniu Śnieżnej Gwiazdy?
Zamrugała. Zmienił temat, ale ona nie mogła zmienić postawy. Dalej musiała udawać zdruzgotanie tym, co stało się z jej "ukochanym" staruszkiem.
— Nie wiem... Staram się jej szczerze unikać, odkąd... Sam widziałeś, co się stało z tamtym samotnikiem na granicy — wybełkotała z obrzydzeniem.
— Tak... — Obejrzał się do tyłu. Zając podążyła dyskretnie za jego wzrokiem i ujrzała, że spoczął on na Sarnim Tupocie. To był dopiero ciekawy duet. — A Gawroni Obłęd? — kontynuował. — Co o nim myślisz?
— Oh... Również jest z lekka dziwny.
Powstrzymała się od skomentowania, że to trzeba mieć naprawdę coś nie tak z głową, aby być dzieckiem Kruczej Gwiazdy i przynosić jej wstyd udawaniem obłąkańca.
— Będąc szczera, to nie zwracam na niego zbytnio uwagi. Pamiętam, co zrobił z Rudzikowym Śpiewem i zdecydowanie nie popieram takiej formy przemocy. — To kłamstwo przyszło jej z taką łatwością, że aż sama na moment w nie uwierzyła. — Trochę mnie przeraża, więc po prostu nie wchodzę mu w drogę. Wiesz, ja mam swoje życie, swoich znajomych i to mnie trzyma w rysach.
Kocur uśmiechnął się słabo, acz współczująco.
— To zrozumiałe. Swoją drogą cieszę się, że moja córka ma tyle przyjaciółek i dobrze się dogadujecie — dodał.
Postali chwilę w ciszy, nim w końcu jej nie zostawił. Przez moment wpatrywała się tępo w ziemię, udając zamyślenie i dalszą rozpacz nad ojcem, a potem zawróciła do legowiska. Dorwała się do Makowego Pola, która w najlepsze wylegiwała się w swoim legowisku.
— Chodź na spacer. Muszę z tobą porozmawiać z dala od nich wszystkich — mruknęła. — Twój ojciec bawi się w jakieś dochodzenie w sprawie tego co stało się z moim ojcem i zrobił mi przesłuchanie — burknęła.
Srebrna popatrzyła na nią zaskoczona, a potem niespiesznie wstała, przytakując głową.
Prawie wyszły z obozu, ale cichy głosik za ich grzbietami zatrzymał je.
— Ooo, gdzie idziecie? — Pszczela Duma wyjątkowo pozbawiona była siły w swoim zazwyczaj przepełnionym entuzjazmem głosem.
— Przejść się — odparła liliowa, spoglądając kątem oka na Trzcinową Sadzawkę. Tym razem rozmawiał z Sarnim Tupotem. To dalej było dla niej dziwne, że akurat ta dwójka zaczęła się ze sobą dogadywać.
— Mogę z wami? — zagadnęła pogodnie.
Zając nie była pewna, czy chciała teraz jej towarzystwa. Kotka była zmieszana ich czynami i też nie było pewne, czy do końca załapała, że to liliowa zabiła Zdradziecka Rybkę.
— Mi to obojętne, a tobie, Mak? — mruknęła do koleżanki, skrycie licząc, że będzie im dane pogadać we dwójkę. Srebrna rozumiała, że okaz słabości, jakim był czekoladowy, zasługiwał tylko i wyłącznie na śmierć. Pszczółce ciężej było to wytłumaczyć. — Chociaż jak mam być szczera, liczyłam na spędzenie odrobiny czasu we dwójkę i rozmowę w cztery oczy — palnęła, licząc, że to odpędzi szylkretkę.
<Maczek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz