Poczuł jak ciepły jęzor przyjeżdża po jego sierści. Nie mógł skłamać, że nie podobało się mu to. Jego zmarznięte ciało wręcz błagało o kolejną dawkę ciepła. Kocurek otworzył oczy i ujrzał ogromny nos. Ogromny i wilgotny nos. Nieco dalej na włochatym łbie znajdowała się para brązowych ślip. Zaciekawiony przyglądał się dziwnemu zwierzęciu.
A może sam też tak wyglądał?
Spojrzał na swoje łapki, a później na stwora. Zdziwieniem odkrył, że były podobne. Nie takie same, ale zbliżone. Na szyi kupy włochatej istoty tkwił czerwony materiał oplatający jego szyje. A na szyi kocurka znajdował się dokładnie taki sam!
Czyżby to kudłate coś było jego... mamą?
Podszedł niepewnie, nieco chwiejnie, do ruszającej kupy futra, uważnie przyglądając się jej. Biło od niej ciepło. Brązowe ślipia, lekko przerażające, wpatrywały się w niego czule. Stwór widząc, że maluch się mu przygląda ponownie przejechał językiem po ciałku kociaka. Liliowy zamruczał i uśmiechnął się do niej. Podbiegł do futrzaka i wtulił się w jej kosmatą sierść.
Bez wątpienia to była jego mama!
Mama zamerdała ogonem, więc kociak uczynił to samo. Może jej nie rozumiał, ale czuł, że to tylko chwilowe. W końcu byli rodziną, na pewno zaczną się niedługo rozumieć! Gdy do pokoju weszły jakieś dziwne, łyse i dwunożne istoty, mama odsunęła się od niego i pobiegła im na powitanie. Kocurek zjeżył się na widok obcych i wczłapał się z powrotem pod stół. Nie ufał im. Śmierdzieli nieprzyjemnie, a ich ciała pozbawione były praktycznie futra. Widząc jednak jak mama się z nimi bawi i się im przymila, wyjrzał niepewnie. Rodzicielka spojrzała na niego oczekująco i wydała z siebie dziwny dźwięk, jakby go wołała. Kociak spojrzał na nią po czym na łyse stwory i z powrotem na nią. Ufał mamie, ale tamtym nie.
Ale przecież jak coś to go obroni?
Wystawił łapkę i zrobił pierwszy nieśmiały i ostrożny krok. Po nim kolejny i kolejny. Cały czas przyglądał się dwunożnym, gotowy w każdej chwili do ucieczki. W końcu gdy znalazł się wystarczająco blisko, skrył się za mamą. Dwunożny wystawił łapę w jego stronę, na co maluch skulił się. Jedną z kończyn położył na mamie, a drugą na nim. Zaczął delikatnie gładzić ich futra na grzbiecie, mrucząc miłym tonem jakieś niezrozumiałe słowa. Kocurek nie mógł skłamać, że nie było to przyjemne. Widząc jak mama merda ogonem, sam uczynił to samo, delektując się tą chwilą.
* * *
Minęło niecały księżyc a kociak już doskonale orientował się w swoim życiu. Dwunożne istoty, których się bał na początku okazały się ich opiekunami. Zajmowali się nimi, dawali jeść i nadali im imiona. Byli nawet fajne o ile się nie nabroiło. Jego mama nazywała się Pyrrha i była rasowym psem, co jak często mówiła, było prawdziwym powodem do dumy.
On też był psem!
Ale... suczka nie miała pojęcia jakiej rasy.
O i miał na imię Chudzielec!
Uważał, że mama ma o wiele ładniejsze, ale nie marudził. W końcu jakby mógł. Czuł się tu jak w raju! Miał cały ogródek do eksplantacji, jaskinie Dwunożnych oraz ich pudła na kółkach. Jedyna zasada jaka go obowiązywała to nie taplać się w błocie, nad czym niesamowicie ubolewał wraz z Pyrrhą, oraz nie wychodzić poza ich terytorium. Mama często opowiadała mu o wrednych kotach z lasu, które go podrapią w nos bez żadnego powodu. Chudzielec nienawidził tych całych kotów i miał nadzieję, że żadnego nigdy nie spotka.
― Mamo! Patrz co mam! ― zawołał wesoło, ciągnąc za sobą swoją wspaniałą zdobycz. ― Co to? ― zapytał zaciekawiony, merdając ogonem i niuchając tajemniczy przedmiot.
Suczka podeszła do malucha przyglądającego się szyszce z zaciekawieniem. Powąchała także tajemniczy obiekt i ugryzła go. Napotykając nieprzyjemny drewniany smak, wypluła z obrzydzeniem.
― Na pewno nic do żarcia ― westchnęła niezadowolona. Jednak po chwili na jej pysk wkradł się uśmiech. ― Ale wiesz co tym można robić?
Jej wychowanek podniósł zaciekawiony brew.
― Aport! ― krzyknęła, rzucając szyszkę jak najdalej potrafiła.
Chudzielec podekscytowany wystartował przed siebie, próbując odnaleźć wzrokiem ich nową zabawkę. Nie widząc nigdzie szyszki, zaczął niuchać, krążąc w około. Aż w końcu zawędrował do czerwonego płotu. Okrążając rośliny dwunożnych, powoli tracił nadzieję. Opuścił ogon zawiedziony.
― No proszę kto by widział aportującego kota? ― usłyszał drwiący komentarz nad łbem.
Gwałtownie podniósł łeb i zobaczył go.
Kota.
Rude stworzenie wpatrywało się w niego z durnym uśmiechem. Chudzielec zmarszczył brwi i zawarczał, odsłaniając kły. Nastroszył sierść jak mama na grzbiecie i wpatrywał się z nienawiścią w haniebną istotę. Jakim cudem ta szumowina śmiała się w ogóle zbliżyć do jego domu?!
― Sam jesteś kotem, szczurza strawo! ― krzyknął zdenerwowany. Durne zwierze nawet nie potrafiło odróżnić prawdziwego psa od kota. ― Spadaj na swoją posesję albo inaczej pogadamy ― zagroził, pusząc się jeszcze bardziej.
Na pysku kocura zamiast przerażenia pojawiło się... rozbawienie? Chudzielec nie rozumiał co się stało. Przecież każdy kot powinien bać się psa! Głupi futrzak!
― Ah tak? ― mruknął sierściuch rozśmieszony. ― A co mi zrobisz? Pacniesz swoją małą... ― nagle zamilkł, a w jego oczach maluch dojrzał strach.
Cichy warkot za nim, utwierdził go w przekonaniu, że mama przybyła mu na ratunek. Szczeknęła dwa razy, a wrednego rudzielca już nie było. Chudzielec odwrócił się nieco smutny w jej stronę.
― Czemu wszyscy biorą mnie za kota? Przecież jestem psem! ― jęknął niezadowolony, podchodząc do Pyrrhy.
Suczka westchnęła i wzruszyła łapami. Objęła go i przytuliła niepocieszonego malca. Potargała niesforne futerko na czubku łebka adoptowanego syna.
― Taka twoja uroda ― stwierdziła, spoglądając na swojego wychowanka z uśmiechem. ― Ale zobaczysz jeszcze urośniesz! Tylko musisz jeść porządniej ― mruknęła z przekonaniem, tykając łapą jego brzucha.
Chudzielec kiwnął łebkiem i pobiegł natychmiast do miski, byle przybrać na masie. Już za parę księżyców będzie na pewno taki duży jak mama i wtedy żaden kot nie będzie się z niego śmiał!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz