Skinęła liderce głową dosyć niemrawo, cały czas walcząc z zamykającymi się oczami, ostatecznie jednak - poległa. Słysząc cichnące kroki liderki pozwoliła sobie na opuszczenie gardy i chociaż częściowy odpoczynek. Krople deszczu odbijały się od jej nosa czy grzbietu, mocząc kręcone, szylkretowe futerko. Owieczka jednak się nie poruszyła, po prostu zamknęła nareszcie oczy, wzdychając ciężko.
Czuła się tak cholerne winna… Madzia żyłaby, gdyby za kociaka nie zdecydowała się być medyczką, teraz jak wspominała we śnie tamtą chwilę, nie widziała w niej nic pięknego. Żadna część jej ciała nie poruszała się w euforii, wręcz przeciwnie - poczucie winy lunęło na nią mocniej niż deszcz. Co jakiś czas budziła się ze snu otumaniona, mając jednak przed sobą grób matki szybko przypominała sobie co jest i co się stało.
— Owieczko, hej, Owieczko… Wstawaj — poruszyła nosem, gdy usłyszała dobrze znany głos, który sprawiał wrażenie, jakby przedzierał się przez mgłę. Niechętnie otworzyła ślepia.
— No, nareszcie
— B-bielik? — szepnęła, przecierając zaspane, nadal opadające ślepka.
— Chodź, idziemy, nie powinnaś tu spać. Jeszcze się przeziębisz — srebrna zamruczała czule, pomagając się jej podnieść. Szylkretowa kotka powoli wstała na drżących łapkach, powoli kierując się w stronę legowiska medyków, opierając się przy tym o bok srebrnej. Nieśmiało zerkała na córkę Szyszki, której czarno-srebrne futro powoli mokło w strugach deszczu. Woda spływała po jej policzkach, by na samych końcach sierści zawisnąć a po chwili skapnąć na ziemię.
Nie wiedziała co powiedzieć, to wszystko odebrało jej mowę. Zarówno zmęczenie, ból po śmierci matki oraz pewien rodzaj ulgi, gdy miała Bielik przy swym boku… Przełknęła zaległą gulę w gardle. Obóz owocowego lasu wyglądał tak smutno, gdy przeszły obok legowiska karmicielek. W koronach drzew dostrzegła kilka sylwetek skulonych w śnie wojowników.
Przez szum deszczu wyłapała zmieszane w szept głosy, nie bardzo rozumiała o czym koty rozmawiały a i nie bardzo chciała się w to wszystko zagłębiać.
Po przekroczeniu progu legowiska natychmiast padła na swoje posłanie, pośród mchu, trawy i piór. Z pyszczka córki Sokoła uciekł rozbawiony pomruk, gdy podeszła bliżej, układając się obok. Zaskoczona szylkretka zadrżała, czując, jak przyjemne gorąco ogarnia jej ciało. Nieśmiało wtuliła główkę w jej półdługie futerko. Otulona ogonem poczuła się nareszcie bezpiecznie, na moment zapomniała nawet o śmierci matki, zapadając w sen
* * *
tutaj jest skip, który ma miejsce w tym opku: here
* * *
Z lekką niechęcią przyglądała się swojej uczennicy. To nie tak, że coś do niej miała. Po prostu... nie sądziła, że zasługuje na ucznia, jej zdaniem Niezapominajkę powinien szkolić Wschód, nie ona. Może po prostu Szyszka się zamotała i nie chciała teraz tego odkręcać, albo sprawdzała szylkretową medyczką... Sama nie wiedziała. Trzecia myśl była taka, że stara liderka dała jej uczennicę, by zatrzymać ją w Owocowym Lesie.
Jeśli taki miała cel, to osiągnęła zamierzony efekt. Chociaż po części.
Owieczka cały swój wolny czas skupiała na uczeniu młodej kotki, jednak świadomość, czyją jest córką sprawiała, że medyczka zachowywała między nimi stosunki czysto profesjonalne. Ona ją nauczała, zaś tortie pobierała u niej nauki. Nic więcej. Nie chciała przeżyć później gorzkiego rozczarowania jak Wschód, gdyby ta się rozmyśliła.
— Nie myślałaś, żeby jej to wyznać? — zamruczał Wschód, gdy kotka badała Borówka. Nadal trzęsły jej się łapki, gdy podawała poszczególne zioła uczniowi, jednakże obecność Wschodu działała na nią niczym ziarenka maku — Wiesz, już sporo księżyców się w niej kochasz
— To nie takie łatwe — stęknęła, upewniając się, że legowisko ucznia jest porządnie wyściełane — Odpocznij sobie Borówku, zaraz powinny wrócić ci siły. Nie przemęczaj się tylko na treningach — poleciła, wracając do rozmowy z kocurem — C-chciałabym a-ale.... — urwała na kilka uderzeń serca, bojąc się przyznać przed kocurem o co im poszło — To nie jest najlepszy moment. Jednak dziękuję, że się martwisz.
Mówiąc to, podeszła do Niezapominajki, która ćwiczyła owijanie opatrunku wokół grubszej gałęzi, którą znalazły podczas zbierania ziół w sadzie. Nie rosło tu dużo, jednakże kilka gatunków dało się znaleźć. A Owieczka póki co wolała nie wyciągać swojej uczennicy za ogrodzenie, póki nie podrośnie.
— Ciaśniej, to nie może się ruszać — miauknęła, pokazując tortie, jak powinien wyglądać prawidłowo założony opatrunek.
Na kilka uderzeń serca zamyśliła się. Nadal rozważała odejście, szczególnie teraz, gdy ona i Bielik przestały się do siebie odzywać, jednak teraz nie była tego taka pewna. Wiedziała, że w pewnym sensie złamałaby Wschodowi serce a tego nie chciała robić, kocur był zbyt kochany, żeby tak cierpiał. Już i tak stracił ukochaną.
Strzepnęła uchem, gdy usłyszała głos byłego mentora, radośnie witającego ich starą przywódczynię.
< Szyszko? >
wyleczeni: Borówek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz