BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 grudnia 2019

Od Cyprys

Kolejny dzień i kolejna zabawa, przez którą brązowe oczka Cyprys zajdą łzami, które powoli je opuszczą. Tym razem to Żmija zdecydowała o tym w co się pobawią, a czarna szylkretka już wiedziała, że będzie to czas pełen tortur. Wschodząca Fala i Liliowa Sadzawka spały blisko siebie, a Zachodzący Promyk zasypiała, co znaczyło, że jeśli coś się stanie to nikt jej nie uratuje, na szczęście Nocek również spał, dzięki ci Klanie Gwiazdy!
— Pobjawimy sie w wojowników — stwierdziła koteczka, a trzy pozostałe kocięta kiwnęły głowami, choć w środku calico wcale nie chciała, bardzo nie chciała, nie mogła po prostu pójść pobawić się mchem? — Ty Świst będziesz walecznym wojownikjem o imienju... — tutaj niebiesko-kremowa zawahała się na chwilę. Jej pyszczek pokazywał to, że myślała intensywnie marszcząc przy tym nosek. — Świszczący Oddjech! — powiedziała głośniej uśmiechając się z tego, że wymyśliła imię. — Ty Cypjys będziesz wojownikiem innego kjanu, któjego musimy pokonać! Twoje imię to Cypjysowy Pjomyk! — dodała, a Cyprys musiała sie z tym zgodzić. — Ja będę wojowniczką Żmijową Gwiazdą! — wykrzyknęła teraz szeroko uśmiechnięta, a wtedy do akcji wkroczył Świst.
— Tylko lidżerzy mogą mieć takie imię, człon "gwiażdża" jest tylko dżla nich! Nikt inny tak nie może! — powiedział niebieski kocurek obserwując swoją siostrę, która w jego oczach popełniła olbrzymi błąd.
Żmija kiwnęła głową smutna i zgodziła się na zmianę swojego imienia na Żmijowy Jad, chociaż jak sama przyznała wolała Żmijową Gwiazdę, a Cyprys za nic nie potrafiła zrozumieć dlaczego jest, aż tak smutna z tego powodu. Teraz kolej na Miętka, rudego pręgowanego dziko kocurka.
— Ty Mjętku będjesz Miętkowa Łapa, stajszy uczjeń! — Wykrzyknęła córka Zachodzącego Promyka, a calico obserwowała ją z rosnącyn przerażeniem.
<Świst, Żmijo, Miętku? A może ktoś inny z klifu wbije do żłóbku?>

Od Cyprys

Cyprys spojrzała na kulkę z mchu, którą pod łapy położyła jej Wschodząca Fala. Nie wiedziała czy bieg za nią to dobry pomysł, przecież zawsze mogła się potknąć i zrobić sobie krzywdę, a w takim wypadku pójdzie do medyka. W Klanie Klifu było dwóch medyków, Sokole Skrzydło, niebiesko-biały kocur który był znacznie milszym medykiem, to on zwykle przychodził do żłóbka ocenić stan zdrowia kociaków, a jego były uczeń, a obecnie asystent Szybująca Mewa, był buro-białym cętkowanym kocurkiem, syn Niebiańskiego Lotu i nieznanej kocicy, co wydawało się Cyprys dziwne, na pewno nie był to nikt z klanu, a związków z kimś innym zakazywał kodeks, tak mówiła buro-biała Zachodzący Promyk, matka calico. Uważała, że, Lisia Gwiazda i Zachodzący Promyk powinni być w sobie zakochani, tak mówiła Wschodząca Fala, że ona i jej partner, zmarły już Potokowa Gwiazda, bardzo długo się znali, a jej rodzice? Prawie się unikali. Co najdziwniejsze ostatnio rudy kocur zabił babcię Cyprys, czarno-białą Zaskrońcowy Syk na oczach całego klanu, a po tym zdarzeniu dziko pręgowana stała się trochę inna, jakby bardziej zagubiona i samotna. Czarno-rudo-białej żal było matki, nie wyobrażała sobie stracić Lisiej Gwiazdy, Zachodzącego Promyka albo nawet Nocka, mimo, że ją denerwował i groził śmiercią i tak go kochała. Bardzo, bardzo. Jak każdego ze swojej rodziny, no może poza zmarłą już babcią. Popchnęła łapą kulkę mchu i pobiegła za nią.

Od Cyprys

Cyprys siedziała w centrum obozu drżąc na całym drobnym ciałku, nie wiedziała po co wraz z rodzeństwem zgodziła się wyjść z kociarni, tam było ciepło, miło, pachniało mlekiem i była tam Zachodzący Promyk i j e j posłanie. Oraz wszystkie piórka, kamyczki i zabawki z mchu jakie tylko znalazła, nimi lubiła się bawić, ale innymi? No nie powiem. Mówiąc szczerze miała tylko ochotę zabrać jedną z piłeczek z mchu zrobioną przez czarno-rudą królową i pobiec za nią, nigdy nie lubiła zwiedzania ani walki. Po prostu nie. Było to dla niej coś co kojarzyło się Cyprys z byciem dorosłym, a ona nie chciała, być dorosła. Nie chciała siedzieć w żłobku, chociaż chciała kocięta, nie chciała szukać partnera, chociaż chciała mieć swoją miłość, chciała być wojownikiem chociaż nie chciała być uczniem i trenować. Nie tak działa życie Cyprys. Świst poszedł do jakiegoś legowiska chwilę temu, a czarna szylkretka nie potrafiła go dostrzec, z resztą tak samo Nocek poszedł gdzieś, przed tym obrzucając jeszcze wyzwiskami swoją siostrę, która .podeptała mu ogon. Żmija spojrzała na swoją siostrę tymi olbrzymi brązowymi oczami o głębokiej barwie, język zwisał jej z pyska co przyprawiło kotkę o dreszcz, może powinna była się przyzwyczaić... Sam Sokole Skrzydło, niebieski medyk Klanu Klifu, mówił, że kotce tak już zostanie i jest całkowicie zdrowa. Spędziła dokładnie dwa uderzenia serca na tym okropnym zimnie i szybko wbiegła do żłóbka.

Od Cyprys

Tego dnia Cyprys chciała tylko spokoju, właśnie chciała, bo coś nie wypaliło. Zaczynając od samego poranku obudziły ją krzyki Miętka i Nocka, Nocek właśnie kogoś obrażał, a Miętek, cóż, był Miętkiem. Otworzyła oczka, rozglądając się po żłóbku i spróbowała wrócić do snu. Snu, w którym nikt jej nie przeszkadzał, ale oczywiście nie wyszło, bo królowe musiały uciszyć krzyczące kocięta, a wtedy calico odechciało się spać. Potem Żmijka zaczęła ją zaczepiać, a Cyprys zwinęła się przy mamusi i postanowiła, przynajmniej chwilowa, ignorować kotkę. Ponownie zasnęła, ale ten wspaniały stan nie trwał długo, bowiem po raz k o l e j n y coś ją obudziło, a tym czymś była sepleniąca i skacząca po niej Żmija. Postanowiła, że dzisiejszy dzień spędzi w miejscu odpoczywając, najlepiej samotnie, a jeśli jakieś kocięta będą chciały się z nią pobawić to oczywiście się zgodzi, tak to wygląda. Typowy dzień Cyprys czas zacząć. Zachodzący Promyk uśmiechnięta powitała swoją córkę i zabrała się za jej pielęgnacje, Nocek uśmiechał się widząc, że jego kolej będzie na samym końcu, a Świst czekał w miejscu, Żmijka oddaliła się od rodzeństwa. Usiadła na łapki uwolniona od swojej rodzicielki, zaczęła wyczekiwać na Lisią Gwiazdę, który może zjawi się w żłóbku, wnuczka Skorpiona nie wiedziała, że jest faworyzowana, myślała, że to wszystko wina jej drobnej budowy, która no cóż, sprawiała wrażenie, jakby miał ją zaraz zwiać wiatr. Westchnęła cichutko i skierowała się do kąta żłóbku, tak by inne kociaki jej nie zauważyły. W końcu podeszła do niej niebieska szylkretka.
— Cypris — powiedziała głośno. — Bawisz sięm ze mna i innimi kociakiami? — zapytała się jej siostra, a ta tylko kiwnęła głową nie chcąc się bawić.

Od Cyprys

Cyprys otworzyła oczka rozglądając się po żłóbku, wszystko tak jak zwykle. Liliowa Sadzawka spała zwinięta w kłębek zaraz obok swojego, na szczęście, śpiącego syna Miętka, który był okropny. Nawet nie wiedziała kto był jego ojcem. Gdzieś w rogu spała Wschodząca Fala, czarno-ruda kocica była wieczną królową i nie miała aktualnie kociąt, ale jej starszym kocięciem była wcześniej wspomniana kotka. Następnie spojrzała na swoją matkę, która spała razem z resztą kociąt, Nocek i Świst spali oddaleni od siebie, a Żmija blisko matki. W sumie to nic ciekawego, wszystko wyglądało tak od czasu, gdy otworzyła oczy pierwszy raz. Miała ochotę wrócić do snu, ale wtedy córka Potokowej Gwiazdy otworzyła swoje śliczne, zielone ślepia szybko spoglądając czy jej rudemu synowi nic się nie stało i śpi spokojnie, zaczęła pielęgnację. Och, jak Cyprys marzyła, by tak wyglądać! Pomimo tego, że tak jak ona miała czarno-rudo-białe futro średniej długości wyglądała bardziej dostojnie, Cyprys nie potrafiła zrozumieć, że może i ona będzie tak wyglądać w przyszłości. Wtedy ktoś wszedł do kociarni, spojrzała na czarno-białe futerko i zrozumiała, że to wojowniczka. Jej imię pozostawało dla kociaka tajemnicą, może brzmiało Malinowy Nos, a może Jeżynowy Nos? Gdzieś z tyłu głowy chodziła jej myśl o Borówkowym Nosie, ale szybko ją odrzuciła. To imię brzmiało dziwnie. Kotka skierowała się w stronę czarnej królowej, która powitała ją skinięciem głowy, zaczęły cicho rozmawiać, a potem długowłosa skierowała się do wyjścia ze żłóbka. Cyprys nie wiedziała o co jej chodziło, ale chyba koty mogły przychodzić się odwiedzić. Tak przynajmniej jej się wydawało.

Od Cyprys

Drobna szylkretowa koteczka obudziła się piszcząc głośno, nie wiedziała, że blisko niej jest matka, buro-biała Zachodzący Promyk, nie wiedziała, że obok niej jest też rodzeństwo, Żmija, Noc i Świst, nie wiedziała, że wkrótce na swoje kocięta zobaczyć pójdzie Lisia Gwiazda, jej ojciec. Nie dziwcie się Cyprys, w tamtym czasie nie miała nawet otwartych oczu, które w przyszłości przybrać miały głęboką brązową barwę. Pewnego dnia je otworzyła, kolejnego zaczęła mówić pojedyncze słowa, a jej pierwszym był "Lis" drugim "Klif", a kolejny nie były ani trochę ciekawe. Powoli podpełzła do swojej rodzicielki ssąc mleko, które zapewniało jej przeżycie. Do żłóbka wszedł Sokole Skrzydło, niebieski medyk powoli skierował się w stronę królowej witając ją i powoli zaczął oglądać kocięta. Cała trójka była zdrowa, a potem przyszedł czas, by obejrzeć czarną. Niebieski kocur stwierdził, że kotka pomimo tego, że zdrowa jest niezwykle drobna. Potem wyszedł ze żłóbka. Czarna koteczka powoli zasnęła wtulona w córkę Skorpiona. Zachodzący Promyk może się martwiła, ale równie dobrze myśleć mogła o tym, kiedy jakiś uczniak wymieni jej posłanie. Niedługo później Cyprys obudziła się piszcząc okropnie, prawdopodobnie Nocek wpełznął na nią w drodze do swojego źródła mleka, a ona oczywiście musiała się obudzić. Zachodzący Promyk uspokoiła ją dwoma liźnięciami i zmusiła do powrotu do snu.

Od Cyprys CD. Żmii

Cyprys spojrzała radośnie na Żmiję, w jej wielkich brązowych oczach widać było te iskierki, które nadawały jej uroku. Na pyszczku miała uśmiech, tak szeroki, że można by pomyśleć, że właśnie spełniło się jej największe marzenie. Futerko miała idealnie przylizane do ciała tak, że nie odstawało i wyglądało zwyczajnie ładnie, czarno-rudo-białe.
— Siostścko gdje jest Nocjek? — Spytała swoją siostrzyczkę w czasie zabawy w klany bojąc się lekko, że czarno-biały zepsuje ich zabawę. Syn Lisiej Gwiazdy i jednocześnie ich brat psuł wszystko, obrażał je, bił i groził śmiercią, w skrócie nieciekawy typ. Jeśli miałaby wybrać w jakiej kolejności lubi kociaki ze żłóbka to Miętek i Noc, potem Świst, a na początku Żmija. Bardzo lubiła swoją siostrę. — Źmijko jak myźliź cji Kjan Kjifu może ziaatakiować Kjan Źmijiiii? — spytała drżącym głosikiem. — Popjowadję mojich wojownikiów prźeź grancje z nasjymi sojuśnikami?Cjy tjo dobjy pomyśł?
Po tych słowach zauważyła Nocka, szedł powoli z tym okropnym uśmiechem. Serce Cyprys przyśpieszyło, przestraszyła się nie na żarty. Przecież w j e j kierunku kierował się Nocek, który zawsze jej dokuczał, zresztą nie tylko jej, Żmii i Świstowi też. Na pewno nie wróżyło to nic dobrego, długowłosy kocurek podszedł do nich. Starała się nie rozpłakać, gdy kocur usiadł przed nimi.
— Cześć mysie bobki — przywitał się z kotkami, Cyprys zaczęła panikować i łzy cisnęły się jej do oczu.
<Żmijo?>

Od Cyprys CD. Żywicznej Mordki

— No spójrz chociaż na nie — mruknęła szylkretowa kotka. — Obiecuję, że jak coś to cię obronię — dodała po chwili.
Tak oto do żłóbka wszedł liliowo-biały kocur drżąc, gdy cztery kulki zbliżały się do niego. Zamknął oczy, a otworzył je dopiero, gdy jej rodzeństwo usiadło obok nieznajomego. Nocek usiadł pierwszy, zaraz za nim Świst i Żmija, a na szarym końcu Cyprys. Koteczka przyglądała się jego liliowemu futerku, na którym widać było ciemniejsze pręgi, na uszach miał pędzelki, które sprawiły, że koteczka miała ochotę je dotknąć, były takie puszyste! Może kiedyś będzie miał kocięta z takimi pędzelkami? Na pewno, by je pokochała! Może nawet jej kocięta będą miała takie pędzelki? Och ile ona, by dała! Jednak pierwsze musi być dorosła i musi znaleźć partnera albo partnerkę, ale te drugie chyba były tylko dla kocurów, ale co ona wie. Nawet mama mówiła, że jest tylko kociakiem! Zdecydowała się pochwalić uszy kocura.
— Maś takje faine pędzelki! — powiedziała głośno uśmiechając się lekko.
Wkrótce zauważyła, że za kocurkiem stoi Berberysowa Bryza, u w i e l b i a ł a te kotkę! Dumna i szanowana! A na dodatek ładna! Widziałeś kiedyś kogoś takiego? Nie? No pewnie, że nie! Berberys jest najwspanialszą wojowniczką w klanie, oczywiście zaraz po Lisiej Gwieździe!
<Żywiczna Mordko?>

Od Cyprys CD. Berberysowej Bryzy

Czarna szylkretka wstała patrząc się prosto na Nocka. Wyzywał ją, a łzy cisnęły się jej do oczek. Miała ochotę wybuchnąć płaczem i uciec jak najdalej od żłóbka i kociąt, najlepiej do ojca, rudego Lisiej Gwiazdy, lidera Klanu Klifu.
— Lisi bobek! — powiedział głośno czarno-biały starając się nie seplenić, wyszło mu to. — Stjawa dla wjon! — dodał szybko nie będąc w stanie wymówić "r", szybko poprawił się próbując powiedzieć dwa słowa jeszcze raz, ale tak, jakby wypowiedział je dorosły wojownik, a nie mały kocurek. — Brzydka kupa futra! — powiedział znacznie wolniej pilnując się, by dobrze to wymówić.
Cyprys wciąż stała, choć jej łapy drżały, czuła, że Nocek nie skończy szybko. Co dziwne jego krzyki nikogo nie obudziły, Wschodząca Fala, Liliowa Sadzawka i Zachodzący Promyk wciąż spały podobnie jak Miętek, Świst i Żmija. Liczyła na to, że dwójka ostatnich się obudzi i jej pomoże. O ile niebieska kotka mogła stchórzyć, tak całą swoją nadzieję pokładała w bracie. On mógł uspokoić brązowookiego. Mógł wszystko.
— Nje pjawda Nocku! — Powiedziała starając się wyjść na odważną i, przynajmniej jej zdaniem, dumnym krokiem podeszła bliżej kocurka tak na prawdę chwiejąc się ze strachu. Myślała tylko o tym, co by się stało gdyby wszystkie groźby się spełniły.
Po kilku kolejnych słowach Cyprys się rozpłakała płacząc niezwykle głośno i żałośnie. W tym samym momencie do żłóbka weszła Berberysowa Bryza.

<Berberysowa Bryzo?>

Od Cyprys

Koteczka uśmiechnęła się szeroko myśląc o swoim rodzeństwie. Kochała je, bardzo, bardzo. Nocek, tak okropny czarno-biały kocurek pewnie nawet jej nie kochał, a mimo to i tak ona go kochała, czy mógłby się choć przez jeden dzień uspokoić? Czy jeden, jedyny dzień mógłby jej nie wyzywać? Każde słowo wypływające z jego pyska raniło jej serduszko jak coś niezwykle ostrego, coś gorszego od pazura albo kła. Ba! Gorsze od tysięcy pazurów drapiących ją po całym ciele. Świst, niebiesko-biały kocurek, którego mało kto chciałby znać, dość przerażający, a na dodatek sprowadzający swoje rodzeństwo na ziemię, tego bardzo kochała i nie potrafiła zrozumieć czemu ktokolwiek nie polubiłby go od pierwszego wrażenia. Ostatnia z jego rodzeństwa, niebieska szylkretowa Żmija, z wyglądu nie przypominał żadnego kociaka jakiego kiedykolwiek widziała, bowiem język miała wysunięty z pyska co tylko upodobniało ją do żmii, ale z charakteru wcale nie przypominała tego zwierzęcia, strasznie dużo płakała i nie słodziła innym na siłę, jak to Cyprys miała w zwyczaju. Jej kochane rodzeństwo. Potem jej myśli zeszły na rodziców. Zachodzący Promyk, energiczna kocica lubiąca walkę, była okropnie młoda, ale Cyprys bardzo kochała matkę, ale jak miała nie kochać? To naturalne u kociaka. Ostatnim elementem tej "rodziny" był jej ojciec, Lisia Gwiazda, kocur budzący strach w wielu kotach, wiele kotów zmarło z jego łapy, a inne z jego łapy zarobiły blizny lub straciły rodziny, a mimo to bardzo go kochała, uważała za idealnego i nie popełniającego niczego niezgodnego z kodeksem. Co ciekawe kotka miała jeszcze przyrodnią siostrę, Wiewiórczą Łapę, która uciekła od klanów wcześniej zabijając Jarzębinowy Strumień i swoją babcię, Nów.

Od Żmii CD. Berberysowej Bryzy

Propozycja Berberyski apropo 'potrenowania' bardzo kusiła Żmiję, szczególnie, że na dworze temperatura nie była zbyt zadowalająca. Koteczka rzuciła się do przodu, po czym zaczęła skakać do góry aby złapać ogonek kotki. Jeden taki skok zakończyła złapaniem ogonu i przywalenie prosto w ziemię razem z nim. Niezbyt przejmowała się zaciekawionymi spojrzeniami innych kociaków. Ważny był jedynie jej cel.
Wbiła kły w ogon i zaczęła nim szarpać. Wojowniczka machnęła ogonkiem tak, że Żmija zmuszona była oderwać od niego łapki, gdyż miotający się po ziemi ogon z łatwością mógł uderzyć w łapki, a to naprawdę mocno bolało. Taki los spotkał właśnie łapeczki małej koteczki, gdyż podczas wykonywania jednego ze skoków zbyt późno się odbiła. W tamtym momencie uciekła od tego okropnego ogona. Widać było że miała ochotę się rozpłakać, lecz nie mogła tego ukazać. Łzy koczowały przy jej oczach, czekając aż tylko będą mogły wypłynąć. Ta jednak nie poddając się nie dała dojść Berberysce nawet do słowa, gdyż zajęta była gonieniem. A dokładniej pseudo gonieniem, gdyż gdy tylko owy ogon się zbliżał odskakiwała do tyłu. Dysząc usiadła na zadku, spoglądając na większą kotkę.
― Koniec... Proszę. Dziękuję za trening
Miauknęła z uśmiechem Żmija. W tej chwili nie marzyła o niczym więcej niż dostaniu Berberysowej Bryzy na mentorkę. Była S U P E R. Odnosiła wrażenie że była nawet fajniejsza od mamy!
― Nie ma problemu, malutka. ― Odpowiedziała z jeszcze większym uśmiechem wojowniczka, a Żmija coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu że byłaby idealnym materiałem na nauczycielkę przyszłej terminatorki.

Od Żmii

Dość słabo znała Śwista, a zależało jej na dobrej relacji z rodzeństwem... no dobra, wszystkimi oprócz Nocka. W głowie ciągle miała ból spowodowany przez niego i to ile łez wypłynęło z jej oczu przez czarnego kocura. Lśniące kiełki tego kota okropnie źle wspominała, a charakterystyczny sposób dla niego chodzenia chyba tylko jej nie śmieszył. Biała plama na pysku często gęsto nawiedzała ją w snach. Chciała się zemścić tyle razy, tyle razy już nie wyszło. Strzepnęła ogonem. Nie. Da radę, da radę jeszcze się go pozbyć. Sama nie do końca, ale z rodzeństwem wszystko się uda. No dobra. Może trochę przesadza. Cyprys już odmówiła, Śwista właśnie chciała zapytać, chociaż była całkowicie pewna że odmówi. Zostawał jeszcze Miętek, ale jego naprawdę chciała unikać. Pobiegła więc do szarego kocurka śpiącego przy matce.
- Śśświiiiisssst
Szepnęła nad jego uchem.
- Śśświiiiissssttttt
Po raz drugi.
- Śśświiiiissssttttt!
Kolejna próba nie dała niczego.
- ŚWIIIIIIIISTTTTTTTTTTTTT!!!
Tym razem musiało się udać. Albo i nie? No dobra, nie udało się.
Pacnęła więc łapą brata, a ten odwdzięczył się sykiem. Dużym Sykiem.
- CZEGO?! - Warknął, że Żmija się aż wystraszyła.
- No bo wiesz, ja ten, tylko, no, wiesz! - Miauknęła.
- No nie wiem. Wysłów się n o r m a l n i e. - Miauknął kocur, patrząc na nią spod łba.
- Pomóż mi zaatakować Nocka! Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę!
Oparła łapy na jego ciałku i zaczęła nim trzepać.
- Nie.

Od Żmii

Żmija rzuciła się na plecy, odpychając z siebie brata. Warknęła zaciekle i drasnęła go w policzek. Ten odwdzięczył się tym samym, więc dwa Kociaki przeturlały się przez żłobek. Żmijka zaczęła się wyszarpywać, jednak Nocek był silniejszy.
- Zaczęłaś sama, nie ma odwrotu!
Syknął brat, stawiając na grzbiecie niebieskiej szylkretki jednocześnie przydeptując ją do ziemi.
- Zostaw! ZOSTAW! - Zaczęła drzeć się Żmija ze łzami w oczach. 
Skoczyła do góry, podbijając do góry czarne futro.
Zezłoszczona, odbiegła na bok. Łezki nie przeszkadzały w zawziętym syczeniu na brata.
-   Głupia jesteś! Niech cie borsuk żywcem połknie! - Wykrzykiwał kocur, gdy ta się kuliła.
- A ciebie to, to.. niech cię spali! - Parsknęła groźnie, łapami skrobiąc ziemię.
-Albo ja cie zjem! - Odezwała się nagle i rzuciła prosto do kocura. 
Z zaskoczenia powaliła go na ziemię tym razem ona go przygniotła.
- No i kto teraz wygrał? - Powiedziała z dumą.
- Ja! -Warknął rozwścieczony Nocek.

***

- Cyprys, wiesz co?
Zagadała do szylkretowej kotki.
Ta odpowiedziała kiwnięciem głowy.
- Musisz iść ze mną pokonać Nocka! - Rzuciła Żmija.
- Ale... nie jestem zbyt dobra w walce, pamiętasz? - Nieśmiało powiedziała Cyprys.
-No to trudno, damy radę! - Gdy siostra niechętnie ponownie machnęła pyskiem, Żmija wywróciła oczami i sama poszła zapolować na Nocka. Już prawie go miała, jednak ten wyszedł. Aha. Westchnęła i położyła się w koncie, czekając aż wróci.

Od Sroczego Żaru CD. Wilczego Serca

Wtuliła się w wyłysiałą pierś Wilczaka i spojrzała na zachodzące słońce. Pomarańczowe promyki oświetlały ich sierść, zabarwiając ją na złoty kolor. Wiatr błąkał się pomiędzy drzewami, wprawiając gałęzie w delikatny ruch. Kotka wzięła głęboki oddech i przeciągnęła się leniwie, obracając się na grzbiet. Śnieg zatrzeszczał pod nią, ale zignorowała to. Spojrzała na obserwującego ją Wilcze Serce, który napotkawszy się z jej spojrzeniem, liznął czule kotkę w czoło. Kąciki jej ust delikatnie się podniosły, tworząc na jej pysku mały uśmiech.  
Już dawno nie czuła takiego... spokoju? 
Pomimo ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń, miała wrażenie, że to wszystko jest nieważne. Chciała zostać tutaj już na zawsze. Z dala od tych wszystkich problemów. Skomplikowanych kotów i relacji pomiędzy nimi, żądnego krwi lidera, czy upierdliwych kociaków, które coraz bardziej plątały się pod łapami. Ale wiedziała, że nie mogła, że im dłużej będzie tu z nim siedzieć, tym trudniej będzie się jej odejść. A nie mogła tu zostać. Musiała wrócić. Wiedziała, że nieważne jakby się starała nie odnajdzie się w Klanie Wilka, tak samo jak Wilcze Serce w Klanie Klifu. Oderwała się od kocura niechętnie i pośpiesznie wstała. Zdążyła zrobić parę kroków nim usłyszała jego głos.
― Zostań jeszcze ― mruknął wypłosz, śledząc poczynania kotki lekko ospałym spojrzeniem. ― Jeśli chcesz, oczywiście ― dodał ciszej, gdy trochę oprzytomniał. 
Sroka westchnęła i spuściła wzrok. Odwróciła się tyłem do Wilczego Serca i spojrzała się na swoje terytorium. Lisia Gwiazda by ją bez zawahania zabił, gdyby wiedział co teraz robi. Zawsze był nieobliczalny, ale ostatnio miała wrażenie, że jest z nim jeszcze gorzej. 
― C-chce ― stęknęła wyjątkowo nieśmiało jak na nią. ― Ale muszę ― burknęła nieco poważniej, odwracając pysk w stronę Wilczaka.
Napotkawszy się z pomarańczowym ślipiem przyglądającym się mu uważnie, Wilcze Serce wstał lekko niepewnie. Jednak nie widząc na jej pysku żadnego sprzeciwu, podszedł do kotki i usiadł obok niej.
― Rozumiem, jeśli musisz to idź ― mruknął niechętnie. ― Ale ja zawsze będę na ciebie czekał ― dodał, spoglądając na kotkę. 
Sroczy Żar uśmiechnęła się delikatnie, słysząc słowa kocura. 
― Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać, a co jak na ciebie jutro spadnie głaz?  ― spytała lekko rozbawiona, trzepiąc wypłosza w ucho ogonem. ― Postaram się jak najszybciej wpaść ― mruknęła, liżąc na pożegnanie wyłysiałego wojownika w polik. 

<Wilcze Serce? jeszcze raz sorry za gniot xd>

30 grudnia 2019

Od Szyszki CD. Nostalgii

Czarny kształt wsunął się do legowiska uczniów. Poruszając się szybko, przemknął przez najbliższe mchowe posłania, zmierzając do jednego konkretnego. Kotka zachowywała się cicho, by nie zbudzić śpiących uczennic. Najmniejszy szmer mógł wyrwać je, z płytkiego snu. Zatrzymała się przy szylkretowej koteczce, pogrążonej jeszcze w krainie snów. Szyszka, rozejrzała się żółtymi oczami po legowisku. Udało jej się nie zbudzić ani Iskry, ani Golec. Z nagłą radością uświadomiła sobie, że są już gotowe, by odbyć mianowanie. Klan Lisa pomimo licznych tragedii, będzie miał powód do świętowania, ciesząc się z nowych wojowniczek. Drgnęła, obserwując więcej pustych legowisk. Jeszcze nie tak dawno, jedno należało do niej. Muszelka, przeszła mianowanie na wojowniczkę, wcześniej od swoich sióstr. Czy Iskra i Nostalgia nie tęskniły za jej towarzystwem?
Szyszka spojrzała na dalej śpiącą szylkretkę. Nie ukrywała, że pałała do Nostalgii sympatią. Ucieszyłaby się, gdyby jej pierwsza uczennica, mogła również awansować. W głowie czarnulki pojawił się ambitny plan, by zwiększyć dawkę ich treningów. Oczywiście nie miały być trudniejsze, czy bardziej wyczerpujące, przecież każdy zasługiwał na odpoczynek. Mogły jednak zaczął z samego rana, przeprowadzić pierwsze szkolenie, zrobić krótką przerwę i przejść do kolejnego ćwiczenia. Szyszka uśmiechnęła się lekko. Powinna w najbliższym czasie porozmawiać z Horyzontem.
― Wstawaj, Nostalgio. Pora na trening.-trąciła kotkę nosem.
Nostalgia przewróciła się na drugi bok, zanim zdecydowała się otworzyć oczy. Zamrugała z niewyspania, rozchylając następnie pyszczek w ziewnięciu.
― O co chodzi?
Upewniając się, że obok niej jest Szyszka, podniosła na czarnulkę spojrzenie. W jej oczach kryło się lekkie zaciekawienie, wszak nieczęsto mentorka nawiedzała jej legowisko, budząc ją przed świtem. Wojowniczka gestem ogona, nakazała iść za sobą. Lepiej było porozmawiać na zewnątrz, żeby przypadkiem nie narazić się reszcie śpiących.
Gdy tylko obie znalazły się na zewnątrz, Szyszka zmrużyła oczy, ciesząc się chłodnym wiatrem. Słońce powoli sunęło ku szczytowi, rozlewając pomarańczowe promienie. Ponieważ Pora Nagich Drzew, dobiegała końca, połowa śniegu stopniała, a gdzieniegdzie, dało się dostrzec lekką trawę. Szyszka liczyła, że zwierzyna powróciła.
Machnęła ogonem na powitanie Chmurce, gdy minęła go, udając się do wyjścia z obozu. Nostalgia dotrzymywała jej kroku, zrównując się z nią. Szły ramię w ramię, idąc przez poszycie bagien. Chociaż na początku kierowały się przed siebie, wykonały nagły skręt, by zmienić kierunek. Na pewno nie odbędą treningu blisko Drogi Grzmotu.
― Powiesz mi w końcu, czy dalej będziesz milczeć, jak lisi bobek?-mruknęła Nostalgia, strzepując koniuszkiem ogona.
Jej głos wyrwał Szyszkę z zamyśleń. Spojrzała na nią wesołymi oczami.
― Wybacz, zamyśliłam się. Chciałam zabrać cię na małe polowanie, przy okazji zobaczyć twoje umiejętności.-miauknęła z nutką tajemniczości w głosie.
Kilkanaście uderzeń serca później, znalazły się na rozłożystej polanie. Było to chyba najlepsze miejsce do polowań na piszczki.  Czarna kotka obserwowała, jak Nostalgia wysuwa pazury, przygotowując się do polowania.
― Zaczniesz?-zaproponowała mentorka, nie kryjąc radości w głosie.
Nostalgia krótko skinęła głową. Otworzyła pysk, smakując powietrza i próbując wychwycić woń zwierzyny. Szyszka również zawęszyła. Czyżby zapowiadało się na to, że wrócą z pustymi łapami?
― Czuję mysz.-oznajmiła Nostalgia, wychwytując trop stworzenia.
Szylkretka przypadła do ziemi, przybierając odpowiednią pozycję. Powoli sunęła w stronę gryzonia. Mysz nieświadoma zagrożenia, szukała w śniegu ziarenek. Szyszka ostrożnie się wycofała, uważając, by nie nadepnąć na żaden patyk. Jeśli stworzenie im ucieknie, nie wiadomo, czy uda się odnaleźć coś innego. Na szczęście Nostalgia zachowała spokój. Uniknęła wiatru, poruszała ostrożnie łapami, dopóki nie znalazła się blisko myszy. Wysunęła w locie pazury, naskakując na szarawe stworzenie. Zanim zwierzak pisnął, kotka wbiła w niego kiełki.
― Łatwizna.-mruknęła, przynosząc pod łapy czarnulki upolowaną mysz.
― Dobra robota!-pochwaliła z entuzjazmem. ― Teraz go zakop i... skoro uważasz, że to było łatwe, to masz ochotę porobić coś innego?

<Nostalgio? Nie zniszczyłam charakteru? Czy nie zabijesz mnie za to, że doprowadziłam do 4 odpisów i mam ochotę napisać jeszcze więcej? xd Mianowanko na wojowniczkę, zbliża się ogromnymi krokami ♥️>

Od Żmii CD. Lisiej Gwiazdy

Zdruzgotaną kotkę każdy ruch rudego kocura straszył i niepokoił, przez każdy ruch coraz bardziej się trzęsła. Kiedy w jej uszach tylko odbił się jego głos tylną łapkę odsunęła do tyłu, po czym położyła uszy. Niedbałe przywitanie przywódcy nie usatysfakcjonowało zbytnio kotki, jednak spodziewała się że ta wymiana zdań nie będzie zbyt przyjemna.
― Tato, bo.. ― Zaczęła, jednak urwała gdy rozmówca wziął srokę do pyska i udał się do legowiska, ogonem dając znak aby szła z nim. 
Chciała powiedzieć coś w stylu tego że przyszła się przywitać i uciekać do żłobka, jednak ta sytuacja z lekka pokrzyżowała jej plany.
Na chwiejących się nóżkach podreptała za kotem, a gdy weszli do legowiska zatrzymała się i niepewnie powąchała wejście.
― Szukasz czegoś? ― Odezwał się nagle rudy.
Szuka czegoś?
W gruncie rzeczy to tego jak opuścić to legowisko.
― No? Lis ci odgryzł język? 
Lis odgryzł język? Okej.. to zabrzmiało jak groźba.
― Możesz tu zostać, jeśli matka ci pozwoli ― Mała wzięła wdech, szykując się do odpowiedzi.
― Pytałam ją czy mogę wyjść i mi pozwoliła.. ― Odpowiedziała chwiejnym głosem Żmija.
― Tia, super. ― Miauknął z niechęcią Lisia Gwiazda, przegryzając srokę. 
Zaciekawiona Żmija wpatrywała się uważnie w powoli pochłaniane przez ojca zwierzątko.
― Przyszłam się z tobą przywitać i porozmawiać.. ― Wymamrotała niebiesko-rudo-biała koteczka, na co Lis odpowiedział krzywym kiwnięciem głową.
― Mogę już iść jeśli chcesz.. ― Wyszeptała.

<Lisia Gwiazdo?>

Od Sokoła CD. Szyszki

― Ej no ― W kilku szybkich krokach zastawił Szyszce drogę ucieczki. Czy przez tego małego smarka ma tracić całą relację cierpliwie budowaną ze swoją partnerką przez te wszystkie księżyce? Niedoczekanie. Wysilił się na wesoły uśmiech.
― Ja… Lubię… Nostalgię ― Prawie wysyczał. Miał wrażenie, że ten uśmiech zaraz mu odpadnie wraz z całą gębą.
Szyszka uniosła jedną brew i uśmiechnęła się współczująco.
― Naprawdę ją lubisz?
Prawie zwymiotował.
― Jasne. Jest super. Sympatyczna, przemiła i do jaka zdolna. ― Widząc wyczekującą minę partnerki, dalej trajkotał niczym jakaś nakręcana lalka. Normalnie w życiu by czegoś takiego z siebie nie wydusił ― Ma… Ładne oczy i śliczne futerko. I jest kochana.
Serdeczny śmiech jego partnerki i jej pokrzepiające otarcie się jej sierścią o jego sierść, to wszystko dało mu do zrozumienia, że chyba złość jej powoli przechodzi.
― Nie odlatuj aż tak, Sokole ― Na moment zapatrzył się w jej pełne głębi, złociste ślepia ― W takim razie możesz ją przeprosić przy wszystkich.

***

W myślach klął się za tą naiwność. Z samego rana nazrywał kilka badyli w drobny bukiecik przeprosinowy. Przez moment głęboko rozważał dodanie do niego kilku kropel mysiej żółci, żeby dogłębniej pokazać Nostalgii, gdzie jej miejsce. Ostatecznie, niby przypadkiem, nasmarował kwiaty błotem i z szerokim uśmiechem skierował się w stronę legowiska uczniów.
― Sokole!
W ostatniej chwili dostrzegł czarną kotkę, biegnącą ku niemu. Jego uśmiech zniknął. Z zażenowaniem patrzył, jak Szyszka na powitanie styka się z nim nosem. Nie odwzajemnił tego gestu. Że niby co? Że ona ma być przy tym, jak będzie wręczał te nieszczęsne kwiatki Nostalgii? W jednej chwili miał ochotę zapaść się pod ziemię. Ukrył bukiet pod łapą.
― Eee… A n-nie miałaś p-patrolu czy coś?
W odpowiedzi Szyszka tylko pociągnęła go w stronę legowiska uczniów. Teraz, gdy Iskra została mianowana, kisiła się tam tylko Nostalgia z Golcem. Sokół w duszy modlił się o to, by szylkretowa została jak najszybciej mianowana. Wtedy Szyszka wreszcie będzie mogła skupić się na ważniejszych rzeczach – i kotach – niż ta mała szylkretowa gnida i jej szkolenie. 
Może w końcu Horyzont ją mianuje i wszyscy będziemy mieli spokój?
Dostrzegłszy wychodzącą z legowiska, nieco zaspaną Nostalgię, uśmiechnął się pod nosem. Przyspieszył kroku. Wyprzedził Szyszkę i rzucił Nostalgii wesoły uśmiech. Podszedł do niej i nieco zabłocone kwiaty, które trzymał w pysku, niby przypadkiem rzucił jej w prościutko twarz. Ups…

<Szyszko? Złoisz mu skórę? Nostalgio? Fajny bukiet? Nie bij go, starał się xD>

Od Sokoła CD. Szyszki

Kogut darł się wniebogłosy, gdy Szyszka próbowała wyczyścić jego sierść z cierni. Okładał łapami pysk czarnej kotki i przez moment Sokół miał ochotę złoić mu skórę. 
― Ktoś musi ci to wyjąć, brudny sierściuchu! ― warknął i nachylił się nad kocurkiem, który zawył jeszcze głośniej. ― Czemu tylko ty musisz zawsze sprawiać problemy?
― Kto to mówi…
Łagodny i dobrze znamy mu głos przywołał go do porządku. Próbując wyjąć Kogutowi ostatniego rzepa, obrócił się z cichym „hę?”. Rozbawiona Płomykówka stała kilka długości lisa dalej i mierzyła wzrokiem obydwie swoje latorośle oraz dawną uczennicę.
Przez ostatnie księżyce nie zauważył, jak bardzo jego matka się zestarzała. Prawie cały jej pysk pokryty był bladymi, rzadkimi włosami, a błękitne oczy straciły dawny blask. Również sposób jej mówienia się zmienił. Zamiast wyrzucać z siebie potoki słów energicznym, żywiołowym i naglącym głosem mówiła jakby wolniej, z widocznym trudem. Stała nieco przygarbiona, a łapy z lekka się pod nią uginały. 
Można by wręcz rzec, że cała jej siła i żywiołowość przeszły na Koguta.
― Możemy ci go odnieść do żłobka ― Powiedział przez szacunek do rodzicielki, jednak wcale nie miał na to ochoty.
― Nie trzeba ― Rzuciła Płomykówka i złapała dzieciaka za skórę na karku. Kolejny wrzask Koguta spowodował tylko lekkie zmarszczenie się nosa Płomykówki. Na jego matce nie robiło to specjalnego wrażenia. 
O tak, bierz go. Zabieraj.
Jego matka zaniosła drącego japę Koguta do żłobka i w kilku zwinnych susach znowu była znów przy nich. Zastanawiał się, jak to możliwe. Niby stara, posiwiała i przygarbiona, a jednak poruszała się z gracją typową dla klanowego kota. Spojrzał z podziwem na swoją matkę, jednak ta odwróciła się w stronę Szyszki.
― Wiesz, dlaczego tak dobrze radzę sobie z Kogutem? ― Jej bladoniebieskie ślepia lśniły z rozbawienia ― Wytrenował mnie mój straszy syn. Zawsze darł się tak głośno jak Kogut. Kiedyś z Myszołowem uciekli ze żłobka i zniszczyli Rudzikowi zapasy lekarstw. Cały klan był osłabiony przez dwóję dzieciaków! Albo wtedy, jak postanowili zrobić sobie mały spacerek poza obozem i znalazł ich patrol…
W duszy prosił matkę o to, by nie wypuszczała już ani słowa. Przełknął ślinę i spojrzał z lekkim grymasem na Szyszkę, bo cichu prosząc o to, by już sobie stąd poszli.

<Szyszko? Wybacz za gniota>

Od Sokoła CD. Barwinkowej Łapy

― A nie znasz jakiejś okrężnej drogi? ― wyrzucił w jego stronę Sokół ― Zresztą pierwsze słyszę, żeby koty z Klifu pływały.
― A owszem, znam ― Barwinkowa Łapa zmrużył oczy i pacnął przejrzystą taflę wody, ochlapując dymnego kocura ― Jakieś… Trzy dni drogi, przez tereny wrogo nastawionych klanów Wilka i Burzy. Wpadniemy do nich w gości? Ty jesteś z Klanu Lisa, a ja z Klifu. Zacznij myśleć, Sokole.
Westchnął. Wszedł do wody po kolana. Wyczuł, że jest zimna. Natychmiast wyszedł.
― Może jednak Klan Wilka i Burzy przyjmują gości? ― wyjąkał, otrzepując sierść z przejrzystych kropelek wody.
― Właź ― Barwinkowa Łapa był nieustępliwy.
Zacisnął oczy i wszedł. Był pewien, że zaraz pochłonie go pierwsza większa fala. Żegnaj, okrutny świecie. Jego zaskoczenie było duże, gdy otworzył pomarańczowe ślepia i zdał sobie sprawę, że jest zanurzony ledwo po kostki.
Lekcja pływania z Barwinkową Łapą dłużyła się niemiłosiernie i miał pewność, że w Klanie Lisa już dawno zauważyli jego nieobecność. Pewnie Nostalgia z szerokim uśmiechem na gębie ogłasza, że będzie jej go bardzo brakowało.
Kilkaset uderzeń serca później mógł poszczycić się tym, że przepłynął kilka długości lisa i nie zapił się na śmierć brudną wodą. Zdaniem Barwinkowej Łapy tyle wystarczyło, więc mogli płynąć.
― B-Barwinkowa Łapo ― wydusił ― A gdzie jest ta zdobycz, którą upolowaliśmy?
― Ty jej nie brałeś?
Zszokowany obrócił się i dostrzegł płaski kamień, na którym wcześniej zostawił chude ptaki. Aktualnie był on obmyty przez wodę i wszystko stało się jasne. Pokarm dla jego klanu poszedł z nurtem wody, a on pobierał korepetycje z pływania na terenach wrogiego klanu. Wyśmienicie.
― Dobra, płyniemy ― mruknął znudzony Barwinkowa Łapa. Sokół musiał przystać na jego rozkaz. Sam nie dałby rady trafić z powrotem. 
Łapa za łapą. To wcale nie było takie trudne. W duszy modlił się o to, by nie zostać zauważonym przez Klan Nocy. Trzymali się naprawdę blisko brzegu i to był najdłuższy kwadrans w jego życiu. W dodatku nurt spychał ich uporczywie w kierunku linii brzegu. Miał wrażenie, że zaraz wychyli się piątka wojowników gotowych rozszarpać ich na strzępy.
Gdy wreszcie jego łapy dotknęły terenów Klanu Lisa, miał wrażenie, że zaraz ją pocałuje. Witaj w domu, Sokole. Uśmiechnął się pod nosem. Kątem oka dostrzegł, że Barwinkowa Łapa wygładza zmierzwione od wody futerko szybkimi pociągnięciami języka.
― Boimy się bycia mokrym? ― zadrwił, nie chcąc jednak głęboko urazić wiecznego ucznia.
― Boimy się wody? ― odpalił Barwinkowa Łapa. 

<Barwinku?>

Od Berberysowej Bryzy CD. Żmii

Dawna uczennica Lisiej gwiazdy musiała przyznać, że nowe nabytki Klanu Klifu były po prostu przeurocze. Każdy z nich posiadał w sobie coś wyjątkowego i niepowtarzalnego, przyciągającego uwagę przechodnia. Dlatego, gdy malutka Żmija wtuliła się w jej łapy, kotka nie była w stanie powstrzymać uśmiechu pchającego się na pyszczek. Jednak czując, jak mniejsza zaczyna się lekko trząść, schyliła łebek w jej stronę.
— W takim razie nie stójmy tak w progu i chodźmy głębiej, bo tam jest cieplej — miauknęła zachęcająco i lekko popchnęła kociaka w stronę Zachodzącego Promyka, która chrapała w kącie. Nie chcąc budzić zmęczonej królowej, calico przysiadła w bezpiecznej odległości i posłała Żmijce szczery uśmiech. — Cieplej?
— Hm, tak — odparła, przyglądając się z uwagą wojowniczce. Po chwili namysłu z jej gardełka wydobyło się pytanie skierowane do szylkretki. — A ty znasz Lisią Gwiazdę?
— Oh, oczywiście, że tak — odpowiedziała Berberys. — Jest naszym liderem, a w dodatku był moim mentorem, gdy byłam mniej więcej w twoim wieku — dodała, a oczy kociaka zalśniły na jej słowa.
— Tata był twoim mentorem?! — miauknęła zaskoczona, lekko otwierając pyszczek ze zdziwienia.— Wow, ale fajnie! Też chciałabym zostać uczennicą — powiedziała nieco smutniej, spuszczając wzrok czekoladowych ślipi na łapy.
Berberys zrobiło się trochę szkoda kociaka; sama pamiętała całe to podniecenie spowodowane oczekiwaniem na mianowanie. Pomimo tego, gdy już została terminatorką, po całodniowym treningu wracała do obozu półżywa, a czasu na odpoczynek nie miała wcale tak wiele. Nie chcąc, żeby malutka kotka się smuciła, machnęła tuż przed jej noskiem swoją kitą. Orzechowe oczęta skupiły się na ogonie wojowniczki, jednak gdy ich właścicielka miała już wykonać skok, Berberys prędko uniosła cel tej całej zabawy.
— Zanim zostanie ci przydzielony mentor, ja mogę cię trochę potrenować — żóltooka uśmiechnęła się tajemniczo i rzuciła koteczce zachęcające spojrzenie.



< Żmijo? Przepraszam, że tak długo :( >

Od Szyszki CD. Iskry

Szyszka przemykała przez poszycie bagien, starając się dotrzymać kroku Iskrze. Nie było to zbyt trudne, biorąc pod uwagę ich wiek. Czarnulka musiała przyznać, że młodsza koteczka, ma dużo energii.
Wojowniczka czujnie strzygła uszami, starając się wychwycić potencjalne niebezpieczeństwo. Któraś z nich, musiała mieć się na baczności, a Iskra wydawała się być w swoim świecie. Szyszkę trochę zaniepokoiła, panująca zdecydowanie zbyt długo cisza.
― Czy coś... - zanim zdążyła zapytać, Iskra zatrzymała się.
― To tutaj.-stwierdziła czekoladowa.
Zaskoczona Szyszka, stała wyprostowana, wpatrując się w biegnącą, w stronę zamarzniętego jeziora kotkę. Zrobiła to na tyle szybko, że czarna nawet nie zdążyła jej uprzedzić, żeby na siebie uważała. Wywróciła z rozbawieniem oczami. Mogła się tego spodziewać. Nie czekając na specjalne zaproszenie, rzuciła się za Iskrą. Kroki Szyszki były mniej pewne, lód mógł nie wytrzymać ich ciężaru, a zimna kąpiel nie brzmiała zachęcająco. Zatrzymała się przy końcu brzegu, mając zamiar poobserwować uczennicę Sokoła. Iskra, z gracją postawiła wszystkie cztery łapki na lodzie. Odepchnęła się, rozpoczynając ślizganie. W ciągu kilku uderzeń serca, oddaliła się od brzegu. Szyszka śledziła jej ruchy w skupieniu. Iskra poruszała się pewnie, łapka za łapką, wykonując zwinne gesty. Zachowywała się zupełnie tak, jakby lód był ziemią, po której codziennie stąpała.
― Szyszkoo, no chodź! Jest świetnie!
Zachęcona wojowniczka, weszła na śliską powierzchnię. Przeniosła cały ciężar ciała na tylne łapy. Teraz musiała tylko uważać, żeby się nie wywrócić. Powoli przesunęła się po ślizgawce. Miała szczęście, że odbyła już wcześniej małą lekcję z Nostalgią. Inaczej mogłaby zbłaźnić się przed czekoladową. Dogoniła Iskrę i teraz ślizgały się ramię w ramię. Szło im całkiem nieźle, dopóki młodsza koteczka nie straciła równowagi, wywalając się.
― Nic sobie nie zrobiłaś?-spytała pośpiesznie Szyszka.  Wolała się upewnić, że czekoladowa kotka, nie potłukła sobie noska, ani nie jest zbyt obolała po niespodziewanym upadku.
Iskra rzuciła jej zdziwione spojrzenie, jakby pytanie wojowniczki, było zupełnie niepotrzebne. Uczennica podniosła się, otrzepała i niezrażona wróciła do ślizgania.
Wojowniczka także powróciła do zajęcia, nie chcąc zostać w tyle. Udało jej się dogonić Iskrę, kiedy ta znalazła się na samym środku ich lodowiska.
― Skoro mamy okazję porozmawiać ze sobą...-zaczęła Szyszka, dotrzymując tempa. ― Szkolenie idzie ci tak dobrze, że wkrótce pewnie zostaniesz wojowniczką? Zasłużyłaś. Widzę, że dobrze dogadujesz się z resztą uczniów i pewnie już jakiś kocur wpadł ci w oko. Cieszę się, że jesteś z nami.
Każdy temat jest odpowiedni, by go poruszyć podczas rozmowy, chociaż Szyszka czasami miała ochotę siebie ugryźć za zbyt dużą ciekawość. Niestety ciężko zmienić charakter. Po prostu zamilkła, skupiając się na trasie.

<Iskro? Wyszedł gniot ;-; Następny odpis będzie lepszy, obiecuję>

Od Lisiej Gwiazdy CD Żmii

Rudy lider westchnął cicho, gdy kolejne z jego dzieci napatoczyło mu się pod łapy. Nie miał dzisiaj zbytnio na niańczenie kogokolwiek, ale z drugiej strony, wypadało by poznać własnych potomków i ocenić, czy któryś z nich, poza Cyprys, do czegoś się nadaje.
Przed nim stała Żmijka, której drobne ciałko trzęsło się ze strachu, mimo iż młoda z całej siły próbowała pokazać, iż nie boi się nikogo, ani niczego. Co prawda wyglądało to dosyć komicznie, ale Lis uznał to za plus, przynajmniej nie jest tak beznadziejna, by otwarcie pokazywać strach.
-Ta, cześć - mruknął, nie siląc się nawet na przyjemności. Kotka ściągnęła uszy w tył, pesząc się z lekka. Jej wystające zęby aż rzucały się w oczy, jednakże Lis uznał, że nie wygląda tak źle. Przynajmniej kotka mogła uchodzić za groźniejszą, niż była w rzeczywistości. Nie to co Noc, który chodził slalomem, niczym jakiś niedorozwój.
- Tato, bo... - szylkretka otworzyła mordkę, chcąc coś powiedzieć, jednakże ostatecznie zamilkła, gdy zauważyła, że jej ojciec bierze do pyska martwą srokę, po czym rusza w stronę swojego leża, dając jej sygnał ogonem, żeby szła za nim.
- Szukasz czegoś? - miauknął w końcu do niej, gdy usiadł wygodnie na posłaniu z mchu i odgryzł kawałek zdobyczy. Zapewne normalny ojciec dodałby coś w stylu "kochanie" bądź też "skarbie", jednakże Lis nie zamierzał bawić się czułe słówka - No? Lis odgryzł ci język? - mruknął, gdy po dłuższej chwili ciszy nie otrzymał odpowiedzi - Możesz tu zostać, jeśli matka ci pozwoli - dodał zaraz, jakby starając się zachęcić calico do mówienia.

< Żmijka? Wybacz, że krótkie >

Od Żmii

Żmijka postanowiła że zostanie rebeliantką. Rodzeństwo zaczęło tak już ją wkurzać, że po prostu musiała, ona musiała coś zrobić.
Chciała więc ruszyć zebrać rebelie i iść na brata! Gdzie zaczęła szukać? Oczywiście poza żłobkiem, bo Cyprys i Świst by się nie zgodzili, a Miętka wolała unikać. Dziarskim krokiem ruszyła na podbój, omijając błoto.
Pech chciał, że stanęła na gałązce, na której była drzazga. Gdy poczuła ból, rzuciła się na ziemię i zaczęła drzeć się  wniebogłosy.
― AŁAAA! UMIERAAAM! RATUNKU NIECH KTOŚ MNIE RATUJE! POMOCY! ―
Rzucając się po zabłoconej nowej trawie, zdobyła grono patrzących na nią z niechęcią kotów.
― RATUNKU! BOLI MNIE! B O L I! ― Pisnęła, a po jej policzkach spłynęły łzy. Z żłobka wyszła Zachodzący Promyk z nieco zdezorientowaną miną. Zawstydzona podeszła do Żmii.
― Cii mała. Chodź... pójdziemy do medyka. ― Szepnęła i wzięła niebieską za kark, prosto do Medyka. Na posterunku był akurat nowy asystent medyka, Szybująca Mewa.
― Co? ―
Spytał kocur, gdy dwie kotki weszły do jego legowiska. Ciągle płacząc Żmija rzuciła się na łapy buraska.
― Ucisz to! ― Warknął do matki niebieskiej szylkretki, po czym zaczął ją oglądać.
― Co jej? ― Zakłopotana Zachodzący Promyk westchnęła.
― Chyba drzazga w łapie.
Szybek parsknął coś pod nosem, po czym zabrał się do roboty.
Przybliżył się do łapki kotki, a gdy zaczął wyrywać ta zaczęła się drzeć, okładać  go łapami i syczeć.
― Sama wypadnie, kysz mi stąd!
Syknął, a Żmija skacząc na trzech łapkach rzuciła się do żłobka.

Od Żmii

― Cypryyyyyyys ― Jęczała żałośnie Żmija nad czarno rudym futrem starszej siostry. ― Cyyyyyyyyyyyyyyyyyyypryyyyysss nooo
Podeszła śmiało krok i usiadła na plecach kotki. Ta otworzyła swe bardzo senne oczyska i trzepiąc całym ciałem zrzuciła niechcianą kotkę.
― Co się dzieję Żmijko? ― Jęknęła tym razem niezadowolenie Cyprys.
― Chodźmy się przejść, chodźmy chodźmy chodźmy! ― Zaczęła skakać wokół siostry.
― No nie wiem.. ― Miauknęła cicho Cyprys.
― Pff, to idę sama! ― Walnęła Żmija i powolnym krokiem podeszła do mamy.
― Mamusiu.. chcę iść pobawić się na polu! ― Oznajmiła, ocierając się o futerko kotki.
― Em.. No dobra, możesz iść kochana. ― Odpowiedziała z małym, nieco wymuszonym uśmiechem rodzicielka.
Niebieska postawiła krok przed siebie, zbliżając się do wyjścia. Gdy stała już w przejściu, zauważyła przy stercie zwierzyny swojego ojca, Lisią Gwiazdę. Chciała uciec. Bała się go. Gdy ten spojrzał na nią z kamiennym wyrazem pyska, miała ochotę się rozpłakać, ale widziała że już nie ma odwrotu. Jeśli nie chce wyjść na tchórza MUSI wyjść. Przełknęła ślinę i na trzęsących się łapach stanęła na przeciwko rudego kocura. Chciała wyglądać dumnie... jednak z daleka było widać że chybocze się na łapkach.
― Hej tato. ― Powiedziała w takim tempie, że można by było nawet nie usłyszeć.
Pręgowany, dużo większy kocur spojrzał na nią, z nie czytelnym wyrazem pyska.

<Lisia Gwiazdo?>

Od Lisiej Gwiazdy CD Świstu

Kocur skrzywił pysk, widząc swojego syna, który wpatrywał się w jego postać z zaciekawieniem. Rudzielec obejrzał go od wąsów, aż po końcówkę ogona. Mimo iż Świst miał krótszą sierść niż on oraz nie posiadała tak płomiennej barwy jak jego własna, to nie szło ukryć, iż młodziak budową ciała a także kształtem pyska był szalenie podobny do swojego ojca. Dodatkowo, nie uciekł na jego widok, co robiła większość kociaki, gdy tylko lider pojawiał się w zasięgu jego wzroku, tylko stał twardo na ziemi, wbijając czekoladowe ślepka w ojca.
- Ta - mruknął zachrypniętym głosem, siadając na ziemi, może te jego bachory nie będą tak beznadziejne jak ta szylkretowa wywłoka - Matka nie umie cię pilnować? - prychnął pogardliwie, przypominając sobie powód, dla którego Zachodzący Promyk mogłaby być tak roztrzepana. W końcu na oczach całego klanu kazał Berbersyowej Bryzie dobić jej matkę. Zaśmiał się cicho, odruchowo oblizując pysk tak, jakby był on od krwi.
- Mama szpała - miauknął Świst, prężąc dumnie małe ciałko. To było wręcz zabawne, w jaki sposób młody chciał zgrywać twardziela i pokazać swojemu staremu, że nie ma przed sobą byle jakiego kociaka.
Na odpowiedź syna Lis wywrócił ślepiami, prychając cicho pod nosem. Złapał kociaka za kark, po czym ruszył w stronę żłobka. Co jak co, ale ostatnim czego chciał to plątające się mu pod łapami kociaki.
- Coś zgubiłaś - warknął w stronę burej kotki, która przeszukiwała właśnie całą kociarnię przestraszona. Gdy tylko usłyszała warknięcie ojca jej potomstwa, szybko odwróciła w jego stronę głowę. Lis wypuścił z pyska Świst, na co kocurek upadł na ziemię z cichym jękiem - Chyba nie chcesz, żeby coś mu się stało, prawda? - miauknął, obchodząc córkę Skropiona dookoła, po czym ułożył się obok niej, gdy kocica przyciągnęła do siebie niebieskiego kocurka i rozpoczęła zawzięte mycie jego futerka.
- Ja to zrobię - syn Czaplego Potoku przysunął do siebie kocurka niczym szmacianą lalkę, po czym zaczął go niedelikatnie lizać po grzbiecie, ścierając z jego futerka bród.
- Świst, skarbie, chcesz spędzić czas z tatą i resztą rodzeństwa? Tatuś pokaże wam, jak to jest być liderem, oraz oprowadzi po obozie - zaproponowała Zachodzący Promyk, przez co pręgowany o mało co nie zaczął się dusić. Spojrzał gniewie na kotkę, uderzając niecierpliwie ogonem o ziemię, oczekując odpowiedzi całej dzieciarni.

< Świst? Synek, wybacz gniota >

29 grudnia 2019

Od Jeżowej Łapy

Jeżowa Łapa przewrócił się na drugi bok. Uwielbiał spać. Mógł wtedy marzyć o najróżniejszych rzeczach, przy okazji porządnie odpocząć. Przyzwyczajony do długich drzemek, nie zwrócił większej uwagi na ruch panujący w legowisku uczniów. Wczorajszego dnia, został mianowany terminatorem. Tęsknił za Brzozowym Szeptem, pielęgnacją sierści, pełnym brzuszkiem, ale kocurek miał świadomość, że musi przynieść dumę. Dlatego powinien słuchać swojej mentorki i być najlepszy.
Czekoladowego oblały promienie porannego słońca. Mrucząc pod nosem, przebierał w miejscu łapkami. Śniło mu się, że goni mysz. Prawie miał ją w swoich objęciach, wyraźnie wyczuwał jej zapach, kiedy...
-WSTAWAJ ŚPIOCHU!
Podskoczył. Jeżowa Łapa syknął pod nosem. Teraz już na pewno nie uda mu się ponownie zasnąć. Zaczął wylizywać zmierzwioną na karku sierść, z pozostałości mchu. Gdy był jeszcze kociakiem, liczył, że z nadejściem wieku ucznia, pozna nowych kolegów. Los potrafi płatać figla. Wraz z rodzeństwem, byli jedynymi uczniami.
-Przerwałaś mi pogoń, za bardzo smaczną myszką, Srebrna Łapo.-miauknął, zwracając spojrzenie niebieskich oczu, w stronę najstarszej z miotu.
Srebrna Łapa wzruszyła ramionami. Na pysku kotki, unosił się śliczny uśmiech, a jej oczy błyszczały.
-Rzeczna Łapa i Psiankowa Łapa, już dawno są poza obozem. Pliszkowy Krok kazała cię poinformować, że nie zamierza czekać, aż królowa się wyśpi.
Jeżowa Łapa ziewnął przeciągle. Może nie było zbyt wcześnie, ale przecież musiał się wyspać, prawda? Poza tym, po co się tak spieszyć? Ze wszystkim się zdąży.  Kocurek otrzepał sierść, zanim wystawił przed siebie łapki, by się przeciągnąć.
-Gdzie zabiera ciebie, Chabrowa Bryza?-spytał zainteresowany.
-Mówiła, że najpierw muszę poznać terytorium, zanim wybierzemy się na polowanie.-miauknęła kotka.-Będziesz mógł złapać prawdziwą mysz. Chodź juuuż!
Jeżowa Łapa skierował się u boku siostry, w stronę wyjścia z legowiska. Zmrużył oczy, nieprzyzwyczajony do blasku słońca. Łapki zaczęły odmawiać mu posłuszeństwa, chociaż nawet się nie oddalił. Czekoladowy kocur rozejrzał się po obozie. Kilka kotów dzieliło się zdobyczą, jeszcze inne wybierały się na patrol. Kucykowy Ogon, dostrzegając swoje dzieci, machnął im na powitanie.
-Do zobaczenia. Cześć!-mruknęła Srebrna Łapa, odbiegając w tylko sobie znanym kierunku.
Jeżowa Łapa pierwszy raz został sam. Wcale mu się to nie podobało. Przełknął nerwowo ślinę, nie przerywając swojego marszu. Jaka okaże się być jego mentorka?
-Wreszcie jesteś.-odwrócił głowę, słysząc znajomy głos. Pochylił się z szacunkiem, gdy Pliszkowy Krok zmierzała w jego stronę.-Jutro chce, żebyś pojawił się tutaj przed świtem.
-T-tak. Przepraszam.-miauknął ze skruchą.
Pliszkowy Krok wskazała ogonem na wyjście z obozu, do którego ruszyli dość szybkim krokiem. Widać, że kotce nie tyle się spieszyło, co nie potrafiła stać w jednym miejscu. Jeżowa Łapa starał się dotrzymywać jej tempa, gdy wspinali się najpierw po zboczu, by później zagłębić się w poszycie lasu.
-Nasz teren został trochę zniszczony, ale dalej można tutaj wiele zobaczyć. Oprowadzenie jest najważniejszym etapem nauki ucznia. Dzięki temu poznasz terytorium Klanu Burzy, oraz jego granice.-mruknęła mentorka.-Pokażę ci Cztery Siostry, nasze najlepsze łowisko, oraz Północne Zbocze. Nie mamy wiele czasu, najwyżej wrócimy po zachodzie.
Pliszkowy Krok przyspieszyła, nie dając Jeżowej Łapie czasu na odpowiedz. Kocurek pognał za nią. Oprowadzenie brzmiało kusząco.

Od Barwinkowej Łapy CD Sokoła

Sokół niósł w pyszczku piszczki, którymi nakarmi koty z klanu. Jakiż on jest dobroduszny, doprawdy, pomyślał Barwinkowa Łapa.
Obserwował otoczenie, w razie gdyby Rubinowy Kamyk postanowiła go jednak szukać. Zastanowił się chwilę, po czym uznał, że marne na to szanse.
Po chwili jednak Barwinek zatrzymał się wpół kroku, jakby coś usłyszał.
- Ej Sokół, przecież ty musisz przejść przez tereny Klanu Nocy. - Powiadomił go, a srebrny kocur wywrócił oczami. - Mogą cię tam złapać.

Po chwili zatrzymał się i spojrzał na niego. Spojrzenie mówiło coś w stylu "jakoś do ciebie przyszedłem". Barwinek z kolei pomyślał sobie, że fajnie będzie wejść na czyjeś tereny, od tak sobie.
- Dobra, pójdę z tobą! Będę ubezpieczać twój przerośnięty tyłek.
Usłyszał warczenie w odpowiedzi i dostał z ogona w pysk, ale to nie ostudziło jego entuzjazmu!
Skierowali się do Płaczącego Strażnika, pod który Barwinkowa Łapa wskoczył pierwszy, by sprawdzić czy jakaś zakochana para tam nie siedzi. Wystraszył jednak tylko stado gołębi, które wpadły na niego, uderzając skrzydłami. Wyleciały, a czarny uczeń otrząsnął się z piór. No nie! Głupie ptaszyska. Sokół minął czarnego ucznia, by po chwili przejść pod długimi gałęziami wierzby.

Położył na ziemi piszczki i zaczął myśleć, a przynajmniej na to wyglądało uczniowi. Na pysku Sokoła pojawił się grymas.
Barwinkowa Łapa zrozumiał, iż srebrny nie chciał ryzykować przeprawę przez tereny Klanu Nocy. Chciał pływać? Może powinni, Barwinek nie był najlepszym pływakiem, ale złośliwość Księżycowego Pyłu nie znała granic, więc po tych razach wrzucania go do rzeki w końcu się nauczył.

Popchnął w bok Sokoła swoim futrzastym tyłkiem. Czubkiem ogona przejechał bo jego pysku, dając mu do zrozumienia, że ma na nim skupić swoją uwagę.

Po chwili wszedł jedną łapą do lodowatej wręcz wody. Strumień płynął spokojnym nurtem, nie mogli więc utonąć. Znaczy, mogli ale nie z winy strumienia. Jego futro momentalnie nasiąkło wodą, ale nie czuł zimna przez jego grubą warstwę. Stanął na płytkim gruncie, z łapami w wodzie, po czym obejrzał się na towarzysza.
- Kąpiel czeka, mój kochany towarzyszu - oznajmił Sokołowi Barwinkowa Łapa.
Nie doczekał się przez pierwsze bicia serca odpowiedzi, ani chociażby żadnej reakcji. Skrzywił mordkę, wyszedł z wody i stanął przed Sokołem, który wyglądał, jakby zobaczył latające zające.
- Nie chcesz tędy? - Zapytał czarny. - Więc jednak idziemy przez tereny Klanu Nocy?
- Ja... - Sokół uciekł wzrokiem w bok. - Um...
Barwinkowa Łapa mierzył go błękitnymi oczami. Westchnął, poruszając oklapniętymi uszami. Po chwili przysunął się niezręcznie blisko Sokoła, by powiedzieć mu poważnym, stwierdzającym coś tonem:
- Nie umiesz pływać.
Odsunął się, a gdy srebrny kocur pokiwał głową, uśmiechnął się nieco.
- Przynajmniej wiem, że bliżej ci do kota niż ryby - zaśmiał się dźwięcznie, ale nie tak, by obrazić Sokoła. - Nauczyć cię?

<Sokole? Lecisz na lekcję z Barwinkiem?^ >

Od Łabędziego Plusku CD. Aroniowego Podmuchu

— A no właśnie. — Aroniowy Podmuch odezwał się niespodziewanie. — Mógłbyś mi się odwdzięczyć jakoś, wiesz? — stwierdził, wbijając wyczekujące spojrzenie w Łabędzi Plusk.
Zastrzygł uchem, powoli opuszczając wzrok w dezorientacji. On miałby się odwdzięczyć? Och, oczywiście nie chodziło o to, że nie chciał odpłacić się czarno-białemu za jego ostatnią pomoc podczas ataku tej agresywnej kotki. Po prostu… w jaki sposób ON mógłby to zrobić? Nie potrafił niczego, co ostatnio kocur mu dał — ratunek w potrzebie, wykorzystywanie swojej charyzmy do mszczenia się na Ćmiej Łapie i ogólnie umiejętność bycia twardym. Point natomiast panicznie bał się krwi i… bał się bać, więc zemdlałby, zanim zdążyłby wykonać jakikolwiek ruch. Nie miał żadnej charyzmy, nie potrafił się mścić, ba, za bardzo nie potrafił nie lubić kogoś, co najwyżej bał się innych. Twardy również nie był, przecież jest z niego taka miękka, strachliwa bułeczka. Za miękka i za strachliwa. Co mógłby w takim razie zrobić?
— J-jak? — wydusił w końcu.
— No, domyśl się — odparł, trzepiąc ogonem i mrużąc ślepia.
No świetnie, Aroniowy Podmuch niczego nie ułatwiał. Czyżby był po prostu zły na Klifiaka? Albo zmęczony tym, że to on ciągle coś daje, a nic nie otrzymuje? W sumie było to zrozumiałe, aczkolwiek jeszcze bardziej zbiło Łabędziego Pluska z tropu. No dobra dobra, powinienem skupić się na tym, o co może chodzić. Ugh… Mam mu obiecać, że w najbliższej podobnej sytuacji to ja mu pomogę i spłacę dług? Nie nie nie… To raczej chodzi o coś teraz, w tym momencie. No to co mam zrobić? Chciał kiedyś ze mną po przyjacielsku walczyć, ale nigdy do tego nie doszło, może to to? Nie, to było zbyt dawno, po co miałby to nagle rozdrapywać? Pewnie dawno zapomniał. Uhm… Mam go, no nie wiem… przytulić? Nieee, to absolutnie nie to. W głowie panowała pustka, żaden z przychodzących pomysłów na to, o co mogło mu chodzić nie wydawał się ani prawdziwy, ani satysfakcjonujący, ani nawet sensowny. Czy to było coś błahego, czy może ciężkiego zarówno do domyślenia się, jak i wykonania? Nic nie mogło go na to naprowadzić, a zależało mu przecież na tym, by odgadnąć sens słów i odwdzięczyć się należycie. Przecież tak robią prawdziwi kumple, pomagają sobie wzajemnie! Pokręcił łbem. Dalej nicość, wielka i pusta niczym stare, ledwo stojące drzewo, które zostało wyżarte od środka przez korniki. A może by tak, hmmmmmm… Nie, nie mam pojęcia, o co mogło mu chodzić. No ale o coś na pewno… Może… Ma jakiś problem? Chce, żebym pomógł mu go rozwiązać? No, to brzmi sensownie.
— Po-potrzebujesz w cz-czymś p-pomocy? O t-to cho-chodzi? N-no j-ja za-zawsze s-spróbuję coś do-doradzić — wyjąkał po długiej chwili przemyśleń i milczenia, aczkolwiek w odpowiedzi dostał skrzywione spojrzenie.
— Umiem radzić sobie sam.
Przełknął. Co w takim razie… będzie tak zgadywać do końca dnia lub pojawienia się patrolu któregoś z klanów, który zmusi ich do natychmiastowej ucieczki, aby uniknąć kłopotów? Nie, to nie ma sensu, aczkolwiek Aroniowy Podmuch chyba nie zamierzał powiedzieć, o co mu tak właściwie chodzi. No dalej, rusz głową! Może chce, żebym nauczył chodzić go po drzewach? Tylko w sumie po co, na terenach Klanu Nocy i tak nic mu po takiej umiejętności… ale… może coś podobnego? Coś ze zdolnościami, życiem klanowym, polowaniem… och tak, polowanie! Mam nauczyć go naszych technik… nie nie nie, przecież to praktycznie to samo, co wspinanie się na drzewa. Oni nie polują na ptaki i na wiewiórki...  
Aronia trzepnął ogonem o ziemię, zniecierpliwiony.
On naprawdę uważa, że ja to tak łatwo wymyślę? Nie ma szans, jest tyle rzeczy, o które mogłoby chodzić, ale żadna mi nie pasuje. Tak właściwie to po co? Chyba nigdy do końca nie zrozumiem Aroniowego Podmuchu… No nie wiem no! No chyba, że to...
Łabędzi Plusk otworzył już pysk zamierzając coś powiedzieć, gdy nagle czarno-biały zerwał się gwałtownie, węsząc.
— Wojownicy Klanu Nocy — oznajmił głucho. Rzucił pointowi groźne spojrzenie mówiące jasno, by uciekał, a sam ruszył w głąb swojego terytorium.
Starszy przełknął, cofając się o parę kroków, a następnie żwawo podreptał w kierunku obozu. Czy to miało oznaczać, że biedny zostanie teraz sam bez wyjaśnienia o co chodziło? No świetnie, teraz to już łatwo nie wypadnie mu z głowy, a myśli będą mąciły.

***

Ostatnie wydarzenia odbiły spore piętno na psychice młodego kocura. Pierwsze było to paskudne zgromadzenie, na którym doszczętnie spłonęło Wielkie Drzewo, a także część terenów wszystkich klanów. Do tego ze spotkania nie wrócił Barani Łeb, prawdopodobnie ogniste płomienie odcięły mu drogę ucieczki i nikt go nie zauważył, przynajmniej tak myślał Łabędzi Plusk. Ale później było tylko gorzej… nie zdążył nawet pozbierać się po tej katastrofie, która ogromnie go przeraziła, a już przyszedł kolejny horror. Lisia Gwiazda bowiem zawalczył z Zaskrońcowym Sykiem, mocno osłabiając kocicę, jednak jej nie uśmiercając. Wojownik nie wiedział do końca o co poszło, w każdym razie lider rozkazał mu dobicie kotki, a po odmowie syn Marzenki został boleśnie upokorzony. Point nie wiedział, co będzie dalej, jednak wszedł już w taki stan, że każdego dnia budził się z myślą o tym, że to może być jego ostatni dzień w Klanie Klifu, jak nie ostatni w całym życiu. Miał wrażenie, że każdy, nawet najmniejszy błąd może zadecydować o tym, czy będzie mu dane tu zostać czy też nie. Od dawna wiedział, że podpadł rudemu swoim charakterem, sposobem postrzegania świata oraz życia jako skarbu o który trzeba dbać a każda żywa istota jest bezcenna, jednakże dopiero teraz zaczął obawiać się, że to faktycznie może być koniec.
Te myśli prześladowały go ostatnio ciągle podczas samotnych spacerów. Nadal im nie zaprzestał, jednak teraz były znacznie krótsze i chaotyczne, w końcu brakowało przestrzeni. Co za tym szło, wszystkie cztery klany miały zdecydowanie za mało pożywienia, głodowali. Część zwierzyny spłonęła w pożarze, inne pouciekały, zostało niewiele. Jeju, biedne zwierzątka…
Tym razem zdecydował się na przejście po spalonej części ziem, żeby zobaczyć, jak wielkie są straty, bo w sumie to nie miał pojęcia. I faktycznie, terytorium na którym normalnie polowali, patrolowali, żyli, było całkowicie nie do użytku. Roślinność się wykruszyła, podłoże było wręcz czarne, nieprzyjemne dla łap. Nie było tu ani śladu jakiegokolwiek życia, tylko ciemna, goła pustka. Okropieństwo Klanu Gwiazd… co takiego ziemskie koty uczyniły, że postanowiono je aż tak ukarać? Wzdrygał się co i rusz, gdy przechodził obok zwęglonych pni. Aczkolwiek może istnieje cień szansy, że gdzieś tu zachował się kawałek ziemi? To dałoby mu idealną samotnię, bo przecież prawie nikt nie zapuszczał się na zniszczoną część ich domu, a więc byłby tu zawsze sam. Zamiast jednak pięknej trawy znalazł, a dokładniej to poczuł coś innego… woń znajomego kota unosiła się w powietrzu, Aroniowy Podmuch musiał być gdzieś w pobliżu. Łabędzi Plusk otworzył pysk w bezgłośnym miauknięciu. W tym wszystkim zapomniał, że nie widział go już od kilku księżyców, a także sprawa całego odwdzięczenia się całkowicie wypadła mu z głowy.

<Aroniowy Podmuchu?>

28 grudnia 2019

Od Jeżyka (Jeżowej Łapy) CD. Rzeki (Rzecznej Łapy)

Nic nie było w stanie opisać radości, jaką czuł kocurek, gdy Rzeczka wróciła do obozu. Kotka była cała i zdrowa, do tego przyprowadziła ze sobą kolegę. Jeżyk nie darzył zaufaniem Chudzielca. Jaki mysi móżdżek, będąc szlachetnym kotem, uważał się za psa? Dla czekoladowego było to dziwne. Skupił całą swoją uwagę na siostrze, za którą zdążył się stęsknić. Nie oczekiwał, że opowie mu o swoich przeżyciach, po prostu chciał się upewnić, że to nie jest sen.

***

Rzeka wróciła w samą porę, żeby odbyć mianowanie na uczennicę. Jeżyk czuł podniecenie, przepływające przez jego małe ciałko, od czubka  nosa, po koniuszek ogona. Miał zostać uczniem! Prawdziwym, odważnym terminatorem Klanu Burzy! Kociak wiedział, że zrobi co w jego mocy, by przynieść dumę ukochanemu klanowi. Chciał być najlepszym z najlepszych. Jeżyk był bardzo ciekawy, kto zostanie jego mentorem. Może sama Brzoskwiniowa Gwiazda, lub jego ulubiony wojownik Czapli Potok? Miał się wkrótce przekonać. 
Kocurek nie czuł jednak takiej radości, jak jego siostry. Mieli opuścić kociarnię. Przestać być maluchami, którym wszystko ujdzie na sucho. Nie będzie mógł już spać całymi dniami, jeść gdy mu się chciało, ani bawić się z rodzeństwem. Z tych powodów, jego niepokój wzrastał. Spojrzał na Brzozowy Szept, która skończyła wylizywać futerko Sreberko i zajęła się jego własnym. 
-Mamusiu, czy dalej będę mógł ciebie odwiedzać? 
-Oczywiście, Jeżyku. Znowu wrócę do bycia wojowniczką i zawsze będę przy was. Jestem z was bardzo dumna.-miauknęła z uśmiechem kocica, zaczynając wylizywać jego czekoladową sierść. Gdy upewniła się, że są wilgotne i gładkie, odsunęła się, by pozwolić dzieciom podejść bliżej skały. 
Kucykowy Ogon, wraz z Oślim Uchem, przysiedli obok Brzozowy Szept, z podekscytowaniem w oczach. Jeżyk nie zwrócił większej uwagi na emocje, które odczuwały jego siostry. Skupił się na Brzoskwiniowej Gwiezdzie, która wezwała do siebie cały klan. 
- Jeżyku, Psianko, Rzeko i Sreberko, ukończyliście sześć księżyców i nadszedł czas, abyście zostali uczniami. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika, będziecie się nazywać Jeżowa Łapa, Psiankowa Łapa, Rzeczna Łapa oraz Srebrna Łapa.
Jedyny kocurek z miotu, machnął wesoło ogonem, posyłając przywódczyni uśmiech. Spodziewał się, że będzie się inaczej nazywał, gdy zostanie terminatorem, ale Jeżowa Łapa, także brzmiało dumnie. Wypiął pierś, chcąc pokazać się z najlepszej strony klanowi. 
Rzeka otrzymała za mentora Mokrą Bliznę. Kocurek z radosnymi iskierkami w oczach, obserwował jak stykają się nosami. Czyli tak miał postąpić, gdy nadejdzie jego kolej. 
-Lamparci Skoku, jesteś gotowy do szkolenia swojego pierwszego ucznia. Zostaniesz mentorem Psiankowej Łapy. Przekaż jej wszystkie umiejętności, których nauczył cię twój mentor, Czapli Potok.
Jeżowa Łapa  zastrzygł uszami, słysząc głos Brzoskwiniowej Gwiazdy. Nie znał dobrze Lamparciego Skoku, ale skoro szkolił do Czapli Potok, to musiał być super. Cóż, tylko on tak uważał. Psiankowa Łapa nie wydawała się zadowolona, gdy podeszła do niego. 
-Chabrowa Bryzo, jesteś gotowa na przyjęcie swojego pierwszego ucznia. Zostaniesz mentorką Srebrnej Łapy. Przekaż jej swoją wiedzę i naucz potrzebnych umiejętności.-miauknęła Brzoskwiniowa Gwiazda. Liderka rozejrzała się po zgromadzonych kotach.-Pliszkowy Kroku, zajmiesz się szkoleniem Jeżowej Łapy. Przekaż mu wszystkie potrzebne umiejętności. 
Czekoladowy kocurek, rozejrzał się po wojownikach, zastanawiając się, kim jest wspomniana kotka. Jego własna mentorka! 
Bura kocica wynurzyła się z tłumu. W jej oczach odbijało się lekkie zaskoczenie. Jeżowa Łapa podbiegł do Pliszkowego Kroku, stykając się z nią nosem. 
-Witaj, Jeżowa Łapo.-mruknęła mentorka, odwzajemniając jego gest. 
-Rzeczna Łapa! Psiankowa Łapa! Srebrna Łapa! Jeżowa Łapa!
Kocurek napawał się dłuższą chwilę okrzykami pobratymców, zanim odwrócił się, by podejść do rodziców. Brzozowy Szept właśnie gratulowała swoim córką. W oczach Kucykowego Ogona, odbijała się niezwykła duma. Jeżowa Łapa otarł się o bok Rzecznej Łapy, zanim ze śmiechem, zrobił to samo z pozostałymi kotkami. Został uczniem. Rozpoczął się nowy etap jego podróży.

<Rzeko?>

Od Szyszki CD. Sokoła

Szyszka wynurzyła się z legowiska wojowników. Bezsenna noc poważnie ją zmęczyła.  Każdy skrawek jej ciała, odmawiał posłuszeństwa. Mrugnęła sennymi oczami, zanim ziewnęła szeroko. Może powinna wybrać się na jakieś polowanie? Lub zabrać Nostalgię na trening?  Czarna kotka ruszyła przed siebie, błądząc myślami daleko. Nie patrzyła dokąd zmierza, mając pochylają głowę i ciągnąć ogon po ziemi. Wydała z siebie zaskoczony pisk, gdy ktoś na nią wpadł, przewracając ją.
― Prze-przepraszam! ― wydusił znajomy głos. ― Nie zauważyłem cię!
Wojowniczka rozmasowała łapką obolałe miejsce z tyłu głowy, zanim przeniosła zdziwiony wzrok na Sokoła. Jego głos rozpoznałaby wszędzie, podobnie jak zapach. Mimowolnie się uśmiechnęła.
― Nie szkodzi. Chyba lubimy na siebie wpadać.
Nie zauważyłeś, czy po prostu nie chciałeś widzieć? Zadała sobie pytanie, kiedy powoli podniosła się na równie łapy. Otrzepała sierść ze śniegu.
― Wszystko w porządku?-spytał kocur, przyglądając jej się uważnie.
Szyszka wzruszyła ramionami. Czasami jakiś upadek na ziemię się zdarzał, chociaż musiała przyznać, że to trochę bolało. Machnęła ogonem, zastanawiając się nad doborem właściwym słów. Minął księżyc, odkąd ostatnio rozmawiała ze swoim partnerem. Sokół odbywał karę, którą narzuciła mu Czereśnia, ona z kolei go unikała. Wracała tylko nocami, by się przespać i najwyżej coś zjeść. Wolała skupić się na szkoleniu swojej uczennicy, niż na rozmowach. Ich legowiska znalazły się oddalone od siebie, co nie było najlepszym znakiem. Chociaż bolało ją coraz większe oddalanie się, nie potrafiła pozbyć się widoku, którego była świadkiem.
― N-nic nie jest w p-porządku. Straciliśmy wspaniałą przywódczynię i w dużej mierze, to też moja wina, nie potrafiłam o nią zadbać. Nie jestem nawet pewna, jak Horyzont sobie poradzi.-miauknęła cichym głosem, szurając łapą po ziemi.― Ale to jeszcze w tym wszystkim nie jest najgorsze.
Obraz Nostalgii, która obrywa w policzek, wciąż wyraźny, przyprawiał ją o niemiłe dreszcze. Oczami szeroko otwartymi z szoku, widziała biegnącą ku niej srebrną łapę. Bardzo chciała zapomnieć, ale nawet jeśli mocno się starała, scena uderzenia koteczki, siedziała głęboko w jej pamięci. Pierwszy raz widziała taki czyn i liczyła, że to się więcej nie powtórzy.
― R-rozumiem, że ty i Nostalgia, nigdy się nie lubiliście. Można nawet uznać, że jesteście wrogami. Tylko to co zrobiłeś, było na miarę mysiego móżdżku. Nostalgia może ma ciężki charakter, ale to dalej nasza pobratymka, nikt obcy, nikt kogo należy się obawiać. Nie zasłużyła na uderzenie w policzek.-syknęła Szyszka, strosząc futro  na grzbiecie.― Czasami nerwy mogą puścić, ale wtedy powinno mieć się chociaż odwagę dojrzeć swój błąd. Kocham cię, Sokole, tylko... strasznie mnie zawiodłeś.
Czarna kotka wyminęła syna Płomykówki. Po tym co spotkało Czereśnie, nie miała ochoty zbliżać się do Drogi Grzmotu, ciągnęło ją jednak, do opuszczenia obozu. Samotny spacer nie brzmiał zachęcająco, ale lepsze było to, niż udawanie, że wszystko jest dobrze.
― Gdyby ktoś pytał, poszłam na spacer.-miauknęła na odchodnym, zmierzając równym krokiem, w stronę wyjścia.

<Sokole? Wyszedł chyba gniot, ale gdzieś musiałam wcisnąć "małą awanturę". Jeśli chcesz, to możesz odpisać.>

Od Sreberka (Srebrnej Łapy) CD. Jeżyka (Jeżowej Łapy)


Siedziałam sobie przy strumieniu. Było mi trochę smutno, ponieważ Rzeka zaginęła gdzieś bez śladu. Usłyszałam lekkie kroki tuż za moimi plecami. Odkręciłam głowę na drugą stronę. Był to Jeżyk. Próbował się uśmiechać, ale było widać smutek, wyczytałam to z jego wzroku.
- Cześć Sreberko, szukałem ci- zaczął cicho, ale mu przerwałam.
- Boję się o naszą siostrę. Co jeśli nie wróci? - spytałam szeptem. Jeżyk przykuł wzrok na moje puchate policzki. Spływały po nich gorzkie łzy. Nagle się mocno przytulił. Znowu usłyszałam kroki, ale tym razem była to Psianka.
- Kręci mi się w głowie - szepnęła. 
Nagle padła na ziemię. Jeżyk i ja rzuciliśmy się w jej stronę. Dotknęłam jej czoła.
- Gorące - krzyknęłam.
- Zanieśmy ją do medyczki
- Jak twoim zdaniem mamy to zrobić? - Zauważyłam, że Psianka powoli otwiera oczy.
- Gdzie ja jestem? Gdzie jest Rzeka? - zaczęła zasypywać pytaniami siostra.
- N-n-nie wiem - szepnęłam - Nie wiem - Przestałam panować nad emocjami. Rozkleiłam się jak nigdy dotąd. Uciekłam do mamy.

* * *

Leżałam na boku w trawie. Podbiegli do mnie Jeżyk i Psianka.
- Sreberko? - powiedzieli naraz.
- Nie ma mnie - odpowiedziałam groźnym tonem. Moje rodzeństwo popatrzyło na mnie, po czym na siebie. Nagle jakby jakaś zła siła przeszła przez całe moje ciało.
- CHCĘ POBYĆ SAMA! - krzyknęłam tak głośno, że wszystkie zwierzęta zaczęły uciekać. Jeżyk i Psianka też odeszli, więc zostałam sama. Tak jak chciałam. Jednak i tak źle się z tym czułam.

Od Sokoła CD. Barwinkowej Łapy

Dziwnie czuł się stąpając tak swobodnie po terenie Klanu Klifu. Jeszcze dziwniejsza była wiadomość o ciągle stojącym treningu czarnego uczniaka.
― A kto był twoim mentorem? ― Spytał, kierowany czystą ciekawością.
― Księżycowy Pył ― Burknął Barwinkowa Łapa i zaczął trajkotać coś o jakimś Łabędzim Plusku, gubieniu sierści ze strachu i wspinaczce. Sokół wzruszył tylko ramionami i wziął kilka ptaków w pysk. Wyrzuty sumienia, że zapolował na terytorium innego klanu, żeby wykarmić swój, nie dawały mu spokoju. Przecież Klan Klifu też mógł cierpieć głód i być osłabiony. Skrzywił się. Nie znosił się za tę słabość. Przecież najważniejszy był interes jego własnego Klanu, Klanu Lisa.
― I to nie wszystko ― westchnął żałośnie Barwinkowa Łapa ― Moja siostra, Bodziszek, wącha kwiatki od spodu. Dasz wiarę? A była taka fajna. No, ale w klanie mam jeszcze tatę, więc nie jest najgorzej!
Sokół wymamrotał coś, co miało najprawdopodobniej być „a ja nie”. Krogulec, podobnie jak siostra Barwinkowej Łapy, wąchał kwiatki od spodu. Nawet nie zwrócił uwagi na to, jak jego stary, dawno niewidziany znajomy zmienił się w przeciągu ostatnich księżyców. Wychudł, a w jego głosie Sokół wyniuchał jeszcze coś – lekką irytację, frustrację.
― Pomyśleć ― Burknął Barwinkowa Łapa ― już prawie trzydzieści księżyców na karku, a ja ciągle w legowisku uczniów… Beznadziejnie, prawda? Żywiczna Mordka jest już wojownikiem, tak samo Jarzębinowy Strumień. A mi dali takiego mentora, Łabędzi Plusk, co tylko trzęsie kuprem…
Nie mogąc nic powiedzieć z powodu pliszek w pysku, położył po prostu końcówkę ogona na barku Barwinkowej Łapy, chcąc jakoś pocieszyć ucznia. Przeszli jeszcze kilka kroków, po czym położył kradzioną zdobycz na śniegu.
― Możesz odprowadzić mnie do granicy ― zasugerował.
― Mam lepsze rzeczy do roboty ― wymruczał Barwinkowa Łapa, jednak po chwili jego oklapłe uszka nieco się podniosły ― A wiesz co? Dobry pomysł! Może wtedy nie będę musiał iść na kolejny, nudny trening… 

<Barwinek? Kończymy sesję? Bo zaczynam pisać coraz gorsze gnioty ;-;> 

Od Sokoła CD. Iskry

― Bardzo dobrze. ― Wydusił z lekka zażenowany ― A wiesz, co oznacza, jak robię tak?
Zastrzygł uchem, po czym bez zapowiedzi skoczył na nią, jednak i tym razem Iskra była przygotowana. Zamiast wchodzić z nim w bezpośrednie starcie, po prostu odturlała się na bok. Jego łapy zaryły w błotnistej glebie. Wesołe iskierki w oczach uczennicy spotkały się z jego zaskoczonym spojrzeniem.
― Nie najgorzej ― Mruknął, starając się jak najdokładniej ukryć drganie wąsów czy machanie ogonem, które mogły zdradzać jego podziw ― Jeśli dalej ci tak pójdzie, można by niedługo pomyśleć o twoim mianowaniu…
Sierść czekoladowej stanęła dęba, w oczach pojawiły się jeszcze dziksze płomyki.
― Czyli kiedy? Mogłabym już dzisiaj dołączyć do Muszelki? I Szyszki? I innych? No powiedz, powiedz! No odezwij się! Noo boo sięę obraażę ― Urażone jęknięcie nie zabrzmiało nazbyt groźne. Głos Iskry, mimo jej wieku, wciąż był na swój sposób uroczy i piskliwy.
Podszedł do niej i końcówką ogona trzepnął ją lekko w ucho.
― Najpierw naucz się porządnie stać. Co to za postawa, tym ogonem chcesz zbierać ziółka dla Nowiu? Podnieśże go trochę wyżej! I nie prostuj się tak bardzo, bo cię wiatr zdmuchnie. I nie podnoś łap tak wysoko jak chodzisz, nie wszędzie na bagnach jest brudno ― Pod koniec swojej wypowiedzi zdał sobie sprawę, że się uśmiecha.
Iskra spojrzała na niego z entuzjazmem i wróciła do swojej poprzedniej pozycji.
― Wiesz co? Zawsze myślałam, że jesteś fajny!
Ale nie potrafię ocalić tych, których kocham, prawie mu się wyrwało. W tej nietypowej chwili wróciły do niego obrazy tonącego Krogulca. Czemu akurat teraz? Przełknął ślinę, wciąż się uśmiechając, choć z jakby mniejszym zapałem.
― Mam pomysł. ― Rzuciła Iskra ― Tylko obiecaj, że się zgodzisz. Zgadzasz się?
― Na co? ― Mruknął rozkojarzony ― Oh, c-coś mówiłaś… Tak, zgadzam się.
Iskry w oczach Iskry nie były już niewinnymi płomykami. Teraz to był najprawdziwszy ogień.
― No bo… Pomyślałam, że moglibyśmy spróbować mysich móżdżków. Kiedyś robiłam to z braćmi, Strzałą i Łukiem! Co ty na to? Oh, zapomniałam, i tak się już zgodziłeś…

<Iskro? Wybacz, że tak krótko ;-;>

Od Sokoła CD. Iskry

Unikając uderzeń czekoladowej uczennicy z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że owa kotka praktycznie dorównuje mu pod tym względem. Co prawda jej zamiłowanie do łażenia po drzewach wciąż nieco go przerażało, a niepokojący błysk w oczach przyprawiał o niemałe dreszcze, ale ale! Nie dało się zaprzeczyć, że w ciągu ostatnich księżycy ich mozolnego treningu nabyła wiele umiejętności. Stała się godną Klanu Lisa i kodeksu wojownika oraz takie tam…
Był z niej cholernie dumny.
Gdy z impetem przybiła go do ziemi, jego duma jeszcze się podwoiła. Pomyśleć, że taka zdolniacha tak długo kisiła się na tym nudnym stanowisku, jakim był uczeń… 
Wstał i otrzepał się z kurzu, przy okazji upewniając się, że brudna kąpiel nie ominie Iskry.
― Wiesz co? Na dzisiaj wystarczy. Idź coś przekąsić, chcę zamienić słówko z Horyzontem.

***

Jak powiedział, tak zrobił. Od razu po treningu skierował się do Horyzontu, który przegryzał mysz w legowisku. Sokół wziął głęboki wdech i uderzył końcówką ogona w korę osłaniającą legowisko lidera. Kątem oka dostrzegł, że tamten odwraca głowę w jego stronę.
― Puk puk, Horyzoncie? Masz chwilę?
Pomarańczowooki kiwnął łbem w jego stronę i przyjrzał mu się uważnie. Szary spojrzał na niego z lekkim strachem i zdał sobie sprawę, że ma się odezwać. Jak prywatnie nie znosił lidera, tak z bliska nie śmiałby powiedzieć cokolwiek, co mogłoby go w jakiś sposób urazić. Horyzont wzbudzał jakiś respekt.
― Chodzi o Iskrę, moją uczennicę. Uważam, że jest już gotowa na mianowanie.
Horyzont przymknął ślepia, najwidoczniej mocno się zastanawiając. Po chwili spojrzał w kierunku siedzącej niedaleko Iskry.
― Zrobiła postęp ― Przyznał spokojnie ― Ja również od pewnego czasu zastanawiam się, czy by jej dzisiaj nie…
Gwałtowna radość przepłynęła przez Sokoła od uszu, poprzez ogon i opuszki palców. Stanął na tylnych łapach i liznął lidera przyjacielsko po policzku. Wiedział, że nie powinien sobie pozwalać na takie traktowanie przywódcy, jednak uczucie błogiej radości odebrało mu częściowo zdolność myślenia. Spojrzał na niego przepraszająco i uśmiechnął się od ucha do ucha.
― Dzięki! Jakby co, to już obiecałeś!
Puścił się pędem w kierunku jedzącej spokojnie posiłek Iskry. Jako iż uczennica na początku go nie zauważyła, miał szansę przyczaić się i skoczyć na nią od tyłu. Zaskoczona Iskra pisnęła, po czym przetoczyli się kilka metrów i zatrzymali idealnie przed legowiskiem wojowników.
― Dzisiaj odbędzie się twoje mianowanie! ― Wyrzucił zdecydowanie zbyt oficjalnie, jednak nie wiedział zbytnio co powiedzieć. ― I-Iskra, d-dzisiaj cię mia-nu-ją…
Obserwował, jak na mordce Iskry malują się kolejno zaskoczenie i radość. Zaskoczony poczuł jedynie lekkie ukłucie żalu. Od dzisiaj Iskra będzie spała w legowisku wojowników. Zasłużyła, i to niewątpliwie. Ale jakaś cześć jego zawsze będzie tęsknić za tą rozbrykaną Iskrą, za ich wspólnymi wędrówkami po bagnach, polowaniem na gałęziach i wyjadaniem mysich móżdżków. 
Jak te bachory szybko dorastają…

<Iskro? Mało tu samej Iskry, ale nie wiedziałam, jak zareaguje>

Od Sokoła CD. Nostalgii

Naprawdę myślał, że tamtego wieczoru po prostu kopnie w kalendarz i powącha kwiatki od spodu. Nostalgia, parszywa Nostalgia napchała do tego drozda jakichś zielsk i przez kilka wschodów słońca w ogóle nie opuszczał legowiska medyczek. Ze złością przyglądał się szylkretowej uczennicy, która czasami wpadała do niego niby przypadkiem zobaczyć, jak się miewa. Miał wrażenie, że wręcz napawa się widokiem prawie zdychającego kota. 
W końcu uznał, że ta zniewaga krwi wymaga.

 ***

Przeżuwając obrzydliwe liście trybuli, które wcisnęła mu Pszczółka cierpliwie czekał, aż ostatnie patrole opuszczą obóz. Starał się ukryć szaleńczy uśmiech, który sam wymalowywał się na jego pysku. Przez ostatnie wschody i zachody słońca, które spędził w legowisku medyczek uporczywie zastanawiał się nad tym, jak odpłacić Nostalgii pięknym za nadobne. Ziółek na pewno by od niego nie przyjęła, a poza tym chciał wykazać się… większą kreatywnością.
― Wszystko okej? ― spytała niby przypadkowo Muszelka, z zaskoczeniem wpatrując się w dymnego wojownika. Faktycznie, z szaleńczym, wesołym uśmiechem, wychudzony i z zapadniętymi, lekko przekrwionymi oczami mógł wyglądać… nie najlepiej. Ale to teraz nieistotne. Zamyślił się, próbując przywołać pod powiekami obraz idealnej zemsty. 
― Wszystko jest w najlepszym porządku? ― rzucił ironicznie, zbywając młodą wojowniczkę machnięciem ogona.
― Na pewno? ― Szylkretka najwidoczniej zmusiła się, żeby nie zostawić go samego. Kiwnął szorstką głową, ale nie udało mu się zamknąć jej pyska ― Wyglądasz, jakbyś miał porządnego doła…
Jakby miał porządnego doła…
Przytulił serdecznie szylkretową Muszelkę i uśmiechnął się.
― Dzięki, jesteś genialna! Do zobaczenia później!

***

Wciąż żując te nieszczęsne liście trybuli, ulotnił się z obozu. Łapy same niosły go w kierunku dobrze znanej polanki, na której zdarzało mu się szkolić Iskrę. Rozejrzał się nieprzytomnie. Dostrzegł znajomą zajęcza norę, będącą niemalże pionową dziura wykopaną w ziemi. Gdy żył jeszcze Gągoł, razem z nim oraz z Szyszką wybrali się tu na spacer. Gągoł tam wpadł i o mały włos się nie połamał. Może Nostalgia będzie miała trochę więcej szczęścia?
Wziął w pysk kilka uschniętych liści i starannie przykrył to niepozorne zagłębienie w terenie, po czym ukrył się w krzakach. No tak… Jak głupim trzeba by było być, żeby wleźć po prostu w dziurę? I po co miałaby tu przychodzić? Z irytacją zagłębił pazury w glebie. Musi znaleźć jakiś sposób, żeby ją tu ściągnąć. I to jak najszybciej.
Na szczęście odpowiedź błyskawicznie nasunęła się sama. Dojrzał drobną, burą mysz. Zabił ją szybkim uderzeniem w kark i rzucił na skraj dziury. Miał nadzieję, że smakowity zapaszek szybko przyciągnie Nostalgię. Skulił się w krzakach, słysząc tylko głośne bicie swojego serca.
Wyczekiwany przez niego osobnik pojawił się szybciej, niż Sokół mógłby się tego spodziewać. Już z daleka dostrzegł ostrożnie skradającą się w kierunku myszy, długołapą Nostalgię. Mimo ogólnej powagi sytuacji skrzywił się. Jak bardzo leniwym trzeba być, żeby przynosić klanowi padlinę zamiast świeżej zdobyczy?
Później był już tylko głośny, zaskoczony krzyk i chwila ciszy, która trwała dla niego niczym wieczność. Jednak już kilkanaście uderzeń serca później do jego uszu dotarły znajome wrzaski. Co też poszło nie tak? Zbliżył się ostrożnie do dziury i poza zirytowaną Nostalgią, która nie miała na sobie nawet draśnięcia, dostrzegł miękki, stary mech. Najwidoczniej to on zamortyzował upadek, a ta smarkula nie miała na sobie nawet zadrapania.
Z dziury wpatrywały się w niego duże, lśniące, wściekłe oczy.
― Jak leci? ― spytał, wypluwając listki trybuli. Owinął ogon wokół łap i przyglądał się z głupkowatym uśmiechem porządnie rozwścieczonej Nostalgii.

<Nostalgio? Wybacz za gniota>

Od Szyszki

To było dziwne. W jednej chwili, cały świat stanął do góry łapami. Zwierzyny wciąż brakowało, chociaż Pora Nagich Drzew zbliżała się ku końcowi. To nie napawało Szyszki większym niepokojem, zdążyła już przywyknąć do pustego żołądka. Martwiła się bardziej liczbą kotów, która w ciągu ostatnich księżyców odeszła. Nie były to przypadkowe koty z lasu, a jej pobratymcy, których obdarzyła zaufaniem. Odchodzi jeden po drugim, jak zabijane w Porze Nowych Liści myszy. Z każdym kolejnym dniem, uczucie strachu rosło w niej. Obserwując znajome pyszczki, miewała myśli, że widzi daną osobę po raz ostatni. Każdą śmierć traktowała, z równie wielkim smutkiem. Czasami płakała, innym razem po prostu wlokła ogon po ziemi. Nie dawała się ponieść rozpaczy, gdy obok był inny członek klanu. Dla nich starała się nieść pocieszenie, dobre słowo, całą swoją siłę oddając klanowi. 
Śmierć Czereśni, była szokiem dla każdego. Przywódczyni nie była pierwszej młodości, ale to nie był jej czas, by odejść z tego świata. Szyszka niosła na sobie ogromny ciężar, jakim było poczucie winy. Może dało się temu zapobiec? Nie potrafiła znieść myśli, że gdyby wtedy nie wybrali się na patrol, liderka żyłaby nadal. Nie zginęłaby zaatakowana przez Potwora Dwunożnych. Płomykówka i Myszołów zajęli się jej zakopaniem, żegnając członka rodziny. 
Szyszka uniosła głowę, obserwując ciemniejące nad głową niebo. Pomału zapadał zmrok. Kotka westchnęła przeciągle. Oczy jej się zaszkliły. Czereśnia była wspaniałą liderką. Czarnulka wspominała, jak przyjęła ją i Brzózka do klanu, zapewniając im tym samym dom. Przeszła tyle w życiu, a się nie poddawała, aż do tego jednego dnia, kiedy zakończyła swoją walkę. Stała się jednym z Gwiezdnych? Nie. Ona nie wierzyła w Klan Gwiazdy. Gdzie zatem zawędrowała? 
Zacisnęła zęby, próbując się nie rozpłakać jak mały kociak. To była jej wina. Gdyby wtedy nie stała jak kołek, to ona przyjęłaby uderzenie i Czereśnia nadal by była z nimi. Była tak ważna dla klanu, dlaczego musiała ich opuścić? Los odebrał już tak wiele kotów. Szyszka zabiła zdenerwowana ogonem o ziemię. To wszystko nie tak  miało być, ale musiała pogodzić się z tym, co się wydarzyło. Być oporą dla najbliższych. Niepewnie podniosła się na łapy. Potrzebowała spokojnego miejsca, w którym będzie mogła zebrać myśli. Udała się do legowiska starszych, które nie było właściwie używane. Ułożyła się na jednym ze starych  mchów, wciąż niosącym zapach Jemioły. Zamknęła oczy, powoli zasypiając. Może zwalczy bezsenność? 
W oddali rozniósł się głos Puch. Szukała kotów na patrol. Teraz, kiedy Płomykówka zrezygnowała ze stanowiska, Puch została zastępczynią. Szyszka nie dziwiła się dawnej mentorce, w końcu straciła siostrę, tak jak wcześniej partnera i teraz wolała skupić się na wychowaniu kociaków. Na nowego przywódcę, wybrała więc Horyzonta. Czarna kotka musiała przyznać, że wprowadził swoje rządy od razu, przez co część pobratymców, nawet nie miała czasu, by odpocząć, lub ponieść się żałobie. 
Ziewnęła przeciągle. Tej nocy znowu nie uda jej się zasnąć. Zbyt dużo zamieszania. Udała się do Puchu, chcąc zgłosić się do patrolu łowieckiego. Miała dość dużo siły, a przynajmniej na coś się przyda. 

27 grudnia 2019

Od Szyszki CD. Nostalgii

*odpis nr. 3*


Szyszka ziewnęła szeroko. Przez ostatnie wydarzenia, a także częste patrole, nie sypiała zbyt dobrze. Brakowało jej wtulenia w futro Sokoła, oraz wieczornego dzielenia się posiłkiem z bratem.W legowisku wojowników, zrobiło się ciasno od czasu, gdy większa część uczniów została mianowana. Każdy dzień, od tragicznej śmierci Czereśni, był rutyną. Polowanie nie sprawiało jej satysfakcji, gdy wracała z chudymi sztukami zwierzyny, patrole męczyły, narastał strach o życie bliskich kotów. Nocami dręczyły ją mroczne myśli, odpychające sen z powiek. Kto będzie następny? Co jeszcze złego szykował dla nich Klan Gwiazdy? 
Zamiast nocami zasypiać niespokojnym snem, wolała czuwać. Nie dzieliła się swoimi troskami. Była przyzwyczajona do tego, że na wszystko trzeba spojrzeć, z bardziej pozytywnej strony, otwarcie nie okazywać rozpaczy. Każdy kot pewnie odczuwał swego rodzaju niepokój. Ona wolała opiekować się pobratymcami, być dla nich wsparciem. 
Jedyną miłą odmianą, były treningi z Nostalgią. Szyszka wcześniej szukała swojej uczennicy, zamierzając zabrać ją na jakieś szkolenie. Może jeśli tym razem się mocno zmęczy, szybciej uda jej się zasnąć, bez żadnych dodatkowych myśli? Niestety nie mogła nigdzie dojrzeć szylkretki. Przypomniała sobie szybko, że Horyzont nakazał patrol poszukiwawczy, kiedy zaginęła Nów. Uznała, iż siostra Iskry, musiała do nich dołączyć. Szyszka martwiła się o medyczkę, która długo nie wracała. Nów w jej opinii, była na tyle odpowiedzialna, że nie odeszłaby z klanu, bez powiadomienia chociaż Pszczółki. Czy zatem groziło jej niebezpieczeństwo? 
Czarna kotka powolnym krokiem, zbliżała się do legowiska medyczek. Mucha skarżyła się, że bolą ją stawy. Wojowniczka chciała pomóc najstarszej kocicy w klanie i postanowiła poprosić o jakiś lek Pszczółkę. Wchodząc do środka, wyczuła zapach śmierci. Zjeżyła sierść na karku. To jej się nie podobało. Rozpoznała ciemną sylwetkę, leżącą kilka skoków królika dalej. 
― K-księżycowy Pył? 
Roztrzęsiona, ledwo dała radę ustać na łapach. Wielkimi oczami, wpatrywała się w martwe ciało syna Czereśni. Chowała i wysuwała pazury, czując coraz większy smutek. 
― To nie moja wina!-mruknęła Nostalgia, zwracając na siebie zdziwiony wzrok mentorki. ― Ten staruch sam się zabił!
Szyszka zamyśliła się. Myślała, że Nostalgia jest poza obozem. W takim razie, co młoda kotka tutaj robiła? Obiegła ją czujnym spojrzeniem. Chyba nic jej nie doskwierało? 
― Tak, wiem, to nie twoja wina. Nigdy bym nie posądziła ciebie o taki czyn, jakim byłoby morderstwo.-wojowniczka ostrożnie podeszła do Nostalgii, łagodnie otaczając ją ogonem. Uczennica się wzdrygnęła, ale nie odsunęła.  Szyszka westchnęła głośno. Dlaczego Księżycowy Pył to zrobił? Rozumiała, że mógł przeżywać ciężkie chwilę, ale to jeszcze nie powód, by odbierać sobie życie. 
― Lepiej poszukajmy Pszczółki. O-ona p-powinna się nim zająć.-starała się powstrzymać drżenie głosu. 

<Nostalgio? Pszczółko?>

Od Szyszki CD. Nostalgii

*odpis nr. 2*

Minęło kilka wschodów słońca, od czasu śmierci Czereśni i jeszcze więcej od śmierci Niezapominajki. Duża część uczniów, została mianowana na wojowników. W klanie zapanowała rutynowa atmosfera. Koty przykryte żałobą, starały się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej, świadome upływającego czasu. Patrole stały się częstsze, odbywały się głównie blisko granic. Nie zabrakło także łowców, uparcie szukających zwierzyny. Dobrą wiadomością w tym wszystkim było to, że przynajmniej Klan Lisa się starał i tak szybko nie zamierzał się poddać.
— Nie musisz się martwić, Myszołowie, będę uważać na obie!-miauknęła Szyszka z entuzjazmem, zwracając się do ciemnego wojownika.
Myszołów wpatrywał się w nią dłuższą chwilę, po czym skinął głową i postanowił się oddalić. Szyszka nie posiadała się ze szczęścia. Trening z dwiema uczennicami na raz, był prawdziwym wyróżnieniem. Czarna kotka udała się sprawnym krokiem, w stronę legowiska uczniów. Widząc wybiegającą jej na spotkanie Nostalgię, uśmiechnęła się delikatnie. 
— Idziemy? — jęknęła, przebierając łapami. — No? 
— Jasne już idziemy — odpowiedziała zniecierpliwionej uczennicy. Przeniosła wzrok na drugą kotkę. — Golcu, idziesz z nami, Myszołów dziś niestety nie może cię trenować, spędza dzień z mamą i rodzeństwem.
— Co?! 
Szyszka westchnęła, słysząc niezadowolenie w głosie Nostalgii. No tak, obie z Golec, nigdy nie były sobie specjalnie bliskie. Wspólny trening, mógł być bardzo ciekawy. 
— Poćwiczymy dzisiaj walkę. Pokażę wam, na czym polega współpraca. 
— Musimy?-jęknęła Golec, powoli zbliżając się do czarnulki i szylkretki. 
— Cykasz się, galareto?-syknęła Nostalgia, bijąc ogonem o ziemię. Golec rzuciła jej spojrzenie spod przymkniętych powiek, jeżąc sierść na karku. — Będziemy tutaj tak stać, czy pójdziemy wreszcie? 
— Tak, pójdziemy.-krótko odpowiedziała Szyszka. 
Machnęła ogonem zachęcająco, zanim pokierowała w stronę wyjścia z obozu. Starała się iść równym krokiem, nie przyspieszać, żeby uczennice mogły dotrzymać jej tempa. Czarna kotka zmrużyła oczy, czując wiatr muskający jej pyszczek. Zawęszyła, licząc, że poczuje smakowity zapach zwierzyny. Zastrzygła uszami, słuchając odgłosów bagien. Wydawało się być tak spokojnie, tylko, czy to nie była cisza przed burzą? 
Trójka kotek dotarła na niewielkie wzniesienie. Ziemia była tutaj udeptana, pokryta znikomą trawką. Śnieżne zaspy leżały o kilka skoków królika dalej, zaraz obok ciernistych krzewów. Szyszka zadrżała, przypominając sobie, jak sama tutaj trenowała. Miała tego pecha, że dorwał ją lis i prawie zginęła. Nie lubiła tego miejsca, ale musiała przyznać, że było najlepsze, do tego typu ćwiczeń. Spokojne, nie tak daleko od obozu, bez większych zagrożeń. Do tego nic wartościowego, nie można było tutaj zniszczyć. 
— Chciałabym zobaczyć wasze umiejętności walki. Poćwiczymy kilka ruchów, króre miałyście okazje wcześniej przećwiczyć.-miauknęła czarnulka, zwracając się do uczennic. — Będziecie pracować razem, jak drużyna. Jeśli wróg zaatakuje, ważna będzie współpraca. Dzięki niej osiąga się naprawdę wiele. 
Zignorowała prychnięcie Nostalgii, oraz skrzywienie na pysku Golec. Szyszka wzruszyła ramionami. Tak uczyła ją Płomykówka, oraz Oset, gdy nadszedł czas jej treningu. Obeszła obie uczennice, uważnie je oglądając. Liczyła na to, że się nie pogryzą. 
— Nostalgio, schowaj pazury. Nie chce, żebyście zrobiły sobie krzywdę, to tylko ćwiczenie.-mruknęła młoda wojowniczka. — Golec, ty zaatakujesz pierwsza. Twoim zadaniem będzie wskoczenie i powalenie Nostalgii na ziemię. Nostalgio, ty masz odepchnąć Golec tylnymi łapkami, a potem na nią naskoczyć. Czy zrozumiałyście? Świetnie. Jeśli wam się nie uda za pierwszym razem, zawsze są kolejne trzy. 
Szyszka oddaliła się kilka kroków, żeby usiąść w przycienionym miejscu. Usiadła, obserwując przebywające nie daleko uczennice. Czujnie zmrużyła oczy, uważnie obserwując każdy ich ruch. Klanie Gwiazdy, niech one się tylko nie pobiją!  
Golec trzepnęła ogonem o ziemię. Ustawiła się w odpowiedniej pozycji, napinając mięśnie, gotowa do skoku. Uczennica Myszołowa, wykonała swój ruch bardzo szybko. Udało jej się powalić starszą kotkę na ziemię, próbując zahaczyć przy tym łapkami o jej bark. Nostalgia, tak jak było powiedziane, odepchnęła Golec za pomocą tylnych łap. Córka Niezapominajki, z piskiem poleciała do tyłu. Nostalgia korzystając z okazji, skoczyła w jej stronę, przyszpilając młodszą do ziemi. Zrobiła to niezbyt delikatnie. Golec ostrzegawczo syknęła, zaczynając wiercić się pod jej ciałem, próbując się wyrwać. 
— Nostalgio, zejdź ze mnie.-jęknęła Golec, próbując zepchnąć z siebie silniejszą kotkę, która jednak uparcie trzymała ją przy ziemi. 

<Nostalgio?>