— No to... hm... — zaczął się rozglądać po otoczeniu, starając się wybrać jakiś lepszy temat do rozmowy. Musiał przyznać, że nieco martwił się nastawieniem kocura do życia. — Może... Pogadamy z różnymi kocurami. O takich... zwykłych sprawach. No i może ktoś ci się spodoba — zaproponował, chcąc go nieco pocieszyć.
Kuklik pokręcił szybko głową, jakby zaraz miał mu tu dostać zawału.
— Nie! N-nie chcę z ż-żadnym kocurem r-rozmawiać!
Nie chciał? To czego oczekiwał od życia? Biadolił mu przez ostatni czas jaki jest biedny, bo nikt na niego nie spojrzy jak na kocura. Że pragnął miłości, ale nie potrafił jej znaleźć. Jak miał w ogóle kogoś w sobie rozkochać, jak nawet nie zamierzał z nikim nawiązać jakichś głębszych więzów. Rozmowa to przecież prosta droga do tego.
— T-to ja nie rozumiem czego chcesz... — westchnął, załamując łapy.
— A-a m-myślisz, że ja w-wiem? S-stresuję się p-po prostu... I... S-sam nie wiem... J-jedyne czego teraz chcę, to p-porozmawiać z Agrestem, a-ale się t-tego boję... — wyznał przyjaciel.
Agrest... To imię dość często padało z pyska szylkreta. Chciał mu pomóc, naprawdę. Miał z czekoladowym dobre stosunki i wierzył w to, że jak wytłumaczy mu sprawę z Kuklikiem ten do niego przyjdzie.
— T-to mówię. Chodź ze mną albo ja go zapytam. Nie powiem, że mnie nasłałeś na niego — obiecał, obawiając się, że to właśnie sprawia, że wojownik tak niechętnie zwraca łeb ku temu pomysłowi.
Kocur spuścił głowę.
— J-ja... N-nie, n-nie rób t-tego. S-sam to zrobię... A-ale w swoim cz-czasie.
W swoim czasie... Eh... Nie chciał to nie. Nie będzie go naciskał. Jak dla niego powinien to zrobić tu i teraz. Wtedy miałby to już z głowy. Skoro tak długo czeka na ten odpowiedni moment, to czy w ogóle go doczeka? Prawdopodobnie nie.
— J-jak chcesz — mruknął tylko, kierując kroki wciąż naprzód i modląc się o postój. Tak bardzo chciał już dotrzeć na miejsce i zapomnieć o tym całym trudzie związanym z podróżą.
***
Komar zabił mu syna. Zabił Borówka. Zabił jego ojca. Zabija każdego na kim mu zależy... A potem... Potem nastała cisza. Zniknął. Umarł. O tak po prostu. Sprawiedliwość go dopadła. Żałował, że to nie on był tym, który go zabił. Tak bardzo kusiło go zatopić kły w jego ciele. Tak bardzo. Za to wszystko co mu uczynił. Teraz liderował Agrest. Widział świat od razu w bardziej kolorowych barwach. Miał nadzieję, że pomoże mu pozbyć się Miodunki, tej którą kochał, a która go zdradziła, zabijając jego ojca tak chętnie na rozkaz szalonego lidera. Nie potrafił jej tego wybaczyć. Co ją widział, próbował się do niej zbliżyć, myślał tylko o tym jak boleśnie zakończy jej żywot.
Zatrzymał się, gdy wpadł na Kuklika. Starzał się w oczach.
— Kuklik... — miauknął do kocura, jakby wybudzony z transu. — Miałem sen... — rzekł jak nawiedzony, wpatrując się w niego uparcie. — O tym, że miałeś pogadać z Agrestem. Nie do końca wiem o co chodziło, ale to było ważne. Zwlekałeś... Tak długo. Powiedz mu wreszcie to nim stracisz go na zawsze... W końcu... — westchnął spoglądając na puste doły, w których doszło do masowej rzezi. — Śmierć przyjdzie po każdego... Szybciej niż myślisz.
<Kuklik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz