Był wielce niepocieszony, gdy usłyszał, z kim miał spędzić dzisiejszy patrol. Ostatnio doprawdy miał ogromnego pecha! O ile nie martwiło go towarzystwo Lawendowego Strumienia, czy Gronostajowego Kroku, tak na myśl o Zimorodkowej Pieśni, krew zamarła mu w żyłach. Już niemalże czuł na sobie nieprzychylne spojrzenie szwagierki, przeszywające go od góry do dołu, a sama ta myśl powodowała u niego wzdrygnięcie. Wiedział jednak, że nie może udawać chorego i musi stawić czoła zadaniu. Zresztą, już od jakiegoś czasu przez jego głowę przechodziła myśl, że powinien porozmawiać z pointką. Właściwie, to nie przechodziła, a przebiegała, bowiem gdy tylko została ona zauważona przez liliowego terminatora, uciekała z jego łba w popłochu, przebierając przy tym łapkami i rozrzucając wokół różne, natrętne przemyślenia, których później mlodziak nie umiał się pozbyć. Z pyska Zlepionej Łapy wydobyło się westchnienie. Przecież i tak nie mogło być już gorzej, więc co mu szkodziło?
Wymył swoje futro i dokończył śniadanie, aby o wyznaczonym czasie dołączyć do trzech wojowniczek. Właściwie, to z początku tylko dwóch, albowiem trójce klifiaków przyszło poczekać dłuższą chwilę
Wymył swoje futro i dokończył śniadanie, aby o wyznaczonym czasie dołączyć do trzech wojowniczek. Właściwie, to z początku tylko dwóch, albowiem trójce klifiaków przyszło poczekać dłuższą chwilę
na Gronostajowy Krok. Już stając koło dwoch kocic Zlepiona Łapa spostrzegł nieprzychylny wzrok i zirytowany wyraz pyska Zimorodkowej Pieśni, którego syn Księżycowego Pyłu był jedynym adresatem. Wręcz błagał w duchu, aby dawna uczennica Wschodzącej Fali pojawiła się jak najszybciej, czuł się bowiem tak, jakby opadło z niego całe futro i teraz paradował sobie łysy i (nie)wesoły przed dwiema poważnymi, silnymi wojowniczkami. Na szczęście jego zbawienie, a zarazem prowadząca ich patrolu, zjawiło się, nim jego przerażająca wizja stała się prawdą. Cóż, najwidoczniej to nie był jeszcze dzień, w którym ołysieje ze ze stresu. Ciekawe, czy Sroczy Żar nadal by go lubiła bez futerka?
– Wynaczcie opóźnienie, ale teraz nie ma czasu do stracenia. Ruszajmy! – rzuciła wesoło Gronistajowy Krok, idąc przed siebie. Pochód spojrzał tylko po sobie i podążył za jej śladem. Zlepek właściwie zupełnie nie był skupiony. Każdy jego ruch był mechaniczny, a umysłem mógł jedynie objąć kwestię tego, jak zacząć rozmowę ze swoją (było, nie było) szwagierką. Wiedział, że im dłużej się zastanawia, tym więcej czasu traci i w końcu zwyczajnie do nie podszedł.
– Czego chcesz? – mruknela Zimorodkowa Pieśń, mierząc go ostrym spojrzeniem. Liliowy wzgrygnął się i położył uszy po sobie, zaraz jednak powrócił do poprzedniej pozycji. Byciem cykorem przecież nic nie ugra, musiał wziąć się w garść.
Albo przynajmniej szybko wziąć nogi za pas!
– Ch-chciałem z tobą p-porozmawiać, Zimorodkowa Pieśnio – odparł i mimo że silił się na spokoj, jego głos drżał nieznacznie, co nie umknęło uwadze kocicy, która przewróciła oczami.
– Nie, dziękuję – zbyła go, przyspieszając kroku, jednak kocur nie zamierzał się poddać. Musiał pokazać, że wcale nie był takim mięczakiem, za jakiego wszyscy go mieli!
– W takim razie n-nie musisz mówić, a-ale mnie posłuchaj. N-nie wiem, cze-czemu mnie nie lubisz, ale zaręczam, że ni-nigdy nie chciałem zrobić niczego złego w kie-kierunku Sroczki. Kocham ją i chcę ją u-uszczęśliwiać, zresztą, ty też na pewno tego ch-chcesz. N-nie możemy się po po po prostu dogadywać? – zakończył pytaniem, czując, jak kłębek stresu rośnie w jego żołądku. Naprawdę obawiał się odpowiedzi.
– Wynaczcie opóźnienie, ale teraz nie ma czasu do stracenia. Ruszajmy! – rzuciła wesoło Gronistajowy Krok, idąc przed siebie. Pochód spojrzał tylko po sobie i podążył za jej śladem. Zlepek właściwie zupełnie nie był skupiony. Każdy jego ruch był mechaniczny, a umysłem mógł jedynie objąć kwestię tego, jak zacząć rozmowę ze swoją (było, nie było) szwagierką. Wiedział, że im dłużej się zastanawia, tym więcej czasu traci i w końcu zwyczajnie do nie podszedł.
– Czego chcesz? – mruknela Zimorodkowa Pieśń, mierząc go ostrym spojrzeniem. Liliowy wzgrygnął się i położył uszy po sobie, zaraz jednak powrócił do poprzedniej pozycji. Byciem cykorem przecież nic nie ugra, musiał wziąć się w garść.
Albo przynajmniej szybko wziąć nogi za pas!
– Ch-chciałem z tobą p-porozmawiać, Zimorodkowa Pieśnio – odparł i mimo że silił się na spokoj, jego głos drżał nieznacznie, co nie umknęło uwadze kocicy, która przewróciła oczami.
– Nie, dziękuję – zbyła go, przyspieszając kroku, jednak kocur nie zamierzał się poddać. Musiał pokazać, że wcale nie był takim mięczakiem, za jakiego wszyscy go mieli!
– W takim razie n-nie musisz mówić, a-ale mnie posłuchaj. N-nie wiem, cze-czemu mnie nie lubisz, ale zaręczam, że ni-nigdy nie chciałem zrobić niczego złego w kie-kierunku Sroczki. Kocham ją i chcę ją u-uszczęśliwiać, zresztą, ty też na pewno tego ch-chcesz. N-nie możemy się po po po prostu dogadywać? – zakończył pytaniem, czując, jak kłębek stresu rośnie w jego żołądku. Naprawdę obawiał się odpowiedzi.
< Zimorodkowa Pieśnio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz