Jego życie płynęło w sumie spokojnie. Nie było dobrze, nie było źle. Tak sobie balansował, zawalając czas obowiązkami oraz pierdołami, których nie musiał robić. Nie miał ani zbyt wielu przyjaciół ani zbyt wielu wrogów, praktycznie z nikim nie rozmawiał. Było mu tak dobrze. Czuł się trochę samotny, ale potrafił zaakceptować to, że nie każdy chciał z nim spędzać czas. Nawet rodzeństwo powoli zaczynało zajmować się swoim dorosłym życiem, więc z nimi też nie miał aż tak dobrej relacji jak kiedyś. Westchnął ciężko. Chciałby mieć kogoś bliższego przy sercu, lecz najwyraźniej to nie było dla niego. Ten Wilczak przestał się do niego odzywać, a w jego klanie… Nie było nikogo takiego.
Na jakieś losowe wybiegające dziecko nie zwróciłby uwagi, gdyby nie to, że potruchtało tuż przed jego nosem.
— Cześć wujku!
Popatrzył się na nią jak na ducha, bo trochę zapomniał, że ma siostrzeńców, jednak po chwili opamiętał się i uśmiechnął się lekko. Właśnie. To było dziecko Aksamitnej Chmurki. Dawno nie rozmawiał z siostrą…
— Cześć... Hm... Kwiatek, tak? To ty już jesteś uczniem?
Był trochę dumny z siebie, że zapamiętał chociaż jedno imię. To był jak dla niego niesamowity wyczyn.
— Tak! Już długo! — wyprostowała się, dumnie unosząc ogon. Pokiwał chwilę głową, po czym spojrzał na nią pytająco. W sumie, to było dziwne, że kotka tak nagle się jego uczepiła. Akurat kiedy miał chwilę odpocząć…
— Coś się stało, że tak na mnie naskoczyłaś? Bo właśnie miałem iść na spacer...
— Nie, nic! Mogę z tobą? Znasz jakieś fajne sztuczki do walki? Pokażesz mi je? Nie muszą być też wcale z walki!
Przełknął ślinę, trochę poddenerwowany kontaktem z dzieckiem. Nie znał się przecież na niańkowaniu. Jakie znowu sztuczki?! Chciał w spokoju spędzić dzień, rozmyślając nad życiem i tym jakim przegrywem był.
— Jasne, możesz iść, ale... Uh... Sztuczki do walki? No może coś znam, ale sam nie wiem… — mamrotał, płacząc w myślach, że stracił szansę na chwilę zadumy, tylko będzie musiał zajmować się uczennicą.
— Yay! To mi pokażesz na spacerku! Gdzie chciałeś iść? Chodźmy tam, chodźmy! — podskoczyła w miejscu. W ciszy wyszedł z obozu, mając nadzieję, że kotka zniknie i zostawi go w spokoju. Dlaczego musiała tak uczepić się jego ogona… Nie mogła dorosnąć i jak normalny kot sobie pójść? Kwiatek jakby nigdy nic potruchtała za nim, wesoło się kołysząc. Westchnął ciężko. Nie wiedział jak się jej pozbyć, ale wiedział, że będzie musiał w jakiś sposób spróbować.
— Nie masz żadnych obowiązków? Czegokolwiek innego do zrobienia?
— Nie, byłam już na treningu! Bardzooo mi się nudzi.
— Widać —odparł, przyspieszając kroku. — Nie możesz pobawić się z rodzeństwem? Masz w ogóle jakieś?
— Tak! Trzy siostry! Ale są zajętee! — też przyspieszyła, prawie za nim biegnąc — Gdzie tak pędzisz? Idziesz na randkę?
— Nie. Po prostu... Lubię... Szybko chodzić- palnął cokolwiek. Na Klan Gwiazd, czy ona mogła przestać paplać…- Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty?
— Już mówiłam, że nie!
— Uh... A chodzenie gdzieś na nudne miejsca ze starym wujkiem wydaje ci się być dobrym pomysłem na spędzenie czasu?
— Tak!
Powstrzymał się od chamskiego komentarza, tylko podreptał dalej, bliżej klifu, by móc poobserwować morze. W rzeczywistości nie uważał się za starego. Racja, żył już trochę, ale był w kwiecie wieku. Gdyby tylko życie się do niego uśmiechnęło, to cieszyłby się teraz a później zamartwiał, że czas na emeryturkę. W obecnym stanie miał to wszystko w nosie.
— Pokażesz mi jakąś sztuczkę? — przypomniała, dreptając za nim. Miał nadzieję, że już zapomni…
— Jaką niby? Mentor cię nie uczy?
— Uczy, ale zawsze możesz znać coś ciekawego, czego ona nie! Nie wiem jaką! Coś fajnego!
— Nie umiem żadnej. Jeżeli chcesz widzieć jakieś sztuczki, to znajdź błazna.
— Phi, jesteś niemiły jak Srokoszowa Wzgarda. — burknęła —W sumie tak samo brzydki też.
To było strasznie niemiłe. Jak można było go porównywać z tym dzikusem? A stwierdzenie, że jest brzydki, to był dziecięcy cios poniżej pasa. Wolał być brzydki, niż tak wypruty z mózgu jak kotka.
— Nie jestem niemiły, tylko nie mam czasu na zajmowanie się tobą. Nie rozumiem dzieci.
— A co takiego robisz że nie masz czasu? Poza tym, twoim obowiązkiem jako dorosłego wojownika jest uczenie młodszych!
Gdyby jego obowiązkiem było właśnie uczenie, to miałby ucznia. Wtedy może czułby, że warto jest przekazywać wiedzę młodym, ale nie miał żadnego, więc mógł sobie odpuścić mentorowanie.
— Moim obowiązkiem są patrole, polowania, walka jeżeli będzie wojna i tak dalej... Ja naprawdę się nie znam na takich uczniakach jak ty, więc nie wiem czy opłaca ci się zajmować mi czas... Którego owszem, mam mało, ponieważ chcę być przydatny dla klanu i przywiązuję wagę do moich obowiązków. Dlatego na odpoczynek zostawiam zaledwie ułamek z całego dnia.
— Tak, tak, pewnie. — wywróciła oczami — To pokaż coś!
— Nie chce.- zerknął na powierzchnię wody w oddali. Była taka piękna… Majestatyczna… Cieszył się, że mieszkali nad morzem. Było tu naprawdę niesamowicie. Odbijające się w tafli wody promienie słońca, emanowały wieloma barwami. Powodowały, że całe połacie morza błyszczały, jakby zrzucono na nie brokat. Fajny widok.
— Phi, a mama mówiła że jesteś fajny — skrzywiła się, tłukąc ogonem na boki. Fajny? Chciałby taki być. Poza tym bardzo go zaskoczył fakt, że Aksamitka mówiła o nim swoim dzieciom.
— Naprawdę?- mruknął zdziwiony.- To mile z jej strony.
— Ale znowu kłamała — prychnęła, patrząc na niego spode łba. Nie rozumiał dlaczego była taka dla niego zła. Nie chciał się męczyć tu przed nią i robić głupich rzeczy, to chyba dobrze, a nie źle.
— Nie kłamała, tylko jestem zmęczony. Naprawdę — mruknął, dalej gapiąc się na morze i prosząc sam Klan Gwiazd o pomoc w uciszeniu dziecka.
— Kłamała! — prychnęła — Nawet nie wiedziałeś że ma dzieci!
— No... Wiedziałem ale mi się zapomniało…— mruknął. — Takie życie. Słabą pamięć mam.
— No i teraz ty też kłamiesz!
— Nie kłamię. Wyglądam jakbym to robił?- wbił w nią zmęczony wzrok. Miał już całkowicie dość, miał ochotę położyć się w legowisku i z niego nie wychodzić przez cały księżyc, a bachor wił się za nim i wił, jęcząc o jakieś głupoty!
— Tak.
— Wcale nie! — po raz pierwszy uniósł się gniewem. — Straszne ziółko z ciebie wyrosło, wiesz?! Ale w sumie to ostatni raz cię widziałem jak dopiero co się urodziłaś...
— Wcale tak! Zmyślasz!
Buzowało w nim strasznie i gdyby mógł strzelać piorunami z oczu, Kwiatek stałaby się prochem. Musiała się dokleić pijawka jedna i ściągać z niego resztki cierpliwości! Gdyby tylko mogła na chwilę ucichnąć…
— Co się tak mnie doczepiłaś?!
— Bo chcę spędzić czas z rodziną a ty okazujesz się lisim bobkiem!
— Nie jestem lisim bobkiem, tylko ty sobie coś ubzdurałaś tylko dlatego, bo nie mam ochoty się tobą zajmować!- parsknął, zbliżając się coraz to bardziej do krawędzi klifu tylko po to, by odsunąć się bardziej od kotki. W myślach znajdował się już daleko od kogokolwiek, całkowicie sam zaszyty w jakiejś dziurze. Nie byłoby to jednak smutne, tylko uspokajające. Brakowało mu zwykłego momentu wyciszenia.
— No to pokaż coś! Chcę być dobrym wojownikiem, to najlepiej uczyć się z różnych źródeł!
— Nie i koniec. Jeżeli jeszcze raz się zapytasz…— mruknął, po czym fuknął wściekły jak małe kocię. Wiedział, że jeszcze chwile i pęknie. Po prostu wyrzuci z siebie te ukrywane emocje.
— Pokaż!
Wkurzony chciał zrobić szybciej krok do przodu by przyspieszyć jeszcze bardziej tempo i porzucić kotkę gdzieś z tyłu, ale potknął się i nagle zauważył, że spada do wody.
To było niespodziewane. W końcu, kto potrafi przewidzieć własną śmierć? Szok ogarnął całe jego ciało, wiatr świszczał obok niego, gdy leciał na dół, by w końcu rozbić się w zimnych objęciach. Morze pochłaniało go, próbowało zaciągnąć jego ciało w głębiny. Po chwili szamotaniny, jego próba ratunku była już bezsensowna. Woda zalewała mu płuca, gdy głupio próbował zdobyć powietrze, a łapy odmawiały posłuszeństwa. Umarł samotnie, bez nikogo przy sercu, po śmierci oczekując jedynie wiecznego spokoju.
Na jakieś losowe wybiegające dziecko nie zwróciłby uwagi, gdyby nie to, że potruchtało tuż przed jego nosem.
— Cześć wujku!
Popatrzył się na nią jak na ducha, bo trochę zapomniał, że ma siostrzeńców, jednak po chwili opamiętał się i uśmiechnął się lekko. Właśnie. To było dziecko Aksamitnej Chmurki. Dawno nie rozmawiał z siostrą…
— Cześć... Hm... Kwiatek, tak? To ty już jesteś uczniem?
Był trochę dumny z siebie, że zapamiętał chociaż jedno imię. To był jak dla niego niesamowity wyczyn.
— Tak! Już długo! — wyprostowała się, dumnie unosząc ogon. Pokiwał chwilę głową, po czym spojrzał na nią pytająco. W sumie, to było dziwne, że kotka tak nagle się jego uczepiła. Akurat kiedy miał chwilę odpocząć…
— Coś się stało, że tak na mnie naskoczyłaś? Bo właśnie miałem iść na spacer...
— Nie, nic! Mogę z tobą? Znasz jakieś fajne sztuczki do walki? Pokażesz mi je? Nie muszą być też wcale z walki!
Przełknął ślinę, trochę poddenerwowany kontaktem z dzieckiem. Nie znał się przecież na niańkowaniu. Jakie znowu sztuczki?! Chciał w spokoju spędzić dzień, rozmyślając nad życiem i tym jakim przegrywem był.
— Jasne, możesz iść, ale... Uh... Sztuczki do walki? No może coś znam, ale sam nie wiem… — mamrotał, płacząc w myślach, że stracił szansę na chwilę zadumy, tylko będzie musiał zajmować się uczennicą.
— Yay! To mi pokażesz na spacerku! Gdzie chciałeś iść? Chodźmy tam, chodźmy! — podskoczyła w miejscu. W ciszy wyszedł z obozu, mając nadzieję, że kotka zniknie i zostawi go w spokoju. Dlaczego musiała tak uczepić się jego ogona… Nie mogła dorosnąć i jak normalny kot sobie pójść? Kwiatek jakby nigdy nic potruchtała za nim, wesoło się kołysząc. Westchnął ciężko. Nie wiedział jak się jej pozbyć, ale wiedział, że będzie musiał w jakiś sposób spróbować.
— Nie masz żadnych obowiązków? Czegokolwiek innego do zrobienia?
— Nie, byłam już na treningu! Bardzooo mi się nudzi.
— Widać —odparł, przyspieszając kroku. — Nie możesz pobawić się z rodzeństwem? Masz w ogóle jakieś?
— Tak! Trzy siostry! Ale są zajętee! — też przyspieszyła, prawie za nim biegnąc — Gdzie tak pędzisz? Idziesz na randkę?
— Nie. Po prostu... Lubię... Szybko chodzić- palnął cokolwiek. Na Klan Gwiazd, czy ona mogła przestać paplać…- Nie masz ciekawszych rzeczy do roboty?
— Już mówiłam, że nie!
— Uh... A chodzenie gdzieś na nudne miejsca ze starym wujkiem wydaje ci się być dobrym pomysłem na spędzenie czasu?
— Tak!
Powstrzymał się od chamskiego komentarza, tylko podreptał dalej, bliżej klifu, by móc poobserwować morze. W rzeczywistości nie uważał się za starego. Racja, żył już trochę, ale był w kwiecie wieku. Gdyby tylko życie się do niego uśmiechnęło, to cieszyłby się teraz a później zamartwiał, że czas na emeryturkę. W obecnym stanie miał to wszystko w nosie.
— Pokażesz mi jakąś sztuczkę? — przypomniała, dreptając za nim. Miał nadzieję, że już zapomni…
— Jaką niby? Mentor cię nie uczy?
— Uczy, ale zawsze możesz znać coś ciekawego, czego ona nie! Nie wiem jaką! Coś fajnego!
— Nie umiem żadnej. Jeżeli chcesz widzieć jakieś sztuczki, to znajdź błazna.
— Phi, jesteś niemiły jak Srokoszowa Wzgarda. — burknęła —W sumie tak samo brzydki też.
To było strasznie niemiłe. Jak można było go porównywać z tym dzikusem? A stwierdzenie, że jest brzydki, to był dziecięcy cios poniżej pasa. Wolał być brzydki, niż tak wypruty z mózgu jak kotka.
— Nie jestem niemiły, tylko nie mam czasu na zajmowanie się tobą. Nie rozumiem dzieci.
— A co takiego robisz że nie masz czasu? Poza tym, twoim obowiązkiem jako dorosłego wojownika jest uczenie młodszych!
Gdyby jego obowiązkiem było właśnie uczenie, to miałby ucznia. Wtedy może czułby, że warto jest przekazywać wiedzę młodym, ale nie miał żadnego, więc mógł sobie odpuścić mentorowanie.
— Moim obowiązkiem są patrole, polowania, walka jeżeli będzie wojna i tak dalej... Ja naprawdę się nie znam na takich uczniakach jak ty, więc nie wiem czy opłaca ci się zajmować mi czas... Którego owszem, mam mało, ponieważ chcę być przydatny dla klanu i przywiązuję wagę do moich obowiązków. Dlatego na odpoczynek zostawiam zaledwie ułamek z całego dnia.
— Tak, tak, pewnie. — wywróciła oczami — To pokaż coś!
— Nie chce.- zerknął na powierzchnię wody w oddali. Była taka piękna… Majestatyczna… Cieszył się, że mieszkali nad morzem. Było tu naprawdę niesamowicie. Odbijające się w tafli wody promienie słońca, emanowały wieloma barwami. Powodowały, że całe połacie morza błyszczały, jakby zrzucono na nie brokat. Fajny widok.
— Phi, a mama mówiła że jesteś fajny — skrzywiła się, tłukąc ogonem na boki. Fajny? Chciałby taki być. Poza tym bardzo go zaskoczył fakt, że Aksamitka mówiła o nim swoim dzieciom.
— Naprawdę?- mruknął zdziwiony.- To mile z jej strony.
— Ale znowu kłamała — prychnęła, patrząc na niego spode łba. Nie rozumiał dlaczego była taka dla niego zła. Nie chciał się męczyć tu przed nią i robić głupich rzeczy, to chyba dobrze, a nie źle.
— Nie kłamała, tylko jestem zmęczony. Naprawdę — mruknął, dalej gapiąc się na morze i prosząc sam Klan Gwiazd o pomoc w uciszeniu dziecka.
— Kłamała! — prychnęła — Nawet nie wiedziałeś że ma dzieci!
— No... Wiedziałem ale mi się zapomniało…— mruknął. — Takie życie. Słabą pamięć mam.
— No i teraz ty też kłamiesz!
— Nie kłamię. Wyglądam jakbym to robił?- wbił w nią zmęczony wzrok. Miał już całkowicie dość, miał ochotę położyć się w legowisku i z niego nie wychodzić przez cały księżyc, a bachor wił się za nim i wił, jęcząc o jakieś głupoty!
— Tak.
— Wcale nie! — po raz pierwszy uniósł się gniewem. — Straszne ziółko z ciebie wyrosło, wiesz?! Ale w sumie to ostatni raz cię widziałem jak dopiero co się urodziłaś...
— Wcale tak! Zmyślasz!
Buzowało w nim strasznie i gdyby mógł strzelać piorunami z oczu, Kwiatek stałaby się prochem. Musiała się dokleić pijawka jedna i ściągać z niego resztki cierpliwości! Gdyby tylko mogła na chwilę ucichnąć…
— Co się tak mnie doczepiłaś?!
— Bo chcę spędzić czas z rodziną a ty okazujesz się lisim bobkiem!
— Nie jestem lisim bobkiem, tylko ty sobie coś ubzdurałaś tylko dlatego, bo nie mam ochoty się tobą zajmować!- parsknął, zbliżając się coraz to bardziej do krawędzi klifu tylko po to, by odsunąć się bardziej od kotki. W myślach znajdował się już daleko od kogokolwiek, całkowicie sam zaszyty w jakiejś dziurze. Nie byłoby to jednak smutne, tylko uspokajające. Brakowało mu zwykłego momentu wyciszenia.
— No to pokaż coś! Chcę być dobrym wojownikiem, to najlepiej uczyć się z różnych źródeł!
— Nie i koniec. Jeżeli jeszcze raz się zapytasz…— mruknął, po czym fuknął wściekły jak małe kocię. Wiedział, że jeszcze chwile i pęknie. Po prostu wyrzuci z siebie te ukrywane emocje.
— Pokaż!
Wkurzony chciał zrobić szybciej krok do przodu by przyspieszyć jeszcze bardziej tempo i porzucić kotkę gdzieś z tyłu, ale potknął się i nagle zauważył, że spada do wody.
To było niespodziewane. W końcu, kto potrafi przewidzieć własną śmierć? Szok ogarnął całe jego ciało, wiatr świszczał obok niego, gdy leciał na dół, by w końcu rozbić się w zimnych objęciach. Morze pochłaniało go, próbowało zaciągnąć jego ciało w głębiny. Po chwili szamotaniny, jego próba ratunku była już bezsensowna. Woda zalewała mu płuca, gdy głupio próbował zdobyć powietrze, a łapy odmawiały posłuszeństwa. Umarł samotnie, bez nikogo przy sercu, po śmierci oczekując jedynie wiecznego spokoju.
dobranoc urdzik nigdy cie nie lubilam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz