- Czyli on jest głuchy?- zapytała niepewnie medyka. Nastrój w legowisku medyka bardzo się zmienił. Było duszno, ledwo co oddychała. Zżerał ją strach. Nie wierzyła w to wszystko. Jakim cudem jej syn mógł być tak niepełnosprawny? Przeraziło ją to. Zachowywał się dziwnie, naprawdę chyba nie słyszał. Ale i tak. To było straszne. Dlaczego ją to spotkało! Musi się przecież teraz zająć maluchem, który nigdy niczego nie zrozumie. Nigdy nie nawiąże dobrego kontaktu z rówieśnikami. Jak można żyć bez zmysłu słuchu? Nie można usłyszeć czyichś słów, nie można usłyszeć zwierzyny, nie da się usłyszeć śpiewu ptaków. Wszystko przypieczętowane słowami “ nie można usłyszeć” bo taka była prawda. Przecież niemożliwe…
- Tak, niestety- miauknął smutno Wschód, wpatrując się w swoją dawną uczennicę. Spuściła głowę. Teraz to już nie wiedziała co robić. On… Nigdy nie zostanie wojownikiem, bo niczego nie zrozumie. Nawet medykiem nie będzie mógł być! Co ona z nim pocznie…
- A dlaczego nie mówi?
- A dlaczego nie mówi?
- A jak miałby się tego nauczyć?- odparł cicho. Zawiedziona spuściła głowę. Było jej żal malucha. Ona nieraz wściekała się, bo dzieciak nie reagował na jakiekolwiek zawołania. No… To się wyjaśniło. W przygnębiający sposób. Sądziła, że wszystko jest z nim ok. Widziała go jak zwykłego, młodego kociaka. Jednak okazał się inny od wszystkich, tak jak Cicha odstawała od reszty rodzeństwa. Z nią była niestety inna sprawa, po prostu nie mogła mówić, dawali sobie radę z komunikacją. Tutaj była poważniejsza sytuacja. Potrzebowała pomysłu jak przekazywać coś głuchemu. Pomocne było to, że przynajmniej nie był ślepy. Zmysł wzroku mógłby ułatwić znacząco sprawę, ale… Gestykulując, nie da się przekazać wszystkiego. Ba, niczego! Tylko emocje, typu gniew albo smutek. Poruszając łapami, nie pokaże “chodź coś zjedz”, “nie zachowuj się tak!” czy “koniec zabawy”.
Zza jej głowy usłyszała piski. Momentalnie obróciła się w stronę, skąd dobiegał hałas. Dopiero gdy zobaczyła zwijającego się z bólu Bza, zauważyła, że jakiś czas temu czmychnął z okolic jej łap. Maluch leżał nieprzytomny, obok siebie miał na wpół zjedzoną gałązkę jakiejś rośliny, na której zauważyła drobniutkie, białe kwiatki. Przerażona miauknęła głośno do medyka. On też szybko zauważył sytuację. Nic nie mówił, nie trzeba było a to tylko by przedłużało sprawę.Układanie zdań to niezbyt ciekawe zajęcie. Wolała trzymać przemyślenia w sobie a nie paplać jak najęta. Nie robiła tego nawet teraz, gdy rudy wrócił z krwawnikiem, delikatnie wsunął do pyszczka niebieskiego i próbował przekonać organizm jej dziecka, by zwrócił resztki trucizny. Tak się stało. Kompletnie wyczerpany dzieciak oddychał lekko, ale wciąż widziała jak porusza się jego klatka piersiowa. Odetchnęła z ulgą.
- Będę go musiał trochę tu zatrzymać- odpowiedział niezbyt wyraźnie przez następne zioła w pysku Wschód. Skinęła głową jak w transie. Miała tylko nadzieję, że nic mu nie będzie.
- Będę go musiał trochę tu zatrzymać- odpowiedział niezbyt wyraźnie przez następne zioła w pysku Wschód. Skinęła głową jak w transie. Miała tylko nadzieję, że nic mu nie będzie.
***
Oczywiście wyzdrowiał. Już następnego dnia czuł się lepiej, stanął już na łapkach, lecz medyk wolał nie ryzykować. Najadł się dość dużo tego szaleju. Sama nie pamiętała tej nazwy, przypomniał jej dawny mentor. Teraz wyzywała to zioło, niepewnie krążąc po żłobku, mijając Kolendrę i Niezapominajkę, przerażone tym, co stało się ich bratu. Co chwilę powtarzała jak to się dobrze czuje van, ale one nie wierzyły. Ona sama też, więc postanowiła pójść i się przekonać. Przy wejściu od razu poczuła intensywne zapachy. Przy ścianie, leżał mały kocurek zwinięty w kłębek. Pewnie do tej pory czuł lekki ból brzucha. Podeszła powoli, jednak maluch który pewnie tylko drzemał, szybko podniósł się na łapki. Uśmiechnęła się lekko.
- I po co ci było to jeść? No powiedz mi mały…- mruknęła cicho, wtulając się w drobną sylwetkę syna.
- I po co ci było to jeść? No powiedz mi mały…- mruknęła cicho, wtulając się w drobną sylwetkę syna.
<Bzie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz