Zmienić swoje przeznaczenie?
Łezka musiała przyznać, że coraz częściej o tym myślała. Przez jej myśli czasami, kiedy nie mogła zasnąć, przebiegał fakt, że jest słaba. Jest słaba w tym co robi i nie dostaje nawet szansy, aby to poprawić. Zastanawiała się, czy Dryfek w ogóle ją lubi? Pewnie nie. Zapewne o stukroć abrdziej wolałby tę, która utonęła. Na pewno była o wiele bardziej ogarnięta, mądrzejsza... Chciana. To oczywiste, że jej mentor jej nie chciał.
Jej wzrok spotkał się z niebieskimi oczami ukochanego braciszka. Deszczowa Łapa. Był już wysokim, silnym kocurem, który niedługo na pewno dostanie nowe imię. Będzie wojownikiem i będzie mógł robić to, co mu się żywnie podoba. Łzawą Łapę zżerała duma, kiedy tylko o tym pomyślała. Jej braciszek będzie wojownikiem.
Niestety, dumie towarzyszyło coś jeszcze. Zazdrość. Deszczyk wykonywał ogromne postępy, podczas gdy Łezka... Od pięciu księżyców po prostu gniła, układając zioła.
Z dnia na dzień entuzjastyczna kotka, z chwili po mianowaniu, była pokrywana coraz to większą ilością pleśni. Jej ambicja to była jedna, wielka pleśń.
Oczywistym jest, że powinna to rzucić. Jednak... Chyba po prostu się bała.
— Będę mieć straszne zaległości — mruknęła cicho. Gdzieś w jej przygnębionej posturze nadal kłębiły się ciężkie do zlokalizowania iskry złości, które pojawiały się, aby za moment zniknąć.
— A teraz co masz? — Deszczyk przewrócił oczami — Dryfujący Obłok niczego cię nie nauczył, wiesz? Możesz albo wykonać krok w tył, aby później z rozmachem ruszyć do przodu, albo cały czas stać w miejcu.
Miał rację. Oczywiście, że ją miał. I właśnie to ją tak okropnie denerwowało! Że nie mogła zaprzeczyć. Chociażby chciała, to czort to wszystko weźmie, kogo będzie okłamywać?! Jego? Siebie?
To bez sensu!
Bez sensu!
Bez...
Położyła głowę na boku miękkiego, długiego ofutrzenia brata, nic nie mówiąc. W tej chwili potrzebowała tylko, aby był obok.
~*~
Łzawa Łapa czuła, jak jej ciało drga, gdy z wolna wkroczyła na teren wroga. Rozejrzała się czujnie po leżu medyka, w poszukiwaniu delikawenta o zawiniętych uszach. Wiedziała, że to jest sprawa, którą musi zakończyć. Sama.
Zauważyła go w tym samym momencie, kiedy on zauważył ją, a z jego pyszczka wydało się ciche prychnięcie.
— Och, już wróciłaś... — powiedział mimochodem — napędziłaś swojemu bratu niezłego stracha.
Łzawa Łapa wyprostowała się dumnie.
— To się więcej nie powtórzy — oznajmiła zupełnie poważnie, z szacunkiem. Tak, jak nie ona. Medyk przez moment wpatrywał się w swoją uczennicę, zdziwiony.
— Świetnie — powiedział — w takim razie idź i zajmij się ziołami. Trzeba je poukładać.
Czemu ją to nie dziwiło? Robiła to dzień w dzień, cały czas, bez przerwy. Może raz czy dwa wybrała się na ich zbieranie, zazwyczaj jednak tylko układała.
— Nie — odmówiła. Mentor zmrużył z irytacją oczy, słysząc jak ta mu się sprzeciwia. Zazwyczaj marudziła, acz wykonywała wszystkie jego polecenia.
— Możesz powtórzyć? — zapytał. W jego głosie dźwięczała dziwna nuta.
— Nie ma takiej potrzeby — mruknęła spokojnie vanka — ponieważ odchodzę.
Przez moment w pomieszczeniu zapadła zupełna cisza. Możliwie, że niebieski przeczuwał, że to się kiedyś stanie. Bardzo możliwe. Acz w jego wyobrażeniach, córka Żurawinowego Krzewu robiła z tego ogromną aferę, krzycząc i płacząc.
Tym czasem, buraska jakby nigdy nic i ze spokojem oświadczyła mu, że odchodzi. Czy to aby na pewno była ta sama Łzawa Łapa?
— Rozumiem — oznajmił, o wiele milej, niż miał w zwyczaju się do niej zwracać — pójść z tobą do Jagodowej Gwiazdy?
Już miała wykrzyknąć zaprzeczenie! Powiedzieć, że jest s a m o d z i e l n a i zrobi to bez niego! Zawinie ogon, odejdzie i tyle go zobaczy! Jednak... Jagódek był trochę straszny. Trochę bardzo.
Dlatego też tylko pokiwała głową, patrząc na swojego (prawie) byłego mentora nienawistnym wzrokiem.
~*~
Jagodowa Gwiazda (prawdopodobnie nadal zawiedziony feralną dwójką) zwołał swój klan na mianowanie.
— Łzawa Łapo, wraz z twoim dotychczasowym mentorem, Dryfującym Obłokiem, zadecydowaliście o zmianie twojego przeznaczenia, tym samym porzucając ścieżkę medyczki.
Kotka machinalnie kiwnęła głową. Dawno się tak nie stresowała. W tłumie dojrzała swojego braciszka, Deszczową Łapę, który uśmiechnął się wnjej kierunku.
Oby ten mentor był w porządku...
— Od dzisiejszego dnia, do zakończenia twojego treningu na wojowniczkę, szkolić cię będzie Rybi Ogon. Mam nadzieję, że przekaże ci wszystko, co sama wie.
Dwie kotki styknęły się nosami, a Vanka miała wrażenie, że zrobiła to zbyt szybko i zza dużą ekscytacją, chociaż jej mentorka nie skrzywiła się ani na chwilę. Słyszała o niej, od swojej mamy. Mówiła, że pyszczek czarnej kocicy nigdy się nie zamyka.
— Można się rozejść — oznajmił lider.
— Tak się cieszę, że znowu mam uczennicę — zschichotała Rybi Ogon — będzie świetnie, zobaczysz. Jutro pokażę ci caaały teren... A nie, czekaj, no tak, ty już go znasz. Ale to nie ważne i tak jutro poćwiczymy. Nauczę cię zapachów, dobrze? Dla kociaka może się to wydawać trochę trudne, ale ty już pewnie widziałaś nie jedno zwierzę, więc raczej gładko pójdzie...
Łzawa Łapa uśmiechnęła się szeroko.
— Tak — powiedziała — na pewno będzie wspaniale.
Jej nowa mentorka uśmiechnęła się szeroko.
— Wyśpij się dobrze, kochana! — zawołała, ruszając w swoim kierunku. Vanka uśmiechnęła się szeroko, patrząc, jak odchodzi.
Może bycie wojownikiem nie będzie takie złe?
Tym razem bez problemu zauważyła idącego w jej kierunku kocura.
— Deszczowa Łapo! — zawołała z zadowoloniem, zmniejszając dystans między nimi w biegu — ja...
Pobraz kolejny wtuliła głowę w mięciutkie futerko brata. — Dziękuję ci. Naprawdę. Pewnie nigdy bym się nie zdecydowała, gdyby nie ty...
< Deszczyku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz