Przyglądał się kotce, która siedziała na dachu i obserwowała teren. Bastet. Tak dawno się nie widzieli. Ile to minęło księżyców? Dość wiele, aby zapomniał jej głosu. Nigdy jednak nie potrafił wyrzucić z pamięci jej nietypowego umarszczenia. Tych niecodziennych łat i błysku w oku. Zbliżył się do niej cicho, lecz zdawał sobie sprawę, że samotniczka była równie wyczulona jak on i dostrzeże, że powietrze drżało pod jego oddechem, a poszycie dachu lekko skrzypiało pod jego ciężarem. Zatrzymał się więc, siadając i oblizując pysk, który barwił jego biel na krwisty odcień. W końcu nie tak dawno polował, a czas jaki spędzał na tropieniu odbierał mu sen z powiek, przez co nie miał chwili na odsapnięcie i wymycie się z brudu Siedliska Wyprostowanych.
Kotka napięła nieznacznie mięśnie, ale siedziała nieruchomo, nie ważąc się nawet spojrzeć za siebie.
— Słyszę cię — powiedziała w końcu, przerywając ciszę. Nie odwróciła się, pokazując w ten sposób, że nie boi się nagłej śmierci. — Kim jesteś i czego u mnie szukasz?
Trwała cisza, niezmącona nawet odrobiną wiatru. Wpatrywał się w samotniczkę, z uwagą śledząc każdy skrawek jej rozłożonych plam, jakby próbując upewnić się, że to na pewno ona. Zawęszył, a dość obcy zapach, zmieszany z czymś odległym i dawno już przez niego zapomnianym, odezwał się w jego nosie. Tak... To musiała być ona. Przymknął oczy, czekając aż ta ugnie się jako pierwsza i spojrzy śmierci w twarz.
Po chwili mógł usłyszeć tylko ciche parsknięcie czarno-białej kocicy.
— Znam niewiele osób, które nie bałyby się testować mojej cierpliwości. I większość z tych osób to wrogowie, którzy skorzystaliby z okazji... I byłabym martwa... — zamilkła na moment. Odwróciła powoli łeb i chwilę musiała się patrzeć na posturę, która stała przed nią. Nie pokazała po sobie zaskoczenia, ale otaksowała go wzrokiem.
Otworzył oczy słysząc jak się poruszyła. Spojrzał na jej pysk, który nie zmienił się mimo upłyniętych księżyców.
— Witaj, Czaszko — przywitał się z nią spokojnie, przekręcając w bok łeb. Na pewno nie przypominał tego dawnego siebie. Nie był już dzieckiem, które rozgadane chodziło za nią, pokazując co ukradło sprzed nosa gangsterom, które liczyło na jej uwagę i aprobatę. Tamten on... umarł. — Dawno się nie widzieliśmy.
<Bastet?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz