Zapadła noc, ale cisza nie nastała. Śpiąc na swoim posłaniu w piwnicy dla członków gangu Jafara wciąż zza uchylonego okna dobiegały dźwięki przejeżdżających potworów. Może powinna się przespać, ale drzemała za dnia, a nie czuła się dostatecznie zmęczona. Noc... Wolała ją zdecydowanie bardziej, od jasnego dnia oświetlanego przez słońce. Czuła się ukryta, niedostrzegalna, czuła się jak cień przeskakujący z dachu na dach, niewidzialny dla zwykłych kotów. Wtedy najlepiej jej się pracowało, szpiegowało czy mordowało.
Sapnęła, wypuszczając powietrze z płuc. Podniosła się na łapy. Rozejrzała się po burdelu, ale wszyscy zdawali się spać. Aż dziwne, bo zazwyczaj życie tętniło tutaj do późna.
Ostatnio w mieście działo się coraz więcej niespodziewanych sytuacji. Ostatnio dowiedziała się o powrocie jej brata. Była... była niemalże przekonana, że umarł w tamtym wypadku. Nigdy nie wracała do niego pamięcią, mimo tego, jak zżyci byli ze sobą za dzieciaka. Po prostu uznała, że zginął, że nigdy go już nie zobaczy i należy zapomnieć o nim, by nic już nie bolało. Najwyraźniej się myliła.
Wskoczyła na parapet małego zabrudzonego okienka i przecisnęła się przez szparę, spoczywając na chodniku. Ruch był zdecydowanie mniejszy, Wyprostowani nie chodzili już skupiskami przez ulicę, zaś potwory jak jeździły, tak wciąż jeżdżą.
Jej wzrok skierował się na niższy parapet jednego z budynków. Wycelowała odpowiednio, a następnie odbiła się tylnymi łapami i wdrapała się, zaglądając przez okno. Zdawało się, że Wyprostowani spali... Nikt nie powinien jej przegonić, a taką przynajmniej miała nadzieję.
Później wskoczyła już tylko na ciemną balustradę balkonu i zachowując równowagę, dostała się na dach. Odetchnęła, spoglądając z góry na widoki i tysiące różnorodnych świateł.
Przeskoczyła na dach sąsiedniego budynku, niezbyt oddalonego i usiadła, jak to miała w zwyczaju, na krawędzi. Ruch jak zwykle był trochę zmniejszony, ale wciąż widziała wiele sylwetek kotów poruszających się po zaułkach i krętych odnogach głównych ulic. Z tej perspektywy była zdolna nawet zobaczyć posiadłość Jafara. Rzucała się w oczy, była bowiem jedną z bogatszych w mieście. Wyostrzyła wzrok, spoglądając na grupkę umięśnionych kotów, które rozmawiały ze sobą, najwyraźniej coś negocjując.
— Witaj.
Bastet znieruchomiała, uśmiechając się półgębkiem. Miała coś zbyt dużo szczęścia w spotykaniu głupców sądzących, że uda im się ją pokonać. Tak jak zawsze, nie odwróciła się, pokazując, że nie boi się przeciwnika.
— Widzę, że mam zaszczyt rozmawiać z samą Czaszką.
Niby zwykła wypowiedź, ale czarna arlekinka wyraźnie usłyszała w tych słowach nutę kpiny.
Usłyszała niemal bezszelestny krok i to był ten moment. Czarno-biała szarpnęła się gwałtownie, z zaskoczenia szarżując na obcego kota... Kota, który okazał się być kotką. I to niezwykle wielką kotką. Przy jej wysokości Bastet wyglądała na malutką i kruchą. Nie zraziła się i usiłowała wyrżnąć nieznajomej z lewej łapy, ale napastniczka była o wiele szybsza - zablokowała ruch, oblizując pysk. Bastet prychnęła, choć serce zabiło jej szybciej.
Podcięła nogi nieznajomej, która zatoczyła się do tyłu. Bastet wymierzyła cel i prześliznęła się między nogami wysokiej kocicy, atakując jej brzuch. Szylkretowa kotka wrzasnęła cicho, tracąc równowagę i w ostatniej chwili złapała się pazurami za fragment dachu - tylko to powstrzymywało ją przed upadkiem. Czaszka zaśmiała się cicho w charakterystyczny dla siebie sposób, prostując się ku wrogiej kotce, która napinając mięśnie utrzymywała się na nawierzchni dachu jednego z domów.
— Ostatnie słowo przed śmiercią?
Ale ku zdziwieniu lewej łapy Jafara, o wiele większa od niej rywalka podciągnęła się i kopnęła ją tylnymi łapami. Ostry ból natychmiast rozprzestrzenił się po jej pysku, a potem głowie. Wcale nie była bliska śmierci. Udawała, że trzymanie się krawędzi było dla niej wysiłkiem.
Nieco zaskoczona Bastet wpatrywała się w kocicę, ale nie pozwoliła wytrącić się z równowagi.
— Co jest? Jesteś zaskoczona, że nie trafiłaś na kolejnego głupca, którego zabijesz równie łatwo, co mysz? — parsknęła większa kotka, wyraźnie rozbawiona całą tą walką. Bastet wbiła w nią skonsternowane spojrzenie, a następnie strzepnęła ogonem.
— Czego chcesz?
Na pysku nieznajomej zalśnił niewinny uśmiech.
— Czego mogę chcieć? Chciałam tylko zmierzyć się z podobno tak silną istotą, jak ty.
Bastet nie pozwoliła, by gniew przejął władzę nad zdrowym rozsądkiem. Większość miejskich kotów bardzo szybko uginało się pod samą myślą walki z lewą łapą Jafara, a gdy już do walki dochodziło, to Bastet wygrywała - teraz było inaczej.
Wykrzywiła pysk, unosząc podbródek.
Znów zaszarżowała na nieznajomą, tym razem wysuwając łapę i przecinając jej bok. Pazury kotki zaplamiły się na czerwono. Usłyszała syk bólu wyższej kocicy, ale uśmiech nie schodził z jej pyska.
— Możesz przekazać Księżniczce, że długo nie zabawi — zamruczała.
Źrenice Bastet zmniejszyły się gwałtownie.
— Nie waż się używać tego przezwiska.
— Przychodzę z miłą propozycją, żebyś odłączyła się od tego wariata i dołączyła do nas.
Podejrzliwy wzrok Czaszki obmierzył nieznajomą.
— Was, czyli kogo?
— Spytaj się swojego pana, skoro jesteś mu tak wierna. Będzie wiedział.
Dość tego cyrku.
Skoczyła na obcą samotniczkę, wbijając pazury głęboko w jej sierść. Wzbiły się w kulkę i potoczyły przez dach, aż większa nie zaczepiła się go pazurem. Bastet zrobiła to samo i kopnęła przeciwniczkę z całej siły, wsłuchując się w satysfakcjonujący jęk, jaki wydobył się z jej pyska.
— Zawsze omijasz łukiem pytanie, zamiast bezpośrednio na nie odpowiedzieć? — syknęła czarna arlekinka.
— Zazwyczaj.
Ostry ból przeciął bok Bastet, gdy obszerna łapa nieznajomej uderzyła w nią jak z procy.
— Przyłącz się do Białozora, zamiast stać u boku Jafara, który tylko wykorzystuje twoje umiejętności, by ratować sobie tyłek. Jak myślisz, co by zrobił, gdybyś wróciła bez jednej łapy?
Co by zrobił.
Pewnie by się jej pozbył, ale nie bez zemsty na kimś, kto tego dokonał. I całkowicie to rozumiała.
— Zaakceptowałabym, gdyby nie chciał mnie już w swoim gangu. To nie miejsce dla niesprawnych kotów.
— Czyli potwierdzasz, że nie szanuje cię jako osoby, a zależy mu tylko na twoich umiejętnościach.
Wzruszyła ramionami. Czy kocica naprawdę myślała, że Bastet da się tak zmanipulować?
— Z pewnością ufam bardziej osobie, która uratowała mi życie, niż osobie, której posłannik próbuje mnie właśnie zabić.
Szylkretowa nieznajoma kotka parsknęła krótko.
— Twoja śmierć nie jest niczyim celem. Ale za to Jafar powinien zapłacić za szkody, jakie wyrządził. Dalej chcesz wyręczać swoją księżniczkę we wszystkim i odwalać brudną robotę, byleby nie musiał ruszać swojego tyłka zza swojej posesji?
— Sądzisz, że parę złych słówek na jego temat sprawi, że ot tak zdradzę kota, któremu zawdzięczam rozpoznawalność, jedzenie i ciepłe posłanie?
— Możesz tak sądzić, dopóki to on nie zdradzi ciebie pierwszy.
— Służę dla niego od wielu księżyców i póki co, wciąż żyję.
Szylkretka wyprostowała się, spoglądając z góry na mniejszą.
— Masz jeszcze czas, żeby się zdecydować. Nie zamierzam błagać.
— A ja nie zamierzam zdradzić.
Bastet odprowadziła wzrokiem kotkę, gdy odbijając się tylnymi łapami od suchej nawierzchni zadaszenia dużo większa nieznajoma dostała się na szczyt sąsiedniego budynku i tam zlała się z ciemną połacią nocy. Czarno-biała sapnęła, aż pędzelki na uszach zakołysały się w rytm oddechu. Kimkolwiek były te koty, stanowiły zagrożenie dla jej pana, a ona nie zamierzała pozwolić na jego śmierć. Skoczyła na kolejny z dachów i w ten sposób - o wiele szybszy, niż tradycyjne poruszanie się ulicą - zbliżała się powoli do posiadłości Jafara.
[przyznano 10%]
Nie daj im się Bastet! Ja cię nie porzucę nawet bez łap, nigdy - Jafar
OdpowiedzUsuń