Ilekroć myślałam o wszystkim, co porzuciłam moje serce przebijały szpony jakiegoś dziwnego, nieznanego wojownika. Ostatnie dziesięć księżyców sprawiło, że powoli przestałam wierzyć, że istnieje jakakolwiek nadzieja. Największy ból spotkał mnie jednak tak niedawno i był tak podły i okrutny... Dobrze zrobiłam. Kodeks Wojownika jest ważny, ale nie aż tak, aby pozwalać swojemu przywódcy na tak okrutne rzeczy. Żałuję, że zabiłam wtedy Waterstar. Była stara, ale nie zasłużuła na koniec z łap młodej uczennicy. Może gdybym tego nie zrobiła mój klan nadal by istniał, a Desertstar nie zniszczyłby naszych sąsiadów. Gdybym zamiast odrazu powiedzieć siostrze, że to nie przywódca zabił jej dzieci, a jej partner - zapobiegłabym temu wszystkiemu? Ach, Longfur! Ty jesteś w Klanie Gwiazd spokojna o wszystko, a ja muszę cierpieć jako morderczyni! Nie zasiądę obok ciebie, a trafię do Miejsca Gdzie Brak Gwiazd! Kochana siostro, opiekuj się tymi, którzy zdołali umknąć rzezi, którąśmy im zgotowały. Ty się opamiętałaś, kiedy ja zabijałam kocięta z zimną krwią. To nie nyłam ja. Nigdy nie pozbawiłabym życia bezbronnych kociąt! Ale... kogo ja oszukuję? Jestem tylko cieniem wędrującym między krzewami jerzyn. Cieniem własnej siebie. Nie zasługuję na drugą szansę.
Księżyc świecił tej nocy jasno, wysoko na niebie. Skłaniał mnie do myślenia. Niebo było bezchmurne i ukazywało cały Klan Gwiazd. Niezliczeni wojownicy, którzy upadli w wojnach między sobą. Czy pokój nie może istnieć? Czy wszyscy wojownicy muszą ze sobą walczyć? Niestety, chyba tak. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zapragnie walki. Kodeks Wojownika zabrania klanom łączyć się w jedno. A ja, jako wolny cień przechadzać się będę pomiędzy nimi.
Nagle dziwny szelest sprawił, że zakończyłam swe rozmyślania. Zatrzymałam sie i rozejrzałam wokoło. Nic nie zdołałam dostrzec w mroku lasu. Ostrożnie położyłam się na ziemi i nastawiłam uszu. Wciągnęłam powietrze do nosa. "W pobliżu jest kot!". Zanim zdążyłam zareagować wielka, czarna kupa futra przydusiła mnie do ziemi.
Wstałam gwałtownie zrzucając kota ze grzbietu. Teraz nasze szanse się bieco wyrównały. Czarny kocur zasyczał groźnie. Odwazjemniłam mu się podobnym gestem. Nasze mięśnie były naprężone, gotowe do ataku. Mierzyłam przeciwnika wzrokiem, gdzy nagle zobaczyłam na jego piersi złoty znak. Rozluźniłam się zaznaczając tym brak wrogości. On to zrozumiał i po chwili wylizywał swoją łapę.
- Kim jesteś? - spytałam. Kot zaczekał chwilę z odpowiedzią.
- Nazywam się Thunderstar i jestem przywódcą Klanu Wschodu - oznajmił mi z dumą.
- Ja jestem Morningdew. Jestem samotnikiem.
- Wiem, nie pachniesz jak kot z któregoś z sąsiednich klanów, ani jak domowy kociak.
- Domowy kociak? - prychnęłam pogardliwie. - Prędzej ty takiego przypominasz! Niewiele jest długowłosych wojowników. Moja siostra była jednym z nich, ale jej sierść zawsze była pokudłana i poklejona.
- Nie nudno ci tu? Jesteś całkiem sama...
- Może i jestem sama, ale idę o zakład, że mam w sobie więcej siły niż ty. W końcu nie każdy jest na tyle silny by zrzucić z siebie tak wielkiego i ciężkiego przywódcę!
- Źle mnie zrozumiałaś Morningdew. Potrzebuję pomocy. Mój klan jest bardzo mały, potrzeba mi członków z wolnego otoczenia. Jeśli jesteś taka silna, to tym bardziej cię chcę.
- Ile klanów jest w okolicy?
- Cztery.
- Więc wyraźnie jestem ci potrzebna - westchnęłam. - Chętnie stanę się częścią twojego klanu Thunderstar.
< Thunderstar?>
Księżyc świecił tej nocy jasno, wysoko na niebie. Skłaniał mnie do myślenia. Niebo było bezchmurne i ukazywało cały Klan Gwiazd. Niezliczeni wojownicy, którzy upadli w wojnach między sobą. Czy pokój nie może istnieć? Czy wszyscy wojownicy muszą ze sobą walczyć? Niestety, chyba tak. Zawsze znajdzie się ktoś, kto zapragnie walki. Kodeks Wojownika zabrania klanom łączyć się w jedno. A ja, jako wolny cień przechadzać się będę pomiędzy nimi.
Nagle dziwny szelest sprawił, że zakończyłam swe rozmyślania. Zatrzymałam sie i rozejrzałam wokoło. Nic nie zdołałam dostrzec w mroku lasu. Ostrożnie położyłam się na ziemi i nastawiłam uszu. Wciągnęłam powietrze do nosa. "W pobliżu jest kot!". Zanim zdążyłam zareagować wielka, czarna kupa futra przydusiła mnie do ziemi.
Wstałam gwałtownie zrzucając kota ze grzbietu. Teraz nasze szanse się bieco wyrównały. Czarny kocur zasyczał groźnie. Odwazjemniłam mu się podobnym gestem. Nasze mięśnie były naprężone, gotowe do ataku. Mierzyłam przeciwnika wzrokiem, gdzy nagle zobaczyłam na jego piersi złoty znak. Rozluźniłam się zaznaczając tym brak wrogości. On to zrozumiał i po chwili wylizywał swoją łapę.
- Kim jesteś? - spytałam. Kot zaczekał chwilę z odpowiedzią.
- Nazywam się Thunderstar i jestem przywódcą Klanu Wschodu - oznajmił mi z dumą.
- Ja jestem Morningdew. Jestem samotnikiem.
- Wiem, nie pachniesz jak kot z któregoś z sąsiednich klanów, ani jak domowy kociak.
- Domowy kociak? - prychnęłam pogardliwie. - Prędzej ty takiego przypominasz! Niewiele jest długowłosych wojowników. Moja siostra była jednym z nich, ale jej sierść zawsze była pokudłana i poklejona.
- Nie nudno ci tu? Jesteś całkiem sama...
- Może i jestem sama, ale idę o zakład, że mam w sobie więcej siły niż ty. W końcu nie każdy jest na tyle silny by zrzucić z siebie tak wielkiego i ciężkiego przywódcę!
- Źle mnie zrozumiałaś Morningdew. Potrzebuję pomocy. Mój klan jest bardzo mały, potrzeba mi członków z wolnego otoczenia. Jeśli jesteś taka silna, to tym bardziej cię chcę.
- Ile klanów jest w okolicy?
- Cztery.
- Więc wyraźnie jestem ci potrzebna - westchnęłam. - Chętnie stanę się częścią twojego klanu Thunderstar.
< Thunderstar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz