Rzadko kiedy stosował ten trik, więc sądził, że niezbyt mu wyjdzie, ale czuł, że poszło gładko. Akurat mimika była dość skomplikowanym aspektem, która przychodziła mu ciężko, jednakże zdążył zauważyć, że jeżeli nie zachowuje się niczym żywy, wiele kotów zaczyna zerkać na niego podejrzliwie. W jej wypadku nie mógł sobie na to pozwolić. Dzięki niej zdobędzie to po co tu przyszedł. Po zemstę. Zwłaszcza, że kotka zdradziła, że nie pochodziła stąd, a wzmianka o rodzicach sprawiła, że jego nos ponownie załaskotał znajomy zapach, za którym podążał przez ten cały czas. To musiała być ich córka... A więc to ją tak starali się chronić. Jakże urocze.
— Mimo wszystko ładne miejsce. Widziałem nawet w pobliżu rzekę. Można się w niej schłodzić w upalne dni. No i ta cisza i spokój — zamruczał przymykając oczy, idąc przez chwilę w ciszy, nasłuchując otoczenia. — Czyli rozumiem leśne koty przyjęli całą waszą trójkę? Nie sprawiali problemów? Mówiłaś, że ryzykuje życie wchodząc na te tereny, co jest... zaskakujące zważywszy na to, że pewnie byłaś ze swoją rodziną na moim miejscu.
— Też lubię miejsca w pobliżu rzeki. Nie miałam zbyt dużej styczności z naturą wcześniej — mruknęła, właściwie zgodnie z prawdą. Miasto różniło się od tych pięknych krajobrazów, jakie miała teraz okazję zwiedzać. — Byli wrogo nastawieni, gdy przyszliśmy. Zanim dołączyliśmy, musieliśmy opowiedzieć o swojej przeszłości i co możemy zaoferować klanu. Zdają się niegroźni, ale jeśli nie umiesz rozmawiać, to długo tutaj nie pożyjesz. Klan Wilka jest znany ze swoich radykalnych praw. Dlatego dziwi mnie, że postanowiłeś się tutaj wybrać — odparła sztywno. — Jest nas więcej, niż trójka. To nas pewnie uratowało przed śmiercią. Ale lepiej powiedz coś o sobie — dodała szybko, gdy zorientowała się, ile mu już powiedziała.
Czyli dobrze myślał. To byli na pewno oni. Rodzina... Sądzili, że skryją się przed nim pomiędzy wilczakami. Mylili się. Śmierć zawsze ich dopadnie. Zawsze. Nieważne co zrobią i gdzie pójdą. Deptała im po piętach. Dowodem była ta oto kruszyna, z którą właśnie szedł. Mógł ją porwać i zmusić szantażem, aby się mu wydali, ale... wolał zagrać w coś innego.
— Jeżeli ci wszystko o sobie opowiem, zniknie moja tajemnicza otoczka i szybko o mnie zapomnisz. A tak... Co powiesz na kolejne spotkanie? Na każdym zdradzę ci co sobie nieco więcej. Oczywiście na granicy, aby nie kusić losu — zaproponował.
Zatrzymała się. Spojrzała na niego, jakby oceniała, jak duże jest prawdopodobieństwo, że kocur ją uprowadzi i zabije na miejscu. W końcu westchnęła.
— Zawsze bawisz się w zagadkę do rozwiązania? — spytała. — Powiedzmy, że dam ci szansę. Ale nie rób niczego głupiego, bo nie będę się powstrzymywać przed zwołaniem klanu.
Na jej pytanie skinął łbem, unosząc kąciki ust ku górze. Nie chciał burzyć swej otoczki, którą wokół siebie tworzył. Gdyby do tego dopuścił, byłby tylko zwykłym samotnikiem, który pozwierzał się i odszedł, a ta zapomniałaby o nim po kilku księżycach. Chciał być... inny. Ciekawszy. A widział, że wzruszył jej ciekawość.
— Dobrze. Ale nie musisz się obawiać. Nie mam złych intencji. Od czasu do czasu miło jest pogadać, gdy jest się w drodze. Okolica bardzo mi się jak wiesz podoba, więc znajdę sobie niedaleko jakiś kąt i odpocznę. Czasami trzeba odsapnąć, zregenerować siły nawet przez jakiś czas, by móc wędrować dalej ku nieznanym krainom.
— W ilu miejscach już byłeś? — spytała. — O ile raczysz odpowiedzieć. Słyszałam, że tutejsze klany przewędrowały spory kawał drogi, aby tu dotrzeć. I widziały różnego rodzaju krajobrazy. Ja ledwo znam najbliższe okolice, nie mówiąc już o świecie. Podróżowanie jest wygodniejsze, gdy jest się samotnym. Gdy masz na karku jeszcze inne, słabsze osoby... Musisz o nie dbać — sapnęła cicho.
— W wielu — wyznał po chwili namysłu. — Chętnie ci o nich więcej opowiem. Były równie piękne jak to miejsce. Zwykle pola, ale nie byle jakie. Rozciągające się aż do styku nieba, złote, czasem zielone lub pełne kwiatów. Widziałem jeziora wyglądające niczym morze oraz takie szerokości rzeki. No i oczywiście Siedliska. Pełne potworów, gwarów i dzielnic, które otwierały przede mną wiele możliwości. W jednym miejscu dopiero nocą budziło się do życia. Kolorowe światła, śmiechy oraz tańce były tam codziennością. W innym bano się wypowiadać choćby słowo, byle nie wzbudzić gniewu tamtejszego szefa. Widziałem też skute bielą miejsce, gdzie szerzyła się choroba. Nie każdy z niego wracał żywy, ale większość silnych osobników wracała do zdrowia — skończył przedsmak swej opowieści. — Ah, coś o tym wiem. Kiedyś o mnie tak dbano. Można rzec, że... byłem kulą u łapy — zaśmiał się melodyjnie.
— Znam po części siedliska dwunożnych. Nie odwiedzałam tych mniejszych, ale miałam okazję podróżować po Betonowym Świecie. Jest tam pięknie, ale równie niebezpiecznie. I... Zdecydowanie wolę dziką naturę, niż tamto obskurne ściekowisko. Potrafiło być urokliwe, zwłaszcza w nocy, ale nigdy nie czułam się tam zbyt bezpiecznie — stwierdziła. — Cóż, ja zawsze byłam jednym z silniejszych dzieci. Ale moja siostra bardzo szybko się męczy i słabnie. Musiałabym stale martwić się o jej życie, gdybym chciała z nią podróżować. Ale nie jest dla mnie kulą u łapy. Dla rodziców też nie, chociaż woleliby pewnie silniejsze dziecko...
— Jest chora? — Przybrał zmartwiony wyraz pyska. — Znam uzdrowiciela. Mieszka dość niedaleko może byłby w stanie pomóc — powiedział. — Chociaż trochę z niego pustelnik to zna się na swoim fachu. Mógłby ją obejrzeć.
Pokręciła głową.
— Taka się urodziła i nic od tamtego czasu się nie zmieniło. Gdyby była chora, pewnie już by jej ze mną nie było. Jest z młodszego miotu. Pozostała dwójka urodziła się martwa, a ona przyszła na świat niemal bez nadziei na przeżycie — powiedziała. — Bałam się, że rodzice ją zabiją, widząc, jaka jest.
Jakże łatwo przychodziło mu wyciągać z niej informacje. Zapamiętywał te najdrobniejsze szczegóły, które dawały mu coraz większą przewagę nad jej rodzicami. Ah... Dwie córki, dwie niewinne dusze, które można wykorzystać przeciwko nim. Sprawić, aby cierpieli za swe zbrodnie... Aby jednak to się spełniło, musiał na ten moment zdobyć zaufanie dawnej samotniczki. Na razie jednak szło tak gładko, że przeczuwał, że osiągnie to prędzej czy później.
— Przykro mi to słyszeć. Wiem co to znaczy o kogoś się martwić. Ja... też mam starszą siostrę. Zawsze ją podziwiałem. Chciałem być taki jak ona. Zapewne i twoja siostra tak myśli, gdy na ciebie patrzy. — Zatrzymał się bowiem dotarli na granicę. Jego nos wyłapał to dość szybko i sprawnie. — No. Jesteśmy na miejscu. Dziękuję za odprowadzenie. Zapomniałem zapytać cię o imię.
— Wilcza Tajga — powiedziała bez oporów. — A twoje imię?
— Jeżeli ci je zdradzę, gdzie podzieje się tajemnica? Zniknie i nie będzie w tym nic interesującego. Lecz nie martw się. Obiecuje, że poznasz me imię. W odpowiednim czasie, Wilcza Tajgo. To co? Spotkamy się tutaj jutro z rana? — miauknął, siląc się na łagodny uśmiech. Chciał, aby czuła się bezpiecznie. Aby mu powoli zaufała. Dowiedział się od niej po tym jednym spotkaniu tak wiele... Była naiwna. Lecz to dobrze. Będzie miał łatwą drogę. — Będę czekał w tym dokładnie miejscu, gdzie teraz stoimy.
Rozejrzała się po otoczeniu, a dolna partia zębów przylgnęła do górnej w zamyśleniu. Następnie przewróciła oczami, słysząc jego słowa dotyczące imienia.
— Dobrze — zdecydowała w końcu. — Liczę, że będziesz wtedy bardziej rozmowny. Pomijając przerażający wygląd, jesteś ciekawszy niż połowa Wilczaków, którzy rozmawiają tylko o tym, co jedli wczoraj na śniadanie — westchnęła.
— Ja? Przerażający? Może i jestem duży, ale wzrost nie oznacza, że ktoś jest straszny. No chyba, że masz na myśli moją bliznę. — Ukazał swoje ramię. — Owszem... Paskudnie to wygląda. No to... Trzymam za słowo. Do zobaczenia Wilcza Tajgo — "Moja mała nie przeczuwająca nic a nic myszko" pomyślał, odwracając się i odchodząc spokojnym krokiem, jak gdyby wciąż kontynuował swój spacer.
<Myszko?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz