BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

23 czerwca 2023

Od Bastet

*po akcji z ostatniego opowiadania*

Wracała właśnie od Jafara, co zresztą z pewnością rzucało się w oczy po intensywnym zapachu, który nosiła na futrze. Szła oczywiście przez dachy, na które wskoczyła po zakończeniu rozmowy z kocurem. Zachowując równowagę, przemierzała kolejne odcinki Betonowego Świata znacznie szybciej, niż gdyby miała iść ulicami. W końcu, rozpoznając położenie znanego jej już schronu, zeskoczyła na parapet drugiego piętra domu, na którym się znajdowała, bezpiecznie lądując. Zachowując ostrożność, wymierzyła wzrokiem zaparkowanego u stóp domu Potwora i łapiąc się pazurami za listwę, zeszła trochę w dół, a następnie zeskoczyła na dach potwora. Potem już tylko gładko wylądowała na rozgrzanym chodniku i przeszła się kawałek, skręcając do zapleczy jednego z budynków, gdzie czekało na nią lekko uchylone okno. Prześliznęła się przez nie, a jakby czując intensywny aromat świeżych róż, wszystkie spojrzenia kotów przebywających w tym miejscu zwróciły się ku niej. Zdecydowanie wyczuli, że przed chwilą była u Jafara, co o tej porze zdarzało się niezbyt często.
— Przychodzę z wiadomościami od Jafara — orzekła donośnie, nie schodząc z wgłębienia przed oknem służącego za swoisty parapet, by pozostać dobrze słyszalną. — W Betonowym Świecie pojawiła się grupa kotów stwarzająca potencjalne niebezpieczeństwo dla naszego szefa, ale i dla nas. Dwójka ochotników wyruszy ze mną po zmroku na poszukiwanie jego popleczniczki. Wysoka, czekoladowa szylkretka z brązowymi oczami, rzuca się w oczy. 
Jak się domyślała, wśród członków gangu rozległy się gwarne przepychanki, wszyscy jakby rzucali się w stronę kotki, chętni do podjęcia się działania. Miała z czego wybierać, ale tylko powiodła ciemnobrązowym wzrokiem po tłumie. Potrzebowała zwinnego kota, takiego, który jest w stanie wejść na dach, jeśli będzie taka potrzeba - lub po prostu stać na ulicy, ale na tyle blisko, by w wypadku próby ucieczki zagrodzić drogę. Przede wszystkim musiał to być kot zaufany, który brał już udział w mniejszych lub większych potyczkach.
Dojrzała w tłumie charakterystycznego kocura o nieco podłużnej, zgrabnej sylwetce z czekoladową sierścią poprzetykaną bielą na pysku, brzuchu czy łapach, z jasnymi, brązowymi oczami. Mógłby się nadać. Westchnęła - to będzie zdecydowanie ryzykowna podróż, bo nikt nie był przyzwyczajony do skakania po krawędziach jak ona. Zrobi jednak wszystko, by plan się powiódł.
— Dima — powiedziała, a opisany wyżej kot uniósł podbródek, zadowolony wyraźnie, że to jego imię rozniosło się echem nad głowami reszty. Bastet długo musiała jeszcze przeglądać chętnych, by znaleźć kota odpowiedniego do tej misji. Usłyszała stukot łap.
— I Paź — dokończyła, zwracając tym razem uwagę bladolicego kremowego kocura z białymi skarpetkami i niebieskimi oczyma. Dwa koty musiały wystarczyć. Większa grupa zwracałaby na siebie uwagę.
— Spotkamy się o zmierzchu. Zaprowadzę was do miejsca, gdzie ostatni raz ją spotkałam. Przyłóżcie się do zadania. Ma być martwa.
Wspomniane wyżej dwa koty pokiwały głowami, przyjmując rozkaz, a Czaszka mogła odwrócić się i opuścić burdel, wypuszczając powietrze z płuc. Zgiełk panujący w środku, różnorodność intensywnych zapachów ziół czy jedzenia ustąpiły miejsca świeżemu powietrzu na zewnątrz. Zabicie kotki w pojedynkę mogłoby być ciężkie, ale z plecami miało szanse się udać. 

* * *
Zrobiła tak, jak obiecała. Wieczór robił się ciemny, księżyc znów pojawił się na niebie, a ona ruszyła w stronę znajomej już piwnicy. Miała nadzieję, że ta dwójka nie pałętała się gdzieś teraz w Kasztelanie lub na drugim końcu miasta i stawiła się tak, jak to sobie obiecali. Całe szczęście, gdy znów wśliznęła się do pomieszczenia, zarówno Paź, jak i Dima, byli na miejscu, przygotowani i gotowi do wymarszu. Nie mogła zawieść Jafara, ale mimo to obmyślała w głowie plan awaryjny na wypadek, gdyby nie udało się jej zabić. Nie wiedziała nawet, czy kocica znów zjawi się w tym miejscu. A może przyjdzie, by dopytać się, czy Bastet już się namyśliła? Może zjawi się, żeby ją śledzić? Możliwości było dużo, ale liczyła się tylko dyskrecja i ciche zabójstwo.
Wyruszyli w trójkę. Kawałek musieli przejść ulicą, bo budynki porozstawiane były zbyt daleko od siebie, by dało się manewrować po dachach, zwłaszcza z dwójką kotów, które nie robiły tego na co dzień. Wkrótce jednak odnalazła dom, przy którym uprzednio spotkała nieznajomą. Bastet wskoczyła najpierw na najniższy parapet, spoglądając wyczekująco na Dimę. Kocur od razu ruszył za nią, wspomagając się łapami i pazurami, by wdrapać się na jej miejsce.
— Ty idź na tyły budynku. Na wypadek, gdyby chciała tamtędy uciec —  zwróciła się do drugiego z kocurów, który skinął krótko głową i wykonał polecenie. Kotka następnie skierowała wzrok na niemal czarną, metalową balustradę i wskoczyła tam, łapa za łapą idąc na jej cienkiej powierzchni. Spojrzała za ramię, ale kompan zdawał sobie całkiem dobrze radzić, pomijając zawahanie, jakie wystąpiło w chwili, gdy musiał utrzymać się na połaci bariery. Cierpliwie poczekała, aż dotrze na kraniec i wtedy właśnie wskoczyła na dach, łapiąc się pazurami za jego krawędź i zrzucając balast na przednie łapy, wdrapała się już całkowicie, spoglądając w dół na starania kocura. Nie obyło się bez drobnych problemów, ale końcowo i jemu udało się dostać. Pozostawała teraz tylko kwestia łaski lub niełaski losu. Bastet podejrzewała, że szylkretka dostanie się na dach z tej strony, co oni. Nie zobaczy więc ani Pazia ukrytego na tyłach, ani Dimy, którego planowała skryć za ceglanym kominem sąsiedniego budynku. Siedlisko Wyprostowanych znajdujące się po jej lewej stronie było zbyt daleko, by dało się przeskoczyć, więc pozostawało tylko to po prawej stronie. Oby się nie myliła. W innym wypadku nici z planu.
Usiadła na krawędzi, tak jak wcześniej. Szanse, że akurat dzisiaj szylkretowa kotka ponownie zjawi się w tym miejscu były... niewielkie, ale tym musiała się zadowolić, dopóki nie mieli informacji o miejscu ich przebywania. Kocica nie mogła być nieuchwytna. Z każdym dało się wygrać. Zwłaszcza z plecami, jakie Bastet w tejże akurat misji miała.
Czekanie się dłużyło, ale czarno-biała była cierpliwa. Księżyc z każdym uderzeniem serca wstawał coraz wyżej i wyżej, gwiazdy świeciły jaśniej, a niebo stawało się ciemniejsze. Dopóki nie usłyszała charakterystycznego stukotu blaszanej powierzchni, jakby ktoś przed chwilą na nią wskoczył - zresztą pewnie z gracją w łapach. Bastet obróciła się lekko, pyskiem w prawą stronę, by choćby kątem oka widzieć to, co rozgrywało się za jej plecami. Znacznie lepiej radziła sobie z morderstwem z ukrycia, skrytobójstwem, niż otwartą walką. Musiała polegać na szybkości sprzymierzeńców. Jeśli miała rozwinąć swoje umiejętności, to poprzez walkę inną niż ta, do której była przyzwyczajona.
— Nie sądziłam, że przyjdziesz, jeśli mam być szczera.
Bastet powstrzymała się od taktycznego uśmiechu, gdy usłyszała te słowa. Może pozbycie się tej dwójki nie będzie znowu najtrudniejszym zadaniem? Podejrzewała jednak, jak wynikało z rozmowy z Jafarem, że dla Białozora wolał coś znacznie od śmierci gorszego.
— Ja też — przyznała arlekinka, marszcząc nos. Zauważyła, że postawa nieznajomej, choć na pierwszy rzut oka zdawała się być luźna, była w rzeczywistości napięta, jakby szylkretka była przygotowana na ewentualny przekręt. — Ale przemyślałam to, o czym do mnie mówiłaś.
Uszy kocicy uniosły się z zainteresowaniem. 
— I?
— I zdecydowałam, że dam wam szansę. Jeśli jesteście w stanie zaoferować mi więcej, niż Jafar, dołączę.
— Nie jesteśmy co prawda tak wysoko postawieni, jak Księżniczka — Bastet całą siłą woli usiłowała powstrzymać się od napinania mięśni, wiedząc, że szylkretka chciała ją w ten sposób sprawdzić. — Ale jeśli do nas dołączysz, możesz być pewna, że damy ci pewność, że nawet po kalectwie, urazie czy niezdolności będziesz mile widziana w naszym gangu. Dla Jafara liczy się siła, dla nas więzy.
— To tyle?
— U Księżniczki żyjecie w błogim bezpieczeństwie, bo nikt głupi nie zaatakuje kogoś z jego gangu. Ale gdzie jest zabawa? U nas, choć nie jesteśmy w stanie zapewnić bezpieczeństwa, mamy ryzyko - ale wspólne ryzyko. Gdy ryzyko pojawia się u was, zostawicie najsłabszego za sobą.
— Nie sądzę, że zostawieniem w tyle powinnam się martwić. Ryzyko to moje drugie imię — odparła Bastet. — Należę do jednych z najsilniejszych kotów u... Księżniczki — z trudem wypowiedziała to przezwisko, ale musiała zgrywać pozory, żeby nie wzbudzić podejrzeń.
Niemal niezauważalnie skinęła głową w prawą stronę, ku czającemu się Dimie. Ona ją zagada, on zaatakuje i w dwójkę zdołają ją pokonać. 
Dojrzała błysk w brązowych oczach sojuszniczki Białozora.
— Z pewnością bywałaś już w Kasztelanie — zagadnęła, a Czaszka zmarszczyła brwi - co to miało do rzeczy? — Jafar niezwykle lubuje się w przywłaszczaniu sobie sukcesów innych, i tym razem nie było inaczej. Kasztelan należał do Białozora, zanim Jafar mu go nie odebrał.
Nie słynęła z dobrodziejstwa ani sprawiedliwości, ale ta informacja lekko ją zszokowała. O ile kotka nie kłamała, Białozór był twórcą Kasztelana, a przynajmniej jednym z jego właścicieli lub współwłaścicieli. Czy Jafar o tym wiedział? Skoro mieli wspólną przeszłość, podejrzewała, że tak.
— Nie wiedziałam.
Duża szylkretka parsknęła.
— Żadnego "Nie obchodzi mnie niesprawiedliwość"? Jestem pod wrażeniem.
— Przyszłam tu negocjować warunki mojego ewentualnego dołączenia, a nie żartowania. Nie marnuj mojego czasu.
— Wyjmij kija z dupy — odparła prosto z mostu kocica, wzruszając barkami. — Powiedziałam ci dostatecznie dużo, żebyś mogła podjąć decyzję. Nie przyjdę już tutaj następnym razem, więc zdecyduj się szybko.
I w tym momencie oczy szylkretki wytrzeszczyły się, źrenice zmniejszyły, a pysk otworzył, gdy kawałek szkła wbił się w jej futro. Dima stał za wielką kotką, uśmiechając się na widok krwi, która zaczęła cieknąć z jej karku.
— Wy przebrzydłe ścierwa — syknęła. — Wiedziałam, że to kolejny przekręt!
Obróciła się niemal błyskawicznie i zaliczywszy koślawy piruet, wyrżnęła Dimie niemal wprost w potylicę - całe szczęście, kocur uchylił się w odpowiednim momencie, ale dostało mu się i tak w łeb. Zakrztusił się, a w tym czasie Bastet wzięła sprawę w swoje łapy - dosłownie - i rzuciła się na większą, podcinając jej nogi. Nieznajoma zgrabnie przeskakiwała z łapy na łapę, unikając ciosów arlekinki. W pewnym momencie potknęła się i upadła, zaczepiając się pazurami o blaszany dach, by nie spaść niżej. Bastet od razu skoczyła  w stronę kotki, ale szylkretka splunęła jej prosto w oczy. W czasie, gdy Czaszka oślepła, poczuła, jak została boleśnie kopnięta w brzuch. Zatoczyła się do tyłu, a jedna z jej łap stanęła przy samej przepaści oddzielającej dach od ruchliwej, miażdżącej ulicy. Szylkretka posunęła się do przodu, gotowa zepchnąć czarną arlekinkę, ale została zaatakowana od tyłu przez Dimę. Bastet rzuciła się do przodu i szarpnęła przeciwniczkę, łapiąc się obiema łapami jej szyi. Przycisnęła jej łeb do podłogi, ale kocica ugryzła ją w pierś, a czarno-biała poczuła krew, która poczęła spływać jej po futrze. Jej metaliczny smród podrażnił jej nozdrza. Przeciwniczka podniosła łapę, chcąc zamachnąć się na jej głowę, ale Bastet była szybsza i zablokowała ruch, starając się wykręcić kończynę (było to jednak zadanie ciężkie, bo kotka opierała się, sprawiając trudność). Choć nie udało jej się złamać kości, szarpnęła za łapę, powodując falę posoki i kojąc się wrzaskiem przeciwniczki. Dima w tym czasie zaszedł szylkretkę od tyłu. Ta jednak zorientowała się, kopiąc w jego stronę tylnymi łapami. Rzuciła się wprost na Bastet i potoczyły się, a lewej łapie Jafara pozostawało tylko trzymać się mocno dachówki, by nie stać się krwawą sflaczałą miazgą na ulicy. Szylkretka zdążyła wyhamować, ale tylko włos dzielił ją od spadnięcia. Bastet poczuła, jak jej ciało zsuwa się pod presją uwierających spiczastych kawałków dachu, a część z nich pod naporem ciężaru osunęła się w dół. W końcu zaczęła zwisać, usiłując złapać się tylnymi łapami listwy okalającej dach - na marne.
Usłyszała cichy śmiech szylkretowej i niepewność Dimy, który spoglądał raz to na calico, raz na Bastet. Widząc, że jego wzrok na dłużej spoczął na niej, Bastet naprężyła mięśnie, by nie spaść i oszczędzając siły, powiedziała głośno:
— Zabij ją — odparła. Ona mogła umrzeć, ale cel miał zostać dopełniony i Bastet poświęciłaby wszystko, nawet własne życie, by dopilnować, by wola Jafara się spełniła.
Zsunęła się jeszcze niżej i poczuła, że jej łapy zaczynają drżeć, a obolałe mięśnie uporczywie trzymały się dachu. Dima niemalże bez wahania rzucił się wprost do niej, łapiąc ją za kark i wciągając z powrotem na powierzchnię dachu, podczas gdy szylkretka, zadowolona i najwyraźniej spodziewająca się takiego obrotu spraw, uciekła. Gdy wcześniej na pysku szylkretki dało się dostrzec niepewność - Bastet w końcu miała umiejętności przewyższające większość miejskich kotów - teraz na jej pysku pozostawał tylko zawadiacki uśmiech. Jej sylwetka zniknęła, rozpływając się w ciemnej nocnej poświacie. 
Bastet podniosła się na łapy, a Dima odetchnął z ulgą.
— Nie zniósłbym, gdyby pani umarła.
Zamiast słów podziękowań, od Bastet Dima otrzymał tylko paskudny policzek z wysuniętymi pazurami. Kocur syknął, zginając się w pół. 
— Trzeba było ją zabić — warknęła kocica, spoglądając na niego jak matka karcąca nieposłuszne kocię. Mówiła to typowym dla siebie tonem, który brzmiał dziwnie spokojnie mimo oczywistej, niezadowolonej postawy.
Kocur zniżył łeb, spoglądając na nią wzrokiem zbitego psa.
— Podejrzewam, że Jafarowi zależy bardziej na pani życiu, niż na śmierci jakiejś obcej. 
Te słowa sprawiły, że Bastet odpuściła nieco gangsterowi. Rozumiała, że jej śmierć nie równoważyła się ze śmiercią całej tej wielkiej kocicy w oczach Jafara, ale mimo to niesmak na języku nie chciał jej tak łatwo opuścić.
— Doceniam, że rozważyłeś to, co Jafar pomyślałby na ten temat — westchnęła. — Może uda się następnym razem. Nie spocznę, póki nie wykonam tego zadania. Zabierz Pazia, wracamy. Jeśli ją zobaczycie, nieważne w jakich okolicznościach, macie ją zabić. 
Dima pokiwał głową, podczas gdy Czaszka zgrabnym krokiem zeskoczyła po najbardziej bezpiecznych punktach, by trafić końcowo na bezpieczny chodnik. 

[przyznano 5%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz