Przeszłość, początek szkolenia Nimfiej Łapy
– Musimy popracować nad twoją techniką wspinaczki – stwierdziła Tuptająca Gęś, obserwując otrzepującą się z pyłu uczennicę. – Twoje ruchy są szybkie, jednak za mało zdecydowane. Musisz wkładać więcej siły w tylne łapy, aby zapobiec niepotrzebnemu zużywaniu energii. Zamiast wykonywać wiele małych skoków, lepiej jest spróbować z paroma długimi. – tłumaczyła, wytykając popełnione przez młodszą błędy.Nimfia Łapa słuchała uważnie rad zastępczyni, w międzyczasie usuwając listki i paproszki, które zaplątały się w jej puszysty ogon podczas wspinaczki. Dopiero od kilku wschodów słońca była uczennicą i powoli nabywała pierwsze umiejętności, które na tym etapie ciężko było nazwać nieskazitelnymi. Miała już jednak za sobą pierwsze obchody terenów, poznanie granic i naukę kodeksu wojownika. Treningi uczniowskie, jakie przygotowywała dla niej Tuptająca Gęś, przynosiły jej dużo satysfakcji. Obóz Klanu Nocy i żłobek, mimo bycia przestronnymi miejscami, nie mogły się równać z przestrzenią, jaką oferowało ich terytorium. Rzeki, strumienie leśne, jeziora, łąki, lasy. Wszystkie te miejsca dawały Nimfiej Łapie szansę na zużycie kryjących się w niej pokładów energii. Podczas trenowania dawała z siebie wszystko, dając upust emocjom i zgromadzonemu wewnątrz jej ciała napięciu. Mimo spokojnego i bezproblemowego temperamentu, miała w sobie głęboko zakorzenioną potrzebę ruchu. Nie wszyscy jej rówieśnicy tacy byli. Nawałnicowa Łapa był zaledwie o księżyc starszy od niej, a i tak nie wykazywał aż tak dużego zaangażowania. Nimfia Łapa w obozie, a ta, która ożywała poza nim, były niemalże dwiema różnymi kocicami. Zawsze starała się, podobnie jak jej opiekunki, trzymać na pysku neutralny wyraz, nie dawać się ponieść emocjom i przez większość czasu zostawiać je dla siebie. Podobnie podczas zabaw z innymi kociakami, trzymała swoje zachowanie na wodzy, nie dając po sobie poznać zbyt dużego podekscytowania. Sama nie była pewna, z czego wynikało jej specyficzne zachowanie. Być może było spowodowane sposobem wychowania jej mentorki, która od kiedy uczennica pamiętała wymagała od niej konkretnego zachowania, a być może z natury nie lubiła być wylewna przy innych. Właściwie, obie te opcje były równie prawdopodobne. Fakt faktem, nieważne jak bardzo ktoś nie chciałby tego przyznać, Tuptająca Gęś była wymagająca, zarówno wobec swoich córek, Różanej Łapy oraz drugiej, Muszelkowej Łapy, której nie dane było Nimfie poznać, jak i samej czarno-białej, którą była karmicielka się zajmowała. Nimfia Łapa nie czuła się jednak z tego powodu gorzej. Nauki zastępczyni zawierały w sobie wiele istotnych informacji i przystosowywały kocięta do dorosłego życia oraz radzenia sobie w sytuacjach wymagających cierpliwości i dystansu. Odnosząc się natomiast do drugiej możliwości - bycie otwartym przy obcych, a nawet bliższych uczennicy kotach, wprawiało ją w pewien dyskomfort. Silna chęć odpłacenia się Klanowi Nocy za udzieloną jej niegdyś pomoc i dług, jaki ciążył jej każdego dnia na karku, kazały jej zajmować się młodszymi kociętami i dawać im dobry przykład, tak jak Tuptająca Gęś dała jej.
– Wiesz, Nimfia Łapo, podobno Srocza Gwiazda właśnie w tym miejscu, o podobnej porze sezonu, uczyła się wspinać na drzewa, tak jak ty teraz – zaczęła, ruszając przed siebie.
Niebieskooka zatrzęsła łbem, kiedy jeden z wcześniej odłamanych od drzewa skrawków kory wpadł jej do ucha. Wstała pospiesznie, czując, jak wcześniej obtarte o szorstką okrywę drzewa opuszki zaczynają piec. Nic jednak nie powiedziała, ignorując ból i szybko zrównując krok z mentorką. Zastępczyni zawsze zdawała się być nad wyraz zafascynowana ich liderką, jej własną matką. Za każdym razem, kiedy temat rozmowy schodził na tor o nazwie “Srocza Gwiazda”, jej mentorka puszyła się, z dumą opowiadając o rodzicielce i otrzymanych od niej naukach. Nimfia Łapa nigdy nie zaobserwowała podobnego zachowania u jej sióstr, a miała ich aż trzy - Spieniony Nurt, Kotewkowy Powiew, pełniącą rolę piastunki w żłobku, a także Wirującą Lotkę, która dołączyła do Klanu Gwiazdy zaledwie parę księżyców wcześniej, osierocając czwórkę własnych córek. Jeszcze za jej życia Tuptająca Gęś niechętnie pozwalała się Nimfiej Łapie zbliżać do drugiej królowej, ze względu na jej sprzeczne z resztą rodziny przekonania oraz jedno z jej kociąt - Płotkę. Płotka, mimo dużej ilości bieli pokrywającej jej futro, przez resztę krewnych uważana była za niegodną miana księżniczki. Była czekoladowa, a tych kotów rodzina nie lubiła, postrzegając jako gorsze jednostki. Nimfa nie miała na ten temat jeszcze wyrobionego zdania. W Klanie Nocy mieszkało parę czekoladowo-futrych. Jak przez mgłę pamiętała, jak jako niespełna dwu księżycowe kocię odwiedzona została przez Krakwie Skrzydło, niosącego w pysku rybę dla jej opiekunki. Opowiadał jej wtedy, razem ze swoimi kuzynkami, Karasiową Łapą i Krabową Łapą, o tym co działo się poza ścianami żłobka. Mówił jej o żabach, gniazdujących ptakach, o pogodzie, nawracającym bólu żołądka… A także o Błotnistej Plamie, jednej z przedstawicielek znielubianych kotów. Kiedy wspominał o niej, futro mu się stroszyło, a ogonek niespokojnie machał. Ściszonym głosem opowiadał młodszej koteczce o tym jaka to wojowniczka była straszna, z wyglądu i zachowania.
“– Byłem właśnie po wieczornym patrolu, a Poranny Ferwor pozwolił nam odpocząć, więc korzystając z okazji udałem się do stosu zwierzyny, przy którym akurat stała Błotnista Plama – Nimfia Łapa przywołała sobie we wspomnieniach jego słowa, wypowiadane z wielkim przejęciem – Przyznam, niechcący zaczepiłem o nią ogonem, ale jej reakcja była bardzo przesadzona! Zaczęła krzyczeć, piszczeć, skakać i na przemian się kulić, jak gdybym był trującą purchawką albo lisem krzyworyjcem! Sam miałem ochotę w tamtej chwili się schować, wystraszyłem się jej gwałtownego zachowania, chociaż najbardziej zdziwiła mnie reakcja, a raczej jej brak, starszych… Tylko parę kotów rzuciło w naszą stronę nieprzychylne spojrzenie. Szczerze mówiąc, zdawały się być bardziej zirytowane niż wystraszone jej zachowaniem…
– Już nie przesadzaj, nie mogło być tak źle! – parsknęła nieco bez przekonania Karasiowa Łapa, po chwili szturchając niebieskiego w ramię – Przestań straszyć małą, jeszcze się koszmarów nocnych nabawi i co wtedy?
– Kiedy to prawda! Pamiętam jeszcze jak byłem kociakiem, miałem może trzy księżyce, a Kawcze Serce akurat spuściła ze mnie na chwilę wzrok, chyba wtedy jadła, a może zagadała ją Księżycowy Blask i Poranny Ferwor... Nieważne! Dużo istotniejsze było, że wtedy do naszego żłobka wleciał taki śliczny motylek! Niestety, równie szybko wyfrunął, a ja, jak to kociak, cichaczem wykradłem się za nim. Pomyślałem, że jak go złapię, to mamusia się bardzo ucieszy! Byłem tak zamyślony, że nawet nie patrzyłem gdzie idę. Przypadkiem wpadłem na grzbiet Błotnistej Plamy, kiedy siedziała do mnie odwrócona tyłem. Matulu, jak ona wtedy zaczęła kwilić! Gorzej niż ja i moje siostry... Całe szczęście, jeden z wojowników szybko odniósł mnie do żłobka, nim mama zdążyła zauważyć, że gdzieś zniknąłem. Nie pisnąłem jej ani słówkiem o tej sytuacji, nie chciałem jej ranić... Chociaż tego motylka to mi nadal szkoda, byłem tak blisko!”
Nimfia Łapa, mimo zaledwie paru wspomnień z uczestnictwem Krakwiego Skrzydła, dobrze wspominała kocura. Był porządnym wojownikiem, przy każdych odwiedzinach chętnie opowiadając kociakom o swoich doświadczeniach, o swoich mamach, o dokonaniach Sroczej Gwiazdy, o ich gwiezdnych przodkach i o swojej kolekcji piórek, które cała jego rodzina zbierała. Biedak, nie dane mu było dożyć nawet dwudziestu księżyców. Został zamordowany niedługo po opowiedzeniu jej historii o Błotnistej Plamie. Czarno-białej robiło się smutno za każdym razem, kiedy docierało do niej jak szybko wspomnienia z nim umykają poza jej zasięg. Starsze kotki tłumaczyły jej już niejeden raz, że większość dziecięcych wspomnień traci się z czasem, a te trwalsze powstają dopiero po skończeniu dwóch księżyców.
– Nimfia Łapo, zanim dojdziemy do obozu powtórzymy to, czego uczyłam się zeszłego wschodu słońca – miauknęła Tuptająca Gęś, zerkając na uczennicę.
Terminatorka poruszyła wąsami, próbując przypomnieć sobie wczorajsze nauki mentorki.
– Uczyłyśmy się kodeksu wojownika – odpowiedziała Nimfia Łapa.
– Dobrze. W takim razie powiedz mi jak brzmią jego pierwsze dwa punkty – poinstruowała łaciatą.
– Punkt pierwszy to… – wzięła głębszy wdech, czując, że czeka ją długa recytacja – Broń wszystkich klanów, nawet kosztem swojego życia. Twoja pierwsza lojalność jest wobec Klanu Nocy, ale wszystkie koty, które przestrzegają kodeksu wojownika, są twoimi sojusznikami. Każdy z czterech klanów musi zapewnić, aby żaden inny klan nie upadł. – dokończyła na jednym wydechu.
Zastępczyni pokiwała z uznaniem łbem, chociaż w jej oczach zaiskrzyło. Nimfia Łapa znała mentorkę wystarczająco długo, by wiedzieć co one oznaczają. Podobne skry w jej ślepiach świadczyły najczęściej o rozbawieniu lub zirytowaniu słowami, z którymi się nie zgadzała. Uczennica nie byłaby zaskoczona, gdyby Tuptająca Gęś faktycznie nie popierała tej ogólnoprzyjętej formułki, wkuwanej na pamięć przez każdego ucznia. Sama niebieskooka nie była pewna, czy autor kodeksu zdawał sobie sprawę z realiów klanów. Tutaj koty walczyły przede wszystkim o siebie i o swoje życie - tak samo jak miało to miejsce pośród stad saren, grup dzików czy watah wilków. Dlaczego więc należało bronić innych klanów przed upadkiem? Czy w dziczy nie przeżywały właśnie te najsilniejsze, najsprytniejsze, a przede wszystkim umiejące się przystosować do nowych warunków jednostki? Skoro jakiś klan nie był w stanie samemu się obronić przed przeciwnościami losu, być może powinien upaść, by dać miejsce na rozwój pozostałym. Do tego istniał klan zupełnie odstający od nich, “Owocowy Las”, którego członkowie nie wyznawali ich kodeksu wojownika, wiary w Klan Gwiazdy, tradycji ani nawet imion noszonych przez koty klanowe. Z jakiego powodu w takim razie uczestniczyli w zgromadzeniach, powołanych do istnienia przez Klan Gwiazdy? Czy nie było to sprzeczne z ich wyznaniem? Z tego co dotarło do uszu Nimfiej Łapy, a docierało dużo przez ich pokaźny rozmiar, podczas zgromadzeń z nieba potrafili schodzić sami gwiezdni przodkowie, aby zapobiec niepotrzebnemu rozlewowi krwi. Gdzie wtedy byli przodkowie Owocowego Lasu?
– Kontynuuj, Nimfia Łapo. Jeszcze drugi punkt – upomniała młodszą mentorka.
– Każdy klan jest dumny i niezależny. Ma tradycje, które zawsze należy szanować – wyrecytowała.
Być może właśnie to usprawiedliwiało zachowania kotów z Owocowego Lasu. Chociaż, czy ich tradycje nie różniły się aż zanadto od ich? Czy nie powinni organizować własnych spotkań w miejscu, w którym są w stanie skontaktować się z własnym Klanem Gwiazdy? Oprócz życia w większej grupie i posiadania pewnych podobnych ról, Owocniacy wcale nie przypominali typowych wojowników, jacy na myśl przychodzili Nimfiej Łapie.
***
Chwilę po przekroczeniu progu obozu, podbiegła do niej starsza uczennica, Karasiowa Łapa.– Głodna? – Spytała serdecznie szylkretowa, wskazując ogonem na stos ze zwierzyną.
– Uczeń nie może jeść, dopóki nie nakarmi klanu – Nimfia Łapa wyrecytowała jedną z zasad kodeksu wojownika. Nadal nie wyszła z trybu przepytywania przez mentorkę.
– Oh, przecież nie w pierwszych dniach swojego treningu – Karasiowa Łapa uśmiechnęła się. – Możesz zanieść jedną z piszczek starszym i to już się będzie liczyć jako nakarmienie klanu. Jeśli sama nie zjesz porządnie, to nie będziesz miała przecież siły na naukę polowania, jedzenie to podstawa!
– To możliwe – przyznała łaciatej, zerkając na ułożone na stercie rybki, gryzonie i pojedyncze ptaki.
– Nie tylko możliwe, ale pewne. Chodź, akurat mam wolną chwilę, możemy skorzystać z okazji i wybrać jakiś ładny okaz dla Jaskrowego Pyłu i Szyszkowego Zagajnika – zachęciła niebieskooką, z którą już po chwili szły po zdobycze.
Podczas ich krótkiej wymiany zdań, do stosu zwierzyny zdążył podejść brat Karasiowej Łapy, Skrzelikowa Łapa. Stał do nich odwrócony tyłem, a Nimfiej Łapie zajęło chwilę, nim ustaliła co robił jej starszy znajomy z legowiska uczniów. Czekoladowy kocur skrupulatnie przegrzebywał piszczki, łapami zrzucając kilka poza pień, na którym były składowane. Ogon Nimfiej Łapy drgnął, w podobny sposób, co ogon Tuptającej Gęsi. Nie była pewna reakcji rodzeństwa, jeśli zwróciłaby mu teraz uwagę, ale równie źle czuła się z bierną obserwacją haniebnego zachowania zielonookiego.
– Dobry wojownik nie powinien bawić się jedzeniem. To pokaz braku szacunku dla ich życia – skomentowała, tak delikatnie jak potrafiła. Pamiętała, jak Kotewkowy Powiew tłumaczyła jej to jeszcze w żłobku.
“Zwierzyna zabijana jest tylko po to, by się nią pożywić. Podziękuj Klanowi Gwiazdy za jej życie.” rozbrzmiało echem w jej głowie. Nie bez powodu powtarzała sobie cały kodeks przed snem, aby teraz przemilczeć jego jawne łamanie. Nawet jeśli kocur nie miał złych intencji, jego zachowanie dla losowego przechodnia nie wyglądało dobrze.
– P-przepraszam – odwrócił się do nich spłoszony – Nie chciałem nikogo urazić… Nie lubię po prostu, jak na mnie patrzą. – wyjaśnił, niepewnie zerkając na siostrę, szukając w jej oczach wsparcia.
Kotka zdawała się być jednak równie zdezorientowana co Nimfa.
– Wojownicy…? – spytała czarno-biała, przekrzywiając jedno ucho w bok.
– Ryby… – bąknął kocur, łapą grzebiąc w ziemi.
Nastała niezręczna cisza. Gdzieś pośród trzcin zagrał świerszcz.
– No już, już Skrzeliku, zaraz ci coś znajdziemy – zaćwierkała Karasiowa Łapa, przerywając milczenie – O, patrz jaki ładny nornik! Ma takie małe oczka, że prawie wcale ich nie widać. Nie musisz się bać, że będzie się tobie przyglądał. Właściwie… Jak wydrapiesz oczy rybom, to też nie będą patrzeć, o!
Skrzelikowa Łapa zamrugał, bez słowa odbierając od siostry piszczkę. Nawet Nimfią Łapę nieco wmurowała propozycja kocicy. Po odejściu ucznia na bok, łaciata zbliżyła się do stosu, przy okazji podnosząc parę strąconych na ziemię zdobyczy.
– Ja już znalazłam płotkę, a ty, Nimfia Łapo? – zagadała szylkretowa, gotowa do odwiedzenia starszyzny. – Spójrz jaka śliczna, błyszczy się jak księżyc nocą. Wiedziałaś, że po wyglądzie łusek można ocenić ich stan zdrowia?
Nimfia Łapa jeszcze przez parę uderzeń serca rozglądała się za czymś lekkostrawnym, aż nie pochwyciła w zęby uklei, skinieniem głowy dając znać znajomej, że mogą już ruszać do legowiska starszych.
<Karasiowa Łapo?>
[2079 słów + nauka wspinaczki]
[przyznano 42% + 5%]
Super opowiadanie! Przemyślana narracja, bogate opisy otoczenia i złożoność postaci sprawiają, że można poczuć się częścią tego świata. Ogromnie podoba mi się, jak uczennica stara się sprostać oczekiwaniom, jednocześnie starając się zrozumieć i przyswoić przekazywane jej wartości. Uwielbiam sposób, w jaki budujesz świat wokół Klanu Nocy - jest pełen życia i detali, które sprawiają, że całość jest bardzo realistyczna. To opowiadanie to prawdziwa uczta dla wyobraźni!
OdpowiedzUsuń