Słońce paliło od jakiegoś czasu niemiłosiernie, z każdym dniem coraz mocniej. W takich momentach Chryzantema dziękowała losowi, że podarował jej krótką, jasną sierść. Tego samego nie był w stanie powiedzieć Astrowy Migot, którego długa, a do tego czarna widocznie utrudniała funkcjonowanie tą porą zielonych liści. Chryzantemowa Krew spojrzała na resztę patrolu, który prowadził wojownik. Za nim podążała grupa burzaków, ciągnących po suchej ziemi ponuro ogony. Z milczących Rumiankowego Wschodu i Kwiecistego Pocałunku odznaczała się mrucząca coś niezrozumiale pod nosem ruda, osobliwie wyglądająca kotka. Wyglądała na zirytowaną całą sytuacją, która ciągnęła się od księżyców w Klanie Burzy.
Chryzantemowa Krew podążała za nią ciekawskim wzrokiem, podobnie jak za innymi kotami, które zaczęły się powoli rozchodzić po równinie. Ususzona trawa i nagrzana do gorąca ziemia nie zwiastowała jednak dla nich owocnych łowów. Wojowniczka usiadła, rozglądając się w poszukiwaniu cienia. Na próżno było go jednak szukać w Klanie Burzy, a zwłaszcza w tym miejscu. Z utęsknieniem patrzyła na rzekę, marząc w tej chwili o niczym innym (prócz skrycia się od słońca, oczywiście) niż łyku świeżej wody.
— Gorąco jak w pożarze — stwierdził Aster, próbując kontrolować gdzie rozpierzchają się wojownicy Klanu Burzy. Ogon Chryzantemowej Krwi drgnął. Powinna coś odpowiedzieć? Czy kocur chciał prowadzić z nią jakąś rozmowę? Nie była na to przygotowana!
— Bardzo — odmiauknęła Chryzantema po kilku długich uderzeniach serca, nerwowo mrugając. — Poza tym p-pogoda jest ogólnie kiepska.
— Paskudna — syknął i usiadł, machając ogonem. Aster wbił spojrzenie jak zęby we wroga w burzaków, a Chryzantema podążyła jego śladem. Kwiecisty Pocałunek trzymała w pysku małą mysz, jej jasnobrązowy kompan natomiast szedł z pustymi łapami. Gdzie jednak była Lis? Kotka nie potrafiła dosięgnąć wzrokiem jej charakterystycznego futra. Czyżby uciekła? Łapy jej zadrgały. Czy Aster tego nie zauważył? A może myślał, że to ona to kontroluje? Rozglądała się poddenerwowana uważniej, jednak wszystko co była w stanie dostrzec to suche, puste łąki. Już miała pytać czarnego, ale zza wzgórza w końcu wyłonił się rudy łebek. Chryzantema poczuła ogromną ulgę. Uff...
Lisi Ogon szła w stronę reszty kotów z małym królikiem, dumnie trzymanym przez nią wysoko. W tą porę zielonych liści zajęczaki wyglądały na jedyną zwierzynę, jaka pozostała na tych terenach w większej ilości niż śladowej. Burzaczka dołączyła do reszty swoich współklanowiczów w ciszy, ale Chryzantemowa Krew czuła potrzebę rzucania jakiegoś komentarza. Od dawna czuła, że musi być śmielsza! Jak to zrobić inaczej, niż pokazaniem tym nierozsądnym królikojadom, gdzie ich miejsce?
— Dziwi mnie, że udało Ci się złapać cokolwiek — powiedziała do rudej chłodno, próbując grać twardziela. W jej głowie brzmiało to lepiej... Widząc, że jedyne co Lis robi to posyłanie jej niechętnego spojrzenia kontynuowała. — Może f-f-faktycznie potraficie robić cokolwiek... w porządku. — Poczuła, jak czerwienieje na twarzy. To brzmiało tak żenująco! Ugh... dlaczego bycie normalnym wilczakiem było tak toporne?
<Lisi Ogonie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz